Miał wrażenie, jakby ktoś
zdzielił go obuchem w głowę. W uszach dzwoniło mu niczym po wybuchu granatu, a
pulsujący ból rozchodził się falami wewnątrz jego czaszki, zakrzywiając
racjonalne postrzeganie rzeczywistości. Wszystko wokół zdawało się wirować z
zawrotną prędkością, jak podczas jazdy kolejką górską.
Nie pojmował co się wydarzyło,
co więcej – nawet nie był w stanie powiedzieć kim był, jednak w tej chwili
zupełnie go to nie obchodziło. Jedyne, o czym mógł myśleć, to ten potworny
ucisk mózgu. Ból był tak nieznośny, że miał ochotę rozłupać sobie czaszkę kamieniem,
byle tylko jakoś ukrócić tę mękę.
Dopiero po chwili uświadomił
sobie, że nogi niosą go w jakimiś bliżej nieokreślonym kierunku, zupełnie jakby
poruszały się niezależnie od jego woli. Pod stopami czuł najpierw żwir, potem
sprężystą ziemię. Zewsząd otaczała go mocno rozmazana zieleń i przeszło mu
przez myśl, że znajdował się w jakimś lesie.
Chciał się zatrzymać i zawołać
o pomoc, ale mimo to szedł dalej, jakby jego mózg nie nadążał za nogami.
– Skup się do cholery –
wybełkotał sam do siebie i zdziwił się na brzmienie swojego głosu.
Gdzieś z tyłu głowy zamajaczyło
mu blade przeświadczenie na temat własnej tożsamości, jednak szybko rozmyła je
kolejna fala bólu.
Desperacko przyciskając dłonie
do obu skroni, podążał chwiejnie przed siebie, aż do momentu, w którym przed jego oczami wyrosły jakieś
drzwi. Naparł gorączkowo na ciężką klamkę i dosłownie wtoczył się do środka,
przy okazji potykając się o próg.
W następnej chwili oślepiły go
ostre światła jarzeniówek. Przysłaniając dłonią oczy, zaczął ostrożnie poruszać
się w głąb pomieszczenia. Po kilku sekundach dostrzegł przed sobą niewyraźny zarys
schodów i udał się w ich stronę, jakby instynkt podpowiadał mu, że to właśnie
powinien teraz uczynić. Reszta otoczenia zupełnie go nie interesowała.
Ból głowy niemal go oślepiał i
pokonywanie każdego kolejnego schodka zdawało się być tak ekstremalne, jak
nocna wspinaczka na Mount Everest. Co chwila zataczał się na boki i potykał,
jednak po kilku, ciągnących się niemal w nieskończoność minutach, w końcu
dotarł na szczyt.
Przed jego oczami wyrósł niepokojąco
długi korytarz z całym szpalerem identycznie wyglądających drzwi. W powietrzu
unosił się zapach wiekowego drewna, który wydał mu się odrażającym odorem
stęchlizny. Raptownie zebrało mu się na wymioty. Starając się powstrzymać niekontrolowane
spazmy żołądka, dobił do pierwszych z brzegu drzwi i wdarł się z impetem do
środka, by po chwili osunąć się bez życia na podłogę.
Mimo iż słońce jeszcze nie
zaszło, pomieszczenie było pogrążone w półmroku i tylko cienka strużka światła
z korytarza oświetlała niemrawo miejsce, w którym leżał. Oddychając ciężko
przytulił twarz do chłodnych paneli i zamknął oczy. Ucisk w głowie trochę
zelżał, by następnie powrócić ze zdwojoną siłą. Z jego ust wydobył się
przeciągły jęk i nie mogąc dłużej się powstrzymać, zwymiotował pod siebie.
–
Żałosne. – rozległ się mrożący krew w żyłach, przepełniony
pogardą głos. – Jeszcze nigdy w całym
swoim życiu nie byłeś tak słaby i żenujący jak teraz.
Krztusząc się i ledwo łapiąc
powietrze, Seijurou podniósł głowę i rozejrzał się wokół, próbując odnaleźć
właściciela głosu. Dostrzegł tylko kilka niewyraźnych, całkowicie nieruchomych
kształtów. Nie był w stanie dojrzeć pośród nich właściciela głosu.
– Kto…? – wybełkotał – Gdzie
jes… – urwał, gdy niespodziewanie uzmysłowił sobie, skąd dobiegły go te słowa i
kim był ten, który je wypowiedział.
Pod wpływem tego odkrycia lekko
otrzeźwiał a jego ciałem wstrząsnął zimny dreszcz. Zaczęły docierać do niego
strzępki wspomnień dotyczących własnej tożsamości, które stopniowo łączyły się
w jedną całość i rzucały światło na paranoidalną sytuację, w której się
znalazł.
–
Twoja głupota sprowadziła na ciebie mój gniew. Będziesz tego żałował,
braciszku.
– N-nie… Nie jestem twoim
bratem… – jęknął Seijurou i poczuł kolejną falę mdłości. – Nie mów do mnie…
–
Stoczyłeś się na samo dno, Seijurou. Nie mogę tego tolerować, bo w tym momencie
upokarzasz także i mnie. – głos jego alter-ego ociekał furią.
Seijurou potrząsnął słabo
głową. Nie chciał tego dłużej słuchać.
On jednak
ani myślał zaprzestać tej psychicznej tortury.
–
Nie mam pojęcia jak ci się to udało, ale wiedz, że to chwilowe. Zaraz wrócisz
tam, gdzie twoje miejsce!
Ta jadowita groźba podziałała
na Seijurou niczym siarczysty policzek. Pozbierał się z ziemi i z trudem
utrzymując równowagę, ruszył w stronę drzwi znajdujących się na prawo od okna.
Wymacał ręką włącznik światła i starając się zignorować złowieszcze szepty
swojej drugiej jaźni, podszedł do umywalki i wsadził głowę pod strumień wody.
Zrobiło mu się odrobinę lepiej. Oddychając z pewnym trudem, podniósł twarz i
natrafił na odbicie w lustrze. Dopiero po kilkunastu sekundach zrozumiał, że
patrzy na swoją własną twarz. Wzdrygnął się, jednocześnie zszokowany i
zniesmaczony tym odkryciem.
Szkarłatne tęczówki były
dziwnie mętne, zupełnie jakby należały do osoby odurzonej narkotykami.
Skapująca z włosów woda spływała wzdłuż jego pozbawionej kolorów twarzy i
osiadała na lekko drżącej szczęce. Wąskie usta miały siny odcień i w połączeniu
z bladością skóry, przywodziły na myśl topielca.
Seijurou odgarnął do tyłu klejącą
się do czoła grzywkę i odetchnął przeciągle, próbując za wszelką cenę dojść do
pełni władzy nad swoim ciałem i umysłem.
–
Nie walcz ze mną, to na nic. Za chwilę i tak będziesz skończony. – głos jego
drugiej osobowości zdawał się być opanowany, jednak Seijurou wyczuł w nim nutę
desperacji.
– Zamknij się. – odpowiedział mu
drżącym, niezbyt stanowczym głosem.
Z całej siły zacisnął powieki,
próbując jakoś zwalczyć intruza.
–
Nie uda ci się. Nie wygrasz ze mną, dobrze o tym wiesz.
– Zamknij się. – powtórzył
głośniej i poczuł nagły przypływ determinacji. Wbił twarde spojrzenie w lustro.
Instynktownie wiedział, co powinien zrobić. – Nie muszę już walczyć. To ty
przegrałeś.
Zacisnął pięści i odsunął się
od umywalki, skupiając się na uczuciu nienawiści, które zaczęło zalewać go od
środka niczym rozszalała fala tsunami. Musiał się temu poddać. Tylko w ten
sposób mógł odzyskać kontrolę nad własnym życiem.
–
Nawet nie próbuj tego robić! – teraz głos był już wyraźnie
spanikowany – Beze mnie jesteś nikim,
Seijurou!
– Nie. To ty jesteś tym, który
beze mnie nie istnieje. – odpowiedział lodowatym głosem i uderzył pięścią w
lustro.
Gładka tafla pękła z trzaskiem.
Samotna kropla krwi spłynęła wolno po pokiereszowanej powierzchni i po chwili
schowała się w szczelinie między odłamkami. Nastała głucha cisza.
Seijurou wpatrywał się w
pęknięte szkło, odczuwając coś na kształt zimnej furii pomieszanej z
ekscytacją. Krew wrzała mu w żyłach a serce waliło jak oszalałe. Pęknięta skóra
dłoni pulsowała boleśnie, jednak był to przyjemny ból, podszyty satysfakcją.
Po chwili uświadomił sobie, że
wcześniejszy ucisk mózgu niespodziewanie ustąpił, jakby za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki.
To stanowiło wystarczające
potwierdzenie, że w końcu udało mu się odzyskać całkowitą kontrolę nad własnym
umysłem.
Odczuwając bezbrzeżną ulgę,
oparł się plecami o chłodną glazurę i przymknął oczy. Jego przyspieszony
dotychczas puls stopniowo zwalniał a rozbiegane myśli powoli układały się na
swoim miejscu.
Wydawało mu się, że to co
najgorsze jest już za nim, jednak gdy uchylił oczy i popatrzył na rozbite
lustro, naiwne przeświadczenie prysnęło
niczym bańka mydlana.
Boleśnie zrozumiał, że tak
naprawdę najgorsze było dopiero przed nim. Pozbycie się ogarniętej manią
wygrywania drugiej osobowości było zaledwie kroplą w morzu problemów, które
czekały na niego w nowej rzeczywistości.
Ta konkluzja sprawiła, że znowu
poczuł się jak wrak człowieka.
Ledwie powłócząc nogami, wrócił
do pokoju i rozejrzał się półprzytomnie, zastanawiając się co ma ze sobą
począć.
Przestronna sypialnia wyglądała,
jakby nie była przez nikogo zamieszkana, więc kusiło go, by tu zostać, jednak
rozsądek podpowiadał mu, że to nie był najlepszy pomysł.
Jego wzrok powędrował na
podłogę, na której jeszcze przed chwila leżał. Na widok własnych wymiocin
przepełnił go wstyd i odraza. Niewiele myśląc zdjął koszulkę i opadł na kolana
by po sobie posprzątać. Następnie wrócił do łazienki, zaprał pod kranem t-shirt
i przewiesił go starannie na kabinie prysznica.
Seijurou patrzył tępym wzrokiem
na mokrą koszulkę i uzmysłowił sobie, że nie ma bladego pojęcia co dalej. Nie
tylko w tej chwili; w ogóle nie był w stanie wyobrazić sobie swojego dalszego
życia.
Czuł się jak człowiek, który po
mocno zakrapianej imprezie obudził się w nieznanym miejscu, a następnie
dowiedział się, że w ciągu tych kilku godzin gdy pił na umór, zostawiła go
żona, stracił pracę i okradziono go ze wszystkiego co posiadał.
I choć Seijurou nigdy nie miał
ani pracy, ani żony, to ostatni fragment wydał mu się wyjątkowo znajomy. Wszak
jego druga osobowość okradła go z niemal pół roku życia.
Dla osoby takiej jak on – która
zawsze miała pod kontrolą każdy najmniejszy aspekt życia – utrata sprawowania
władzy nad własną egzystencją była najgorszą z możliwych porażek.
Czuł się z tego powodu
żałośnie, jednak miał świadomość, że jeśli szybko nie weźmie się w garść, to
tamten sukinsyn mógłby ponownie to wykorzystać.
Seijurou wziął zamach ręką i z
całej siły uderzył się w policzek. A potem kolejny raz i kolejny, aż cała twarz
pulsowała mu z bólu. Pomogło.
Teraz musiał jakoś doprowadzić
się do porządku.
Wyszedł z powrotem na korytarz
i z ulgą stwierdził, że był opustoszały. Rozejrzał się gorączkowo, jakby w
poszukiwaniu wskazówek dokąd ma się udać. Rozpoznawał te wnętrza – to bez
wątpienia była rezydencja w Kioto, w której zwykł spędzać wakacje. Szybko
jednak wydedukował, że teraz prawdopodobnie mieszkał tu na stałe.
Jego pamięć zdawała się nadal
szwankować. Nawiedzały go tylko jakieś niejasne wspomnienia z ostatnich dwóch
tygodni, gdy to na wpół przebudzony dryfował w odmętach własnej świadomości.
Ciężko mu było jednak wyłuskać z tych wspomnień cokolwiek konkretnego.
Ruszył wzdłuż korytarza
niepewnym krokiem. Gdzieś z parteru dobiegły jakieś szmery i Seijurou zamarł.
Uświadomił sobie, że był na wpół nagi i nie chciałby spotkać nikogo, komu
musiałby tłumaczyć się ze swojego podejrzanego wyglądu.
Jego wzrok powędrował do drzwi
znajdujących się na końcu korytarza. Prowadziły do pokoju, który zajmował za
każdym razem, gdy przyjeżdżał do Kioto. Teraz jednak nie miał pewności, czy to
nadal była jego sypialnia.
Jego
sypialnia.
Uśmiechnął się gorzko,
wymawiając w myślach te słowa.
Teraz już nie było jego sypialni. Teraz już nic tutaj nie
było jego własnością.
Mimo, iż znajdował się w swoim
własnym domu, mimo, iż dobrze znał to miejsce, to czuł się tu obco, niczym
jakiś intruz.
To nie on był tym, który
mieszkał tu przez ostatnie kilka miesięcy. To nie on był tym, który ułożył
sobie tu życie.
A ostatnie na co Seijurou miał
ochotę to wtapianie się w świat, do którego nie należał.
Gdyby tylko mógł, wróciłby do
Tokio i kontynuował swoje życie od momentu, w którym wszystko się zatrzymało.
W pamięci mignęła mu twarz
Murasakibary. To on był ostatnią osobą, którą Seijurou widział. Poczuł niemiły
ucisk w żołądku na samą myśl, co mogło wydarzyć się po tym, jak jego druga
osobowość przejęła kontrolę nad jego umysłem.
Seijurou potrząsnął impulsywnie
głową, zirytowany własną słabością. Musiał natychmiast wziąć się w garść i
zostawić przeszłość za sobą. I tak już nie miał na nią wpływu.
Szmery dochodzące z dołu
nasiliły się. Seijurou zawahał się, gdy nagle jego wzrok spoczął na drzwiach,
które znajdowały się najbliżej niego. Nie wyróżniały się niczym szczególnym
spośród pozostałych drzwi, jednak jego serce zadrgało niespokojnie, zupełnie
jakby wyczuło coś znajomego.
Podszedł do nich jak zahipnotyzowany
i nie bardzo zastanawiając się nad tym co robi, nacisnął klamkę i wszedł do
środka.
Pomieszczenie było skąpane w
miękkim blasku zachodzącego słońca, bo w przeciwieństwie do poprzedniego pokoju,
tutaj rolety okienne były odsłonięte.
Od razu rzucił mu się w oczy
ogólny rozgardiasz. Po podłodze walały się jakieś papierzyska. Stojąca pod
oknem kanapa zawalona była stosem kolorowych ubrań a szerokie łóżko było
niedbale zaścielone.
Seijurou uznał to za dość
nietypowe zjawisko, zwłaszcza, że ubrania piętrzące się na kanapie wyraźnie
należały do kogoś płci żeńskiej.
Czyżby
gościła tu jakaś kobieta? Może ktoś z rodziny…?
Seijurou zaczął rozważać prawdopodobne opcje, jednak coś mu podpowiadało, że
odpowiedź była znacznie bardziej zaskakująca, niż mógłby przypuszczać.
Schylił się i podniósł z
podłogi jedną z kartek. Zapisana była znakami hiragany, a pod każdym z symboli
znajdował się odpowiednik z łacińskiego alfabetu.
– To… Co…? – zdziwił się na
głos, zaskoczony nietypową treścią.
Po chwilowym przeanalizowaniu
kartki i kilku kolejnych papierów o podobnej zawartości, Seijurou odłożył je na
stojącą obok komodę i jego wzrok przykuł bukiet czerwonych kwiatów w
porcelanowym wazonie.
Amarylisy,
przeszło mu przez myśl i zbliżył twarz, by powąchać czerwone łebki. Ich
intensywna woń przywiodła mu na myśl coś znajomego, lecz zanim zdążył to
uchwycić, wspomnienie się rozmazało.
Seijurou poczuł
zniecierpliwienie. Zirytował go fakt, że nie był w stanie przypomnieć sobie
niczego sprzed swojego całkowitego przebudzenia i tylko jakieś cholerne zapachy
mąciły mu w głowie i rozpalały jego pragnienie szybkiego poznania prawdy.
Przysiadł na skraju łóżka i zaczął myśleć gorączkowo nad tymi przeklętymi
amarylisami, licząc na to, że w końcu coś mu zaświta w głowie. Minuty mijały a
on nie wymyślił nic i tylko stukał palcami w kolano, jakby miało mu to pomóc w
zwalczeniu amnezji.
Poczuł się bezsilny i znużony.
Głowa zaczęła mu ciążyć na karku i dotarło do niego, jak bardzo jego organizm
musiał być wycieńczony dzisiejszymi wydarzeniami. Nie mogąc się opanować, opadł
z pewnym wahaniem na miękką, jedwabną pościel i przymknął oczy. Po chwili
wymacał poduszkę i wtulił w nią twarz. Ze zdziwieniem stwierdził, że pachniała
końską grzywą. Nagle we wspomnieniach mignęły mu długie, jasne jak len włosy.
– To jej sypialnia… – wyszeptał
do siebie bezwiednie i jego puls przyspieszył.
W jego głowie pojawiły się kolejne
mgliste wspomnienia, przedstawiające małe jeziorko i struny skrzypiec, po
których przesuwały się smukłe palce. Jakaś znajoma melodia rozbrzmiała mu w
myślach, powodując nieznośne drapanie w gardle.
Ona.
Seijurou nie wiedział kim była ona. Nie mógł sobie przypomnieć jej
twarzy, imienia ani głosu, nie miał też pojęcia jaką rolę odgrywała w jego
życiu. Pamiętał tylko te jasne włosy i ich specyficzny zapach, który wywoływał
w nim niezrozumiałą tęsknotę.
Tęsknotę
za czym…?
Nagle zapragnął zostać. Zostać
w tym łóżku z twarzą wtuloną w tę poduszkę. Nieznajoma – najprawdopodobniej
zamieszkująca ten pokój – zdawała się być jedynym pomostem łączącym go z
nieznanym światem, w którym przebudził się po pół roku głębokiego snu.
Być może dzięki niej miał
jeszcze jakąś szansę na odnalezienie się w nowej rzeczywistości. Ta myśl dodała
mu otuchy, lecz po chwili znowu przejęły go wątpliwości.
Co miał jej powiedzieć, o co
miał zapytać…? Przecież nie mógł ot tak, zwyczajnie wyjawić – czy to jej, czy
komukolwiek innemu – że jego druga osobowość przejęła na jakiś czas kontrolę
nad jego ciałem, a teraz on próbuje wszystko sobie od nowa poukładać. Samo
wyobrażanie, już nie mówiąc, że faktycznie mogłoby dojść do takiej sytuacji,
było po prostu absurdalne.
Nie mógł tego rozegrać w taki
sposób. Musiał czym prędzej opuścić ten pokój.
Spróbował się podnieść do
pozycji siedzącej, lecz nie był w stanie przekonać do współpracy swojego ciała,
które nagle zrobiło się tak ociężałe, jakby ważyło co najmniej tonę. Seijurou
westchnął sennie w poduszkę.
– Tylko moment…
Jakby na przekór jego woli,
powieki opadły i po chwili jego świadomość odpłynęła w nicość.
~*~
– Nie tato, nie jestem chora.
– Więc dlaczego jesteś taka
blada? Stało się coś?
April westchnęła z rezygnacją i
pokręciła głową.
– Tato, błagam. Apeluję o to,
byś się ode mnie odczepił.
Ojciec zrobił lekko urażona
minę i skrzyżował ramiona na piersi. Chyba nie był w nastroju na przekomarzanie
się.
– Dziecko, chyba rozumiesz
dlaczego się martwię.
April wzruszyła ostentacyjnie
ramionami. Była lekko zniecierpliwiona nadopiekuńczą postawą ojca, lecz przede
wszystkim była zła na samą siebie. Że też po powrocie z boiska musiała wpaść na
cholerny stojak z parasolkami, który ktoś niefortunnie umieścił tuż przy
drzwiach wejściowych. Zrobił się taki raban, że zbiegła się połowa służby oraz
– na jej nieszczęście – Anthony.
Planowała przemknąć
niezauważona do swojego pokoju, a ostatecznie skończyła spierając się z ojcem na
temat stanu swojego zdrowia. Zupełnie nie miała do tego głowy i chciała jak
najszybciej zostać sama, jednak Anthony ani myślał dać się spławić.
– Nie, nie rozumiem tatko. Od
lat jest ze mną wszystko w porządku.
Ojciec zamrugał oczami ze
zmartwiona miną.
– Ale nigdy nie wiadomo, czy
nie dopadnie cię znowu.
– Nawet jeśli, to co? Anemia to
nie koniec świata. W końcu będziesz mógł mnie zainstalować w szpitalu, czyli to
co lubisz najbardziej. – głos April zabrzmiał tak sarkastycznie, że zdziwiło to
nawet ją samą.
– Nie kpij sobie w ten sposób –
odpowiedział karcąco ojciec i wbił w nią twarde spojrzenie niebieskich oczu –
Ciężka anemia wymaga hospitalizacji. Ty jednak nadal masz do mnie żal o to, że
zmarnowałem ci młodość bo przez jakiś czas musiałaś leżeć pod kroplówką.
– Przepraszam tato. – pokajała
się przed nim dla świętego spokoju – Wiem. Wiem, że to było konieczne, ale
teraz nie jest, więc nie zawracajmy sobie tym głowy. Widziałeś może Seijurou?
– Nie widziałem. – westchnął
Anthony i po chwili jego oczy rozbłysły, jakby przypomniał sobie coś ważnego. –
Czy to z jego powodu jesteś ostatnio taka rozchwiana? Dopóki nie przyjechaliśmy
do Japonii wszystko było z tobą w porządku. Proszę cię, daj sobie spokój z tym
chłopakiem. Nie wydaje mi się, by pałał do ciebie sympatią. Myślisz pewnie, że
zbawisz cały świat, ale przyjmij do wiadomości, że nie każdy sobie tego życzy.
– Och to oczywiste, że on sobie
tego nie życzy. Co więcej, Seijurou mnie wprost nie znosi. – April machnęła
ręką jakby odganiała namolną muchę – Ale to właśnie dlatego przebywanie z nim
sprawia mi tak niesłychaną przyjemność.
– Dziecko, ty jesteś jakimś
ewenementem.
– W końcu jestem twoją córką. –
skwitowała i pospiesznie ruszyła w stronę schodów, dając ojcu do zrozumienia,
że rozmowa jest skończona – Do zobaczenia później!
Anthony najwyraźniej zrozumiał,
że już nic nie wskóra, bo nawet jej nie zatrzymywał.
Gdy April znalazła się na
piętrze, zawahała się przez chwilę. Kusiło ją, by zapukać do drzwi na końcu
korytarza. Z jednej strony natychmiast chciała uzyskać odpowiedzi na nurtujące
ją pytania a z drugiej… Nie była wcale pewna, czy Seijurou chciałby teraz z nią
o czymkolwiek rozmawiać.
Chwilę rozważała, co powinna
zrobić. Ostatecznie lekko niepocieszona udała się do siebie. Gdy przekroczyła
próg sypialni, szybko zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami. Jej
wzrok powędrował w stronę okna, przez które wpadały ostatnie promienie
zachodzącego słońca. Za chwilę miał nastać zmierzch.
April przymknęła powieki a
przed jej oczami po raz kolejny stanęła scena, która rozegrała się na boisku.
Analizowała każdy element, począwszy od niezbyt przyjemnej rozmowy, poprzez grę
w kosza, aż po najważniejsze – uśmiech na twarzy Seijurou, który zaowocował
czymś zupełnie dla niej niepojętym.
Uparcie próbowała znaleźć
racjonalne wytłumaczenie, dlaczego tęczówki Seijurou zmieniły kolor. Właściwie
– jedna tęczówka, bo prawa pozostała niezmiennie szkarłatna. Jedyne, co
przychodziło jej na myśl, to jakaś tajemnicza, rzadko spotykana choroba oczu.
Oczywiście wyobraźnia nie omieszkała podsunąć jej teorii, jakoby chłopak był
jakimś demonem albo innym nadnaturalnym stworzeniem, jednak podobnych wymysłów
nawet nie brała pod uwagę.
April prychnęła, na wpół
rozbawiona, na wpół zdegustowana faktem, że przychodziły jej do głowy tak
głupie teorie.
Tak, Seijurou Akashi musiał
cierpieć na jakąś dziwną przypadłość a ona powinna dać sobie spokój z
doszukiwaniem się w tym wszystkim drugiego dna.
Mimo, iż próbowała w ten sposób
uspokoić samą siebie, to i tak miała mętlik w głowie. Zwłaszcza, że zachowanie
Seijurou tuż przed i zaraz po tym, jak nastąpiła w nim ta osobliwa zmiana,
również było zastanawiające. Sprawiał wrażenie, jakby nie był sobą, a pozornie
drobna metamorfoza była czymś znacznie bardziej złożonym i głębokim.
April westchnęła przeciągle.
Była zmęczona ciągłym przedzieranie się przez gąszcz tajemnic otaczających
Seijurou Akashiego. Co więcej, z dnia na dzień utwierdzała się w przekonaniu,
że pewne pytania powinny chyba pozostać bez odpowiedzi. Kto wie, czy prawda nie
okazałaby się zbyt ciężka do udźwignięcia.
Czasami
ignorancja bywa błogosławieństwem, pomyślała i zaśmiała się
cicho do własnych refleksji.
Po raz kolejny przywołała w
pamięci chwile, gdy grali w koszykówkę.
Ta krótka rozgrywka w niemal
magiczny sposób wymazała cały jej gniew związany z wcześniejszym zachowaniem
Seijurou. Już nie pamiętała, jak bardzo ją zawiódł podłym potraktowaniem
swojego kolegi z drużyny. Nie pamiętała wszystkich przykrych słów, które
kiedykolwiek jej powiedział, wszystkich pogardliwych spojrzeń, które jej
posłał.
W tamtej chwili był tylko on,
ona i dziecięca beztroska. Żadnych rozważań o przeszłości, żadnego gdybania na
temat przyszłości.
A później wszystko tak nagle
prysło i teraz April nie miała pojęcia
co będzie dalej.
Z zamyślenia wyrwał ją cichy
szelest dobiegający z głębi sypialni. Drgnęła i rozejrzała się z przestrachem.
Jej wzrok padł na łóżko i aż zachłysnęła się z wrażenia. Mimo, iż w pokoju było
już dość ciemno, to ludzkiej sylwetki zwiniętej na pościeli nie sposób było
pomylić z czymkolwiek innym.
Ktoś leżał na jej łóżku i może
April nie byłaby w takim szoku, gdyby ten ktoś nie posiadał
charakterystycznych, szkarłatnych włosów.
Lekko oszołomiona tym
zaskakującym odkryciem podeszła bliżej.
Seijurou wtulał się w poduszkę
i oddychał miarowo. Wszystko wskazywało na to, że najzwyczajniej w świecie
spał. I z jakiegoś powodu, którego April absolutnie nie mogła rozgryźć, nie
miał na sobie koszulki.
Z uznaniem wodziła wzrokiem po
jego szczupłym a jednak pięknie wyrzeźbionym torsie. Po chwili dotarło do niej,
że gapiła się zdecydowanie za długo i poczuła nagłe rozdrażnienie.
– Przecież to jeszcze
dzieciak…! – skarciła się głośno z niesmakiem i zakryła usta ręką, obawiając
się, że chłopak zaraz się obudzi.
Seijurou spał jednak dalej,
najwyraźniej kompletnie niewzruszony jej okrzykami.
Starając się nie narobić więcej
hałasu, April przycupnęła na skraju łóżka i zaczęła zastanawiać się, jak w
ogóle mogło dojść do takiej dziwnej sytuacji.
Czyżby Seijurou pomylił
sypialnie…? Nie, to byłoby całkowicie do niego niepodobne.
Przyjrzała mu się uważniej.
Nawet w tym półmroku mogła dostrzec, że jego twarz była wyjątkowo blada.
Ogarnął ją lekki niepokój.
Delikatnie położyła dłoń na czole Seijurou i ze zmartwieniem stwierdziła, że
było rozpalone. April zawahała się chwilę i potrząsnęła go delikatnie za ramię.
Chłopak wydał z siebie cichy jęk i zwinął się w kłębek. Ani myślał otworzyć
oczu.
Po szybkim przeanalizowaniu
sytuacji April doszła do wniosku, że chyba powinna kogoś zawiadomić. Wszystko
wskazywało na to, że Seijurou był chory i powinien zając się nim lekarz.
Cały czas bacznie go
obserwując, podniosła się z łóżka i ruszyła powoli w stronę drzwi.
– N-nie…
April zamarła w pół kroku.
– Obudziłeś się? – zapytała
cicho i wróciła na poprzednie miejsce.
W odpowiedzi mruknął coś
niewyraźnie.
– Masz gorączkę, Seijurou.
Muszę komuś o tym powiedzieć.
– Nie…
– Dlaczego nie…?
– N-nie zostawiaj mnie tutaj
samego… Mamo…
April drgnęła, dogłębnie
poruszona jego słowami, zwłaszcza tym ostatnim.
Mamo.
W gwałtownym przypływie uczuć
wyciągnęła dłoń i przejechała opuszkami palców po jego bladych policzkach.
– Nie zostawię. – odszepnęła
miękko i pogładziła go po lekko wilgotnych włosach.
Następnie sięgnęła po koc
leżący w nogach łóżka i okryła nim szczelnie ciało chłopaka.
Seijurou już nic nie
odpowiedział, a jego miarowy oddech upewnił ją, że znowu usnął.
April patrzyła na jego łagodną
twarz i czuła, że ogarnia ją melancholia.
Mamo.
To słowo odbijało się głuchym
echem w jej głowie i sprawiało, że jej serce drgało boleśnie w piersi.
Może i Seijurou Akashi bywał
zimnym, pozbawionym sumienia draniem, lecz nadal pozostawał tylko człowiekiem,
choćby nie wiadomo jak bardzo próbował swoje człowieczeństwo wyprzeć.
A w chwili, gdy ogarnięty
gorączką wziął ją ze swoją matką i rozpaczliwie prosił, by z nim została –
ujrzała jego ludzką stronę wyraźniej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Nawet ktoś taki jak on posiadał
uczucia. Może głęboko zakopane, ale jednak.
Musiał tęsknić za swoją matką,
tak samo jak wszystkie inne, na wpół-osierocone dzieci tęskniły za swoimi.
Tak samo jak April tęskniła za
swoją.
Na samą myśl o tym poczuła,
jakby na jej gardle zacisnęła się jakaś niewidzialna obręcz. Ledwo opanowując
drżenie ciała chwyciła Seijurou za bezwładną dłoń i ścisnęła ją kurczowo w
krzepiącym geście.
Dopiero po chwili dotarło do
niej, że to nie jemu próbowała dodać otuchy, a samej sobie. Po raz kolejny w
ciągu ostatnich kilku dni poczuła się strasznie osamotniona. Dotyk jego ciepłej
dłoni podziałał na nią kojąco.
Trwała przy nim w ten sposób do
północy, co jakiś czas zmieniając mu na czole prowizoryczny okład zrobiony ze
swojej koszulki.
Potem zwinęła się w kłębek na
kanapie i obserwowała go spod przymkniętych powiek, zastanawiając się jakim
cudem kilka godzin wcześniej postanowiła sobie, że nie chce go nigdy więcej
oglądać, a ostatecznie skończyła jako jego osobista pielęgniarka.
Zachichotała sennie pod nosem.
Cały dzisiejszy dzień, pełen wrażeń i zaskakujących zwrotów akcji był tak
nieprawdopodobny, że aż śmieszny.
Tuż przed tym jak zmorzył ją
sen, spojrzała ostatni raz na twarz Seijurou i wydawało jej się, że przez
chwilę kąciki jego ust uniosły się w delikatnym uśmiechu.
Zaraz potem jej powieki opadły
a wszystkie myśli rozpłynęły się w ciepłym szkarłacie, który łagodnie ukołysał
ją do snu.
~*~
Biegł
przez jakiś las a jasne światło księżyca przedzierało się przez korony drzew i
oświetlało ścieżkę, którą się poruszał. Przed sobą słyszał trzask łamanych
gałązek, który co jakiś czas przeplatał się z czyimś melodyjnym śmiechem.
–
Poczekaj… na mnie! – zawołał ledwo łapiąc powietrze w płuca.
Nie
pamiętał jak długo biegł, jednak musiał to być spory kawałek, zważywszy na to,
jak bardzo był zmachany. Wiedział tylko tyle, że ciągle nie udawało mu się
dogonić osoby z przodu.
–
Pospiesz się! – odkrzyknął mu głos i po raz kolejny radosny śmiech przeszył
nocne, wyjątkowo rześkie powietrze.
Nagle
roślinność zaczęła się przerzedzać i oto po chwili znalazł się nad brzegiem małego
jeziorka. Przez kilka sekund wpatrywał się urzeczony w gładką taflę wody, na
której odbijało się perłowe światło księżyca. Uświadomił sobie, że kiedyś
przyjeżdżał tu konno. Podszedł bliżej brzegu i zanurzył palce w wodzie. Była
lodowata, zupełnie jakby pochodziła z górskiego potoku. Nie przeszkadzało mu to
jednak, wręcz przeciwnie – ucieszył się i zanurzył dłonie głębiej by nabrać w
nie wody i jej skosztować. Była tak pyszna, że padł na kolana i zaczął
łapczywie chłeptać prosto z jeziora. Im więcej jednak pił, tym większe odczuwał
pragnienie. W końcu zmusił się, by przestać i powiódł wzrokiem wzdłuż gładkiej tafli.
Dostrzegł, że drugi brzeg jeziorka gdzieś zniknął. Nagle zrozumiał, że przed
jego oczami rozciąga się bezkresny ocean, a on sam od jakiegoś czasu poił się
słoną wodą.
Jak
poparzony odskoczył od brzegu. Zaczął się czołgać z powrotem do lasu, jednak
ten także rozpłynął się w powietrzu. Zewsząd otaczała go piaszczysta plaża.
–
Dlaczego boisz się oceanu…? – powietrze przeszył czyjś przenikliwy szept.
Seijurou
rozejrzał się gorączkowo, ale w pobliżu nikogo nie dostrzegł.
–
Kim jesteś…?
–
Akashi-kun, nie pamiętasz już co mi mówiłeś?
–
Tetsuya…? Kuroko, to ty…? Gdzie jesteś…? – zapytał podnosząc się z ziemi.
–
Tutaj, Akashi-kun.
Nagle
jak za mgłą dostrzegł niewyraźną sylwetkę zwieńczoną niebieską czupryną.
–
Po co mnie tu przyprowadziłeś, Kuroko…? – zawołał i zrobił kilka kroków w jego
kierunku.
–
To nie ja cię tu przyprowadziłem, Akashi-kun. To ona.
–
Jaka ona…? – rozejrzał się wokół, jednak oprócz nich nie dostrzegł nikogo
innego. – Kim jest ona i po co mnie tu przyprowadziła?
Odpowiedziało
mu tylko głuche echo własnych słów.
Gdy Seijurou przebudził się,
miał wrażenie, że jego przełyk płonie żywym ogniem. Chyba jeszcze nigdy nie był
tak spragniony i zaczął zastanawiać się, czy miało to coś wspólnego z tym, że
we śnie pił słoną wodę prosto z oceanu.
Na wpół przytomny podniósł się
do pozycji siedzącej i rozejrzał się po pogrążonym w mroku pomieszczeniu,
instynktownie poszukując czegoś do picia.
Przez chwilę wodził wokół
siebie rozgorączkowanym wzrokiem, jednak w tych ciemnościach nie był w stanie
zbyt wiele dostrzec. Nie do końca pojmował ani gdzie jest, ani co się z nim
stało. Czuł lekkie pulsowanie w skroniach, które w połączeniu z potwornym
pragnieniem nie pozwalało mu na zebranie myśli.
Coś miękkiego i ciepłego
okrywało go od pasa w dół. Wybadał to ręką i zdał sobie sprawę, że dotyka
grubego, puchatego koca. Trochę zaskoczyło go to odkrycie, jednak nie
zastanawiał się na tym zbyt długo. Jego uwagę przykuła jasna plama, która
zamajaczyła naprzeciwko niego. Wytężył wzrok i dostrzegł jakiś nieregularny
kształt leżący na kanapie. Dopiero po chwili dotarło do niego, że wpatrywał się
w ludzką sylwetkę, a to co wcześniej wziął za odblask księżyca, było długimi,
jasnymi włosami, spływającymi wzdłuż oparcia, aż do samej ziemi.
Bezwiednie wstrzymał oddech,
jakby w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji. Nic jednak się nie wydarzyło;
osoba leżąca na kanapie nie poruszyła się i Seijurou zorientował się, że
najprawdopodobniej spała.
Wpatrywał się w nią tępym
wzrokiem jeszcze przez kilka sekund, gdy nagle coś w jego mózgu przeskoczyło i
wtedy wszystko stało się jasne.
Przypomniał sobie wydarzenia
sprzed kilku godzin i uświadomił sobie, w jakim znalazł się położeniu.
Jednak to wszystko wydało mu
się nagle kompletnie bez znaczenia. Jego serce zaczęło bić w szaleńczym tempie,
gdyż w końcu dotarło do niego kim była ta
osoba.
Seijurou wyswobodził się z koca
i powoli zszedł z łóżka. Na miękkich nogach zbliżył się do kanapy i popatrzył z
góry na śpiącą dziewczynę. Po chwili wahania przykucnął, tak, że ich twarze
znalazły się na jednej wysokości.
Mimo panującego mroku Seijurou
miał wrażenie, że widzi wyraźniej, niż kiedykolwiek w całym swoim życiu.
– April… Jej imię to April. –
usłyszał swój własny szept i nagle poczuł, jakby w jego głowie pękła tama,
która wcześniej blokowała wspomnienia.
Z każdą sekundą jego umysł
zalewały kolejne obrazy.
Już pamiętał. Jej włosy
falujące na wietrze, podczas przejażdżki konno. Jej wesoły śmiech za każdym
razem, gdy robiła coś całkowicie niestosownego. Jej głos, gdy z przejęciem opowiadała
jakieś niedorzeczne historie.
Jednak przede wszystkim
pamiętał jej oczy. Oczy, których głębia i kolor przypominały spokojne wody
oceanu podczas słonecznego dnia.
To właśnie ten intensywny
turkus przywrócił go do świadomości po niemal pół roku pozbawienia zmysłów i
błądzenia w ciemnościach.
To one były pierwszym co ujrzał.
To one były jego ratunkiem.
Seijurou poczuł, że jego gardło
niebezpiecznie się zaciska. Niespodziewanie zawładnęło nim pragnienie zbudzenia
dziewczyny tylko po to, by jeszcze raz móc popatrzeć w jej turkusowe tęczówki.
Wyciągnął w jej kierunku dłoń.
Jego palce były o milimetr od jej skóry gdy nagle cały zesztywniał a jego ręka
zawisła w powietrzu.
Co
ty do cholery robisz…? – skarcił się w myślach i szybko cofnął
dłoń.
Jak coś takiego mogło mu w
ogóle przyjść do głowy? Seijurou nie był w stanie pojąć własnego, kompletnie
nieracjonalnego postępowania.
Przecież on nigdy nie
zachowywał się w ten sposób; nie ulegał absurdalnym pokusom. Przede wszystkim
jednak zupełnie nie miał zwyczaju myśleć w taki sposób o osobie, z którą nic go
nie łączyło.
To prawda, zawdzięczał jej
bardzo wiele. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu to właśnie dzięki niej powrócił
do świadomości. Można było nawet powiedzieć, że ocaliła mu życie i pewnie
Seijurou nigdy nie zdoła jej się za to odpłacić.
Jednak w obliczu zaistniałych
okoliczności to wszystko i tak nie miało większego znaczenia.
Seijurou nie miał prawa czegokolwiek od niej oczekiwać z jednej, prostej przyczyny: to nie on był osobą, z
którą April van Rosenberg dzieliła wspomnienia.
Ona nigdy nie spotkała prawdziwego
Seijurou Akashiego. Nie miała nawet pojęcia o jego istnieniu.
Był dla niej obcy, tak bardzo,
jak to tylko możliwe. Przez ten cały czas, od momentu w którym ujrzał ją po raz
pierwszy, Seijurou był tylko kimś na kształt postronnego obserwatora. Nigdy nie
stanął z nią twarzą w twarz, nigdy nie zamienił z nią słowa.
Ona tym nie wiedziała i nie
miała prawa kiedykolwiek się dowiedzieć.
Po jego plecach przebiegł
nieprzyjemny dreszcz. Patrzenie na jej usłaną piegami twarz nagle przerodziło
się w udrękę.
– Wybacz mi, April van
Rosenberg… – usłyszał swój własny szept.
Nie mogąc dłużej znieść
przebywania tak blisko niej, podniósł się gwałtownie z podłogi i nie oglądając się za siebie ani razu,
opuścił po cichu pokój.
Otworzyła oczy w momencie, gdy usłyszała trzask zamykających
się drzwi.
Seijurou prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że
April nie spała już od dłuższej chwili.
Tym bardziej nie mógł wiedzieć, że przez cały ten czas jej
serce waliło w piersi jak oszalałe, choć sama nie rozumiała dlaczego.
Właśnie, dlaczego...?
------------------------------------------
Cześć wam dziewczyny (o ile ktoś tu jeszcze zagląda) !
Wiecie, muszę się z wami czymś podzielić. Rozstałam się ze
swoim A., z którym byłam przez ostatnie 4 lata. Jest to dla mnie tym bardziej
przykre, że razem mieszkaliśmy, co w praktyce oznacza, że byliśmy razem prawie
non stop. A teraz jestem sama i jest… dziwnie i strasznie. Ale nie chcę się nad
tym rozwodzić.
Przez dłuższy czas nie byłam w stanie nic napisać a butelka
wina była moją najlepszą przyjaciółką. Potem trochę próbowałam się zmusić, ale
zawsze z marnym efektem. Przez chwilę miałam nawet ochotę rzucić to wszystko w
cholerę, ale ostatecznie pomyślałam sobie, że niby dlaczego mam to zrobić…?
Więc wzięłam się w garść i napisałam. Z pewnością mój stan emocjonalny wpłynął
na jakość tekstu, lecz nie chciałam już dłużej czekać, aż poprawi mi się na
tyle, że będę mogła napisać coś w miarę przyzwoitego.
Nie wiem, czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale nawet jeśli nie,
to i tak będę pisać. Bo muszę to doprowadzić do końca. Bo jakoś mi lepiej, gdy przenoszę się do świata, w którym żyje
Seijurou Akashi.
No a tak serio, to wcale nie jest ze mną tak najgorzej,
jakoś się trzymam. Wzięłam nawet przykład z April i zapisałam się do
wolontariatu. Idealny sposób, by zapomnieć o swoich problemach, to zetknąć się
z problemami innych ludzi.
To super terapia, polecam!
I pozdrawiam gorąco, po tej jakże długiej przerwie! :)
PS. Zniknął głupi nagłówek, a że nie mam go u siebie na
komputerze tylko u rodziców, więc pojawi się pewnie dopiero pod koniec tygodnia.