poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział VI





Seijurou przewrócił kolejną stronę  oryginalnego wydania „Komu bije dzwon” i westchnął ze znużeniem. Pamiętał, że kiedyś bardzo zainteresowała go ta książka, jednak teraz jego myśli były dziwnie rozproszone i nie mógł się skupić na znaczeniu poszczególnych słów, toteż powieść  Hemingwaya wydała mu się nieciekawa i kompletnie pozbawiona sensu.  Zamknął z impetem oprawioną w ciężką okładkę książkę i odłożył ją na stos innych, które dziś tak samo jak „Komu bije dzwon” znudziły go, lub zirytowały w taki czy inny sposób.
Zerknął na stary zegar wiszący tuż nad jego głową. Dochodziła 18, a on nadal nie dokończył eseju na między-licealny konkurs dotyczący wpływu literatury zachodniej na twórców japońskich. Właściwie miał na to czas do końca wakacji, czyli grubo ponad 20 dni, jednak wolałby mieć to już z głowy i ze spokojnym sumieniem zająć się innymi ważnymi sprawami.
Rozprostował zesztywniały kark i podszedł do najbliższego regału. Wodząc wzrokiem po tytułach kolejnych tomów ustawionych ciasno na półce, doszedł do wniosku, że „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa będzie najlepszym wyborem. Wielu pisarzy japońskich wzorowało się na rosyjskich twórcach i być może podążanie tą ścieżką podczas pisania eseju było dość zachowawcze i oklepane, jednak i tak był przekonany, że zapewni mu to zwycięstwo nad innymi konkurentami. Zawsze uważał, że prawdziwy profesjonalista potrafi stworzyć coś dobrego nawet na podstawie banału. Sięgnął po oprawiony w wężową skórkę tom i wrócił do małego stolika w głębi biblioteki.
Zanim usiadł jego wzrok bezwiednie powędrował w stronę przeciwległego kąta pomieszczenia.
Drobna postać odziana w workowatą sukienkę, siedziała skulona w fotelu z kolanami podciągniętymi pod brodę, a długie włosy całkowicie zasłaniały jej twarz. April van Rosenberg pierwszy raz od kilku dni była tak cicho, że ledwie pamiętał o jej irytującej obecności. Z tego co zauważył, studiowała uparcie od kilku godzin słownik angielsko-japoński i tylko co jakiś czas mruczała coś niezrozumiałego pod nosem.
Nie zadręczała go jednak bezsensownym potokiem słów i to mu musiało wystarczyć. Oczywiście wolałby siedzieć tu sam, ale w porównaniu z udręką, na jaką go skazała w ciągu ostatnich dni, powinien docenić fakt, że w końcu zamknęła te swoje niewyparzone usta i dała mu spokój.
Prawda była taka, że po jej szokującym wyznaniu nie mógł przez jakiś czas zebrać myśli. Kiedy dwa dni temu obwieściła mu, że zamierza się z nim zaprzyjaźnić, był tak oszołomiony tą niedorzeczną propozycją, że dosłownie odebrało mu mowę. Na początku pomyślał, że dziewczyna znowu sobie urządza z niego kpiny, jednak coś w jej wzroku, tak zdeterminowanym jak nigdy wcześniej, powiedziało mu, że to nie był wcale żart.

Zdecydował się zignorować ją i jej absurdalne pomysły, ale najwyraźniej jego wymowne milczenie nie dało jej do myślenia. Nie zniechęcona jego reakcją, włóczyła się za nim jak wierny pies i raczyła go bezsensownymi opowieściami, podczas gdy on próbował skupić się na swoich obowiązkach. Jakby tego było mało, uparła się, by brać aktywny udział we wszystkich jego dodatkowych lekcjach z prywatnymi nauczycielami.
Gdyby tylko posiadała jakieś umiejętności, mogłaby być przydatnym partnerem w nauce i jej irytujące towarzystwo obróciłoby się na jego korzyść, jednak nic podobnego. Seijurou doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszystkie jego zajęcia dodatkowe są na bardzo zaawansowanym poziomie, jednak ona miała problemy z najprostszymi rzeczami. Do tej pory czuł niesmak na wspomnienie wczorajszej lekcji szermierki, gdy uparła się, że będzie jego przeciwnikiem, a nie potrafiła nawet opanować podstaw władania szablą.
Najbardziej niezrozumiały dla niego w tym wszystkim był fakt, że ona zdawała się kompletnie nie przejmować swoją nieudolnością. Nie tylko nie okazywała cienia wstydu, gdy coś jej nie wychodziło po raz enty z rzędu, ale dodatkowo urządzała sobie na ten temat wesołe podśmiechujki, w które wciągała nawet jego instruktorów. Nie mógł uwierzyć w to, że dorośli, poważni na co dzień nauczyciele, z taką łatwością dawali się podejść jej głupim gierkom. Opanowywali się dopiero pod jego gromiącym spojrzeniem, jednak jego zdaniem i tak okazywali jej stanowczo zbyt wiele sympatii. W jego mniemaniu ktoś, kto wykazywał się taką ignorancją we wszystkich możliwych dziedzinach, nie zasługiwał nawet na cień uznania.
Seijurou opadł na obity ciemną skórą fotel i wnikliwym wzrokiem zmierzył jej drobną sylwetkę. Gdy tak siedziała skulona, potrząsając co chwilę jasnowłosą głową, wyglądała całkiem zwyczajnie, nie licząc jej okropnej sukienki, którą chyba sama sobie uszyła. Seijurou nie miał rozległego pojęcia o damskiej modzie, jednak nawet on był w stanie dostrzec, że jej styl ubierania był co najmniej dziwny. W przeciwieństwie do swego ojca, który również dobierał niecodzienne stroje, jednak widać był w tym schludność i klasę, ona wyglądała niczym bajkowa dziewczynka z zapałkami. Brzydko i biednie.  
Seijurou wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu.

Zaprzyjaźnić się, co…? Śmieszne.

Nigdy nie zmarnowałaby swojego cennego czasu na zadawanie się z osobą taką jak ona. Dzieliła ich zbyt wielka przepaść, by kiedykolwiek mógł na nią spojrzeć jak na kogoś godnego jego uwagi, o głębszych relacjach już nie wspominając. Z resztą…
Cóż to za idiotyczna instytucja, ta cała przyjaźń…, pomyślał zirytowany, wertując pobieżnie kartki książki. Jaki jest cel relacji, która w swym pierwotnym zamierzeniu nie przynosi korzyści żadnej ze stron…? Bzdura.  

Zegar w korytarzu wybił 18:30 i Seijurou skarcił się w duchu za zawracanie sobie głowy takimi sprawami. Czas leciał nieubłaganie, a on nadal nie dokończył tego nieszczęsnego eseju, a wszystko przez to, że niepotrzebnie rozpraszał się siedzącą nieopodal dziewczyną. Z jednej strony twierdził przed samym sobą, że nie jest godna jego uwagi, a z drugiej – nieświadomie jej tę uwagę poświęcał. Zaśmiecanie sobie umysłu jej osobą było co najmniej godne pożałowania. 
Szybkim ruchem ręki chwycił leżący na stoliku długopis i zaczął robić notatki z przeglądanej książki. Po chwili jego myśli całkowicie skupiły się na dziele Bułhakowa, jednak ku jego irytacji, stan ten nie potrwał długo.
– Czy to po rosyjsku?
April stała nad nim i z zainteresowaniem patrzyła na trzymaną przez niego książkę. Seijurou zatrzymał się w połowie zdania i ścisnął mocniej długopis.
– Jak widzisz… tak, to po rosyjsku. – odpowiedział chłodno, nie podnosząc głowy.– Uprzedzając twoje kolejne pytanie… Tak, znam rosyjski.
April uśmiechnęła się pod nosem, patrząc z góry na jego czerwoną czuprynę.
– Widzisz Seijurou Akashi, znasz mnie coraz lepiej. Nawet potrafisz przewidzieć moje pytania!
Seijurou nie skomentował tego stwierdzenia i wrócił do pisania. April odwróciła się na pięcie i po chwili wróciła do stolika, taszcząc ze sobą fotel na którym przed chwilą siedziała. Przysunęła go bliżej blatu i usiadła na nim po turecku.
– O czym piszesz? Może chciałbyś mojej pomocy? Wiem trochę o literaturze rosyjskiej… – zagaiła, przysuwając się do niego bliżej. Seijurou prychnął pod nosem.
– Nie sądzę, że mogłabyś mi w czymkolwiek pomóc.
April nadęła policzki i pokazała mu język, mimo, że na nią nawet nie patrzył. Jak zwykle był dla niej wyjątkowo oschły, jednak w jej naturze nie leżało przejmowanie się takimi błahostkami. Poza tym zdążyła już przyzwyczaić się do jego szyderczych, chociaż wypowiadanych beznamiętnym głosem uwag i jego zawoalowane próby obrażenia jej nie robiły na niej większego wrażenia.
– Jestem od ciebie starsza, więc istnieje szansa, że mogę wiedzieć coś, czego nie wiesz ty.
– Wybacz, ale to niemożliwe. – odpowiedział bez emocji i przewrócił kartkę książki.
– Kiedyś cię zgubi ta nadmierna pewność siebie – powiedziała rzeczowym tonem. – Powinieneś posłuchać rady starszej koleżanki,  D z i e c i a k u . – dokończyła melodyjnym głosem i oparła brodę na splecionych dłoniach.

Dzieciaku, huh…? To dopiero interesujące.
Seijurou postanowił zignorować jej marną próbę wyprowadzenia go z równowagi. Chciał jak najszybciej dokończyć ten esej i mieć to już z głowy. Ona i jej głupie zaczepki nie były w stanie mu w tym przeszkodzić.
April wyciągnęła przed siebie nogi i pomachała  nimi ze zniecierpliwieniem. Rozumiała, że był zajęty, ale od kilku godzin siedział tu i skrobał coś zawzięcie, a ona naprawdę chciała mu jakoś pomóc. Poza tym była dość niepocieszona faktem, że znowu poległa przy próbie zrozumienia japońskiego alfabetu i liczyła na to, że może Seijurou wytłumaczyłby jej co nieco.
Nabrała powietrza w płuca i dmuchnęła z całej siły w jego włosy. Czerwone kosmyki zafalowały wokół jego jasnej, pozbawionej jakiejkolwiek skazy twarzy, a prawa ręka, którą dotychczas notował tak zawzięcie, nagle się zatrzymała.
Powoli podniósł na nią swój wzrok i obdarował ją najbardziej nieprzyjemnym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek widziała. Jego źrenice zwęziły się do rozmiaru maleńkich czarnych kropek, a w różnokolorowych tęczówkach błyszczało coś niebezpiecznego, jakby na kształt szaleństwa.
April cofnęła się instynktownie, jednak po chwili roześmiała się radośnie.
– Wyglądasz jak lew na chwilę przed rzuceniem się na swoją ofiarę – powiedziała wesoło, rozbawiona jego uderzającym podobieństwem do dzikiego zwierzęcia.
Seijurou milczał, wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami. Jej intensywnie różowe usta były rozchylone w szerokim uśmiechu, ukazującym równe, białe zęby, a w jej turkusowych tęczówkach tańczyły psotne ogniki. Z pewnością ta absurdalna sytuacja przysporzyła jej wiele radości. Jednak on nie podzielał jej wesołości. Był jednocześnie wściekły i oszołomiony, zarówno jej niedorzecznym postępowaniem, jak i kompletnym brakiem szacunku względem niego.
Wziął głęboki oddech by uspokoić skołatane myśli.
– Ty… Dmuchnęłaś mi we włosy. – powiedział po chwili bardzo niskim głosem, ledwo opanowując nieodpartą chęć przygwożdżenia jej ciała do ściany i zastraszenia jej w jakiś okrutny sposób.
– Tak, zrobiłam to. – stwierdziła melodyjnym głosem, mierząc go zaczepnym wzrokiem.
– Dlaczego…?
– Bo mnie ignorowałeś.
– Dlaczego? – ponowił swoje pytanie i April posłała mu lekko zdezorientowane spojrzenie.
– Do czego nawiązujesz?
Seijurou uniósł brwi i rozchylił lekko usta, obnażając przy tym swoje nieskazitelnie białe zęby.
– Do twojego niepoważnego zachowania oczywiście. Czy sądzisz, że tak zachowują się normalni ludzie?
– Nie jestem pewna czy mamy taką samą definicję normalnego człowieka.
– W takim razie… Pozwól, że cię doedukuję w pewnej kwestii. Dmuchanie na ludzi nie jest normalnym zachowaniem. – April otworzyła usta, żeby mu przerwać, jednak on wstał gwałtownie i spojrzał na nią z góry lodowatym, pełnym wyniosłości wzrokiem. – Ubzdurałaś sobie coś i być może dlatego pozwalasz sobie na takie zachowanie względem mnie. Ale wybacz, muszę cię rozczarować. Toleruję twoją obecność tylko dlatego, że jesteś moim gościem, choć wcale tego nie pragnąłem… Próbowałem być dla ciebie uprzejmy, jednak ty zdecydowałaś się mi to utrudniać, poprzez swoje lekceważące podejście do wszystkiego. Nie rozumiem i nie mam ochoty zrozumieć osób, które wykazują się taką ignorancją. Więc… Powiem to raz i proszę, nie pozwól mi się powtarzać. Ja nigdy nie mógłbym zaprzyjaźnić się z kimś takim jak ty.

Odwrócił się do niej plecami i wyszedł szybkim krokiem z biblioteki, zostawiając April z kompletnie oszołomioną miną. Bezwiednie zaczęła przewracać kartki książki, którą jeszcze przed chwilą Seijurou trzymał w ręce. Dźwięk jego ostrych jak brzytwa słów odbijał się nieprzyjemnym echem w jej głowie.

Z kimś takim jak ty. Z kimś takim jak ty…

Wcześniej zwykle ograniczał się do lakonicznych uwag, przez które w zawoalowany sposób próbował okazać jej swoją wyższość, jednak zawsze przyjmowała je z dużym dystansem.
Dziś było inaczej. Po raz pierwszy od ich spotkania, porzuciwszy swoją wymuszoną uprzejmość, Seijurou Akashi niemal otwarcie przyznał, że nie może jej znieść. I jeśli miała być ze sobą szczera, to nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie na świecie. Jednakże… Oprócz tego, że sprawił jej przykrość, miało miejsce coś, co było dla niej stokroć ważniejsze niż chwilowo urażona duma – po raz pierwszy powiedział jej o swoich prawdziwych uczuciach i pokazał, że za to kamienną maską kryją się jakieś emocje.
Z głębokim westchnieniem zanurzyła się wygodne objęcia fotela. Odprężyła napięte dotychczas mięśnie i przymknęła leniwie oczy a kąciki jej ust powoli uniosły się ku górze. 

~*~

Seijurou zamknął się w swojej sypialni i usiadł na skraju łóżka ze zgarbionymi plecami. Wpatrywał się tępo w ciemne panele pod swoimi nogami i nie mógł odeprzeć uczucia rozpierającej go satysfakcji. Co prawda emocje poniosły go trochę bardziej niż się tego spodziewał, jednak widok jej osłupiałej twarzy był tego warty.
On, Seijurou Akashi nie mógł pozwolić sobie na to, by ktokolwiek okazywał mu taki jawny brak szacunku. Kimkolwiek by ta osoba nie była... Nie obchodziło go to. Niepoprawne zachowanie musiało zostać w odpowiedni sposób ukarane. Wcześniej powstrzymywał się ze względu na swego ojca, ale teraz nie miało to już dla niego najmniejszego znaczenia. Z przyjemnością  nauczy tą bezczelną dziewczynę dobrych manier i pokaże gdzie jest jej miejsce, nawet jeśli ceną tego będzie niezadowolenie Masao. Z resztą… Był przekonany, że ojciec i tak o niczym się nie dowie.
Przebywając w jej towarzystwie, chcąc nie chcąc nauczył się o niej kilku rzeczy. Próbowała rozwiązywać wszystko na własną rękę i ryzyko, że poskarży się komuś na jego postępowanie było prawie zerowe. W tej kwestii bardzo przypominała mu prostolinijnego, uczciwego do bólu Tetsuyę Kuroko.
Po chwili usłyszał ciche pukanie do drzwi. Zamarł i skierował wzrok w tamtą stronę. Mimowolnie wyobraził sobie, że to ona przyszła kajać się przed nim i błagać go o wybaczenie. Wiedział, że to mało prawdopodobny scenariusz, jednak taka wizja wywołała w nim dziwnego rodzaju ekscytację.
– Paniczu Seijurou. – przytłumiony głos Konako rozległ się spod drzwi.
– Wejdź. – zakomenderował i wyprostował plecy.
Gosposia uchyliła lekko drzwi i spojrzała na niego z pokorą.
– Pański ojciec wrócił, paniczu. Kolacja będzie za 20 minut.
– Dziękuję. Powiadomiłaś… Panienkę April…?
– Tak, Paniczu Seijurou.
Uśmiechnął się lekko pod nosem, obnażając przy tym swoje śnieżnobiałe zęby i Konako poczuła nieprzyjemne sensacje w okolicach żołądka. Nie spodobał jej się ten podejrzany uśmiech.  
– To wspaniale, Konako. Możesz odejść.
Gosposia cofnęła się szybko na korytarz i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Seijurou potrząsnął głową, by odgonić od siebie natrętne myśli o April i ruszył w stronę łazienki. Nie wiedział dlaczego, ale całkowicie wbrew jego woli, narastało w nim osobliwe uczucie podniecenia i musiał natychmiast otrzeźwić umysł zimnym prysznicem.

~*~

– Tato! Minęły całe lata! – wykrzyknęła radośnie April i rzuciła się ojcu na szyję, gdy tylko pojawił się w drzwiach wejściowych rezydencji. Anthony zaśmiał się i ucałował córkę w jasnowłosą czuprynę. Był potwornie zmęczony po kolejnym dniu nużących negocjacji, jednak widok rozradowanej córki zawsze był dla niego niczym zastrzyk nowej energii.
– Rzeczywiście, mam wrażenie, jakbyśmy nie widzieli się od miesiąca. – przyznał i uszczypnął ją pieszczotliwie w piegowaty policzek.
Wtulając się w poły błękitnej marynarki Anthony’ego, April dostrzegła kątem oka drugiego mężczyznę, który najwyraźniej czekał w progu, aż zakończą pokaz rodzinnych czułości.
– Ach, przepraszam! – April odskoczyła od ojca i uprzejmie pokłoniła głowę przed Masao Akashim. – Dzień dobry panu, witamy w domu!
Masao spojrzał na nią dziwnie, jednak po chwili uśmiechnął się dość sztywno i skinął jej głową. April zastanowiła się, czy nie jest mu czasami przykro, że jego syn nie wita go w progu tak, jak ona zwykła witać Anthony’ego.
– Miło widzieć cię w dobrym humorze. – powiedział bezbarwnym głosem i oddał skórzaną teczkę do rąk stojącego obok kamerdynera. – Nie ma z tobą Seijurou…?
April wyczuła w jego głosie dziwną podejrzliwość i mimowolnie napięła mięśnie twarzy. Nie wiedziała jak dokładnie wyglądały jego stosunki z Seijurou, ale coś jej mówiło, że nie należały one do najcieplejszych.
– Och, jak zwykle spędziliśmy razem prawie cały dzień, ale miał do napisania jakąś pracę, więc nie chciałam mu przeszkadzać. Pański syn jest naprawdę bardzo pracowity. – odpowiedziała mu gładko, podświadomie czując, że taka odpowiedź usatysfakcjonuje Masao.
Mężczyzna skinął głową na znak zrozumienia, jednak jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
– Wybaczcie, udam się teraz do siebie by się odświeżyć przed kolacją.
– Do zobaczenia – rzucił Anthony w stronę jego oddalających się pleców, po czym objął April i skierowali się razem w stronę salonu.
– Ach, ja nie wiem co wy tam robicie całymi dniami, pewnie jakieś przekręty – powiedziała April z udawanym oburzeniem w głosie i usadowiła się na miękkiej kanapie stojącej w rogu przestronnego salonu. Dotychczas nie przychodziła tu zbyt często, jednak pomieszczenie bardzo jej się podobało. W przeciwieństwie do reszty domu, wystrój tutaj był skromny i minimalistyczny, a jasna kolorystyka ścian i mebli przywodziła jej na myśl świeżą morską bryzę.
– Wiesz przecież, że międzynarodowe umowy są znacznie bardziej skomplikowane. A jak ma się do czynienia ze skrupulatnymi Japończykami… – Anthony westchnął przeciągle i opadł na miejsce obok córki. – Cóż, jest jakieś 10 razy więcej formalności, chociaż Masao i tak robi wszystko co w jego mocy, by to przyspieszyć.
– Dogadujesz się z nim? – zapytała April ściszonym głosem, ciekawa jakim człowiekiem jest ojciec Seijurou.
Anthony uśmiechnął się nieznacznie i podrapał się nonszalancko po głowie.
– Szczerze mówiąc jest niezłym sztywniakiem. – szepnął jej do ucha i oboje zachichotali. – Jednak jeśli chodzi o robienie interesów jest profesjonalistą jakich mało. Chciałbym być taki zorganizowany i zorientowany we wszystkich sprawach jak on. Poza tym jest niebywale inteligentny, czasem mam wrażenie, że wychodzę przy nim na jakiegoś ignoranta.
– Och, więc to u nich rodzinne.
Anthony zaśmiał się i ziewnął przeciągle ukazując dwa rzędy białych, równych zębów. Hollywódzki uśmiech April odziedziczyła z pewnością po nim.
– Domyślam się, że Seijurou także…
– Oj tato, żebyś ty widział co on potrafi, jest po prostu wspaniały! – przerwała mu podekscytowanym głosem. – Jest chyba najlepszy… we wszystkim. Zna z pięć języków, rozumiesz to…? Konako mi zdradziła, że zawsze ma najlepsze oceny, zawsze najlepszy w sporcie! Ciekawi mnie, kiedy on tego wszystkiego się nauczył.
Anthony popatrzył na nią z miłością w oczach. Zawsze zapominała o sobie i skupiała się na ludziach wokół, wychwalając pod niebiosa ich zalety .
– A poza tym?
– Ma bardzo skomplikowany charakter, ale pracuję nad tym. – odpowiedziała beztrosko, jednak twarz ojca trochę spoważniała.
– Dziecko…
April zmarszczyła czoło i posłała mu stanowcze spojrzenie.
– Wiem doskonale, do czego chcesz nawiązać, ale wiesz że nie mam ochoty wracać kolejny raz do tej samej rozmowy.– wyszperała w przepastnej kieszeni sukienki gumkę i sprawnym ruchem zebrała długie włosy w wysoki kucyk. – Wszystko będzie w porządku, więc nie musisz się o mnie martwić. Umiem o siebie zadbać i wiem gdzie leży granica. Koniec tematu.

Anthony popatrzył na nią  z troską w oczach, jednak powstrzymał się od ciągnięcia tej rozmowy.
– Zaraz kolacja, idziemy? Jak zwykle jestem potwornie głodna – wymruczała April masując się po brzuchu a na jej twarz powrócił zwyczajny, pogodny uśmiech.
– W porządku. – oboje podnieśli się z kanapy i skierowali swe kroki w stronę jadalni.
– Zapomniałam ci powiedzieć, że jutro jest mój pierwszy dzień w klinice! Już się nie mogę doczekać! Mam nadzieję, że będą dla mnie wyrozumiali.
– Wszyscy cię pokochają, zobaczysz. – Anthony powiedział z przekonaniem w głosie i zmierzwił jej jasną grzywkę. – Właściwie to też zapomniałem ci o czymś wspomnieć. W przyszłym tygodniu wybieramy się z Masao na dłużej do Tokio, więc pomyślałem sobie, że mogłabyś pojechać z nami.
– Na dłużej…? Do Tokio?
– Mam na myśli weekend. Pasuje ci?
– W zasadzie tak, chyba w szpitalu się na mnie nie pogniewają, z resztą i tak powiedzieli, że sama mam sobie ustalić dni i godziny wolontariatu. Zaraz, do Tokio mówisz…? – April przystała i zamyśliła się. Po chwili jej twarz pojaśniała w szerokim uśmiechu. – To wspaniale się składa tato! Kolejny weekend, tak? – upewniła się z ekscytacją w głosie.
– Zgadza się.
– Takim razie lecę na chwilę do pokoju, muszę napisać smsa! Zaraz wracam!
Zostawiła zaskoczonego jej reakcją Anthony’ego i pobiegła w podskokach w stronę schodów.
– Ty…? Smsa? – zawołał za nią z niedowierzaniem w głosie.
April zaśmiała się tylko w odpowiedzi i przeskakując co dwa schodki pomknęła do sypialni. Po chwili wpadła jak burza do swojego pokoju i zaczęła przewalać podniszczoną, skórzaną torebkę w poszukiwaniu telefonu komórkowego. Gdy tylko wyłowiła z  masy niepotrzebnych drobiazgów wysłużony aparat, od razu zabrała się za pisanie smsa. Szło jej to dość mozolnie, jednak po kilku minutach udało jej się stworzyć wiadomość.
–Jeeeest! – mruknęła zadowolona z siebie i przed wysłaniem przeczytała jeszcze raz jej treść.

W następny weekend będę w Tokio. Niesłychane, prawda? Nie, nie robię sobie żartów! Musimy się spotkać, stęskniłam się! A.

 – Dooobra… Teraz kontakty… Gotowe.
Uśmiechnięta wpatrywała się w ekran telefonu. Po chwili otrzymała powiadomienie.

Dostarczono: Taiga.











-----------------------------------------------
Witajcie po tej długiej przerwie! 
Od razu przepraszam Was z całego serca za te opóźnienie, a przede wszystkim za rzucanie słów na wiatr. (Heileen daje z boku ogłoszenia, że rozdział 20.06 będzie! pfff) To godne pożałowania - powiedziałby Seijurou i miałby świętą rację. 
Ale powiem wam, że miałam naprawdę ciężki tydzień a do tego właśnie zepsuła mi się cholerna spacja, muszę ją dosłownie bić żeby się wciskała!!! :( 
Miałam tyle nauki a najgorsze jest to, że zaspałam (!) na jeden egzamin i teraz mam z tego tytułu niezłe problemy. Chyba czeka mnie poprawka we wrześniu, upsss. Poza tym działo się wiele innych, dość dziwnych rzeczy i nie mogłam zapanować nad własnym grafikiem (jakbym w ogóle jakiś miała). Także przepraszam WAS jeszcze raz! 
Mam nadzieję, że mnie nie znienawidziliście i zaglądacie tu jeszcze :)
Życzę wam przyjemnej lekturki rozdziału VI !
Ciao! :*


wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział V





Późnym wieczorem Seijurou został wezwany do gabinetu ojca. Nie wiedział się z nim cały dzień, toteż nie miał jeszcze okazji porozmawiać z nim na temat jego decyzji o goszczeniu w ich domu dziewczyny i jej ojca. Na samym początku był zdeterminowany, by dobitnie wyrazić swoje niezadowolenie, jednakże gdy już ochłonął i przeanalizował wszystko dwa razy, zrozumiał, że raczej nie miałoby to większego sensu. Swoim sprzeciwem i tak by już nic nie zdziałał, a jedynie pogorszyłby swoją sytuację.
Ze strategicznego punktu widzenia, najlepiej było udawać, że posunięcie ojca nie zrobiło na nim większego wrażenia. W innym wypadku Masao mógłby zrobić się podejrzliwy i zacząć uważniej obserwować poczynania Seijurou, a to oczywiście nie byłoby mu na rękę.
Zapukał cicho do ciężkich, dębowych drzwi i nie czekając na zaproszenie wszedł do gabinetu. Pokój był pogrążony w półmroku a jedynym źródłem światła była mosiężna lampka stojąca na blacie imponującego, dębowego biurka.
Ojciec siedział na ciężkim, obrotowym krześle z opuszczoną głową. Wyglądał jakby drzemał.
– Seijurou. – odezwał się po chwili sennym głosem, nawet nie podnosząc na niego wzroku.
–Ojcze. – odpowiedział i ustał naprzeciwko biurka. –Wzywałeś mnie.
– Tak, usiądź proszę.
Seijurou nie ruszył się z miejsca i wpatrywał się w ojca z lekkim zniecierpliwieniem.
– Nie ma takiej potrzeby, ojcze. Ta rozmowa nie potrwa długo, zgadza się?
Masao podniósł w końcu swój zmęczony wzrok i spojrzał badawczo na Seijurou.
Odrobinę zaskoczyły go te dość aroganckie słowa, które padły przed chwilą z ust syna; teraz też wyraźnie dostrzegał jego przepełnioną dumą postawę i wyniosły wzrok. Jednak koniec końców, Masao nie mógł mieć o to do niego pretensji. Przecież był jego synem, jedynym dziedzicem rodzinnej fortuny i fakt, że przejawiał takie cechy, mógł świadczyć jedynie o tym, że doskonale nadawał się na godnego następcę swojego ojca.
Masao westchnął przeciągle i oparł zmęczone plecy o wygodne oparcie fotela.
– Zgadza się, synu, to nie będzie długa rozmowa. – potwierdził wreszcie i ponownie przymknął powieki. – Powiedz… Co myślisz o naszych gościach?
– Są bardzo… Interesujący. – odrzekł Seijurou cichym, pozbawionym emocji głosem – Anthony Van Rosenberg sprawia wrażenie dobrze wychowanego człowieka.
­ Masao skinął głową, nadal nie otwierając oczu.
– A co z dziewczyną?
– Dogadujemy się. – odpowiedział mu gładko.
– Więc nie masz nic przeciwko, by ich tu gościć przez jakiś czas?
Seijurou uśmiechnął się lekko pod nosem. Ojciec go sprawdzał, jednak on nie miał zamiaru dać mu jakiejkolwiek przewagi w tym małym starciu.
– Byłem zaskoczony, ale… Nie, nie mam nic przeciwko. Właściwie, to pomoże mi to pogodzić moje obowiązki z dotrzymywaniem jej towarzystwa.
Ojciec wydawał się być usatysfakcjonowany taką rzeczową odpowiedzią.
– Cieszę się, że w ten sposób do tego podchodzisz, Seijurou. W związku z negocjacjami nie będzie mnie w domu przez większość czasu, dlatego wszystko tutaj powierzam tobie. Jesteś już prawie dorosły i wiem, że potrafisz podejmować dorosłe decyzje. Liczę na to, że mnie nie zawiedziesz. – Masao spojrzał na niego wymownie. – W końcu masz na nazwisko Akashi.
– Nie zawiodę… Ojcze.
Z chłodnym uśmiechem na ustach opuścił gabinet ojca i ruszył schodami w stronę  swojej sypialni. Przechodząc przez długi korytarz musiał minąć drzwi do sypialni gościnnych, które zajmowali aktualnie brytyjscy goście. Seijurou zwolnił trochę kroku, jednak do jego uszu nie dotarły żadne odgłosy. Zastanowił się, czy dziewczyna już śpi, czy może znowu włóczy się gdzieś na zewnątrz. Od incydentu w kuchni nie zamienił z nią słowa. Co prawda widział ją raz, jak podejrzanie ucieszona przechadzała się po ogrodzie, lecz zaraz po tym zamknął się w bibliotece i od tamtej pory nie był przez nią niepokojony. Najwyraźniej dotarło do niej, że miał na głowie też inne obowiązki i nadmierne naprzykrzanie się nie wyszłoby jej na dobre.
Niemniej jednak zdawał sobie sprawę, że jutro będzie musiał przez jakiś czas dotrzymać jej towarzystwa, by choć w minimalnym stopniu spełnić ojcowskie oczekiwania. Najpewniej zaproponuje jej przejażdżkę konno, lub coś innego, co pozwoli na zachowanie pewnego dystansu, który utrudni jej zadręczanie go swoją bzdurną paplaniną.  
W jego jasnej, minimalistycznie urządzonej sypialni panował przyjemny chłód, a w powietrzu dało się wyczuć kwiatowy zapach. Seijurou rozejrzał się po pokoju i po chwili zlokalizował źródło tej woni. W porcelanowym wazonie, stojącym na mahoniowej komodzie tuż przy jego łóżku, stał jeden samotny amarylis.  Trochę zdziwił go ten widok, gdyż nigdy nie prosił pokojówki, by przyozdabiała jego sypialnię kwiatami. Nie lubił, gdy służba podejmowała jakiekolwiek decyzje na własną rękę, jednak tym razem wyjątkowo go to nie zirytowało. Zapach, który wydzielał amarylis, w jakiś sposób podziałał na niego relaksująco. 

Ciężko mu było to przed sobą przyznać, ale od wczorajszego incydentu na tarasie czuł w duszy lekki niepokój. Właściwie to przeczuwał, że coś jest nie tak, od momentu, gdy po raz pierwszy spojrzał w turkusowe oczy April van Rosenberg. Wtedy jednak dziwne sensacje, które temu towarzyszyły, usprawiedliwił nieprzyjemnym snem sprzed kilku nocy.
Teraz Seijurou już wiedział, że te osobliwe, niekontrolowane odczucia były spowodowane powolnym odzyskiwaniem świadomości przez jego drugą tożsamość.
Co prawda udało mu się uciszyć tę miernotę, ale zdawał sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu, nim znowu się odezwie. Najwyraźniej nie był aż takim słabeuszem, za jakiego miał go na początku. Od tej pory powinien być bardziej ostrożny, jeśli nie chciał narazić się na jego ponowne objawienie się w najmniej odpowiednim momencie.
Zatopiony w myślach podszedł powoli do wysokiego lustra stojącego w rogu pokoju i niespiesznie, niemal z pewnym namaszczeniem zaczął zdejmować kolejne części garderoby. Gdy został już w samej bieliźnie, obejrzał się uważnie w tafli lustra.
Zawsze był wyjątkowo szczupłej budowy, jednak teraz dostrzegał, że lata treningów i ciężkich ćwiczeń zaowocowały  doskonale wyrzeźbionymi mięśniami. Nie zależało mu na tym, by komukolwiek zaimponować swoją sylwetką. Po prostu uważał, że tak właśnie powinien wyglądać ktoś, kto posiadał wysoką pozycję społeczną. Zwłaszcza, ktoś, kto nosił nazwisko Akashi.
Po chwili wahania, zmierzył się wzrokiem ze swoim własnym odbiciem. Heterochromiczne oczy błyszczały intensywnie, odbijając światło stojącej obok lampy. Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku.
Seijurou uśmiechnął się nieznacznie, przymykając powieki. Chyba niepotrzebnie tak się stresował z powodu jednego, nic nie znaczącego epizodu. Zwłaszcza, że dzierżył w dłoni naprawdę silną kartę przetargową, która dawała mu znaczącą przewagę w całej tej sytuacji.
Powoli zbliżał się bardzo ważny turniej, w którym będzie miał okazję zagrać przeciwko kolegom z byłej drużyny i przewidywał, że będzie to naprawdę interesujące doświadczenie. Jednak nie to było w tym wszystkim najważniejsze. Seijurou doskonale wiedział, że wygra przeciwko nim wszystkim, a jego alter ego nie będzie mu w tym przeszkadzać.

W końcu przecież on, druga, ulepszona wersja Akashiego Seijurou, narodziła się za sprawą palącego pragnienia zwycięstwa swego nieudolnego pierwowzoru, więc dlaczego teraz marny oryginał miałby przeszkodzić mu w osiągnięciu czegoś, czego sam tak rozpaczliwie potrzebował…?
Tylko on, udoskonalony Akashi Seijurou mógł przetrwać w świecie, w którym jedyne, co miało znaczenie to zwycięstwo. 
Był niczym reprodukcja przeciętego obrazu, która po naniesieniu nań odpowiednich poprawek, stawała się doskonalsza od swego oryginału pod każdym względem. 

Ostatni raz zerknął w swoje różnokolorowe tęczówki i już całkowicie spokojny, nałożył luźne spodnie od piżamy i udał się do łóżka.
Kojący zapach amarylisa sprawił, że tej nocy spał spokojnie niczym dziecko.

~~*~~

Następny dzień rozpoczął się dla Seijurou jak każdy inny. Wstał wraz ze wschodem słońca i pospiesznie ubrawszy luźny strój treningowy opuścił rezydencję. Chwilę porozciągał sztywne jeszcze po nocy mięśnie, po czym ruszył stromą ścieżką w dół wzniesienia, na którym mieściła się posiadłość.
Utrzymując równe tempo przebiegł pierwsze dwa kilometry. Mimo wczesnej pory było już wyjątkowo ciepło, jednak ocieniające ścieżkę drzewa iglaste dawały wrażenie przyjemnej wilgoci, która nieco ochładzała parne powietrze.
Jak zwykle zatrzymał się przy małej kapliczce, poświęconej starożytnej bogini słońca, by wykonać krótką serię ćwiczeń rozciągających.
Nie licząc odgłosów natury, wokół było zupełnie cicho i spokojnie. Większość terenów rozciągających się w promieniu kilku kilometrów od rezydencji Akashich, stanowiły dziewicze lasy iglaste i nawet w ciągu dnia rzadko kiedy ktoś się tu zapuszczał. Czasami tylko można było spotkać kapłanów z okolicznych górskich świątyń, którzy poszukiwali w lasach ziół do swoich leczniczych maści i naparów.
Seijurou oparł dłonie o pień wiekowego dębu rosnącego tuż obok kapliczki i zaczął rozciągać mięśnie nóg. Czując przyjemny prąd biegnący wzdłuż napinanych muskułów, zamknął oczy a jego myśli zaczęły krążyć wokół ewentualnych poprawek, które mógłby wnieść do swojego planu treningowego, aby jeszcze bardziej poprawić jego efektywność. Nie wystarczało mu bycie w szczytowej formie. Mierzył jeszcze wyżej, musiał być jeszcze lepszy.

Absolutny. Niepokonany.

Nagle usłyszał, że ktoś się do niego zbliża. Zaskoczony podniósł głowę, a jego oczom ukazała się biegnąca w jego kierunku ostatnia osoba, którą spodziewał się w tym momencie zobaczyć. Była jeszcze dość daleko, jednak błyszczące, jasne włosy czyniły niemal niemożliwym pomylenie jej z kimkolwiek innym. Z lekko szeroko otwartymi oczami obserwował, jak nieumiejętnie przebierając nogami, zbliża się do niego April van Rosenberg.
– A..A-Akashi Sei-jurooo – wysapała, gdy w końcu nieludzko zmachana zatrzymała się tuż obok niego. Pochyliła się na rozdygotanych nogach i rozpaczliwie próbowała złapać oddech, a kompletnie zdezorientowany Seijurou patrzył na nią z lekko rozchylonymi ustami, zachodząc w głowę jakim cudem go tu znalazła.
– Co ty tu robisz? – zapytał po chwili bez ogródek, nawet nie siląc się na uprzejmy ton. Zaskoczenie z wolna ustępowało uczuciu irytacji, które dziwnym trafem, towarzyszyło mu za każdym razem, gdy znajdowała się blisko niego.
Dziś ubrana w jakieś przedpotopowe, ortalionowe dresy, z twarzą czerwoną jak burak i mokrą, klejącą się do czoła grzywką, wyglądała wyjątkowo odpychająco. 
Gdy ustabilizowała w końcu swój oddech, uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i odgarnęła z twarzy przepocone włosy.
– Zauważyłam cię przez okno, gdy rozciągałeś się przed domem, więc szybko ubrałam dresy i chciałam do ciebie dołączyć, ale ty już sobie pobiegłeś! – odpowiedziała mu lekko oskarżycielskim tonem, jednak po chwili się roześmiała. – Naprawdę szybko biegasz! Myślałam, że umrę gdy próbowałam cię dogonić!
Seijurou uniósł brwi w zaskoczeniu słuchając jej tłumaczenia. Ciężko mu było uwierzyć w to, że przez taki kawał drogi nie zorientował się, że ma za plecami ogon.
­– Chyba nie jesteś w najlepszej kondycji – powiedział w końcu, mierząc kpiącym wzrokiem jej czerwoną od wysiłku twarz.
– Och, ja nie jestem w żadnej kondycji. – przyznała beztrosko i oparła dłonie na biodrach. – Widzisz, nie jestem najlepsza jeśli chodzi o uprawianie sportu.
No tak, tego akurat mógł się domyślić, zważając na to jaka była niezdarna. Nawet zwykle operowanie igłą czy schodzenie po schodach zdawało się być dla niej nie lada wyzwaniem.
– Więc dlaczego za mną pobiegłaś?
– A dlaczego nie?
Seijurou prychnął, patrząc na nią jakby była niespełna rozumu. Mógł się spodziewać takiej idiotycznej odpowiedzi.
– To całkowicie nierozważne dla osoby pozbawionej jakiejkolwiek kondycji, by bez uprzedniej rozgrzewki narażać organizm na taki wysiłek. 
– Oj, naprawdę? Być może masz rację, to dość…
Mam rację. To wiedza ogólna. – przerwał jej kategorycznym tonem, kładąc nacisk na każde pojedyncze słowo. Nawet kompletni ignoranci pokroju Daikiego Aomine zdawali sobie sprawę z takich oczywistych rzeczy, a ona patrzyła na niego, jakby właśnie zdradził jej jakąś fascynującą ciekawostkę. – Poza tym strój który nałożyłaś kompletnie nie nadaje się do biegania. Nie zauważyłaś, że nie przepuszcza powietrza?
– Ale tylko taki miałam… – powiedziała lekko zafrasowana, lecz po chwili uśmiech powrócił na jej usta. Zaczęła energicznie wymachiwać pięściami w powietrzu. – No to ćwiczymy dalej, czy nie? Już mi lepiej! Chciałabym mieć taką kondycję jak ty! A może nauczysz mnie robić pompki…?
Seijurou milczał, obserwując jej poczynania z przymrużonymi oczami.
– Wracam do domu. – zdecydował po chwili i nie oglądając się na nią, ruszył w drogę powrotną. Był naprawdę zły, że przeszkodziła mu w jego porannym rytuale, jednak po szybkim przeanalizowaniu sytuacji doszedł do wniosku, że jedynym sensownym wyjściem jest zaprowadzenie jej z powrotem do rezydencji.
Choć fakt ten był ciężki do przełknięcia, Seijurou zauważył, że jako jedna z nielicznych osób, zupełnie nie reagowała na jego standardowe akty perswazji. I jeśli miał być szczery, to było to dość… frustrujące. Już dawno nie miał do czynienia z kimś, kto tak otwarcie ignorował jego sugestie, jednocześnie nie przejawiając wobec niego najmniejszych oznak wrogości.
Był niemalże przekonany, że gdyby nakazał jej wracać tam skąd przyszła, a sam zdecydowałby się kontynuować trening, to ona i tak pobiegłaby za nim. Ostatecznie mógłby zignorować jej obecność, patrząc jednak na jej tragiczną kondycję, prawdopodobnie wyzionęłaby ducha po następnych dwóch kilometrach, a myśl, że musiałby przeprowadzić na niej sztuczne oddychanie, całkowicie nie mieściła mu się w głowie.
– Czyli już nie ćwiczymy? Więc co będziemy teraz robić? – zapytała z dziecięcą ekscytacją, gdy po chwili dorównała mu kroku. – Czy może masz jakieś własne plany? Dziś też masz trening? Powiesz mi co trenujesz?
– Trenuję wiele sportów. – odpowiedział krótko i przyspieszył jeszcze bardziej kroku.
April znowu została w tyle, jednak nie miała zamiaru się poddawać. Zdawała sobie sprawę, że jej nieustanne pytania najprawdopodobniej doprowadzają go do szewskiej pasji, ale po pierwsze nie mogła powstrzymać swej ciekawości, a po drugie wierzyła, że stawiając go w podbramkowej sytuacji, uda jej się szybciej go złamać.
– Nie jest zbyt rozmowny ten mój gospodarz!… – zawołała za nim trochę zaczepnie, na co Seijurou prychnął z irytacją.
Coraz ciężej mu było mu opanować negatywne uczucia, które w nim wzbudzała i nie był z tego zbyt zadowolony. Nie lubił tracić swej zwyczajnej powściągliwości.
– Wybacz, że nie jestem w stanie odpowiadać na kilka pytań jednocześnie – rzucił przez ramię lodowatym głosem. – Ty chyba jednak lubisz prowadzenie monologów.
Słysząc jego słowa, April puściła się za nim biegiem i po chwili zagrodziła mu drogę swym ciałem.
– Hej, nie gniewaj się na mnie Akashi Seijurou – powiedziała miękko i złapała go za rękaw podkoszulka. Seijurou przystał, zaskoczony jej śmiałym gestem. Stała naprawdę bardzo blisko i po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzał prosto w jej oczy. Biła z nich jakaś dziwna, nieznana mu dotąd życzliwość, jednak nie bardzo go to teraz obchodziło. Z ulgą stwierdził, że turkusowe tęczówki już nie wzbudzają w nim żadnych osobliwych sensacji.
 – Wiesz… – kontynuowała, wodząc wzrokiem po jego jasnej twarzy – ja strasznie lubię pleść głupoty. Zniechęca cię to do mnie, prawda? Nie przejmuj się, wkrótce się przyzwyczaisz.
Uśmiechnęła się do niego jakby pokrzepiająco i pokiwała głową na potwierdzenie swych słów.
Seijurou patrzył na nią w milczeniu, nie mogąc uwierzyć, że z taką łatwością mówiła o swoich wadach. Ona chyba naprawdę nie miała w sobie za grosz dumy. Westchnął z politowaniem i wyminął ją.
Ech. Dlaczego w ogóle zaprzątał sobie tym myśli? Wystarczy, że będzie ją tolerował i wkrótce zniknie z jego życia.     
– Chodźmy. Konako pewnie przygotowała już śniadanie – powiedział spokojnym, pozbawionym emocji głosem i lekko zwolnił, by mogła dotrzymać mu kroku.
Piegowata twarz April aż pokraśniała z zadowolenia na samo wspomnienie posiłku. Od tego biegania zdążyła już zgłodnieć i czuła nieprzyjemną pustkę w brzuchu.
– Też jesteś taki głodny?
– Nie jestem.
– A wiesz, że Konako mówi w 4 językach?
– ….

April spojrzała z boku na twarz Seijurou, która nie wyrażała żadnych emocji. Jakby się zastanowić, to od momentu gdy go poznała, widziała jedynie, że zdarzało mu się unieść brwi, westchnąć ze znużeniem lub irytacją, ze dwa razy też uśmiechnął się z wymuszonej uprzejmości. Jednak jego różnobarwne oczy zawsze pozostawały niewzruszone i zimne jak lód.  
Nie wiedziała jednak, czy zachowuje się tak tylko wobec osób, do których nie pała sympatią, czy też jest taki względem wszystkich.
A może był zupełnie inny wśród przyjaciół? Czy on w ogóle miał jakichś przyjaciół?
Najchętniej zapytałaby go o to wprost. O to i o milion innych rzeczy, tak jak lekarz wypytuje swojego pacjenta, chcąc postawić trafną diagnozę.
Nie zrobiła tego jednak i tylko uśmiechnęła się do siebie lekko. Była bezpośrednia, ale nie bezmyślna. Wiedziała, że na razie nie powinna przekraczać pewnej granicy.

Resztę drogi spędzili w milczeniu. To znaczy Seijurou milczał, całkowicie pogrążony w swoich myślach, April natomiast mruczała pod nosem jakieś oldskulowe kawałki, gdyż tylko w ten sposób mogła powstrzymać się przed lawinowym zadawaniem pytań.
Gdy dotarli do rezydencji, od razu zostali poinformowani przez kamerdynera, że ich ojcowie już wybyli. April poczuła się odrobinę zawiedziona, bo od dwóch dni nie miała praktycznie żadnej okazji, by porozmawiać dłużej z Anthonym. Zastanawiała się, co takiego było w tych całych negocjacjach, że musiały trwać od bladego świtu do późnej nocy. Miała tylko cichą nadzieję, że po intensywnym starcie, z czasem wszystko się uspokoi i będzie mogła spędzić trochę więcej czasu z ojcem.
– Idę wziąć prysznic, poinformuj Konako, żeby podała śniadanie za 20 minut. – Sijurou zwrócił się rzeczowym tonem do kamerdynera i ruszył w stronę schodów, nawet nie oglądając się na April.
– Akashi Seijurou! – zawołała za nim, gdy był już w połowie drogi na pierwsze piętro. Zatrzymał się, jednak nie odwrócił głowy – Lubisz jajecznicę?
– To bez znaczenia czy coś lubię, czy też nie. Jednak jeśli już musisz wiedzieć… Wolę tamago.
Po chwili zniknął jej z pola widzenia a ona zachichotała pod nosem. Seijurou Akashi był naprawdę interesującą osobą.
– Ale co to tamago? – wymruczała do siebie po chwili, przygryzając usta.
– To nazwa japońskiego omletu, panienko. – stojący obok kamerdyner pośpieszył z odpowiedzią, na co April uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
– Myślisz, że możemy poprosić Konako, by taki zrobiła?
Mężczyzna odwzajemnił jej uśmiech i skinął głową.
– Nie ma problemu panienko, powiem jej o tym. Tymczasem sugerowałbym panience pospieszyć się i iść się odświeżyć przed śniadaniem.
– Prysznic! No tak! – uderzyła się w czoło wewnętrzną stroną dłoni i roześmiała się z własnego nierozgarnięcia. – Czasem jestem taką straszną gapą. Mój tato ciągle musi mi przypominać o najzwyklejszych rzeczach. No nic, lecę! Do zobaczenia później!
Pomachała przyjaźnie kamerdynerowi, po czym podskakując lekko udała się do swojej łazienki.

~~*~~

– Ciężko nam będzie rozmawiać, skoro siedzisz tak daleko ode mnie – powiedziała lekko stroskana April, gdy pół godziny później została posadzona na przeciwko Seijurou przy nieprawdopodobnie długim stole.
Seijurou nie skomentował jej sugestii w żaden sposób i przeżuwał wolno każdy kęs tamago, które przygotowała na śniadanie Konako. Nie wiedzieć czemu, gdy wszedł do jadalni i zobaczył na stole podane omlety, poczuł lekkie rozdrażnienie.
– Co robisz zwykle po śniadaniu?
Seijurou przymknął leniwie powieki. Kolejny potok pytań.
– Czytam.
– A później?
– Jeżdżę konno.
–Masz konie?! – zawołała podekscytowana wymachując w powietrzu widelcem.
– Za domem jest stadnina. – poinformował ją beznamiętnie. – Wymachiwanie sztućcami jest niebezpieczne.
April odłożyła widelec, rozbawiona tą rzeczową uwagą. Oparła podbródek na splecionych dłoniach i zaczęła obserwować Seijurou znad żeliwnego świecznika stojącego na środku stołu. Jadł swego omleta z niesłychaną elegancją a czerwone, lekko przydługie pasma włosów opadały miękko na jego oczy i zgrabny nos. Na ramionach miał szarą marynarkę spod której wystawał biały, obcisły podkoszulek.
April nieszczególnie interesowała się mężczyznami, lecz nawet ona musiała w duchu przyznać, że prezentował się całkiem przyjemnie. Przez chwilę nawet chciała go skomplementować, ale zaraz odpuściła sobie ten zamiar. Nie chciała, by źle zrozumiał jej intencje.
– Dziś chyba też zapowiada się upał. Nie zgrzejesz się w tej marynarce, Akashi Seijurou?
– To lekki materiał. – odparł lekceważąco.
Ledwie zwracał uwagę na to co mówiła. Przeżuwając kolejne kawałki omleta, myślał tylko o lekturach, za które będzie musiał zabrać się po śniadaniu.  
April westchnęła cicho, trochę niepocieszona przebiegiem rozmowy, jednak nie dawała za wygraną.
– Powiesz mi, o czym tak intensywnie myślisz?
– To bez znaczenia. – padło z jego ust kolejny raz tego dnia i April pomyślała, że chyba bardzo upodobał sobie ten zwrot.
– Pewnie obmyślasz plan, jak pozbyć się moich zwłok, prawda?
Seijuro oderwał wzrok od swojego talerza i po raz pierwszy od dłuższego czasu skierował oczy w jej stronę.
Wcześniej wyszedł z założenia, że dziewczyna jest po prostu namolna, zbyt gadatliwa i lubi wtykać nos w nieswoje sprawy, jednak teraz przeszło mu przez myśl, że może jej specyficzne zachowanie było przejawem jakiejś zawoalowanej złośliwości. Czyżby obrała sobie za cel wyprowadzenie go z równowagi?
Na jej piegowatej twarzy nie dostrzegł jednak żadnych oznak przebiegłości czy wyrachowania. Po prostu patrzyła na niego wyczekująco, przeżuwając kawałek bułki.
– Czy to miał być żart? – zapytał chłodno i wyprostował się na krześle.
April nie wytrzymała i w końcu zaśmiała się radośnie. Teraz Seijurou Akashi miał minę, jakby naprawdę chciał ją zabić.
– Sztywniak. – nadęła policzki i przechylając figlarnie głowę, spojrzała prosto w jego dwukolorowe oczy.
Sztywniak…?  
Na moment w jadalni zapadła całkowita cisza.
– Konako… ­– Seijurou wymówił powoli imię gosposi, która właśnie doniosła na stół dzbanek wody. Dziewczyna zamarła, przenosząc na niego pytający wzrok, jednak on wpatrywał się w twarz April, a w jego oczach można było dostrzec niepokojący błysk – Dziękujemy ci za śniadanie. Jednak… Czy mogłabyś teraz wyjść na krótki spacer?
Słysząc słowa padające z ust Seijurou, April zaczęła krztusić się kawałkiem pieczywa. Zanosząc się kaszlem machnęła ręką do Konako chcąc ją zatrzymać, jednak dziewczyna zdążyła już pokłonić się grzecznie i skierować w stronę wyjścia. Po chwili drzwi do jadalni zamknęły się za nią z cichym trzaskiem.
– To nie było miłe z twojej strony, Akashi Seijurou. – powiedziała April spokojnie, gdy uporała się w końcu z napadem kaszlu. – Mam nadzieję, że Konako się na ciebie nie pogniewa…
– Dosyć. – przerwał jej cicho aczkolwiek wyraźnie i odsunął od siebie talerz. – Powiedz mi… Czy ty sobie ze mnie kpisz?
April popatrzyła na niego z ożywieniem, nie spodziewając się takiej nagłej zmiany w jego nastawieniu.
– Nie tak bardzo, jak myślisz. – odpowiedziała mu po chwili z nutą rozbawienia w głosie. – Pewnie czasem źle mnie odbierasz.  
– Tak jak wtedy gdy nazywasz mnie emo, lub sztywniakiem? – dopytywał się a jego oczy z sekundy na sekundę zwężały się coraz bardziej. – Albo gdy zadajesz mi te wszystkie dziwne pytania…?  
April wstała od stołu i pokręciła głową lekko unosząc kąciki ust, na co on również się podniósł i oparł dłonie o blat stołu.
– Taka już jestem, mówiłam ci wcześniej.
– Czyżby…? – Prychnął drwiąco i spojrzał na nią wyniośle. – Powiedz, co chcesz przez to osiągnąć?
Nieporuszona agresywnym tonem jego głosu, April zbliżyła się do niego i obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
– Och, to nic takiego, Akashi Seijurou. – stwierdziła i wycelowała palec wskazujący w jego pierś. – Po prostu z całego serca chcę się z tobą zaprzyjaźnić.


W tamtym momencie Seijurou, patrząc w kompletnym oszołomieniu na jej lekko zarumienioną, pokrytą piegami twarz, po raz pierwszy w życiu zrozumiał jak to jest, gdy człowiekowi zwyczajnie zabraknie słów.







-----------------------------------------------
Och, jakże strasznie spóźniony ten rozdział! 
Miał być w weekend, ale na ostatnią chwilę obudziłam się, że mam teraz egzaminy. 
Cóż, to dość kiepska wymówka zważywszy na to, że i tak się do nich nie uczę, tylko oglądam po raz 15371437146472542425 epizody Kuroko, w których Seijurou tak chętnie wszystkim rozdaje swoje psychopatyczne uśmieszki.  
Muszę się opanować. 
Bo nawet śni mi się po nocach, że chodzę z Murasakibarą a później Midorima mi wytyka, że źle się prowadzę. 
Miłego czytania!
I przepraszam jeśli są błędy, ale naprawdę jestem ostatnio lekko nieprzytomna. 
Ciao!