środa, 16 września 2015

Rozdział XII






     Kotarou Hayama był najbardziej wścibskim człowiekiem pod słońcem. I do tego bezmyślnym jak stado owiec pasących się na hali.
To właśnie pomyślał sobie Reo Mibuchi, obserwując z ukosa nieudolne próby kolegi w podsłuchaniu czegokolwiek przez grube, przeciwpożarowe drzwi prowadzące do hali gimnastycznej.
– To się źle dla ciebie skończy, Kotarou. Lepiej stąd chodźmy, zanim Sei-chan… 
Hayama machnął tylko ręką i dalej przyciskał twarz do drzwi.
Reszta drużyny rozpierzchła się do domu, został tylko on, Reo, Nebuya i pochmurny, jak zwykle, Mayuzumi.
Wszyscy przyglądali się staraniom Hayamy z pewnym politowaniem, choć nie mogli powiedzieć, ze sami nie byli ciekawi wydarzeń rozgrywających się aktualnie w hali.
– Myślicie, że ją zabije…? Coś długo nie wychodzą…
Jak na ironię, metalowe drzwi szarpnęły z impetem i zdezorientowany Hayama wylądował tyłkiem na ziemi. Przed nosem zatrzepotały mu długie, jasne pasma, po czym w mgnieniu oka zniknęły za rogiem budynku.
– O rzesz ty… Ile pary w łapach. – stęknął, podnosząc się niezdarnie z trawnika – Widzieliście to…?
Nikt mu nie odpowiedział. Wpatrywali się z konsternacją w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą mogli dostrzec drobną sylwetkę odzianą w czerwoną sukienkę.
– Chyba była trochę wkurzona… – stwierdził odkrywczo Nebuya i podrapał się po głowie. – Jak myślicie, co tam mogło się wydarzyć…?
– Chodźmy stąd. – nalegał Mibuchi a w jego głosie zabrzmiała błagalna nutka. – Chcecie zdenerwować go jeszcze bardziej…?
– Zerknę do środka, co? – Hayama był głuchy na prośby kolegi. Z wymalowaną na twarzy ekscytacją sięgnął ręką w kierunku klamki.
– Życie ci niemiłe…? – zapytał z przestrachem Mibuchi – Jak Sei-chan cię zobaczy, to nie chce nawet myśleć co…  
Nie dokończył, gdyż Hayama zdążył już uchylić drzwi do hali i wsadzić nos do środka.
Pozostali, niewiele myśląc, poszli za jego przykładem.
Akashi stał na środku boiska, dokładnie w tym samym miejscu, w którym widzieli go wychodząc z budynku. Ręce miał opuszczone wzdłuż ciała a jego kark był lekko pochylony ku ziemi. Coś w jego postawie sprawiło, że Kotarou obleciał nagły strach i chciał się wycofać, gdy nagle wielkie cielsko Nebuyi naparło z całej siły na jego plecy. Hayama stracił równowagę i z cichym jękiem wtoczył się do środka. Akashi odwrócił się gwałtownie i utkwił w nim wzrok.
– Kotarou… – jego cichy głos przeszył powietrze – Co tu robisz…?
Hayama przełknął ślinę, wyrzucając sobie w duchu kompletny brak rozsądku.
– Eee, bo… Chyba z-zostawiłem w szatni tego, no… T-telefon. – zmyślił na poczekaniu rozdygotanym głosem, licząc na to, że ta marna wymówka brzmi choć odrobinę wiarygodnie.
­– Telefon znajduje się w twojej kieszeni, Kotarou. – odpowiedział mu kapitan, nawet na moment nie odrywając wzroku od jego twarzy. – Trening na dziś jest skończony, wracaj do domu. To samo tyczy się was. – zwrócił się do tłoczących się za plecami Hayamy reszty członków pierwszego składu. 
Nie musiał im dwa razy tego powtarzać. Pokornie wycofali się z hali, z ulgą przyjmując, że nie spotkała ich żadna kara.
– No i…? Co o tym myślicie…? – zapytał Hayama konspiracyjnym szeptem, gdy tylko oddalili się na bezpieczną odległość od hali. – Widzieliście jego wzrok?! Wyglądał jakby… Jakby…
– Jakby był całkowicie rozbity… – dokończył za niego Reo, nie mogąc się oswoić z irracjonalnym brzmieniem własnych słów.
Popatrzyli po sobie, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Tylko Mayuzumi nie włączył się do tej niemej debaty o stanie emocjonalnym ich kapitana.
Skrzyżował ręce na piersi i prychnął cicho.
– O co chodzi Chihiro…? – zapytał lekko podirytowany Kotarou, podejrzewając ze kolega drwi sobiez ich poruszenia.
– O nic takiego. – odpowiedział mu cicho. – Zbieram się.
– Dokąd? Wyglądasz jakbyś coś kombinował.
– Ach tak…? No cóż, być może tak właśnie jest. – Chihiro uśmiechnął się kpiąco, patrząc na ich zdumione twarze. – Po prostu… Zainteresowała mnie osoba, która doprowadziła do takiego stanu wspaniałego Seijurou Akashiego.
– Nie mów, że chcesz…
– Owszem. – potwierdził i odwrócił się do nich plecami. – Do jutra.
Odszedł wyjątkowo żwawym jak na niego krokiem, zostawiając swoich kolegów z drużyny w kompletnym osłupieniu.
– Ja wam mówię… – mruknął Hayama wkładając ręce do kieszeni – Akashi to jedno. Ale ten koleś… Z nim też jest coś mocno nie w porządku.

~*~

April szła tak szybko, że ledwie łapała oddech. Nie myślała o tym dokąd zmierza. Była odurzona silnym gniewem, który buzował w całym jej ciele i przesłaniał racjonalne myślenie. Mijała nieznane uliczki, co chwilę potrącając kogoś na swojej drodze, jednak zupełnie nie zwracała na to uwagi. Chciała tylko znaleźć się jak najdalej od liceum Rakuzan i przede wszystkim – jak najdalej od Seijurou Akashiego.
Gdzieś po prawej zamajaczyła jej furtka prowadząca do parku. Skręciła tam instynktownie i opadła na najbliższą ławkę, skrytą w cieniu rozłożystego dębu. Rozejrzała się wokół półprzytomnie, z trudem łapiąc powietrze w płuca. Wszystko wokół wydawało się być nienaturalnie jaskrawe i wypaczone, jak w jakimś złym śnie.
Roztrzęsionymi rękoma zaczęła grzebać w swojej małej torebce, nie do końca wiedząc czego w niej szuka. Znalazła klika walających się luzem chusteczek higienicznych, plik paragonów i innych kwitków, kartę kredytową, telefon komórkowy i paczkę gum rozpuszczalnych o smaku truskawkowym.
Chaotycznym ruchem rozerwała plastikowe opakowanie i wepchnęła wszystkie gumy do ust. Z trudem przeżuwając mdlącą masę, April poczuła, że silne wzburzenie powoli zaczyna słabnąć i ustępować miejsca bezradności.
Jej wzrok padł z powrotem na telefon i przyszło jej do głowy, by do kogoś zadzwonić. Poskarżyć się, że Seijurou Akashi jest tak okrutnym człowiekiem, że aż dech w piersiach zapiera. Chciała, by ktoś razem z nią przeżywał jego straszne zachowanie, a potem uspokoił i pocieszył, że wszystko będzie dobrze.
Im dłużej sobie to wyobrażała, tym boleśniej uświadamiała sobie jedną rzecz – nie przychodził jej na myśl nikt, z kim mogłaby lub chciałaby podzielić się swoimi troskami. Oprócz swego ojca i Kagamiego, April nie posiadała żadnych zaufanych osób. Z tym pierwszym jednak nadal nie rozmawiała, a Taiga… Nie sądziła, by zrozumiał jej poruszenie w tej sprawie. Pewnie zbagatelizowałby jej odczucia słowami w stylu : „Ogarnij się dziewczyno, nie masz większych problemów? Olej tego dupka i tyle”.
April nie potrzebowała teraz twardego sprowadzania na ziemię. Chciała zrozumienia i ukojenia skołowaciałych nerwów.
Czując nieprzyjemną pustkę w brzuchu, zaczęła gorączkowo wertować w pamięci wszystkie twarze i imiona ludzi, z którymi miała kontakt przez ostatnie półtora roku. Liczyła na to, że z tłumu znajomych – czy to ze szkoły średniej w Londynie, czy też ze szpitali, w których zwykła być wolontariuszką – uda się jej wyłowić kogoś bliższego jej sercu. W głębi duszy wiedziała jednak, że to bezcelowe.
April lubiła otaczać się ludźmi i zawierać nowe znajomości. Jednak zawiązywanie jakichkolwiek głębszych więzi było zupełnie inną historią. Zawsze zachowywała bezpieczny dystans z jednego względu – wychodziła z założenia, że przyjaciołom należy się zwierzać, a ona miała z tym pewien problem. Choć wszystkim wokół mogło wydawać się, że jest otwarta i bezpośrednia, to w rzeczywistości jak ognia unikała mówienia o swoich prawdziwych uczuciach. Nie lubiła obarczać ludzi swoimi problemami. A jeszcze bardziej nie lubiła okazywać, że jakiekolwiek problemy mogą jej dotyczyć.
Westchnęła przeciągle i podkurczyła kolana pod brodę, nie przejmując się, że w takiej pozycji ktoś może zobaczyć jej bieliznę. Jedyne o czym była w stanie teraz myśleć, to obezwładniające uczucie samotności.
Ktoś przysiadł obok niej. Instynktownie przesunęła się na drugi brzeg ławki, nadal wpatrując się przed siebie tępym wzrokiem.
Minuty mijały. Ludzie wchodzili i wychodzili z parku, dzieci biegały po trawniku i krzyczały radośnie. April miała wrażenie, że siedząc na tej ławce jest kompletnie odcięta od otaczającego ją świata.
Przypomniało jej się, że jakiś czas temu ktoś się do niej przysiadł. Mimowolnie zerknęła z ukosa na swojego towarzysza i wstrzymała oddech. Szare, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu tęczówki zdawały się prześwietlać ją na wskroś.
– Cześć. – dobiegło ją beznamiętne pozdrowienie i przekręciła głowę w tamtym kierunku.
– Znamy się? – usłyszała swój własny, lekko poirytowany głos. Nie miała ochoty na zaczepki ze strony nieznajomych, jednak nie mogła odeprzeć wrażenia, że już gdzieś widziała tego chłopaka.
Przyjrzała mu się dokładniej. Miał jasne włosy wpadające w szarawy odcień, nieco jaśniejszy od koloru jego oczu. Dość przystojna twarz nie wyrażała żadnych emocji.
– Nie wiem, ty mi powiedz czy się znamy. – uśmiechnął pod nosem w sposób, który niespecjalnie jej się spodobał. Nagle przypomniała sobie, skąd kojarzy tego chłopaka.
– Jesteś z drużyny… Z drużyny koszykówki. – powiedziała powoli, lustrując go od góry do dołu. – Co tu robisz? On cię przysłał?
– On…? Chciałabyś, by tak było?
April obruszyła się lekko. Dziwny ton, w którym przemawiał chłopak, również nie przypadł jej do gustu.
– O co chodzi? – zapytała ostrym głosem, spinając się w sobie.
– Spokojnie, nie musisz się tak denerwować. Nikt mnie nie przysłał.
Jego słowa wcale jej nie uspokoiły. Wręcz przeciwnie, poczuła dziwny niepokój związany z nieproszonym towarzystwem. Coś jej nie grało w zachowaniu rozmówcy i zaczęła zastanawiać się, czy nie jest czasem przewrażliwiona. Powoli wypuściła powietrze z płuc i siląc się na opanowanie posłała mu pytające spojrzenie. 
– Więc…? Dlaczego tu przyszedłeś i ze mną rozmawiasz?
– Zainteresowałaś mnie. Chciałem przekonać się na własnej skórze, kim jest osoba, która nie przejawia nawet cienia strachu względem naszego kapitana. Czyżbyś… była z nim… blisko? Może jesteś jego ukochaną?
April prychnęła jak najeżona kotka.
– Nie mogłabym być ukochaną kogoś takiego.
Po chwili dotarło do niej, że zachowywała się wyjątkowo wrogo i nieuprzejmie. Zrobiło jej się głupio, że wyżywa się na kimś, kto w zasadzie nie zrobił jej nic złego.
– Wybacz… Byłam niemiła. Zacznijmy od początku. – zwróciła się do niego pokojowo – Jak się nazywasz?
– Mayuzumi Chihiro. Miło mi.
– Jestem April.
– Wiem jak masz na imię.
– Skąd…? – zdziwiła się.
Mayuzumi poprawił się na ławce i skrzyżował w kostkach swoje długie nogi.
– Od jakiegoś czasu jesteś tematem numer jeden wśród moich kolegów z pierwszego składu. Wszyscy zastanawiają się kim może być Europejka, która pojawiła się w życiu Akashiego. Cóż… – uśmiechnął się podejrzanie – Po dzisiejszym dniu ta ciekawość osiągnęła punkt krytyczny.
April starała się przetrawić tą informację. Nie zdawała sobie sprawy, że swoją obecnością wywołała aż takie zainteresowanie. 
– Nie wiedziałam, że stanowię aż taką sensację. To trochę dziwne, nie uważasz?
Mayuzumi prychnął z niedowierzaniem.
– Ty chyba naprawdę zupełnie inaczej postrzegasz świat, co? Jesteś jeszcze bardziej interesująca niż przypuszczałem.
April pokręciła głową.
– Nie wiem jak mam to rozumieć. Mayzumi Chihiro, zgadza się? – spojrzała na niego na co skinął głową. –Więc posłuchaj, Mayuzumi Chihiro… Wbrew temu co sobie o mnie myślisz… Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego.
Tym razem to on potrząsnął głową.
– Sam fakt, że sprzeciwiłaś się absolutowi i to jeszcze w taki sposób, można uznać za nadzwyczajny. Kto by sądził, że kiedykolwiek zobaczę go w takiej rozsypce…
April nie miała w tej chwili najmniejszej ochoty, by dyskutowaćz nim o zachowaniu Seijurou, jednak coś w tonie głosu chłopaka nie dawało jej spokoju.
– Nie darzysz go sympatią. – stwierdziła po chwili ciszy.
– Nie darzę sympatią nikogo, przed kim muszę czuć respekt. – odpowiedział spokojnie, ale w jego oczach błysnęło niezadowolenie.
April poczuła się nienaturalnie wstrząśnięta tym krótkim zdaniem.
– Dlaczego… – zaczęła powoli, zastanawiając się nad właściwym doborem słów. – Co jest w nim takiego, że wszyscy…
– Chylą przed nim głowę? Boją się go? – dokończył za nią Mayuzumi a ona skinęła głową. – Sam chciałbym wiedzieć. Dlatego tak mnie zaciekawiłaś. Wydaje się, że ciebie to nie dotyczy.
– Nie dotyczy… – powtórzyła za nim głucho, przywołując w pamięci uczucie odrętwienia, które ogarnęło ją ostatnio w sypialni Seijurou. – Nie wiem, czy mnie to nie dotyczy. Po prostu nie godzę się na to, co uważam za nienormalne i sprzeczne z moimi przekonaniami.
– Cóż, jego samego z pewnością nie możesz nazwaćnormalną osobą.
– A jednak słuchacie go. Pozwalacie mu na takie traktowanie.
Mayuzumi zaśmiał się jakby opowiedziała mu dobry żart i powiódł wzrokiem za grupką dzieci, które przebiegły tuż przed nimi.
– Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Choć go nie znoszę, to muszę przyznać, że jest pewnie najlepszym kapitanem w historii drużyny. Traktuje nas bardzo dobrze. Drużyna okazuje mu swój respekt, a on odpłaca się tym samym.
– Rzeczywiście. – odparowała gorzko. – Okazuje to w niebywały sposób.
– To czego byłaś dziś świadkiem jest tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę.
– Nie rozumiem! – zawołała gniewnie – Przychodzisz do mnie i dajesz mi do zrozumienia, że coś jest z nim nie tak, by później go usprawiedliwiać! Skoro to była pojedyncza sytuacja, skoro tak wspaniale was traktuje, to dlaczego nikt nie zareagował? Dlaczego nikt nic nie powiedział?!
Wstała z impetem z ławki i wbiła w Mayzyumiego świdrujące spojrzenie.
– Pewnie dlatego, że w głębi serca wszyscy zgadzali się z jego decyzją. Naszą doktryną jest absolutne zwycięstwo. Skoro ktoś nie potrafi tego udźwignąć… Najwyraźniej nie powinien być w tej drużynie.
– Co jest z wami wszystkimi…? Musicie być nienormalni.
Odwróciła się na pięcie i na rozdygotanych nogach ruszyła w stronę wyjścia z parku. Nie obejrzała się za siebie ani razu. Nie chciała patrzeć na nikogo, kto podzielał chore poglądy Seijurou Akashiego.
Z pewnością też nie chciała oglądać samego Seijurou. Nawet wizja powrotu do domu w którym mieszkał – i w którym niestety mieszkała także i ona – wywołała u niej mdłości.
April uzmysłowiła sobie, że nie ma co ze sobą począć ani dokąd się udać. Mogłaby iść do kliniki, ale uznała, że jest w zbyt wielkiej rozsypce i nie może w takim stanie przebywać z pacjentami.
W jej głowie zatliła się pewna myśl, która z sekundy na sekundę zaczęła nabierać kształtów. Nie był to może najwspanialszy z pomysłów na jakie kiedykolwiek wpadła, jednak w tej chwili nie potrafiła wymyślić nic innego. Zerknęła na zegarek oplatający jej lewy przegub.
Było piętnaście minut po południu.
Wyciągnęła z torebki telefon i drżącymi rękoma napisała krótkiego smsa.

~*~

Dworzec centralny w Tokio był chyba najbardziej zatłoczonym miejscem na Ziemi. April przedzierała się z wysiłkiem przez gwarny peron, zastanawiając się czy aby na pewno dobrze postąpiła. Czuła się trochę jak wygnaniec, który pokornie pogodził się ze swoim losem i odszedł, zamiast stawić czoła wyzwaniu i walczyć o swoje.
Nie, przecież nikt jej nie wygnał. Ona uciekła, jak ostatni tchórz. Uciekła od myśli, że przegrała. „Naszą doktryną jest absolutne zwycięstwo”. Cały czas miała w głowie słowa Mayuzimiego.
Tak bardzo ją rozgniewało takie podejście do życia, a przecież sama się temu poddała. Próbowała wygrać za wszelką cenę. Wygrać Seijurou Akashiego. Miała wrażenie, że to dążenie ją zgubiło.
Ogarnęło ją przygnębienie. Wyciągnęła szyję, próbując wypatrzyć w nieprzebranym tłumie znajomą twarz.
Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się z przestrachem.
– April-san. Miło cię znów widzieć.
Przed nią stał przyjaciel Taigi, Tetsuya. Uśmiechał się do niej łagodnie.
– Ach, to ty, Tetsu. Przestraszyłeś mnie trochę. – odwzajemniła jego uśmiech. – Ciebie też dobrze widzieć.
Rozejrzała się wokół, jednak nigdzie nie dostrzegła Taigi.
– Kagami-kun nie mógł przyjść. – pospieszył z wyjaśnieniami Kuroko, widząc, że April wypatruje swojego przyjaciela. – Został na jakiś czas uziemiony.
– Uziemiony…?
– Nie może chwilowo ruszać się z łóżka. Ma kontuzję nogi.
– Ojej… – zmartwiła się – W takim razie może niepotrzebnie się napraszałam. Mógł mi powiedzieć o tym przez telefon.
– Jego stan nic nie zmienia, April-san. Ucieszył się, że zamierzasz go odwiedzić. Akurat byłem u niego, więc zaoferowałem, że odbiorę cię z dworca i dostarczę do jego mieszkania.
– Ach… To bardzo miło z twojej strony. Jak w ogóle wypatrzyłeś mnie w tym tłumie?
– To nie było zbyt trudne zadanie – Tetsuya spojrzał znacząco na jej włosy i April w lot pojęła aluzję. Roześmiała się.
– No tak, już rozumiem. Muszę tu wyglądać jak przybysz z obcej planety. Chociaż… – tym razem to ona zawiesiła wzrok na jego niebieskich kosmykach. – Ty też wyróżniasz się z tłumu.
– Tak myślisz April-san? Zawsze wydawało mi się, że ludzie niespecjalnie zwracają uwagę na mój kolor włosów. Albo na mnie samego. – dodał i uśmiechnął się, widząc brak zrozumienia w jej oczach. Nie chciał jednak zagłębiać się w ten temat. – Idziemy, April-san? Kagami-kun z pewnością już się niecierpliwi.
April zawahała się. Nagle spotkanie z Taigą – zwłaszcza z kontuzjowanym Taigą – wydało jej się niezbyt kuszące. Podejrzewała, że był w kiepskim nastroju i pewnie to ona musiałaby pełnić rolę jego pocieszycielki, a nie na odwrót.
Kuroko zauważył jej wątpliwości.
– Wszystko w porządku, April-san? Może masz ochotę wcześniej coś zjeść?
April uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, jednocześnie zaskoczona, że tak trafnie odczytał targające nią uczucia.
– Szczerze mówiąc… Tak, chciałabym coś zjeść.
– W porządku. Zabiorę cię do naszego ulubionego miejsca.
– Naszego…?
– Ja i Kagami-kun lubimy tamtejsze jedzenie.
– Czy to nie będzie dla ciebie problem, Tetsu?
– Skądże, April-san. W końcu są wakacje. Poza treningami nie mam zbyt wielu zajęć.
April odetchnęła w duchu, ciesząc się z takiego obrotu sprawy. Jednocześnie poczuła się podle, że specjalnie odwleka spotkanie z Taigą, który pewnie potrzebował teraz otuchy.
Potrząsnęła głową. Nie chciała teraz myśleć o tym, jaka zrobiła się samolubna.
Opuścili dworzec i ruszyli w kierunku, który Kuroko wskazał wcześniej ruchem ręki.
Po drodze ucięli sobie luźną pogawędkę, chociaż to April głównie mówiła, a Tetsuya słuchał. Nie przeszkadzało jej to zupełnie. Zauważyła, że bezbrzeżny spokój, który bił od chłopaka, podziałał na nią wyjątkowo kojąco. Już prawie zapomniała o całym swoim  przygnębieniu.
Dotarli do knajpki i rozsiedli się wygodnie na czerwonych kanapach. Panował gwar typowy dla miejsca, w którym serwowano fastfoody.
April sięgnęła po menu i zaczęła studiować kolejne pozycje. Na jej szczęście oprócz japońskich znaczków było także tłumaczenie w języku angielskim.
– Wezmę… – jej wzrok padł na zdjęcie charakterystycznie wyglądających kubeczków ze słomką – Shake’a waniliowego.
Kuroko spojrzał na nią z zaskoczeniem i po chwili uśmiechnął się lekko.
– Bardzo lubię tutejsze shake’i. Też wezmę jednego.
Poszedł złożyć zamówienie a April obserwowała go do momentu, w którym wrócił niosąc ze sobą dwa dość spore kubeczki.
– Pycha. – zachwyciła się, pociągnąwszy przez słomkę porządny łyk napoju.
– Jesteś pewna, że ci to wystarczy, April-san?
April skinęła głową.
– Jeśli mam być szczera, to jestem niespecjalnie głodna. Po prostu chciałam… – ugryzła się w język, zanim zdążyła wypaplać, że wolała odwlec spotkanie z Kagamim. – No właśnie, to co znów nawywijał ten oszołom, że nie może ruszyć się łóżka? – zapytała, zmieniając temat.
Kuroko westchnął i odłożył shake’a na stół.
– Zignorował zalecenia naszej trener i grał pomimo nadwyrężonego mięśnia.
–Cały Taiga. Bezmyślny jak zwykle. – April zaśmiała i po chwili ucichła. – W sumie nie mogę powiedzieć, że sama błyszczę intelektem. Zwłaszcza ostatnio.
Tetsuya nie był pewien jak ma zareagować na jej słowa. Wyczuł jednak wyraźnie, że kryło się za nimi coś poważniejszego. Coś, co tłumaczyłoby jej niespodziewaną wizytę w Tokio.
– Wszystko w porządku April-san? – zapytał po chwili ostrożnie.
April otworzyła usta, mając zamiar zbyć go jakąś banalną odpowiedzią. Po chwili uzmysłowiła sobie, że wcale nie miała ochoty tego robić. Chciała z kimś pogadać. Nie, wcale nie z kimś. Chciała pogadać właśnie z nim. 
Dosączyła do końca swojego shake’a i wyrzuciła pusty kubeczek.
– Nie wiem Tetsu. Chyba nie jest w porządku, skoro natychmiast potrzebowałam wyjechać z Kioto. Nie mogę tam na razie wrócić. – przyznała cicho. – Czy to nie dziwne, że prawie się nie znamy, a ja nagle mam ochotę opowiedzieć ci o całym swoim życiu…?
– Ani trochę, April-san. – zaprzeczył Kuroko i popatrzył na nią z wyrozumiałym uśmiechem. – Jeśli chciałabyś o czymś pomówić, z chęcią cię wysłucham.
– Masz ochotę na randkę? – wypaliła nagle i podniosła się z miejsca.
– Na randkę…?
April zaśmiała się, rozbawiona tym, co mógł sobie pomyśleć o jej propozycji.
– Oczywiście na taką przyjacielską randkę. Jakiś spacer, czy coś. Jeśli mam być szczera, nie spieszy mi się do spotkania z Taigą.
– Rozumiem. Chodźmy. – odpowiedział po prostu i podniósł się z siedzenia, a April ucieszyła się, że nie zadawał żadnych zbędnych pytań.
Poszli pobliskim bulwarem, otoczonym z dwóch stron szpalerem kwitnących wiśni. Pachniały tak intensywnie, że aż zakręciło im się w głowach.
Przez jakiś czas żadne z nich się nie odzywało, napawając się tym przyjemnym, wonnym odurzeniem.
– Wiesz Tetsu… – zaczęła w końcu April, zerkając na niego z ukosa. – Prawdę mówiąc kompletnie nie przemyślałam przyjazdu do Tokio. Jak się okazało Taiga ma swoje zmartwienia… Mogłam wziąć pod uwagę podobną sytuację, ale jak zwykle okazałam się wyjątkowo samolubna. Naprawdę doceniam, że chciało ci się po mnie przyjść. W sumie jestem dla ciebie obcym człowiekiem.
– W porządku April-san. – Kuroko uśmiechnął się do niej lekko i wskazał ręką na najbliższą ławkę. – Kagami-kun jest moim przyjacielem i może zabrzmi to banalnie, ale jego przyjaciele są także moimi.
Przysiedli obok siebie na drewnianym siedzisku, które było przyjemnie zagrzane od słońca. Przez kilka minut rozmawiali jeszcze o błahych sprawach, po czym April spoważniała i utkwiła wzrok w wirujących w powietrzu płatkach wiśni.
– Nie jestem zbyt dobra w opowiadaniu o swoich uczuciach.
– Nie przejmuj się April-san. Ja również nie jestem mistrzem w tej dziedzinie.
April rozluźniła się na te słowa, jednocześnie czując do Kuroko coraz większe zaufanie.Nie mogła pojąć, że ktoś, kogo dopiero co poznała, wzbudzał w niej taką dziecięcą ufność.
Odetchnęła głęboko.
– Dziś… Ktoś bardzo mnie zawiódł. Wpadłam w straszną złość, nie mogłam tego opanować. Nie poznawałam samej siebie. – wyznała, nadal wodząc wzrokiem za unoszącymi się wokół różowymi płatkami. – Teraz gdy już trochę ochłonęłam… Nie mogę nawet znaleźć powodu, dla którego tak emocjonalnie zareagowałam. Nic mnie właściwie nie łączy z tą osobą.
Zamilkła, czując bolesne ukłucie w okolicach serca, na samo wspomnienie tego, o którym mówiła.
Jednocześnie uzmysłowiła sobie, że płoną jej policzki. Przejęła ją wewnętrzna niepewność, spowodowana obnażaniem przed kimś swoich myśli i uczuć. 
Chwilę jej zajęło, by pozbierać się w sobie i doceniła fakt, że Tetsuya jej nie pospieszał.
– Ta osoba… – celowo wyrażała się w ten sposób, nie chcąc wdawać się w niepotrzebne szczegóły – Od początku dała mi się poznać od niezbyt dobrej strony. A mimo to uparłam się, by się z nią zaprzyjaźnić. Nie mam pojęcia dlaczego, po prostu ubzdurałam coś sobie. I dziś uświadomiłam sobie, że moje starania poszły na marne. Nie jestem w stanie pomóc komuś, kto tego nie chce.
Kuroko nadal milczał, jednak nie przeszkadzało jej to. Pomimo przygnębienia zrobiło jej się jakoś lżej na duszy.
– Nie wiem, co sobie myślałam. – uśmiechnęła się blado i wbiła wzrok w ziemię. – Muszę być strasznie naiwna, nie uważasz?
– Naiwność to nie jest zła rzecz, April-san. – stwierdził łagodnym głosem Tetsuya i dotknął lekko jej ramienia, zmuszając ją tym samym, by na niego spojrzała. – Myślę, ze jest wręcz przeciwnie. Dzięki naiwności ludzie pokładają wiarę w innych i w samych sobie. Gdyby nie to… Wszyscy byliby samotni, nie mając odwagi na zaufanie drugiemu człowiekowi.
April przymknęła powieki rozważając jego słowa. Były dojrzałe i kojące, jednak nie rozwiewały jej wątpliwości.
– Ale co wtedy, gdy ktoś nie chce by pokładać w nim wiarę? Co wtedy, kiedy zamieniamy się w ślepców i głupców, którzy brną w coś, co nie ma najmniejszego sensu…?
Tetsuya westchnął przeciągle i zapatrzył się przed siebie.
– Szczerze mówiąc, nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie, April-san. – zawahał się przez chwilę i wziął głęboki wdech. – Kiedyś… Sam miałem podobny dylemat. Prawdę mówiąc do tej pory nie daje mi to spokoju.
Nie do końca wiedział, dlaczego zdecydował się to powiedzieć. Tak jak stwierdziła sama April-san – byli dla siebie praktycznie obcymi ludźmi. A on nie był wylewny nawet względem osób, z którymi był w bliskich stosunkach.
Być może zaufanie, którym zdecydowała się go obdarzyć, podziałało również w drugą stronę. A może po prostu coś w jej oczach, tak czystych i przejrzystych jak wody Pacyfiku… Wywołało w nim nieznane do tej pory odczucia.
– Opowiedz mi o tym, Tetsu. – poprosiła cicho, a on ze zdziwieniem pomyślał, że zrobiłby to nawet, gdyby nie powiedziała zupełnie nic.
–W mojej byłej drużynie… Zaczęły dziać się złe rzeczy. Osoby, które miałem za swych przyjaciół, w pewnym momencie zmieniły się nie do poznania. Nie chciały już mojej przyjaźni, nie chciały mojego zaufania. Próbowałem to naprawić, ale moje starania zdawały się przynosić odwrotny skutek– westchnął cicho, do tej pory odczuwając cień dawnej frustracji – Jednak było coraz gorzej i w końcu… Przestałem walczyć. Wycofałem się.
– Żałujesz tego…?
– Teraz już nie. Gdybym tego nie zrobił, to pewnie źle by się to skończyło. Ale do tej pory nie wiem, czy zrobiłem wszystko co w mojej mocy.
April wysłuchała go z przejęciem. Pocieszył ją fakt, że Tetsuya miał podobne doświadczenia a jednocześnie jego słowa przepełniły ją smutkiem.  
– Szkoda, że nie posiadam w sobie tyle dojrzałości co ty. Jedyne co mam, to swoja własna głupota, tak wielka, że nawet nie wiem o co mi chodzi.   
– Nie doceniasz siebie, April-san.
April pokręciła głową.
– Nie znasz mnie, Tetsu. Czasem wydaje mi się, że jestem najgorszą osobą na świecie. To przygnębiające.
– Ktoś kto sam o sobie myśli w ten sposób, nie może być najgorszą osobą na świecie.
– Masz rację, gorszy ode mnie jest tylko ten, który doprowadził mnie do takiego stanu, że jadę pociągiem ponad 400 kilometrów tylko po to, by pozadręczać porządnych ludzi swoimi błahymi problemami – April zaśmiała się cicho i popatrzyła lekko zawstydzona na swoje buty. – Nie… Nie powinnam w ten sposób myśleć. Teraz do mnie dotarło, że ktoś taki jak ja nie ma prawa kogokolwiek osądzać.
Kuroko popatrzył na nią, czując pewnego rodzaju uznanie dla jej słów.
– Kim dla ciebie jest ta osoba, April-san? – wyrwało mu się z ust całkowicie bezwiednie.
– Nie wiem, Tetsu… – westchnęła przeciągle. – Kimś kto, według mnie zrobił coś niewybaczalnego. Kimś kto mnie zawiódł i doprowadził do takiego stanu, że przestałam odróżniać to co jest dobre i złe. Jest więc kimś od kogo powinnam trzymać się z daleka a mimo to… – głos jej zadrżał, gdy uświadomiła sobie pewną prawdę – Myśl o tym, że miałabym go zostawić… Jest dla mnie całkowicie nie do zniesienia.
Tetsuya był poruszony jej słowami do głębi serca.  
– Myślę, że naprawdę zależy ci na tej osobie, April-san.
April nie odpowiedziała. Mimo panującego upału przejął ją niespodziewany chłód. Milczała przez dłuższą chwilę.
– Co mam robić Tetsu…? – zapytała w końcu brzmiąc wyjątkowo żałośnie. – Dalej rzucać się na oślep, czy poddać się? Myślałam, że uciekłam z wściekłości i żalu, a tak naprawdę… Uciekłam, bo bałam się podjąć jakąkolwiek decyzję. Mam wrażenie, że każda będzie zła. Ile mam jeszcze czekać, by w końcu zrozumieć co mam robić?
– April-san… – Tetsuya wymówił jej imię wyjątkowo miękkim głosem – Nie mogę ci powiedzieć, jaką powinnaś podjąć decyzję. Ale pomyśl… Czy czekanie cokolwiek zmieni?
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Mam na myśli, że jak trudna nie byłaby decyzja, to odwlekanie jej niczego nie ułatwi. Czasem sami sobie komplikujemy pewne sprawy i nie widzimy, że w rzeczywistości wszystko jest prostsze niż się wydaje.
April popatrzyła prosto w jego łagodne, jasnoniebieskie tęczówki. Powoli docierało do niej znaczenie jego słów i poczuła jak jej puls przyspiesza.
– Masz rację… – wyszeptała. – Boże, masz rację. Tetsu… Jestem tak głupia.
– April-san…? – Tetsuya był zdezorientowany nagłą zmianą, która zaszła na jej twarzy. 
– Muszę wracać. – podniosła się pospiesznie i posłała mu roztargniony uśmiech. – Jesteś najwspanialszą osobą pod słońcem, Tetsu. Naprawdę cieszę się, że cię poznałam. Spotkajmy się jeszcze! I błagam, przeproś ode mnie Taigę!
Zanim Kuroko zdążył jakkolwiek zareagować, April odwróciła się i pobiegła przed siebie bulwarem, machając mu ręką przez ramię.
– Ale przecież… – szepnął do siebie, obserwując trzepoczące w powietrzu jasne włosy.  Czuł się oszołomiony i nie do końca docierał do niego sens tego, co właśnie się stało.  
Nagle jego telefon rozdzwonił się w kieszeni. Półprzytomnie odebrał połączenie.
– No, gdzie wy się podziewacie, co? – w słuchawce rozległ się gderliwy głos Kagamiego. – Przyjechała ona w ogóle czy nie?
– Tak, przyjechała. – odpowiedział mu machinalnie, nie spuszczając wzroku z coraz bardziej oddalającej się sylwetki dziewczyny – Przyjechała, ale… już pojechała.
– Co?! O czym ty mówisz, Kuroko?
Tetsuya nie odpowiedział. Skupiał się na tym, by nie stracić z oczu jasnych włosów i czerwonej sukienki. Po kilku sekundach zniknęły mu jednak z pola widzenia.
– Ej, jesteś tam?
Kuroko westchnął cicho.
– Tak Kagami-kun. April-san… musiała jednak wracać. Później ci o tym opowiem.
– Stało się coś? – zapytał Kagami zaniepokojonym głosem.
Tetsuya milczał przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Nie, Kagami-kun. Wszystko w porządku. Do jutra.  
Rozłączył się.
„Wszystko w porządku” dźwięczały mu w głowie jego własne słowa. Przecież taka była prawda. Nic takiego się nie stało. Nie rozumiał jednak, dlaczego czuł się tak, jakby okłamał przyjaciela.
Czyżby zawód z powodu zniknięcia z horyzontu czerwonej sukienki był czymś, co zaliczało się do kategorii „Coś Się Jednak Stało”…?

~*~

Podróż powrotna do Kioto zabrała April mniej niż 3 godziny. Gdy wybiła 19 była już w rezydencji, nie mogąc uwierzyć, że wyjeździła dziś pociągiem około 900 kilometrów. Czuła się zmęczona i przerażona wizją tego co ją czekało, ale też zdeterminowana jak nigdy.
Tetsu miał rację. Nie mogła zwlekać.
W holu wejściowym wpadła na swojego ojca. Pierwszy raz od dwóch dni stanęła z nim twarzą w twarz.
– April… Dawno się nie widzieliśmy. Czy słyszysz jak to głupio brzmi? – zapytał Anthony, świdrując ją wzrokiem. – Gdzie się podziewałaś ostatnimi czasy?
– Przecież wiesz, że zajmowałam się unikaniem ciebie, tato. – przyznała z rozbrajającą szczerością – A jeśli pytasz o konkrety, to właśnie wróciłam z Tokio. Tak w ogóle to jestem winna ci przeprosiny.
– Tokio…? – Anthony wytrzeszczył lekko oczy – Przecież byliśmy tam dwa dni temu! Tłukłaś się sama pociągiem?! Nie, nawet nie będę dopytywać o szczegóły. Ostatnio twoje zachowanie jest doprawdy istną udręką.  
– Nie obchodzi cię, że chcę cię przeprosić? Zachowywałam się wyjątkowo głupio.
– Cóż, to miłe z twojej strony, ale dobrze wiesz, że cię nie obwiniam.
– Tato. – powiedziała z ostrzegawczą nutą w głosie. – Właśnie, że powinieneś mnie o to obwiniać. Przestań mnie w końcu usprawiedliwiać. Jesteś względem mnie całkowicie bezkrytyczny. Przyjmij w końcu do wiadomości, że wbrew twoim teoriom sama odpowiadam za swoje wątpliwe poczynania. 
Anthony westchnął jednak nie ciągnął tematu. Cieszył się, że April przestała się na niego boczyć. Spojrzał jej w oczy i nagle dostrzegł w nich coś dziwnego.
– Stało się coś? – zapytał z troską – Może pójdziemy do salonu pogadać? Opowiesz mi co robiłaś ostatnio, jak tam w szpitalu…
– Chciałabym, ale… – uśmiechnęła się tak smutno, że prawie pękło mu serce. –Najpierw muszę coś załatwić. Do zobaczenia później.

~*~

Pierzaste jak wata cukrowa chmury sunęły leniwie po zaróżowionym niebie.
Seijurou obserwował je w zamyśleniu, trzymając w rękach pomarańczową piłkę o przyjemnie chropowatej powierzchni. Chciał pograć, ale boisko znajdujące się na tyłach rezydencji wydało mu się nagle zbyt duże, by odbijać piłkę w samotności.
Zamiast tego zapatrzył się w niebo i po raz pierwszy w życiu marnotrawił swój czas na całkowitej bezczynności.
Cały dzień czuł się kompletnie rozbity. Oszukiwał samego siebie, że nic się nie zmieniło. Machinalnie wykonywał wszystkie czynności, jednak jedna, nieznośna myśl powracała do niego niczym bumerang.
Pomylił się.
Wmawiał sobie, że była to pomyłka błaha, w nieistotnej dla niego sprawie. Tym bardziej nie mógł pojąć, dlaczego nie jest w stanie puścić tego w niepamięć i funkcjonować jak zazwyczaj.
Odbił piłkę od twardej nawierzchni boiska i ponownie złapał ją w dłonie. Nie, nie miał ochoty grać. Właściwie nie miał pojęcia, czy miał ochotę na cokolwiek.
Poczuł się, jakby nie wiedział kompletnie nic. To było żałosne.
Usłyszał cichy szelest za plecami. Będąc przekonanym, że to jedna z pokojówek przyszła zaprosić go na kolację, nawet nie fatygował się, by odwrócić głowę.
– Dziś nie będę jadł kolacji.
– Nie mam pojęcia co powiedziałeś, ale niech ci będzie.  
Na dźwięk tego głosu, Seijurou poczuł jak serce drgnęło mu w piersi. Jego dłonie zacisnęły się mocniej na trzymanej piłce.
Starając się zmyć z twarzy wszystkie emocje, odwrócił się powoli.
Stała na krańcu boiska i pierwsze co dostrzegł, to jej zaróżowione policzki. Jasne włosy spływały dość smętnie wzdłuż szczupłych ramion. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, jak bardzo drobnej była postury.
To odkrycie zaskoczyło go równie bardzo, jak sama jej obecność. Był przekonany, że nie będzie chciała go widzieć przez najbliższy czas. Stała jednak – tu i teraz – i Seijurou pomyślał, że nie ma bladego pojęcia, czego jeszcze może spodziewać się z jej strony.
Raz po razie przełamywała wszelkie konwencje, wybiegała poza utarte w jego głowie schematy.
Błąd statystyczny, przeszło mu przez myśl.
April van Rosenberg uparcie wpasowywała się w granice błędu statystycznego, dlatego jego przewidywania ciągle mijały się z rzeczywistością.
Był tym zmęczony.
Otworzył usta, nawet nie wiedząc co chce powiedzieć.
– Przyszłaś. – stwierdził w końcu i pomyślał, że zabrzmiał jakby jej oczekiwał. Cóż, jakoś go to nie obeszło. Nagle wszystko wydało mu się kompletnie bez znaczenia. – Niepotrzebnie.  
April poczuła, że zaciska jej się gardło a żołądek zawiązuje w supeł. To, jak Seijurou wyglądał na tle tego niemal bajkowego nieba wcale nie dodawało jej odwagi, by wprowadzić swój zamiar w życie. 
– Potrzebnie. – odpowiedziała w końcu, starając się opanować drżenie w głosie. – Musiałam przyjść. Musiałam przyjść by… cię przeprosić.
Seijurou uniósł mimowolnie brwi. Przeprosić…?  
Po raz kolejny to co robiła i to mówiła wprawiło go w osłupienie. Chyba powinien przywyknąć do takiego stanu rzeczy. Niemal uśmiechnął się do własnych myśli.
April nie czekała na odzew z jego strony. Chciała uporać się z tym wszystkim jak najszybciej, zanim własne tchórzostwo odbierze jej resztki determinacji.
– Dziś… Powiedziałam ci coś, czego nie powinnam. Dlatego przepraszam. Nadal uważam, że to co zrobiłeś… – urwała i popatrzyła na niego spod przymkniętych powiek. – Było podłe. I nigdy czegoś takiego nie zrozumiem. Jednak nie mam prawa by cię oceniać. Nie ja. – powiedziała z naciskiem. – Nie mam pojęcia kim jesteś. Jesteśmy dla siebie po prostu parą obcych ludzi. Ludzi pochodzących z zupełnie odmiennych światów. Ty nie zrozumiesz nigdy mnie, ja nie zrozumiem nigdy ciebie. Próbowałam, ale uzmysłowiłam sobie, że mi się nie uda. Ty… Ty po prostu tego nie chcesz.   
Przykucnęła i zaczęła bawić się leżącymi pod jej stopami kamykami, by ukryć jakoś swoje roztrzęsienie.
– Dlaczego…? – jego dziwnie odległy głos dotarł do jej uszu i miała wrażenie, że zaraz coś w niej pęknie. – Dlaczego od początku tak ci na tym zależało? Mimo moich ostrzeżeń ty dalej w to brnęłaś. Czy nie powiedziałem ci, że nauczka będzie bolesna?
– Po prostu… byłam naiwna. Nadal jestem. Nie mogę tak… się poddać. – wyszeptała i już nie wiedziała, czy próbuje przekonać jego czy samą siebie. Podniosła się z ziemi. – Jesteś podły. Okropny. Ciężko mi na ciebie patrzeć. A mimo to coś nie pozwala mi odpuścić.
– Powinnaś.
– Masz rację. Powinnam. Tak mi nakazuje zdrowy rozsądek. – przyznała i popatrzyła jak zachodzące powoli słońce odbija się słabym blaskiem w jego dwukolorowych, zimnych jak lód oczach. Serce krajało jej się z bólu a ona nadal nie wiedziała dlaczego. – Tak też zrobię.
Seijuro poczuł jak po plecach przebiega mu dreszcz. Nie takich słów się spodziewał.
– Doskonale. – stwierdził tylko i odwrócił się, starając się zwalczyć niezrozumiałe uczucia, które zawładnęły nim od środka. Piłka, którą dotychczas trzymał kurczowo w dłoniach upadła na ziemię, i po kilku niemrawych podskokach potoczyła się do stóp April.
Podniosła ją i przebiegła palcami po jej szwach.
– Zagrajmy, Akashi Seijurou. – powiedziała nagle – Jeśli wygram, pozwolisz mi spróbować ostatni raz. Ostatni raz spróbuję cię uratować.
Usłyszała jego ciche prychnięcie.
– A jeśli przegrasz?
– Wtedy dam sobie spokój. Poddam się z czystym sumieniem, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy. Spakuję się i wrócę do domu. Zniknę raz na zawsze z twojego życia.
Seijurou drgnął. Ostatnie zdanie odbiło się głuchym echem w jego głowie.
– To bezcelowe. – stwierdził w końcu cicho – Ja nie przegrywam. Dobrze o tym wiesz. Do czego dążysz?
April wzruszyła ramionami.
– Po prostu chcę to zakończyć z klasą. Jeśli mam przegrać to przegram. Chcę, żebyś to ty mi pokazał moją porażkę. Bo sama pewnie nigdy jej nie pojmę.
Jej głos był wyprany z emocji.
Nie mógł się powstrzymać, by na nią nie spojrzeć.
Miała spierzchnięte usta i przygaszony wzrok. Niespodziewany podmuch wiatru sprawił, że pojedyncze kosmyki zawirowały wokół jej twarzy.
Seijurou poczuł dziwną suchość w przełyku. Jeżeli wygra, to teraz widzi ją po raz ostatni w życiu. Jeżeli… Co za bzdura, skarcił się myślach. Nie było żadnego jeżeli. On zawsze wygrywał.
– Zgoda. – powiedział w końcu.
April uśmiechnęła się blado i zdjęła buty, po czym weszła na powierzchnię boiska.
– Chcę, żebyś wiedział, że dam z siebie wszystko.
– Do ilu?
– Do 50. – palnęła i nagle, mimo całego swego przygnębienia, roześmiała się głośno. Jeszcze bardziej rozbawił ja fakt, że na Seijurou nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
– Jeśli masz ochotę przegrać aż tyloma punktami.
– Nie zakładaj proszę, że nie uda mi się zdobyć żadnego. Skąd wiesz, że nie potrafię grać?
– Po prostu to widzę.
Seijurou ustawił się pod koszem. April ustała naprzeciwko niego i zaczęła odbijać piłkę. Nim zdążyła się obejrzeć, straciła posiadanie.
– Oo? – zadziwiła się obserwując, jak Seijuro wykonuje niedbały rzut. Piłka wpadła do kosza. – To nie fair. Oszukujesz. W takim razie ja też będę.
Pobiegła po piłkę i znowu ustała naprzeciwko Seijurou. Tym razem nie miała zamiaru wypuszczać przedmiotu z rąk. Przytuliła go do piersi i uśmiechnęła się złośliwie.
– Co robisz? – zapytał, patrząc na nią jakby była niespełna rozumu.
April w mgnieniu oka wykorzystała, że stracił czujność. Wyminęła go i rzuciła w stronę kosza. Ku jej rozczarowaniu piłka odbiła się od obręczy i wpadła prosto w ręce Seijurou.
Prychnął kpiąco.  
– Żałosne. Nawet gdy pozwalam ci oszukiwać, ty nie jesteś w stanie trafić do kosza. Dlaczego uparłaś się na coś, o czym nie masz bladego pojęcia?
– Lubię koszykówkę. Jest sympatyczna.
– Sympatyczna… – powtórzył za nią i wykonał rzut,  zdobywając kolejny punkt.  
April nie zniechęcała się tym jak kiepsko jej idzie. Uzmysłowiła sobie, że zaczęła dobrze się bawić i pragnęła, by ten stan trwał jak najdłużej. Nie chciała myśleć o momencie, w którym gra dobiegnie końca.
– No to co, Akashi Seijurou, jak masz zamiar zabrać mi ją teraz? – włożyła piłkę między łydki i zaczęła skakać po boisku.  
Seijurou westchnął.
– Nic prostszego – zrobił krok w jej stronę, jednak zdążyła odskoczyć i uciekła na drugi koniec boiska. Z gardła wyrwał jej się radosny śmiech.
– A teraz? – zawołała, pokazując mu język.
– W takim razie poczekam, aż tu wrócisz i spróbujesz trafić do kosza.
– Nie wrócę!
– Twoja sprawa. Zamierasz grać na zwłokę?
– Nie zamierzam. Będę rzucać stąd!
– Powodzenia. Nie byłaś w stanie trafić z odległości pół metra.
– Trafię, zobaczysz! Miej we mnie trochę wiary.
Seijurou westchnął i ruszył w jej stronę z zamiarem zakończenia tej farsy, jednak April znowu uciekła mu sprzed nosa.
– Jak długo masz zamiar przeciągać strunę? Dobrze wiesz, że w końcu cię złapię.
– Spróbuj! – zawołała prowokująco i zaczęła podrzucać piłkę nad głową.
– Sama się o to prosiłaś.  
Ruszył biegiem w jej stronę, zastanawiając się w którym momencie ta irracjonalna sytuacja zaczęła sprawiać mu przyjemność.
Wyciągnął dłonie by odebrać jej swoją własność i wtedy stało się coś zdumiewającego.
April wyrzuciła piłkę wysoko w powietrze. Oboje obserwowali, jak leci niebotycznie wysokim łukiem i po chwili wpada prosto do obręczy.  
April roześmiała się gardłowo i zaczęła klaskać w dłonie jak małe dziecko.
– Widziałeś to?! Widziałeś? Ale jestem dobra! – zawołała z podnieceniem i znowu zaczęła się śmiać, rozbawiona swoim niewiarygodnym szczęściem. – Mówiłam ci, że trafię!
Przeniosła rozentuzjazmowany wzrok na twarz Seijurou i śmiech zamarł jej w gardle.
To, co zobaczyła sprawiło, że wszystko wokół jakby straciło swoje barwy. April wstrzymała oddech, zastanawiając się, czy wzrok jej nie zawodzi.

Nieprawdopodobne.

Seijurou Akashi uśmiechał się.

Nie z wymuszonej uprzejmości. Nie szyderczo, kpiąco, czy cynicznie.
Po raz pierwszy była świadkiem, jak kąciki jego ust unosiły się w szczerym, łagodnym uśmiechu.
April napawała się tym nadzwyczajnym widokiem przez kilka długich sekund, podświadomie przeczuwając, że zaraz stanie się coś, co sprawi że czar chwili pryśnie.
Intuicja jej nie zawiodła.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Ich oczy się spotkały. Wpatrywali się w siebie przez ułamek sekundy i nagle Seijurou pochylił się ku ziemi, jakby zebrało mu się na wymioty.
April zamarła. Nie miała zielonego pojęcia co się dzieje i poczuła jak przejmuje ją strach. Wyciągnęła ku niemu dłoń, lecz odtrącił ją lekko swoją własną.
Zaraz potem wyprostował się i zerknął na nią przelotnie, po czym gwałtownie się od niej odwrócił.     
– W-wybacz. Ja...
Nie dokończył i oddalił się szybkim krokiem w stronę rezydencji.
April odprowadzała go wzrokiem, dopóki nie zniknął za żywopłotem otaczającym ogród.
Nie zawołała za nim. Nie próbowała też go dogonić, albo zatrzymać w jakikolwiek inny sposób.
Nie zrobiła tego, bo najzwyczajniej w świecie nie była w stanie wykonać najmniejszego ruchu.  

Serce załomotało jej w piersi.

To była chwila.
Ich oczy spotkały się zaledwie na moment, tuż przed tym, jak tak niespodziewanie ją tu zostawił. Ten moment jednak wystarczył.

To, czego była świadkiem wydawało się nielogiczne i pozbawione jakiegokolwiek sensu.

A jednak April była więcej niż pewna. 

Obie tęczówki Seijurou Akashiego błyszczały szkarłatnym odcieniem czerwieni.









--------------------------------------
! Ach Seijurou, mój ty najdroższy. Przyprawiasz mnie o zawał. 
<3