Niezrównowa(żona) !
Piękna twarz księcia z bajki
zbliżała się do niej powoli i już wiedziała, że za chwilę nastąpi tak długo
wyczekiwany przez nią moment – w końcu miał ją pocałować. Złożyła usta w trąbkę
i przymknęła powieki, gdy nagle książę odsunął się od niej i wtedy dostrzegła,
że jego twarz pokryła się sierścią a on sam zaczął na nią warczeć i wściekle
ujadać.
April otworzyła oczy i jęknęła
niepocieszona. Ku jej rozpaczy, przykry finał snu znajdował niejako odzwierciedlenie
w rzeczywistości.
Znowu to samo. Szczekanie.
Wściekłe, nieznośne, bezustanne szczekanie. Tak głośne i uporczywe, że mogłoby
poderwać z grobu nieboszczyka. Ten sukinsyn, durnowaty pies rasy kundel bury,
co uparcie przychodził pod okno jej sypialni codziennie o 6:30, jak zwykle
przerwał jej idylliczny sen w kulminacyjnym momencie. Niech to szlak.
Kompletnie nie rozumiała, o co
temu psu chodzi. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek naraziła się jakiemuś
czworonogowi, żeby teraz miał się na niej mścić w tak podły sposób. April w
ogóle rzadko komu się narażała. Przecież była przykładną obywatelką, miała
stałą pracę i udzielała się społecznie. Stroniła od używek, tylko czasami
zdarzało jej się wypić butelkę wina. Lub dwie. Nigdy jednak nie robiła rozrób
po pijaku i tylko raz przymknęli ją na 24 godziny za rzekome wzywanie do
nienawiści na tle rasowym, co i tak było tylko zwyczajnym nieporozumieniem. Swoją
drogą ten wykolejeniec Aomine Daiki jeszcze jej za to kiedyś zapłaci. Gdyby nie
on i jego kompletne wypaczenie umysłowe, jej kartoteka byłaby teraz czysta jak
łza. A ona sama bogatsza o 20000 jenów grzywny, na której spłacenie musiała się
zapożyczyć u Shintarou – jej nawiedzonego kolegi z pracy. Do tej pory wypominał
jej uprzejmie, że nie zwróciła mu całej kwoty. Tak jakby te 100 jenów robiło mu
jakąś różnicę. Chciwiec jeden. Mniejsza jednak o niechlubne zdarzenia z
przeszłości.
To, co było w tym wszystkim
najbardziej istotne, to fakt, że April od zawsze żyła ze zwierzętami w
przyjacielskich stosunkach. Nawet okazjonalnie pomagała w okolicznym
schronisku. Dlaczego więc stała się obiektem prześladowania ze strony psa,
który swym ujadaniem terroryzował ją każdego ranka i utrudniał normalne funkcjonowanie…?
April czuła się nękana psychicznie, jednak komu miała to zgłosić? Jedyny hycel w
okolicy był podstarzałym, flegmatycznym kawalerem, który swoje ujemne
statystyki w łapaniu bezdomnych psów usprawiedliwiał słabym wzrokiem i ożywiał
się dopiero wtedy, gdy na horyzoncie pojawiała się jakaś zgrabna pupcia. O
dziwo, wtedy jego oczy działały lepiej niż szpitalny rentgen.
Więc może policja? Nie,
przecież na najbliższym posterunku pracował Daiki. Wolała nie ryzykować, że
mógłby udzielać jej pomocy w jakiejkolwiek sprawie, zwłaszcza, że ostatnio
znowu dość często zaglądał do kieliszka. Straż pożarna? No chyba wtedy, gdyby
tego psa nieumyślnie podpaliła. Pogotowie,
ktokolwiek? Może gdyby upozorowała dotkliwe pogryzienie… Cholera no. Ktoś
musiał jej pomóc, bo sytuacja, w której znajdowała się od ponad miesiąca,
groziła rychłą utratą zdrowych zmysłów.
Zwlekła się niechętnie z łóżka
i za wszelką cenę starając się zachować spokój, podeszła do okna. Postanowiła
rozmówić się z tym cholernym dręczycielem.
Pies stał jak zwykle w tym
samym miejscu a na jej widok przestał na chwilę ujadać i zamerdał wesoło ogonem,
jakby zobaczył kawał bekonu.
– Psie. – April wychyliła się
przez okno i zwróciła się do kundla władczym, aczkolwiek opanowanym głosem. –
Przychodzisz pod moje okno codziennie o świcie i szczekasz jak jakiś
potłuczony. Możesz mi wyjaśnić, jaki ty masz ze mną problem?
W odpowiedzi na jej pytanie
pies rozwył się niczym wilkołak do księżyca i April poczuła, że wbrew swojemu
wcześniejszemu postanowieniu, krew nagła ją zalewa. Spojrzała wściekle na zadowolonego
z siebie burka i zaczęła wygrażać mu pięścią.
– Próbowałam z tobą po dobroci,
ale ty za nic masz moje starania! Moja cierpliwość też ma swoje granice! Nie
wiem dlaczego masz ze mną na pieńku, ale zostaw mnie w spokoju, sukinsynu
jeden, prześladowco!
W akcie desperacji chwyciła
stojącą pod ręką doniczkę z pelargonią i rzuciła w stronę kundla. Ten jednak zrobił
zwinny unik i po chwili mogła usłyszeć trzask rozbijanej ceramiki,
który poniósł się echem po opustoszałej ulicy.
April westchnęła z frustracją i
zamknęła z hukiem okno, nie chcąc tracić więcej czasu na użeranie się z
czworonożnym terrorystą. Wszak musiała zjeść śniadanie i przygotować się do
pracy. Swojej fantastycznej pracy w szpitalu, gdzie harowała od rana do
wieczora, możliwości awansu były zerowe, a Shintarou Midorima czaił się ciągle
za jej plecami jak jakiś psychopata i obserwował bacznie jej każdy ruch.
Nałożyła puchaty szlafrok i
mamrocząc pod nosem siarczyste przekleństwa udała się w stronę kuchni. Do drodze
zanotowała sobie w pamięci, by w końcu zadzwonić do odpowiednich służb. Do tej
pory starała się pobłażliwie podchodzić do dręczącego ją czworonoga, jednak
ostatnimi czasy była dziwnie podminowana i nie miała zamiaru dłużej pozwalać,
by terroryzował ją jakiś niewydarzony pies.
Doczłapawszy się w końcu do
kuchni, April stanęła jak wryta. W pomieszczeniu, które zwykle starała się
utrzymywać w idealnym porządku, panował potworny bałagan. Na białym, drewnianym
stole leżały trzy talerze a wokół nich walało się bezładnie kilka marchewek i
duża cebula. Szuflady kredensu były porozsuwane a na rozgrzanym, (o zgrozo!)
palniku bulgotał garnek z wodą. April zrobiła niepewnie krok do tyłu, jednocześnie
gorączkowo poszukując racjonalnego wytłumaczenia dla takiego stanu rzeczy. Czyżby w domu grasował duch…?, pomyślała
z przestrachem, czując, że oblewa ją zimny pot. A może włamał się jakiś
pijaczyna i postanowił urządzić sobie darmową jadłodajnię?
W przypływie adrenaliny
chwyciła leżący w zasięgu jej ręki nóż i przyjmując pozycję obronną przywarła
do ściany. Rozejrzała się wokół w popłochu, jednak nie dostrzegła niczyjej
obecności, a jedynym dźwiękiem dobiegającym jej uszu było bulgotanie wrzącej na
gazie wody. Spojrzała ponownie w tamtą stronę i naszło ja przerażające
przeczucie. A co jeśli zapomniała wczoraj wieczorem wyłączyć palnika? Na samą
myśl zrobiło jej się słabo.
– Matko jedyna, mogłam puścić
chałupę z dymem! – zawołała i czym prędzej rzuciła się by wyłączyć palnik.
Dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, że gdyby rzeczywiście kuchenka była
włączona przez całą noc, to jej piękny dom byłby teraz zapewne pogorzeliskiem a
ona sama zamieniłaby się w kupkę popiołu. Skrzywiła się do tej odrażającej wizji,
jednocześnie czując, że coś jest mocno nie w porządku.
– April-san, czy mogłabyś włączyć
ponownie palnik? Jestem w trakcie przygotowywania śniadania. – dźwięk głosu
dochodzącego zza jej pleców spowodował, że omal nie zeszła na zawał.
Instynktownie ścisnęła mocniej nóż i obróciła się gwałtownie, by spojrzeć
prosto w jasnoniebieskie, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu oczy.
Tuz przed nią – odziany w
dziwaczną, kwiecistą piżamę, z niebieskimi włosami sterczącymi pod dziwnym
katem i z aluminiową warząchwią w dłoni – stał nie kto inny, jak jej własny
mąż. Tetsuya Kuroko.
Mąż…?
April zamrugała kilkakrotnie
powiekami, starając się ogarnąć rozumem te absurdalne odkrycie. Była zamężna…? To pytanie zabrzmiało w
jej głowie wyjątkowo idiotycznie. Popatrzyła podejrzliwie na szczupłą, niezbyt
umięśnioną sylwetkę rzekomego współmałżonka. Ach rzeczywiście, miała męża. Przecież
to już przeszło pięć lat minęło, jak wyszła za samozwańczego mistrza sztuczek
magicznych i jednocześnie najlepszego kumpla swojej pierwszej miłości, której
na imię było Seijurou Akashi. Seiji,
Seiji… Ach, te jego płomiennie włosy, pomyślała z rozrzewieniem i
uśmiechnęła się półprzytomnie do swoich wspomnień.
Tetsuya wpatrywał się wyczekująco
w swoją żonę, jednak widząc, że raczej nie doczeka się żadnego odzewu z jej
strony, wyminął ją bez słowa i ponownie podłączył kuchenkę.
– Takie szkarłatne… A jakie
miękkie… – wymamrotała April i po chwili oprzytomniała. – Cholera jasna! –
zawołała łapiąc się za głowę, gdy w końcu dotarła do niej powaga sytuacji.
Jak mogła zapomnieć, że oprócz
niej samej mieszka tu także jej mąż? Jak mogła zapomnieć, że w ogóle męża
posiada…? Z rosnącą frustracją uzmysłowiła sobie, że podobny incydent powtarzał
się w tym domu niemal każdego ranka. Co prawda Tetsuya miał naprawdę nieprawdopodobnie
nikłą prezencję, jednak nie mogła usprawiedliwiać tym swojego ciągłego
zapominania o jego istnieniu.
Poczuła, że w jej oczach wzbierają łzy. Jak zwykle zawstydzona do granic
możliwości, spojrzała przepraszająco na męża i dostrzegła jego ganiący wzrok.
– April-san, czy mogłabyś nie
wyrażać się w ten sposób przy dziecku? To niewychowawcze. – stwierdził lekko
karcącym tonem i zamieszał łyżką w garnku. – Muszę też cię prosić, byś odłożyła
ten nóż. Wymachiwanie ostrymi narzędziami jest bardzo niebezpieczne. Rozmawialiśmy
na ten temat wiele razy.
April skrzywiła się
podirytowana jego prośbą, jednak po chwili posłusznie odłożyła nóż na blat
kredensu. Bardzo nie lubiła, gdy Tetsuya pouczał ją tym swoim spokojnym,
pozbawionym emocji głosem. Dopiero po kilku sekundach w jej głowie zapaliła się
czerwona lampeczka.
– Dziecku…? – wymamrotała
kompletnie zbita z tropu. – O czym ty mówisz najdroższy…?
Dziecko?
Jakie dziecko? Czyje dziecko? Rozejrzała się półprzytomnie
po pomieszczeniu i dopiero teraz dostrzegła, że oprócz nich, w kuchni był ktoś
jeszcze. Kilkuletni, niebiesko-włosy chłopiec siedział grzecznie przy stole i
wymachiwał lekko swoimi pulchnymi, krótkimi nóżkami. Serce podskoczyło jej do
gardła.
– Dzień dobry, mamusiu-kun. –
powiedziało sennie dziecko i pomachało do niej widelcem. April cofnęła się pod
ścianę, czując, że jej żołądek zawiązuje się w supeł. Tego już było dla niej za
wiele. Zapominanie o mężu mogła jeszcze jakoś sobie wybaczyć, ale żeby o
własnym dziecku…? O jej kochanym,
malutkim synku?
– Co ze mnie za matka?! – April
zalała się łzami i dramatycznie osunęła się po ścianie. – Powinna zainteresować
się mną opieka społeczna!
Natychmiast stanęła jej przed
oczami przerażająca scena pozbawienia jej praw rodzicielskich i załkała jeszcze
głośniej, czując się nawet bardziej żałośnie niż wtedy, gdy przyszło jej
niesłusznie zapłacić grzywnę w wysokości 30000 jenów za obrazę władzy
publicznej i rasistowskie komentarze.
– Wszystko w porządku
April-san? – odezwał się w końcu Tetsuya, nie przerywając mieszania w garnku.
Aprila natychmiast przestała chlipać i spojrzała ze złością w jego pozbawioną
emocji twarz. Jego chłodne podejście podziałało na nią niczym płachta na byka.
Swoją drogą była ciekawa co on tam tak namiętnie mieszał, bo dla niej wyglądało
to na zwykłą wodę. Po co do cholery
jasnej mieszać wodę…?
– Nie sanuj mi tutaj, dobrze? Jaki normalny mąż zwraca się w ten sposób
do swojej żony?! – wykrzyczała ze złością i podniosła się z werwą z podłogi. – To
wszystko twoja wina, że zapominam o własnym synu! Nie dość, że jest prawie
zupełnie przezroczysty jak ty, to jeszcze jestem przekonana, że uczysz go po
kryjomu tych swoich podejrzanych sztuczek z nagłym znikaniem! Chcesz, żeby w
przyszłości został jakimś łobuzem…?!
Energicznym krokiem podeszła do
małego Ryuu i wzięła go na ręce. Ciepło małego ciałka jak zwykle podziałało na
nią kojąco.
– Spokojnie kochanie, mamusia
jest z tobą.
– Jestem spokojny mamusiu-kun –
odparł Ryuu ziewając przeciągle. Zarówno on jak i jego ojciec wydawali się
kompletnie nieporuszeni całym tym zajściem i ogólnym rozchwianiem emocjonalnym najważniejszej
w ich życiu kobiety. Patrzyli na nią z umiarkowanym zainteresowaniem, jakby
oglądali średnio ekscytujący program przyrodniczy o zwyczajach godowych krewetek.
April westchnęła i pocałowała
synka w jasne czółko.
– Wiem słoneczko, jesteś bardzo
dzielny. I pamiętaj, że do mamusi nie mówi się kun, dobrze? Chodźmy umyć buzię.
Przyciskając syna do piersi
ruszyła do łazienki.
– To, że zwraca się do
wszystkich kun też jest twoją winą! –
rzuciła oskarżycielsko przez ramię zanim opuściła pomieszczenie. – Mamusia-kun, pfff, dobre sobie. Jego
wina, jego jak nic. Kun to, kun tamto. Aomine-kun,
dobrze cię widzieć. Miłego dnia, Kise-kun. Bla blabla… Nienormalni wszyscy.
Tetsuya patrzył jeszcze przez
chwilę na oddalającą się energicznie żonę i wrócił do mieszania w garnku. Podobna
scena rozgrywała się w tym domu prawie każdego ranka od kilku lat, więc nie
zrobiło to na nim większego wrażenia. Chociaż… Albo mu się wydawało, albo April-san
dramatyzowała odrobinę bardziej niż zazwyczaj? Zwłaszcza z tym osunięciem się
po ścianie i zalaniem się łzami. Jego uwadze nie uszło także, że wytknęła mu
rzekome uczenie syna magicznych sztuczek, a to mogło świadczyć tylko o jednym –
zbliżały się jej kobiece dni. Zadowolony ze swojej spostrzegawczości, pokiwał
głową i wrzucił do garnka pokrojoną marchewkę i wołowinę. Musi dziś zrobić
bardzo pożywne śniadanie, bogate w żelazo i inne składniki odżywcze. Jeśli
dobrze nakarmi ją i ich syna, to istnieje duża szansa, że szybciej przestanie
się na niego boczyć.
Nie minęła minuta, gdy jego
żona ponownie pojawiła się w kuchni, chyba jeszcze bardziej nabuzowana niż wcześniej
i Tetsuya już wiedział, co za chwilę usłyszy.
– I zrób coś w końcu z tym
cholernym psem! Chcesz, żebym zwariowała a Ryuu wychowywał się w patologicznej
rodzinie i skończył jak połowa twoich podejrzanych kumpli…?!
Ponownie zaniosła się płaczem i
wybiegła, nie dając mu nawet szansy na dojście do głosu. Nie żeby specjalnie
się palił do wdawania się z nią w dyskusje. Przy jej obecnym stanie
emocjonalnym było to – delikatnie rzecz ujmując – dość nierozważne.
Westchnął cicho i wyjrzał przez
okno. Jego wzrok natrafił na leżącą na środku ulicy potłuczoną doniczkę. To już
trzecia w tym tygodniu. Jeśli tak dalej pójdzie to zostaną w domu bez żadnych
kwiatów, a jeszcze nie daj Boże ktoś ich zgłosi za zakłócanie porządku. Przez
lukę w żywopłocie dostrzegł kawałek burego ogona. Zerknął przezornie przez
ramię, by upewnić się, że żona nie czai się gdzieś za jego plecami, po czym
uchylił cicho okno i rzucił na chodnik kawałek mięsa. Musiał bardzo uważać, bo
gdy ostatnio April-san nakryła go na dokarmianiu tego biednego kundelka, to od
tamtej pory zarzucała mu, że on i pies są w zmowie. Z uporem maniaka twierdziła,
że spiskują razem by doprowadzić ją do szaleństwa i żadne racjonalne tłumaczenia
do niej nie trafiały.
Tetsuya ze stoickim spokojem zabrał
się za obieranie jajek i ponownie zapatrzył się przez okno na zaciszną okolicę
domków jednorodzinnych. Podpity gazeciarz jechał slalomem na swoim rowerze i
rzucał gazetami gdzie popadnie. A dochodziła dopiero siódma rano.
Od razu przyszedł mu na myśl
jego przyjaciel Aomine-kun, który także nie wylewał za kołnierz i lubił sobie
trącić ćwiarteczkę czy nawet dwie przed pójściem do pracy. Pewnie on i
gazeciarz szybko znaleźliby wspólny język.
– Niektórzy to mają wesoło –
powiedział do siebie, wrzucając do garnka kolejne składniki. W sumie on sam też
nie mógł narzekać na nudę. Od kiedy poślubił tę żywiołową dziewczynę miał
wrażenie, jakby zamieszkał na terenie o podwyższonej aktywności sejsmicznej. I
mimo, że była jego całkowitym przeciwieństwem, mimo, że swoją energiczną osobą
wprowadzała w ich domowe życie totalny chaos, to i tak jednego był pewien. Z
każdym dniem kochał swoją lekko szaloną, jasnowłosą żonę jeszcze bardziej.
O jej, o jej! :D
OdpowiedzUsuńCzy to nowy rozdział? Nie! To jednopartówka? Nie!
To FAJNA jednopartówka. ;)
Ogólnie cosik strasznie krótka. Taka dziwna jak sama April. Mam do ciebie jedno zasadnicze pytanie, tylko jedno.
CZY APRIL NA PRAWDĘ W TWOIM OPOWIADANIU WYJDZIE ZA MĄŻ ZA TETSU?!
Bo jeśli tak, to zniweczyłaś moje bujne fantazje na temat pary April x Seijuro.
A ja ich kocham! To tak nie może być! :) Nom.
Jak na twoje standardy głównego opowiadania, to nie wywołałaś u mnie żadnych głębszych emocji niż nikły uśmiech, niestety. :( Lekko się czytało.
Komentarz dziwny, nie za długi, ale nie będę go poprawiać, bo pisałam to, co myślałam. :D
Pozdrawiam!
-Raven
Ach Raven, nie masz się czego obawiać! :) Partówka nie ma nic wspólnego z głównym opowiadaniem :D Napisałam ją ot tak już dawno temu, po prostu chciałam zrealizować moją fantazję na temat związku April i Tetsu i postanowiłam, że skoro nie przygotowałam jeszcze XI rozdziału, to chociaż wrzuce to co znalazłam na kompie. Kiedys tam dorzuce może drugą część, ale na razie wole skupić się na OFF.
UsuńDobra, lecę na obiad, buziaczki :*
OMG Kuroko to prawdziwy boss w swoim fachu, żeby April, jego żona, nie mogła go zapamiętać XD a jego synuś taki sam jak nie lepszy XDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńApril nie gorsza i ta pożyczka od Shin-chana mnie rozwaliła ^^
Czekam na następny rozdział <3
Po prostu padam ze śmiechu XD
OdpowiedzUsuńApril chyba cierpi na wyższy stopień sklerozy. Shintarou-kun, proszę się nią zająć <3
Mały Ryuu...
Awww.
No cóż, miło się czytało. I weny do April x Seiji XD
Jesteś mistrzem
OdpowiedzUsuńgenialne
beka XD
myślałam że jest znowu w ciąży ale jednak nie :/