Miała
wrażenie, że otacza ją czterdzieści odcieni zieleni. Z trudem odgarniała bujne,
smagające ją po twarzy gałązki młodego wrzosu i niezmordowanie parła przed
siebie. Wiedziała, że kończy jej się czas, a przecież miała się z kimś spotkać.
Pod bosymi stopami wyczuła skalne podłoże i z ulgą stwierdziła, że malachitowa
gęstwina zaczyna stopniowo się przerzedzać. Zrobiła jeszcze kilka kroków i przystała,
rozglądając się wokół niepewnie. Oto stała na skraju klifu a przed jej oczami
rozciągał się bezkresny ocean. Niebo było szarawe, zasunięte ciężkimi chmurami
i zdawało się wisieć tak nisko, jakby lada moment miało spaść jej na głowę. Z wahaniem
spojrzała w przepaść. Hen, daleko w dole, groźne, spienione fale wściekle
rozbijały się o podnóża spiczastych skał. Ten widok napawał ją strachem, a jej
serce zaczęło bić jak oszalałe, gdy nagle uświadomiła sobie, że musi skoczyć w
dół. Nie było przecież innej drogi, a ten ktoś, z kim miała się spotkać, mówił,
że będzie na nią czekał po drugiej stronie. Musiała przepłynąć ocean, by się do
niego dostać. Pochyliła się nad krawędzią i z przerażenia aż zaschło w jej
ustach. Wizja roztrzaskującego się o skały ciała całkowicie ją sparaliżowała. Nie
była w stanie skoczyć z własnej woli. Jakby w odpowiedzi na jej wahanie prąd
oceanu zaczął ją do siebie przyciągać z nieprawdopodobną siłą i zdała sobie
sprawę, że tylko sekundy dzielą ją od upadku. W nagłym przebłysku instynktu
samozachowawczego cofnęła się jak najdalej od krawędzi, jednak zrobiła to zbyt
gwałtownie i poczuła, że traci równowagę. Zamknęła oczy, przygotowując się na
nieprzyjemne spotkanie ze skalistym gruntem, jednak nic takiego się nie stało.
Opadła miękko w czyjeś ramiona.
–
Niezdara. – szepnął jej ktoś do ucha, a ona miała wrażenie, że już gdzieś
słyszała ten ciepły, męski głos. Chciała odwrócić głowę i przekonać się kto
jest jej wybawcą, jednak poczuła, że mięśnie karku odmawiają jej posłuszeństwa.
Po kilku nieudanych próbach dała sobie spokój i zanurzyła się wygodnie w
otaczających ją ramionach. Było jej przyjemnie ciepło, chociaż wokół szalał
chłodny, nieprzejednany wiatr. Utkwiła
wzrok w rozciągającym się aż po sam horyzont oceanie i z lekkim sercem
stwierdziła, że wcześniejszy strach całkowicie z niej uleciał.
–
Skąd się tu wziąłeś? Myślałam, że jestem tu sama. – zwróciła się rozleniwionym
głosem do obejmującego ją chłopaka.
–
Zobaczyłem cię na skraju klifu. Wystraszyłaś mnie. – wymruczał cicho a jego
ciepły oddech połaskotał ją w szyję. Poczuła przyjemne mrowienie na całym
ciele.
–
Dlaczego…? Nawet nie wiem kim jesteś. Dlaczego mnie złapałeś?
–
Nie wiesz? – zaśmiał się cicho a ona mu zawtórowała, wyczuwając w tonie jego
głosu coś znajomego, jakby odbywali podobną rozmowę tysiące razy. – Nie mogłem
pozwolić ci upaść.
Jej
serce zabiło mocniej na te czułe wyznanie. Poczuła się przyjemnie ociężała i
spełniona, jak po zjedzeniu kawałka maminej szarlotki, popitej kubkiem ciepłego
mleka. Przymknęła powieki a w jej głowie zatliła się jej jakaś niewyraźna myśl,
która z sekundy na sekundę nabierała kształtu i ostrości. No tak, przecież
miała jakieś zadanie do wykonania. Miała gdzieś się udać, z kimś się spotkać.
Tyle że teraz wydało jej się to zupełnie absurdalnym pomysłem.
–
Muszę skoczyć. – poskarżyła się sennym głosem. – Muszę przepłynąć ocean.
–
Nie musisz. Możesz zostać ze mną. – odpowiedział miękko, czym natychmiast ukoił
jej wewnętrzne rozterki.
–
A więc nie jesteś nim, prawda…? Nie jesteś tym, z którym miałam się spotkać.
–
Nie jestem.
–
Więc kim? – zdziwiła się.
–
Ty mi powiedz.
Zamilkła,
gdyż nic nie przychodziło jej do głowy, jednak jakoś jej to nie przeszkadzało. W
tej chwili wystarczało jej, że będąc otoczoną tymi silnymi ramionami czuła się
niczym okręt, który po latach tułaczki na morzu w końcu dobił do bezpiecznej
przystani.
April uchyliła niemrawo powieki
i niemal natychmiast tego pożałowała. Przeciskające się przez niedomknięte
żaluzje promienie słoneczne, niemiło poraziły ją w oczy i tym samym przepłoszyły
niejasne uczucie szczęścia, które jeszcze przed sekundą rozpierało ją od
środka. Marszcząc z niezadowoleniem nos, schowała twarz w poduszkę i
półprzytomnie wymacała leżący na nocnej szafce telefon. Niemrawym ruchem
otworzyła klapkę przestarzałego aparatu i spojrzała tępo na wyświetlacz. Drobne
cyferki w lewym górnym rogu poinformowały ją, że był 14 sierpnia, godzina
10:24. Lekko zdziwiona tą późną porą, westchnęła sennie i naciągnęła kołdrę na
twarz, w nadziei na poskładanie obrazów, które pod wpływem nieprzyjemnej
pobudki rozpierzchły się chaotycznie w jej głowie. Mogłaby przysiąc, że w swoim
śnie słyszała szum fal, a na plecach czuła bicie serca drugiego człowieka. Im
bardziej jednak starała się połączyć w całość te mgliste wspomnienia, tym bardziej
zdawały się one zacierać, aż w końcu zostały po nich same bezkształtne
odczucia. Trochę poirytowana tym faktem, jednocześnie mając nieodparte
wrażenie, że umknęło jej coś bardzo ważnego, wyswobodziła się w końcu z
pościeli i narzuciła na siebie pierwszą lepszą sukienkę.
Z poczochranymi włosami i zaspaną
jeszcze twarzą, wychyliła nos zza drzwi sypialni by obadać sytuację. Długi
korytarz był pogrążony w miękkim półmroku. April nadstawiła uszu i przez kilka
sekund nasłuchiwała, czy z sypialni obok dochodzą jakieś odgłosy. Dobiegła ją
tylko przejmująca cisza, co potwierdziło jej przypuszczenia, że ojca już nie
było w rezydencji. Ucieszyło ją to. Po ostatnich niesnaskach nie miała
szczególnej ochoty na konfrontację z Anthony’m. Wiedziała, że jej wczorajsze
zachowanie względem niego pozostawiało wiele do życzenia, ale nie była jeszcze
gotowa, by to przed nim przyznać. Nagle doceniła codzienna rutynę, jakiej tu, w
Kioto, oddawał się jej ojciec. Dzięki niej aż do wieczora nie musiała
przejmować się faktem ewentualnych przeprosin.
Starając się nie robić zbędnego
hałasu zamknęła za sobą drzwi i na palcach pomknęła w stronę schodów. Wolała
dmuchać na zimne. Mijając pokój Seijurou zwolniła trochę kroku, wahając się,
czy nie zapukać. Po chwili doszła do wniosku, że o takiej porze raczej go tam
nie zastanie, więc czym prędzej zeszła na dół. Z głębi domu, prawdopodobnie z kuchni, dobiegał zapach
pieczonej szarlotki, który przypomniał jej, że przegapiła porę śniadania.
– Konako? – zawołała od progu,
rozglądając się po sterylnie czystym pomieszczeniu. Nigdzie nie dostrzegła
wątłej sylwetki gosposi, więc sama poczęstowała się kawałkiem ciepłego jeszcze
cista, które dumnie prezentowało się na stole. A później następnym i następnym.
Było naprawdę pyszne. Łapczywie połykając kolejne porcje zaczęła zastanawiać
się, co ze sobą począć. Do szpitala wybierała się dopiero wieczorem, więc
praktycznie cały dzień miała wolny i czuła się z tym dziwnie nieswojo. Przez
ostatni okres żyła na podwyższonych obrotach i zawsze miała coś do zrobienia. Najpierw
towarzyszyła Seijurou w jego codziennych zajęciach, później większość jej czasu
pochłaniał wolontariat. Nim spostrzegła minęły prawie dwa tygodnie od momentu
jej przyjazdu do Japonii, a ona i tak miała wrażenie, jakby dopiero co tu
zawitała.
– Witaj April. – rozległo się
za jej plecami.
Konako stała z rękoma
założonymi do tyłu i przyglądała jej się bacznie. April momentalnie poczuła się
zażenowana, że obżerała się ciastem bez niczyjego pozwolenia. Otarła dyskretnie
usta i posłała dziewczynie zawstydzone spojrzenie.
– Cześć Konako, wybacz mi, ale
nie mogłam się powstrzymać.
– W porządku. I tak poza
pracownikami nikt nie je w tym domu ciasta.
April odetchnęła w duchu, że szczęśliwie
nie pochłonęła pół podwieczorku Seijurou. A
właśnie…
– Nie wiesz, gdzie jest ten
dzieciak?
– Dzieciak…? – Konako
wyglądała, jakby nie rozumiała o kogo chodzi.
– Mam na myśli Seijurou.
– Ach… Od samego rana jest w
firmie, razem z twoim tatą i panem Masao.
– Ooo? To ci dopiero nowina. –
zdziwiła się April i nagle zapragnęła poznać więcej szczegółów na ten temat. –
A co on tam robi?
Konako uśmiechnęła się
pobłażliwie, jakby rozbawiona jej niewiedzą.
– Formalnie jest jednym ze
wspólników, więc…
– Co ty mówisz! – przerwała jej
z ekscytacją, chaotycznie odgarniając z twarzy swoje splątane blond włosy. –
Jak to możliwe? Przecież on jest młodszy ode mnie!
– Wybacz, ale ja też nie do
końca orientuję się jak to wszystko w rzeczywistości wygląda.
April pokręciła głową, dalej
nie mogąc pojąć tej informacji. Kim do
cholery jest ten dzieciak…? Może powiedzcie jeszcze, że ma jakieś układy w
rządzie?, pomyślała trochę złośliwie, choć im dłużej się nad tym
zastanawiała, tym mniej nieprawdopodobne jej się to wydawało.
– Nie mogę pojąć tej rodziny. –
mruknęła bardziej do siebie niż do dziewczyny, która zajęła się sprzątaniem i
tak czystej już kuchni.
– Jeśli jeszcze trochę tu
pobędziesz, to wkrótce się przyzwyczaisz. – stwierdziła Konako przecierając
szmatką błyszczące blaty kredensu.
Spojrzała kątem oka na April,
która wychwyciwszy jej wzrok, uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Była ciekawa,
jak układały się jej stosunki z Seijuro, ale nie miała odwagi, by zadać tak
niedyskretne pytanie. Między służbą aż huczało od plotek na ten temat, jednak
od momentu, w którym usłyszała od jednej z pokojówek, że Seijurou przyniósł
April bukiet kwiatów a następnie za ich pomocą dotkliwie ją pobił, przestała
dawać wiarę temu, co się mówiło za kuluarami. Jakby czytając jej w myślach,
April roześmiała się gromko.
– Do tego, jaką osobą jest
Seijurou Akashi chyba nigdy nie będę mogła się przyzwyczaić. On jest jakimś
fenomenem. – wymamrotała, dalej zaśmiewając się pod nosem. – Nigdy nie wiem, co
się dzieje w jego głowie. Jedynie czego jestem pewna, to że nie darzy mnie zbyt wielką sympatią. Choć nie powiem…
Na początku sprytnie to ukrywał za tą pozbawioną emocji twarzą, nawet myślałam
przez jakiś czas, że jest jakimś typem kuudere
czy jak wy to tam nazywacie… Teraz jednak wcale nie jestem tego taka pewna.
Konako miała ochotę zachichotać
w reakcji na ten wywód, jednak powstrzymała się i tylko skinęła głową, okazując
April swoje zrozumienie. Nigdy nie wiadomo, kto mógł ich słuchać. Jeśli o nią chodziło, to
wolała nie zagłębiać się w to, jaką osobą był Seijurou Akashi. W zupełności wystarczało
jej, że tylko na sam widok jego dziwacznych oczu czuła nieprzyjemne ciarki na
plecach.
– No nic, lecę się poszwędać. –
April podrapała się po głowie, zerkając na wiszący na ścianie zegar. – Nie
byłam jeszcze w stajni i w sumie w wielu innych miejscach. Na razie, Konako!
Pomachała gosposi na odchodnym
i powędrowała z powrotem do holu wejściowego. Miała zamiar skierować się do
wyjścia na taras, jednak w głębi korytarza, prowadzącego do biblioteki
dostrzegła uchylone drzwi. Wcześniej jakoś nigdy nie zainteresowała się, co
może się za nimi znajdować, więc pomyślała, że to dobra okazja na mały
rekonesans.
Pokój, który skrywały za sobą
drzwi był jasny i przestronny i wystrojem trochę przypominał salon, w którym
często przesiadywała wieczorami z ojcem. Tym, co jednak od razu rzucało się w
oczy i wyraźnie odróżniało te dwa pomieszczenia, był stojący na środku czarny fortepian.
Wyglądał elegancko i bardzo kosztownie, a lakierowane drewno z którego był
zrobiony świadczyło o wysokiej jakości instrumentu.
Zafascynowana znaleziskiem,
zrobiła kilka kroków w jego stronę i dostrzegła krzątającą się za nim pokojówkę.
Wydało jej się, że to była ta sama dziewczyna, która pomogła jej pierwszego
dnia, gdy rozerwała się jej yukata. Nie miała jednak pewności, bo oprócz Konako
wszystkie twarze tutaj wyglądały dla niej niemal identycznie.
– Cześć. – powitała ją
nonszalancko, a dziewczyna drgnęła przestraszona jej nagłym wtargnięciem.
– Panienko. – pochyliła nisko
głowę, na co April mimowolnie przewróciła oczami.
– Co to za miejsce? – zapytała dość obcesowo, rozglądając się ciekawie po wnętrzu.
– To pokój bawialny panienko.
– Bawialny? – uniosła wyżej
brwi i przebiegła spojrzeniem po wiszących na ścianie obrazach, tak jakby miało
jej to pomóc w rozszyfrowaniu znaczenia tego słowa.
– Panicz Seijurou ćwiczy tu grę
na instrumentach. – wyjaśniła jej pokojówka i wróciła do przecierania pokrywy fortepianu.
April przygryzła wargi, czując
narastające zaintrygowanie. Z wypowiedzi dziewczyny wywnioskowała, że fortepian
nie jest jedynym instrumentem, w którym specjalizuje się młody Akashi. Ruszyła
w głąb pokoju i po chwili jej wzrok padł na stojący przy kominku stojak na nuty.
Tuż obok piętrzył się stos różnokształtnych futerałów. Jeden z nich,
połyskujący i ze złotymi zatrzaskami, zainteresował ją najbardziej. Jak
zahipnotyzowana wzięła go w dłonie i poczuła znajomy ciężar. Nie zwracając
uwagi na zaniepokojoną minę pokojówki, otworzyła go szybkim ruchem a jej oczom
ukazała się para bordowych, błyszczących skrzypiec.
– Panienko… Panicz Seijurou nie
będzie zadowolony, że ktoś dotykał jego rzeczy… – dosłyszała jak przez mgłę,
ale wcale się tym nie przejęła.
– Nie musi się o tym
dowiedzieć… – mruknęła półprzytomnie pod nosem i delikatnie ujęła smukły
instrument w dłonie. Był naprawdę piękny i od razu przywiódł jej na myśl matkę.
Od najmłodszych lat, zgodnie z
jej życzeniem, April pobierała lekcje gry na skrzypcach. Nigdy nie miała do
tego smykałki, co szło w parze z jej kompletnym nieumuzykalnieniem, jednak
Katherine van Rosenberg zdawała się być ślepa na te oczywiste przeciwwskazania
do gry na jakimkolwiek instrumencie. Zawzięcie przymuszała córkę do nauki, głęboko
wierząc w to, że któregoś dnia będzie w
stanie opanować tę sztukę i zostanie najlepszą na całym świecie skrzypaczką.
Sama April nie wierzyła w to ani odrobinę i zmęczona ciągłymi niepowodzeniami
buntowała się jak mogła, jednak matka pozostawała nieugięta. Nie chciała
słyszeć o zakończeniu nauki. Do tej pory April była w stanie przywołać w pamięci
jej oburzoną minę i słowa, które wypowiadała wtedy uniesionym ze zdenerwowania
głosem – „Chcesz porzucić lekcje gry na skrzypcach? Po moim trupie, dziecko!”.
Cóż za ironia losu. Katherine
van Rosenberg nie mogła przecież przewidzieć, że niedługo po ósmych urodzinach
córki pożegna się ze światem i tym samym da jej przyzwolenie na porzucenie
nauki. Zaraz po pogrzebie, April odłożyła skrzypce na samo dno szafy, gdzie
leżały nietknięte przez ponad dwa lata. Dziwiło ją tylko, że mimo całej swojej
niechęci do tego instrumentu, za każdym razem gdy pojawiał się on w zasięgu jej
wzroku, czuła pewnego rodzaju niedosyt i tęsknotę.
Jednego razu, wiedziona dziwnym
impulsem, po prostu wzięła skrzypce do ręki i zaczęła przypominać sobie
wszystko, czego wcześniej się nauczyła. Nie szło jej najlepiej, jednak kierowana
tęsknotą do matki i chęcią udowodnienia sobie czegoś, postanowiła się nie
poddawać, dopóki nie nauczy się dobrze grać chociaż jednego utworu. Pod czujnym
okiem prywatnej nauczycielki poświęcała całe dnie na szlifowanie ulubionej
piosenki Katherine. W końcu, po niespełna trzech latach codziennej gry, gdy na
samo brzmienie tej cholernej melodii miała ochotę zwymiotować, wzięła skrzypce
pod pachę i udała się na cmentarz.
Tego dnia na zewnątrz szalała
straszna wichura, a ona stojąc przed grobem matki i ledwo utrzymując się na
nogach, dała popis niczym rasowa skrzypaczka, za swoją jedyną widownię mając
kilka ciekawskich wiewiórek. Czując, że spełniła swoją powinność, w końcu odzyskała
spokój ducha i bez wyrzutów sumienia mogła raz na zawsze pożegnać się ze
skrzypcami. Przynajmniej wtedy była przekonana, że nigdy więcej ich już nie
dotknie.
Teraz, gdy od tamtego
wydarzenia minęło prawie pięć lat, April ściskała w dłoniach ten piękny,
błyszczący instrument i odczuwała bolesną nostalgię. Jednocześnie ciekawiło ją,
czy potrafiła jeszcze zagrać ten jeden, jedyny utwór, który przed laty
dosłownie wyryła na pamięć. Z lekkim wahaniem podniosła skrzypce i oparła je na
lewym barku, jednocześnie przytrzymując je podbródkiem. Sięgnęła po leżący w
futerale smyczek i układając palce w odpowiednich miejscach, przejechała nim
lekko po strunach. Skrzypce wydały z siebie okropny, skrzekliwy dźwięk i April
wzdrygnęła się zniesmaczona. Kątem oka zauważyła, że pokojówka opuściła
pospiesznie pokój. Odetchnęła głęboko i przymierzyła się do kolejnej próby. Znowu
nie wyszło jej zbyt dobrze, jednak tym razem wyraźnie poczuła, że jej dłonie
zaczynają się przyzwyczajać do instrumentu. Mimo, iż w głowie miała totalna
pustkę i nawet nie potrafiła nazwać poszczególnych nut, to zauważyła, że jej
palce automatycznie przesuwają się po szyjce, jakby same z siebie pamiętały
sekwencję ruchów. Uśmiechnęła się i przymknęła oczy, z zadowoleniem
stwierdzając, że dźwięk brzmiał coraz lepiej i lepiej. Już nie czuła
obrzydzenia do tej melodii i nie rozumiała, jakim cudem mogła je czuć
wcześniej. Przecież każda pojedyncza nuta zawierała w sobie wspomnienie
uśmiechu matki i sprawiała, iż miała wrażenie, że kobieta stoi tuż obok niej,
delikatnym ruchem przygładzając jej włosy. April przestała myśleć o czymkolwiek
i po prostu chłonęła wszystkimi zmysłami melodię, którą wychodziła spod jej
palców.
Seijurou wysiadł z czarnej
limuzyny, która zaparkowała pod rezydencją i od razu skierował swoje kroki do chłodnych,
klimatyzowanych wnętrz domu. Jak zwykle słońce prażyło niemiłosiernie, a szare
spodnie w kant i śnieżnobiała koszula, które miał na sobie, nie były
najbardziej komfortowym strojem na taką pogodę.
Od samego rana uczestniczył
wraz z ojcem i Anthony’m van Rosenbergiem w posiedzeniu zarządu Akakuru Corp., więc zrozumiałym było, że
bez względu na panujące warunki atmosferyczne, podczas zebrania musiał godnie
się prezentować.
Choć Seijurou był jeszcze
niepełnoletni i w praktyce jego wpływy w firmie były ograniczone, to w świetle
prawa, zaraz po ojcu, był najważniejszym wspólnikiem, posiadającym blisko 30%
udziałów. Dzięki temu mógł uczestniczyć w walnych zebraniach i mimo iż nie
nabył jeszcze prawa do głosowania, to reszta akcjonariuszy – zważywszy na jego
pozycję, rozległą wiedzę i ponadprzeciętną charyzmę – zawsze liczyła się z jego
zdaniem. Choć taki stan rzeczy był dla niego póki co zadowalający, to i tak wyczekiwał
dnia, w którym w końcu zyska realną władzę. Jakby nie patrzeć, przygotowywał
się do tego momentu już od najmłodszych lat.
Stojący w drzwiach kamerdyner
bez słowa zabrał jego czarną, skórzaną aktówkę. Seijurou podziękował mu
skinieniem głowy i udał się w stronę schodów, myśląc tylko o lodowatym
prysznicu i przejażdżce konno gdzieś, gdzie promienie słoneczne nie były tak
dokuczliwe. Rozpinając górne guziki koszuli ruszył na piętro i po chwili zamarł
w pół kroku. Gdzieś z głębi domu dochodziły przytłumione dźwięki skrzypiec.
– Huh…? – mruknął do siebie
zdezorientowany i powoli cofnął się do korytarza prowadzącego do biblioteki. Im
bliżej był źródła intrygujących dźwięków, tym wyżej unosiły się jego brwi. Tuż
przed nim, jakby spod ziemi wyrosła roztrzęsiona pokojówka.
– Paniczu Seijurou, ja naprawdę
nie wiem jak to się stało… Ja mówiłam panience, żeby nie dotykała… – zaczęła tłumaczyć
mu bezładnie, żywo gestykulując rękoma.
Seijurou nawet nie zwolnił i
bez słowa wyminął rozgorączkowaną dziewczynę. Czując osobliwe sensacje w
okolicy żołądka, położył dłoń na klamce drzwi za którymi mieściła się bawialnia
i uchyliwszy lekko jedno skrzydło, wszedł do środka.
Stała bokiem do niego,
naprzeciwko dużego okna. Jak zwykle w dziwnej sukience, z włosami w nieładzie i
bosymi stopami, uśmiechała się do siebie w ten
irytujący sposób. Jej kolana były lekko ugięte a swą jasną głową przyciskała
skrzypce do barku. Jeden rzut oka wystarczył, by mógł stwierdzić, że jej
postawa była wzorowa. Patrząc na nią poczuł coś na kształt uznania pomieszanego
z zaskoczeniem, jednak nie to wywarło na nim największe wrażenie. Jej palce… Jej smukłe palce wprawnie
przesuwały się po szyjce instrumentu, a smyczek, który dzierżyła w prawej dłoni,
płynnie jeździł po strunach, wydobywając z nich skomplikowaną melodię.
Mimowolnie rozchylił wargi i wpatrywał się w nią oszołomiony, mając wrażenie,
że właśnie jest świadkiem czegoś irracjonalnego. Już nawet nie pamiętał o tym, jak
bezczelna była ta piegowata dziewczyna i że po raz kolejny wzięła coś, co
należało do niego. Jedyne o czym był teraz w stanie myśleć, to te smukłe palce wygrywające
znajomą, dziwnie poruszającą melodię.
Zupełnie niespodziewanie,
skrzypce wydały fałszywy, drażniący uszy dźwięk, który podziałał na Seijurou niczym
kubeł zimnej wody. Jakby wybudzony z
głębokiego transu, zamrugał oczami i cofnął się o krok.
April zaklęła głośno w dość ordynarny
sposób, po czym westchnęła przeciągle i szybko odłożyła instrument na miejsce.
Niepocieszona faktem, że przeceniła swoje możliwości, odwróciła się i stanęła
jak wryta, dostrzegając opartego o futrynę Seijurou.
Dystans między nimi był spory,
jednak April miała wrażenie, że jego wzrok spętał jej ciało niewidzialnymi sznurami
tak, że nie mogła wykonać najmniejszego ruchu. Gdy po kilkunastu sekundach
odzyskała władzę w nogach, zrobiła kilka chwiejnych kroków i oparła się o
fortepian, który stał dokładnie między nimi.
– Przyłapałeś mnie. –
powiedziała wolno, bawiąc się kosmykiem swoich włosów. Choć zabrzmiała lekko i
lekceważąco, to czuła się nieswojo, że ktoś taki jak Seijurou Akashi był
świadkiem jej marnego występu. Podniosła wzrok i spojrzała mu w twarz. W
pierwszej chwili wydało jej się, że przybrał swoją standardową, pozbawioną
emocji maskę. Jednak w jego różnokolorowych tęczówkach dostrzegła coś tak osobliwego
i nieznanego, że nawet nie potrafiła na to znaleźć żadnego określenia. Poczuła
się odrobinę niespokojna. Sekundy mijały a on nadal patrzył na nią bez słowa.
– Ach… – szepnęła,
przypominając sobie coś. – Miałam już nigdy nie dotykać niczego, co do ciebie
należy. Więc… – zawiesiła na chwilę głos i uśmiechnęła się lekko, rozbawiona
własnymi myślami. – W jaki sposób masz zamiar mnie zabić?
– Nie zamierzam tego robić.
Przynajmniej nie teraz. – odpowiedział w końcu tak spokojnym i miękkim
tonem, jakby tłumaczył jej jakąś oczywistość. April drgnęła zaskoczona. Przez
ułamek sekundy wydawało jej się, że po jego ustach przebiegło coś na kształt
uśmiechu. Przyjrzała mu się uważniej i szybko doszła do wniosku, że musiało się
jej przywidzieć.
– Nie…? – zapytała a w jej
głosie zabrzmiało udawane rozczarowanie. – A mogło być tak wesoło…
Przemilczał jej komentarz i
włożył ręce do kieszeni swoich eleganckich spodni.
– Ballade pour Adeline. Nie mylę się, prawda?
April skinęła automatycznie
głową, umiarkowanie zaskoczona faktem, że znał tytuł granego przez nią utworu. Powoli
zaczynała przyzwyczajać się do tego, że Seijurou Akashi wiedział niemal wszystko. Bardziej zdziwiło ją
to, że nagle wydawał się być tak uprzejmy i łagodny, jak w chwili, gdy spotkali
się po raz pierwszy. W jego głosie nie było irytacji czy też chłodu, a tym
bardziej tej wyniosłej pogardy, którą raczył ją dość często w ostatnim czasie.
– Interesujące. – stwierdził
niemal bezgłośnie i zmarszczył lekko brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. –
Nie mówiłaś, że potrafisz grac na skrzypcach.
– Potrafię grać na skrzypcach…?
– powtórzyła za nim powoli i miała ochotę gorzko roześmiać się na absurdalne brzmienie
tych słów. – To chyba za dużo powiedziane.
Seijurou poczuł zaskoczenie
zarówno samymi słowami, jak i goryczą, którą wychwycił w tonie jej głosu.
– Ten utwór nie należy do
najprostszych. Z resztą został skomponowany pod fortepian a nie skrzypce, co
czyni go jeszcze trudniejszym.
– Nie zrozumiem mnie źle Akashi
Seijurou. Wcale nie próbuję być fałszywie skromna. – wytłumaczyła się szybko,
uśmiechając się dosyć kwaśno. – To jest jedyny
utwór, który potrafię zagrać. – powiedziała z naciskiem.
– Co masz na myśli…? – w jego
głosie pobrzmiało dziecięce zaskoczenie i nagle uświadomił sobie, że wbrew
własnej woli zaczął angażować się w tę rozmowę.
April zaśmiała się, rozbawiona
kompletnym brakiem zrozumienia w jego oczach. Chyba pierwszy raz go takiego
widziała. Poczuła potrzebę, by dokładnie mu wszystko wyjaśnić, ale jednocześnie
nie mogła się łudzić, że ktoś taki jak on kiedykolwiek byłby w stanie pojąć
motywy, które nią kierowały.
– Mam na myśli, że średnio znam
się na nutach i nawet gdybym chciała, to nie umiałabym z nich nic zagrać. Już w
dzieciństwie okazało się, że pod tym względem jestem kompletnym beztalenciem.
– Mimo to potrafisz prawie bez zarzutu zagrać skomplikowaną
kompozycję.
– Myślę, że nawet skończony
idiota potrafiłby to zrobić, gdyby ćwiczył jedno i to samo codziennie przez
kilka lat.
Zapadła cisza. April zamilkła
zaskoczona ostrym tonem swej wypowiedzi, Seijurou z kolei próbował tę niejasną wypowiedź
zrozumieć. Jak to możliwe, że ktoś chciałby w taki sposób marnotrawić
swój czas?, pomyślał, nie wiedzieć czemu czując przy tym zawód.
– Dlaczego..? – zapytał po
dłuższej chwili.
– Nie zrozumiałbyś.
– Próbujesz mi powiedzieć, że
nie byłbym w stanie czegoś pojąć?
Chłód w jego głosie był
niezaprzeczalny i April stwierdziła, że to by było na tyle, jeśli chodziło o
zabawę w miłą pogawędkę. A przynajmniej Seijurou Akashi darował sobie swoją
pozorną uprzejmość. Teraz już nawet nie była pewna, czy wcześniej po prostu w
nie ubzdurała sobie, że był dla niej milszy niż zazwyczaj.
– Moja matka bardzo lubiła tą
piosenkę. – wyznała w końcu, czując jakby obnażała przed nim fragment swej
duszy. – Nadal nie sądzę, byś to zrozumiał.
Seijurou prychnął cicho,
patrząc na nią z góry.
– Mam nadzieję, że chociaż
doceniła fakt, że specjalnie dla niej poświęciłaś swój czas na coś tak… bezsensownego.
– Nie wiem i już nigdy się nie
dowiem. – powiedziała powoli, starając się nie okazać, jak bardzo poczuła się
urażona tonem jego głosu. – Gdy jej to w końcu zagrałam, ona już od dawna
leżała na cmentarzu przy skrzyżowaniu Kingsway i Abbey Road.
Jej słowa zawisły w powietrzu i
sprawiły, że po raz kolejny zapadła między nimi przytłaczająca cisza. April
czuła, że buzują w niej emocje i pomyślała, że zabrzmiała o wiele bardziej
dramatycznie niż planowała, ale nie obchodziło jej to. Patrząc na jego lekko
rozchylone usta, czuła narastającą satysfakcję, że udało jej się zbić go z
pantałyku. Nie mając już nic więcej do powiedzenia, uśmiechnęła się sztucznie i
trzymając wysoko głowę udała się do drzwi.
– Stój. – cichy, aczkolwiek
stanowczy głos Seijurou zatrzymał ją w progu. – Przykro mi… Z powodu twojej
matki.
W jego bezbarwnym głosie nie
wychwyciła żadnej emocji, a już na pewno nie było w nim współczucia. Wiedziała,
że zrobił to tylko dlatego, by to nie do niej należało ostatnie słowo, ale mimo
wszystko ucieszył ją ten gest banalnej kurtuazji. Przełknęła swą urażoną dumę i
zwróciła ku niemu twarz.
– W porządku, nie musisz się tak
wysilać. – machnęła ręką i posłała mu powłóczyste spojrzenie. – Mamy dziś
piękny dzień, prawda? Wprost idealny na przejażdżkę konno. – rzuciła luźno,
kładąc rękę na klamce. – Będę na ciebie czekać przy stajni.
Zniknęła za drzwiami, a on, o
ile to było w ogóle możliwe, miał w głowie jeszcze większy mętlik niż przed
chwilą.
– Skąd…? – jego bezgłośne,
skierowane nie wiadomo do kogo pytanie pozostało bez odpowiedzi.
------------------------------------------
Borze szumiący, jestem beznadziejna. Wróciłam z tego cholernego wyjazdu i od razu zabrałam się za poprawianie, jednak nie dziwota, że tyle mi zeszło, skoro potrafię przez godzinę patrzeć na jedno zdanie i kombinować, jak tu by je zepsuć. Nie udało mi się jednak poprawić całości rozdziału i zdecydowałam się podzielić go na 2 części. Nie lubię robić czegoś takiego, ale inaczej to pewnie wrzuciłabym całość dopiero w piątek. A naprawdę nie chciałam już nadużywać Waszej cierpliwości.
Chyba zacznę wrzucać w międzyczasie jakieś durne partówki i one shoty, które kiedyś tam napisałam po pijaku. Aby coś było.
Idę się umyć, przespać i poprawiać II część.
O Matko! O Matko! O Matko!!!
OdpowiedzUsuńBossskie! I to jak! ♥‿♥
Siedzę przed komputerem z szeroko otwartą ze zdumienia buzią i zastanawiam się, jak udało ci się napisać coś tak fajnego?! (Choć na twoje standardy, to jednak wychodzi trochę marnie.) [ kłócę się sama ze sobą xd ]
Myślałam, że inaczej opiszesz ten "częściowy" powrót starego Akashiego, choć ten był spoko, że się tak wyrażę. Mam nadzieję, że nie wrócił jeszcze "w pełni". Tzn. Jego stara osobowość nie zastąpiła jeszcze nowej w całości. :D (Coś przeczuwam, że Allen będzie miał coś z tym wspólnego.) {Część mojego spaczonego mózgu mówi: Może jak Seijuro i April się pobiorą to go adoptują?!}
Pozdrawiam i życzę tej ciągle uciekającej ci weny. :D
- Raven
- Raven
Ach dziewczyno, ja chyba się w Tobie zakocham! Mimo mojego żółwiego tempa Ty ciągle jesteś ze mną <3
UsuńPatrze, że na komentarze tez odpisuje z zawrotną szybkością, ale dziś niestety cały dzień robiłam… smalec, a że mi wyskrobanie kilku zdań zajmuje ponad godzinę, więc odpisuję dopiero teraz.
Co do Akashiego:
Muszę powiedzieć, że oglądając 3 sezon, zauważyłam, że oprócz oczywistej i wiadomej wszystkim dwojakiej osobowości Akashiego, w ramach tej drugiej osobowości ( bokushi) też można dostrzec pewną zmienność nastrojów. Czasem jest dość łagodny i względnie miły, innym razem (zwłaszcza gdy ma do czynienia z kimś, kto mu się sprzeciwia) robi się agresywny, władczy i ogólnie dośc nieprzyjemny. Było to fajnie pokazane w odcinku, w którym stoi na dachu szkoły z Mayuzumim.
Jak na razie moje intencje były takie, żeby pokazać drobne zmiany, które zachodzą w BOKUSHI, z kolei stary Akashi póki co siedzi za kulisami (albo przynajmniej tak się wydaje, hi hi ^^). Dobra, już nic więcej nie będę zdradzać.
Dalej poprawiam rozdział i w międzyczasie jakieś partówki, ale myślę, że jutro wieczorem powinno się coś pojawić.
Pozdrawiam i buziaczki :*
Eeee tam... Bo się zarumienię. ^̮^ A poza tym: Jak tu nie kochać twojego bloga, jak jest tak genialny. ♥‿♥ Lubię czytać twoje odpowiedzi, więc sądzę, że warto napisać jakiś mały komentarz. ;)
UsuńŻycie wyposażyło mnie w nikłe pokłady cierpliwości, ale oglądam anime Durarara!!, więc w przerwach między kolejnymi odcinkami wchodzę na twój blog i patrzę, czy przypadkiem nie dodałaś jakiegoś rozdziału. :)
Mam takie zapytanie, na które nie musisz odpowiadać, bo można by je uznać za spojler. (▀̿Ĺ̯▀̿ ̿)
W zakładce "Bohaterowie" masz wymienione całe Kiseki no Sedai. Czy Kise, Midorima, Aomine i Atsushi będą występować w twoim opowiadaniu?
Pozdrawiam i przesyłam uściski! ʕ•ᴥ•ʔ
- Raven
No teraz to ja się rumienię! ;) I od razu obwieszczam: do północy powinnam wstawić drugą część!
UsuńJeśli chodzi o Twoje pytanie, to sprawa wygląda tak, że zakładając bloga oprócz OFF miałam w zamiarze pisać jeszcze jakieś miniaturki, łan szoty czy jak to tam się nazywa, które zawierałyby w sobie April i resztę Kiseków, więc zakładkę bohaterowie odniosłam bardziej do całości bloga, a nie do głównego opowiadania. W OFF pojawią się niektórzy z nich, ale będą to role raczej epizodyczne, nie mające wpływu na przebieg wydarzeń.
Tworzę jakieś tam krótkie opowieści, ostatnio zaczęłam nawet April x Midorima, ale główna historia na razie pochłania większość moich sił i myśli :D
Powiedz mi koniecznie, jak ci się podoba Durarara!!, bo mam je na liście priorytetów do obejrzenia, ale zawsze coś mnie odciąga i do tej pory lezy nieruszone. A obejrzałabym, zwłaszcza, że z tego co się wywiedziałam, jeden z bohaterów ma ten sam wspaniały głos co Seijurou :D
Północ...........
UsuńWiem, że żena na maksa :( Umówmy się, że średnio się znam na zegarku!
UsuńWybacz!!!
O.O ( Siedzi przez chwilę tak oszołomiona, że nie potrafi nic powiedzieć, po dłuższej chwili postanawia przeczytać arcydzieło raz jeszcze i dopiero skomentować, bo teraz brak jej słów )
OdpowiedzUsuń...
...
...
Łał, to było niesamowite i z tego co mówisz niedługo będzie cześć druga..... jestem w pełni szczęścia >_< I jeszcze ta rozmowa, to na pewno był stary/prawdziwy Akashi!!! April przeszła samo siebie, zagięła Akashiego, przez nią ma mentlik w głowie i zagrała na skrzypcach :) Szkoda mi trochę April, tak jak Akashi źle zniosła śmierć mamy... Może przez to dotrze do niego, do starego Akashiego?? Kto wie :P Czekam na następny <3
<3 Poprawiam, psuję, wciskam między wersami jakieś idiotyczne zdania, które potem kasuję, no ale tak czy inaczej praca wre! Jak już napisałam wyżej Raven, w międzyczasie kombinuje coś z jakimiś głupawymi partówkami, ale myślę, że jutro już będzie II część.
UsuńNajlepiej podsumowałaś to, co może się wydarzyć - "Kto wie" :D. Masz świętą rację, bo niby ja jako autorka znam fabułe, ale sama do końca nie jestem pewna co się może dziać wewnątrz Seijurou :D