Drogie czytelniczki!
(Piszę
czytelniczki, bo nawet nie łudzę się, że te ckliwe brednie, które wypisuję
mogłyby zyskać czytelników płci męskiej.)
Chciałam was naprawdę, z całego
serca przeprosić. Moja nieobecność na blogu była zdecydowanie zbyt długa. Stało
się jednak w moim życiu coś średnio przyjemnego i musiałam się z tym uporać. To,
że was nie poinformowałam, że przez jakiś czas nie będę w stanie tu zaglądać,
było naprawdę samolubne z mojej strony, jednak uwierzcie, że to była ostatnia
rzecz, do której miałam głowę. Teraz mi strasznie głupio.
Tymczasem, kiedy wzięłam się
już w garść, od razu zabieram się do dalszej pracy nad rozdziałami, bo jeśli tak
dalej pójdzie, to nie skończę tej opowieści do końca roku.
Jeszcze raz
przepraszam.
Mam nadzieję, że wakacje wam
dopisują.
Miłego czytania.
~*~
Po spotkaniu z Taigą i Tetsuyą,
April ogarnął dziwny stan emocjonalny. Snuła się półprzytomnie wokół tokijskiej
rezydencji rodziny Akashi, kompletnie niezainteresowana otaczającym ją światem.
Mimo, iż zegarek na jej przegubie wskazywał na 18:30, słońce nadal prażyło jak
wściekłe. Jej czarne ubrania tylko potęgowały uczucie nieznośnego gorąca,
jednak nie kwapiła się by wejść do środka. Dreptała koślawo po idealnie
przystrzyżonym trawniku i miała wrażenie, jakby była całkiem pijana. W głowie jej
wirowało od natłoku myśli, a dokuczliwy upał tylko potęgował te wewnętrzne
rozchwianie. W niewyraźnych strzępkach jej wspomnień przewijała się
uśmiechnięta twarz Kagamiego, gdzieś w oddali mignęła niebieska czupryna
Kuroko. Spotkanie z nimi wydało jej się tak odległe i spowite mgłą, jakby je
sobie tylko wymyśliła.
Na dobrą sprawę nawet nie
porozmawiała szczerze z Taigą i czuła z tego powodu rosnącą frustrację. Miała
wrażenie, jakby dzisiejszy dzień był jednym wielkim ciągiem niedopowiedzeń i
unikania, ale czego…? Nie była w
stanie odpowiedzieć sobie na te pytanie. Nic nie potoczyło się tak, jak sobie
to wyobrażała. Może gdyby została w Tokio
dłużej, może gdyby spędziła z przyjacielem trochę więcej czasu… Może wtedy
wszystko byłoby tak, jak za dawnych czasów.
– Jak za dawnych czasów… –
wyszeptała i poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku.
Choć kurczowo trzymała się tej
myśli, to jednak zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że to tylko złudne nadzieje. Nagle
z niewyobrażalną siłą ubodła ją świadomość, że przez ten cały czas, gdy
wszystko się zmieniało a świat gnał do przodu, ona stała w miejscu i karmiła
się jakimiś mrzonkami. Nawet jej nierozgarnięty przyjaciel był w stanie w jakiś
sensowny sposób ułożyć sobie życie. Robił to co kochał i parł przed siebie
niczym burza, wspierany przez wspaniałych przyjaciół. Ona natomiast, mimo, że
otoczona przez tylu ludzi, była samotna jak nigdy wcześniej. Samotna i
pozbawiona jakiegokolwiek celu. A im bardziej starała się zmienić ten stan
rzeczy, tym gorzej jej to wychodziło.
Z ciężkim sercem przycupnęła na
jakimś kamieniu i przymknęła powieki, a jej głowa smętnie opadła w kierunku
piersi. Siedziała tak bez ruchu dobrych kilkanaście minut, aż w takim stanie
znalazł ją Anthony i obdarzając ją wyjątkowo podejrzliwym spojrzeniem oznajmił,
że właśnie podano kolację. Chcąc nie chcąc, April przetarła sennie oczy i
powlokła się za nim w kierunku rezydencji, po drodze tłumacząc się, że
przysnęła ze zmęczenia. Ojciec nie do końca był usatysfakcjonowany taką
odpowiedzią i gdy przekraczali próg jadalni, nadal przypatrywał się jej kątem
oka, jednak ku jej uldze o nic więcej nie wypytywał.
Podczas kolacji między
Anthony’m i Masao standardowo wywiązała się dyskusja o sprawach kompletnie dla
niej niezrozumiałych, jednak nie dbała o to. Siedziała przygarbiona i z mętnym
wzrokiem grzebała w jedzeniu, nie znajdując w sobie wystarczająco energii, by
podnieść widelec do ust. Rozejrzała się nieprzytomnie po pomieszczeniu, w
poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby jej przezwyciężyć ten stan umysłowego
otępienia. Nagle jej uwagę przykuł rządek fotografii w pozłacanych ramkach,
które zdobiły gzyms marmurowego kominka znajdującego się w głębi jadalni. Dostrzegając
uwiecznioną na kilku zdjęciach charakterystyczną, czerwoną czuprynę, April w
końcu trochę się ożywiła. Szczególnie zainteresowała ją jedna fotografia,
umiejscowiona w centralnym miejscu i wyraźnie wyróżniająca się rozmiarem
spośród pozostałych.
Sądząc po wzroście i dziecięcych
rysach twarzy, Seijurou musiał mieć zaledwie kilka lat, gdy zrobiono mu te
zdjęcie. Obok niego stała czerwonowłosa kobieta w kapeluszu, która w lekkim
uścisku trzymała jego drobną dłoń. Była nieziemsko piękna i ciężko było oderwać
wzrok od jej anielskiego oblicza, jednak to nie ona wywarła na April największe
wrażenie. Z lekko rozchylonymi wargami wpatrywała się urzeczona w uśmiech,
który gościł na twarzy kilkuletniego chłopca. Ten widok wydał jej się tak
nierealny, że z niedowierzania zachłysnęła się powietrzem i głośno czknęła,
jednak na jej szczęście nikt poza nią tego nie usłyszał.
Choć usilnie próbowała, to
jednak nie była w stanie wyobrazić sobie, by Seijurou Akashi którego znała,
mógłby kiedykolwiek uśmiechnąć się w taki piękny, szczery sposób. Jakby on i
chłopiec ze zdjęcia byli dwiema zupełnie innymi osobami. Ta myśl była tak
przygnębiająca, że aż poczuła falę mdłości. Podniosła się chwiejnie z krzesła i
nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia ojca i Masao, wyszła z jadalni i
skierowała się prosto na zewnątrz. Gorące jeszcze przed pół godziną powietrze
zdążyło już znacznie się ochłodzić a na ciemniejącym niebie można było dostrzec
kilka ledwo tlących się gwiazd. April odetchnęła głęboko i rozejrzała się wokół,
szukając ustronnego miejsca, w którym mogłaby się zaszyć. Dopiero teraz
dostrzegła przytłaczający rozmach, z którym wybudowano rezydencję i
zagospodarowano przylegające do niej tereny. O ile przybytek Akashich w Kioto
można było określić mianem ekskluzywnej willi w stylu europejskim, to ta
posiadłość powinna być raczej rozpatrywana w kategoriach małego pałacu. Lekko
zdezorientowana ogromem posesji, okrążyła imponujących rozmiarów budynek i
trafiła do znajdującego się na tyłach ogrodu. Ku jej zaskoczeniu wyglądał na
lekko zaniedbany, jakby od jakiegoś czasu nie miał styczności z ręką ogrodnika.
Trawa była nieco przydługa a łebki kwiatów smętnie pochylały się ku ziemi.
Nadal jednak można było wyczuć intensywny zapach lilii i gardenii i to
podziałało na nią kojąco. Przycupnęła przy najbliższej rabacie i z wyczuciem
ujęła w palce lekko zwiędnięty łepek kwiatu, którego nazwy nie mogła sobie
teraz przypomnieć. Ku jej przygnębieniu jeden z płatków został w jej dłoni,
mimo iż obeszła się z nim wyjątkowo delikatnie.
– Nie rozumiem dlaczego, ale
czuję się teraz tak samo jak ty. – zwróciła się szeptem do ogołoconego przez
nią kwiatka. – Czuję się jakbym usychała.
Westchnęła przeciągle i z
namaszczeniem położyła samotny płatek tuz u podnóża łodygi rośliny. Powoli
podniosła się do pozycji stojącej i za chwilę usłyszała ciche kroki za plecami.
– Jestem po prostu zmęczona,
tato – powiedziała smętnym głosem, rozpoznając chód ojca. Odwróciła się z
niechęcią i napotkała poważny wzrok Anthony’ego. Trochę ją zirytowała nadmierna
troska z jego strony, którą z łatwością mogła wyczytać z jego oczu. – Czy nie
mogę mieć gorszego dnia?
– Myślałem, że spotkanie z
Taigą cię uszczęśliwiło?
– Tak było.
– Więc co się stało?
Anthony włożył ręce do kieszeni
workowatych dresowych spodni, w które musiał się przebrać zaraz po kolacji.
Jego tors opinała czarna koszulka z logiem zespołu rockowego, łudząco podobna
do tej, którą April miała teraz na sobie. Wyglądał naprawdę świeżo i młodo. Aż
się prosiło, by w tym momencie stała przy jego boku jakaś opalona, latynoska
piękność.
– Dlaczego nie znajdziesz sobie
żony? – wypaliła nagle gorzkim głosem, celowo ignorując jego wcześniejsze
pytanie. – Miałbyś w końcu inne zajęcia niż ciągłe doszukiwanie się
nieistniejących problemów u swojej córki.
Anthony ściągnął brwi i
otworzył usta by odpowiedzieć na tę arogancką uwagę, lecz zanim zdążył to
zrobić April prychnęła z irytacją i wyminęła go szybkim krokiem. Przypływ
negatywnych emocji dodał jej trochę animuszu. Nie odwracając się za siebie
udała się do wnętrza rezydencji. Na krętych schodach prowadzących na pierwsze
piętro, gdzie mieściła się jej tymczasowa sypialnia, minęła kłaniająca się jej
w pas pokojówkę, co tylko podburzyło ją jeszcze bardziej. Nagle ogarnęło ja
nieprzyjemne wrażenie, że znalazła się w jakimś abstrakcyjnym świecie, w którym
ludzie zachowują się niczym roboty zaprogramowane na sztuczną kurtuazję. Na
samo skojarzenie poczuła jeszcze większą złość i frustrację. Gdy w końcu
zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni i została całkowicie sama, rozpaczliwie
rzuciła się na świeżo zasłane łóżko, czując się przy tym jak typowa nastolatka
przechodząca okres buntu.
Kiedy buzujące w niej emocje w
końcu trochę opadły, poczuła się sobą zażenowana i przygryzając boleśnie wargi
schowała twarz w miękką, pachnącą lawendą poduszkę. Chciała, by ten dzień się
już skończył i modliła się o to, by jutro wszystko wróciło do normy. Huśtawka
emocjonalna, której dziś doświadczyła okazała się bardziej wyczerpująca niż jakikolwiek
wysiłek fizyczny. Miała wrażenie jakby jej ciało ważyło co najmniej tonę i nie
miała nawet siły by się rozebrać. Pod zamkniętymi powiekami mignęła jej jeszcze
uśmiechnięta twarz Seijurou. Potem pozwoliła, by fala zalewającej jej umysł
szkarłatnej czerwieni, czule ukołysała ją do snu.
~*~
Następnego ranka, w dzień
powrotu do Kioto, April zwlekła się leniwie z łóżka i poczłapała pod prysznic. Choć
jej umysł był znacznie bardziej klarowny niż wczoraj, to nadal czuła się
pozbawiona swojej zwyczajnej energii. Lodowaty prysznic który sobie zaserwowała,
okazał się jednak zbawienny w skutkach – odzyskała dawną werwę i z wesołym
uśmiechem na twarzy zeszła do jadalni na posiłek.
Po sytym śniadaniu, podczas
którego nie mogła nie zauważyć, że ojciec zerka co jakiś czas w jej stronę,
nadszedł w końcu czas by opuścić Tokio. April specjalnie ociągała się z
dokończeniem jedzenia, bo chciała jeszcze przez chwilę zostać sama w jadalni.
Gdy ojciec wraz z Masao w końcu rozeszli się by zebrać swoje bagaże i
przygotować się do podróży, podeszła leniwie do kominka i utkwiła wzrok w
zdjęciu, które podczas wczorajszej kolacji wywarło na niej takie wrażenie.
Wpatrywała się żarliwie w uśmiech małego Seijurou, za wszelka cenę chcąc
utrwalić sobie ten widok w pamięci. Przeczuwała w kościach, że gdy znowu
nadejdzie gorszy dzień, to ten uśmiech bardzo jej się przyda.
Kilka minut później, które to w
całości spędziła na gapieniu się w fotografię, usłyszała nawoływanie ojca.
Zanim się odwróciła, w nagłym przypływie uniosła dłoń i palcem wskazującym
przejechała po szklanej szybce, która zabezpieczała zdjęcie. Wyobraziła sobie,
że zamiast zimnego szkła, w rzeczywistości dotyka jedwabistych kosmyków Seijurou.
Trochę speszył ją własny, niespodziewany odruch, więc szybko oderwała wzrok od
zdjęcia i skierowała się do wyjścia. Gdy była już w progu, kątem oka dostrzegła
w rogu pomieszczenia podstarzałą kobietę, której biodra przepasane były
śnieżnobiałym fartuszkiem. Zaskoczona, że w pomieszczeniu był ktoś jeszcze
oprócz niej, przystała i posłała jej ciekawskie spojrzenie. Staruszka była
bardzo drobna a jej pociągła, wiekowa twarz była poorana głębokimi
zmarszczkami. Wpatrywała się w April z dobrotliwą iskierką w oczach. Po chwili powiedziała
coś po japońsku i uśmiechnęła się rzewnie, przenosząc wzrok na fotografię.
April wpatrywała się w kobietę głupawo, jednak domyśliła się, że jej wypowiedź
miała jakiś związek z fotografią Seijurou.
– Przepraszam, czy mówi pani po
angielsku?
Kobiecina, nadal poczciwie się
uśmiechając, potrząsnęła głową i po chwili podreptała do drzwi, które
prowadziły prawdopodobnie do kuchni.
April patrzyła za nią jeszcze
przez moment i starając się odtworzyć w głowie jej słowa opuściła rezydencję i
udała się prosto do stojącego na podjeździe samochodu.
– Przepraszam pana… – zwróciła
się z wahaniem do siedzącego na przednim siedzeniu Masao, gdy tylko ruszyli w
drogę. – Czy mógłby mi pan coś przetłumaczyć z japońskiego…?
Masao wydawał się zaskoczony
jej prośbą, jednak po chwili skinął głową na znak, że się zgadza. April
przytoczyła mu to co zapamiętała z wypowiedzi podstarzałej gosposi i mimo, że
nie mogła dostrzec twarzy mężczyzny, wydawało jej się, że był lekko
skonsternowany słowami, które mu przekazała.
– Chyba coś musiałam pomieszać…
– wyraziła swoją wątpliwość, gdy Masao nie odpowiadał przez dłuższą chwilę.
– Jeśli dobrze zrozumiałem… –
odezwał się w końcu oschłym głosem – To prawdopodobnie musi chodzić o „On jest naprawdę dobrym chłopcem”.
April uniosła wysoko brwi,
jednak po chwili podziękowała cicho i zamilkła, przenosząc wzrok na mijane za
oknem krajobrazy. To, co przekazał jej Masao wywarło na niej większe wrażenie,
niż mogła się spodziewać. Powtarzała w myśli słowa gosposi, jakby miała
nadzieje, że robiąc to dostrzeże w nich jakiś ukryty sens. Coś, co sprawi, że
lepiej zrozumie Seijurou Akashiego. Jednak nic sensownego nie przychodziło jej
do głowy. Miała wrażenie, jakby cały czas umykało jej coś bardzo ważnego
dotyczącego osoby chłopaka.
– April, wszystko w porządku? –
zapytał w końcu Anthony, widząc jak od godziny jego córka na zmianę przygryza
wargi i zaciska pięści, patrząc nieprzytomnym wzrokiem przez szybę samochodu.
April skinęła głową i
przymknęła powieki. Znowu czuła nieprzyjemny skurcz żołądka i wiedziała, że to
tylko kwestia czasu, nim znowu popadnie w całkowitą apatię. Nerwowo poruszając
nogą, desperacko próbowała skupić myśli na czymś, co pozwoli jej uniknąć tego
stanu. Nie miała najmniejszej ochoty na to, by czuć się tak podle jak
wczorajszego dnia. Była tak pochłonięta przypominaniem sobie jakichś radosnych
wydarzeń, że nawet nie zauważyła, kiedy znaleźli się w Kioto. Dopiero widząc
przez okno charakterystyczny, biały budynek szpitala uzmysłowiła sobie, że ich
podróż prawie dobiegła końca. Nagle w jej głowie zaświtała gorączkowa myśl.
– Proszę się zatrzymać! –
zawołała niespodziewanie do szofera. – Muszę tu wysiąść!
– April…? Co ty wyprawiasz? –
zapytał zdezorientowany Anthony, gdy kierowca spełnił jej życzenie i zatrzymał
auto na poboczu.
– Muszę iść do szpitala.
Szarpnęła z impetem klamkę i
prawie wyrywając z zawiasów drzwi wygramoliła się na zewnątrz. Anthony natychmiast
poszedł w jej ślady i zanim zdążyła się oddalić, chwycił ją mocno za ramię.
– Co ty robisz dziecko? –
powtórzył ostrym głosem, starając się przywołać ją do rozsądku. Wiedział, że
jej niemal maniakalnie błyszczące oczy nie zwiastują niczego dobrego.
– Muszę iść do szpitala. –
powtarzała te słowa jak mantrę i Anthony stracił w końcu cierpliwość. Pociągnął
ją kilka metrów od samochodu, by nie robić zamieszania tuż pod nosem Masao.
– April, opanuj się! –
potrząsnął lekko jej ciałem. – Musisz się uspokoić, rozumiesz mnie?
– Uspokoję się jak mnie puścisz
i będę mogła iść do szpitala. Jestem tam potrzebna.
– Czy ty siebie słyszysz? –
zapytał zdenerwowany chwytając ją za podbródek i zmuszając ją by na niego
spojrzała. – Czy ty widzisz jak niepokojąco się zachowujesz?
– Wszystko ze mną w porządku. –
powiedziała z przekonaniem a jej wzrok uciekł w stronę białego gmachu w którym
mieściła się klinika. Bardzo chciała, żeby ojciec dał sobie w końcu spokój ze
swoim bezpodstawnym umartwianiem się o nią.
– Nie jest z tobą w porządku. –
zaprzeczył twardo Anthony i ujął jej zimne dłonie w swoje własne. – Od wczoraj masz
ciągłe huśtawki nastrojów. Myślałaś, że tego nie zauważę? – zapytał z ciężkim
sercem i westchnął przeciągle. – Znowu musimy to wszystko przerabiać od
początku…? Dlaczego nie bierzesz leków, które przepisał ci lekarz…?
Słowa ojca podziałały na nią
jak siarczysty policzek.
– Nie jestem chora psychicznie
i nie będę faszerować się żadnymi podejrzanymi pigułkami! – powiedziała
nienaturalnie wysokim głosem, patrząc z oburzeniem w oczy Anthony’ego. – Nie
potrzebuję leków, bo wszystko jest ze mną w porządku!
– Nikt nigdy nie stwierdził, że
jesteś chora psychicznie! Ale chyba sama wiesz, że od kiedy Sato… – urwał w pół
słowa, obserwując w napięciu jak jej usta zaczynają niebezpiecznie drżeć.
– Wystarczy! – zawołała, a w
jej głosie pobrzmiała wyraźna panika. – Nie będę tego słuchać! Muszę już iść!
Anthony poczuł się całkowicie
bezradny wobec jej zaciętej postawy.
– Nie rozumiesz, że się o ciebie
martwię…? – zapytał cicho zrezygnowanym głosem. – Dlaczego nie pozwalasz sobie
pomóc…?
– Bo mi nie jest potrzebna
pomoc. To ja muszę komuś pomóc.
– Nie możesz zbawić całego
świata! A już na pewno nie wtedy, gdy sama borykasz się z własnymi problemami…
– Czy ty nie masz innych zmartwień?!
Zawsze robisz z igły widły, zwłaszcza, gdy dotyczy to mnie! Jesteś przewrażliwiony
na moim punkcie! – wykrzyczała mu w twarz na jednym wydechu, tracąc nad sobą
panowanie. Miała dość tej moralizatorskiej gadki i w tej chwili była
przekonana, że to wątpliwa troska ojca jest sprawcą jej niekontrolowanych
huśtawek nastrojów. – Ludzie popadają w depresję i popełniają samobójstwa a ty
próbujesz mi udowadniać, że to ze mną jest cos nie tak! Kilka lat temu przez
twoje przewrażliwienie zupełnie niepotrzebnie musiałam przesiadywać w szpitalu,
podczas gdy inne dzieci korzystały ze swojego dzieciństwa! Znowu chcesz mi to
zrobić…?
Jej głos lekko się załamał i
korzystając z faktu, że ojciec kompletnie zaniemówił, obróciła się na pięcie i
pobiegła truchtem do szpitala, ze wszystkich sił starając się opanować dudniące
jej w uszach emocje. Będąc już pod samym wejściem odetchnęła głęboko kilka razy
i starając się wyglądać, jak gdyby nigdy nic, wkroczyła raźnym krokiem do holu
wejściowego. Pozdrowiła recepcjonistkę bladym uśmiechem i jak najszybciej udała
się na oddział onkologii.
April była przekonana, że
kontakt z dziećmi podziała na jej skołowaciałe emocje niczym najlepszy
afrodyzjak, jednak była w błędzie. Być może to depresyjny nastrój zaburzył jej
zdolność postrzegania, ale dzieci wydawały się dziś wyjątkowo markotne i płaczliwe
i ich zachowanie tylko podziałało jej na nerwy. Nie była w stanie skupić się na
jakiejkolwiek zabawie czy rozmowie z nimi, a gdy zupełnie bez powodu nieomal
nawrzeszczała na jedną, bogu ducha winną dziewczynkę, w końcu doszła do
wniosku, że chyba naprawdę najlepiej będzie, jeśli uda się do domu i upora się
sama ze sobą. Przygnębiona do granic możliwości, snuła się niemrawo wzdłuż
korytarza, gdy nagle usłyszała, że ktoś woła ją po imieniu. Zaskoczona
odwróciła głowę w tamtym kierunku i jej oczom ukazała się jedna z pielęgniarek,
która trzymała za rękę uśmiechniętego Allen’a. Wcześniej April nie zastała go w
sali i domyśliła się, że zabrano go na badania, jednak wyglądało na to, że było
już po wszystkim. Chłopiec wydał jej się trochę szczuplejszy niż gdy widziała
go ostatnim razem, a pod jego oczami widniały ciemne podkowy, jednak sprawiał
wrażenie tak uszczęśliwionego jej widokiem, że momentalnie poczuła w sercu
błogie ciepło. Podeszła kilka kroków i ukucnęła przy nim z uśmiechem, do
którego chyba pierwszy raz tego dnia nie musiała się zmuszać.
– Mówiłaś, że cię nie będzie w
weekend.
– Wróciłam wcześniej i postanowiłam
tu zajrzeć na chwilę. – wytłumaczyła mu ciepłym głosem i skinęła głową
towarzyszącej mu pielęgniarce, na znak, że może zostawić ich samych.
– Ale już wychodzisz, prawda? –
zapytał z zawodem w głosie, szurając butem po gumowej wykładzinie. Jego jasne
włosy sterczały pod dziwnym katem i April odruchowo przygładziła je delikatnym
ruchem dłoni.
– Chyba tak. Średnio się dziś
czuję. – przyznała szczerze i podniosła się. – zaprowadzę cię do sali, okej?
– A nie mogę iść z tobą?
April zamrugała kilkakrotnie
powiekami, rozważając słowa chłopca. Jego policzki były lekko zaróżowione,
prawdopodobnie z ekscytacji na samą myśl o opuszczeniu szpitala. Nic nie mówiąc
pogłaskała go z czułością po głowie. Ciężko jej było to przed sobą przyznać, ale
prawda była taka, że lubiła Allen’a najbardziej ze wszystkich dzieci
przebywających na oddziale onkologicznym. Nie chciała nikogo faworyzować,
jednak od momentu, w którym dowiedziała się, że rodzice chłopca przebywają
aktualnie w Australii, a on sam znajduje się pod kuratelą wynajętej przez nich
opiekunki, bezwiednie zapałała do niego o wiele cieplejszymi uczuciami niż do
reszty pacjentów. Mimo, iż Allen musiał
czuć się okropnie samotny, to jednak z jego twarzy rzadko schodził promienny
uśmiech. Jeśli miała być szczera, to nastawienie chłopca wzbudzało jej podziw.
Po dłuższej chwili namysłu,
April w końcu skinęła lekko głową.
– Niech będzie. Pójdziemy na
plac zabaw, co ty na to? – twarz chłopca aż pokraśniała na tę propozycję i
April zaczęła zastanawiać się, jak zorganizować ten krótki wypad. Zdawała sobie
sprawę, że raczej nie otrzyma pozwolenia by zabrać Allen’a na plac zabaw, który
był oddalony od szpitala spory kawałek.
– Allen. Jesteś grzecznym
chłopcem, prawda?
– Nie wiem, chyba tak…
– Grzeczni chłopcy nigdy nie
kłamią, zgadza się?
– Tak mi powiedziałaś ostatnio.
I mówiłaś, że grzeczni chłopcy nie łamią zasad.
– Dziś jeden jedyny raz
będziesz trochę mniej grzecznym chłopcem niż zazwyczaj, dobrze?
Mimo swojego młodego wieku
Allen zdawał się doskonale rozumieć, co miała na myśli i tylko skinął głową,
nie pytając o nic więcej. April wzięła go za rękę i wyjątkowo głośno zaczęła zastanawiać się,
czy nie warto by zabrać Allena na spacer po szpitalu. Gdy wystarczająca ilość
personelu usłyszała o jej planach i wyraziła swoją aprobatę dla tego pomysłu,
April z miną niewiniątka zaprowadziła chłopca na klatkę schodową, skąd następnie niepostrzeżenie wymknęli się na
zewnątrz wyjściem służbowym.
Słońce mozolnie chyliło się ku
zachodowi, co oznaczało, że nie mają zbyt wiele czasu. April ściskała kurczowo
drobną dłoń Allena, prowadząc go w kierunku placu zabaw, który zawsze mijała po
drodze do kliniki. Co jakiś czas oglądała się za siebie nerwowo, obawiając się,
że ich „ucieczka” zostanie wykryta,
jednak nikt za nimi nie szedł, nikt też ich nie gonił. April czuła wyrzuty
sumienia spowodowane tym co zrobiła, jednak radosne trajkotanie Allena i jego
szczery uśmiech skutecznie uśmierzały palące poczucie winy.
Mały, otoczony z czterech stron
ulicą plac zabaw był dość zaniedbany i nie wyglądał zachęcająco, jednak Allen
aż podskoczył, widząc drewnianą piaskownicę i usytuowaną obok niej zjeżdżalnię.
April domyślała się, że od dawna nie był w takim miejscu. Z tego co się
dowiedziała od lekarzy, chłopiec zachorował na ostrą białaczkę limfoblastyczną
w wieku zaledwie 3 lat i mimo, iż długotrwałe leczenie przyniosło wyraźne
skutki, to chłopiec nadal znajdował się pod stałą obserwacją specjalistów z
kliniki w Kioto. Jego rodzice płacili słone pieniądze, by opieka nad ich synem
stała na jak najwyższym poziomie, jednak sami fatygowali się wyjątkowo rzadko,
by osobiście sprawdzić jego stan zdrowia. Ponoć byli jakimiś ważniakami z
branży muzycznej a ich praca wymagała ciągłego podróżowania, jednak April nie
mieściło się w głowie, że mogli zostawić własnego syna na pastwę losu, do tego
w zupełnie obcym kraju. Ona sama zawsze była otoczona rodzicielską troską ze
strony ojca i choć zdarzało się, że tak jak dziś wyprowadzało ją to z
równowagi, to jednak nie wyobrażała sobie, że mogłaby nagle zostać pozostawiona
sama sobie.
Plac zabaw był niemalże
opustoszały. Przy przerdzewiałej huśtawce stojącej na skraju posesji bawiło się
jedynie dwoje dzieci w wieku szkolnym i Allen spojrzał w tamtą stronę tęsknym
wzrokiem. Po chwili zastanowienia zdecydował się jednak pociągnąć April do
rozpadającej się, zbudowanej ze zmurszałych już desek piaskownicy. Przykucnęli
razem i zaczęli budować zamek, wymieniając się od czasu do czasu rzeczowymi
uwagami na temat elementów konstrukcyjnych budowli. April dowiedziała się
również co interesującego chłopiec porabiał w weekend, co takiego zmalował
ostatnio Nick spod trójki, z kim pokłóciła się Hannach z dziesiątki, co
podawano na kolację. Zaśmiewała się z jego opowieści, przy okazji dzieląc się z
nim wrażeniami z pobytu w Tokio. Siedząc z Allenem w tej rozpadającej się
piaskownicy i robiąc tak trywialną rzecz jak budowanie zamku z piasku, April
czuła, że nieprzyjemny ucisk w żołądku, który towarzyszył jej od wczoraj
znacznie zelżał.
W czasie gdy April i Allen dopracowywali
swoją piaskową budowlę, Seijurou opuszczał bramy Liceum Rakuzan. Właśnie dobiegło
końca jedno z wakacyjnych spotkań rady uczniowskiej, które dodatkowo było
poprzedzone treningiem koszykówki. Z tego względu spędził w szkole wyjątkowo
dużo czasu i teraz czuł, że ogarnęło go lekkie znużenie. Zerknął na elegancki
zegarek, który błyszczał na przegubie jego lewej ręki. Dochodziła 20, co oznaczało,
że spotkanie rady przeciągnęło się prawie o 40 minut i Seijurou nie był z tego
powodu specjalnie zadowolony. W domu czekało na niego jeszcze kilka ważnych
spraw i taki poślizg mógł poważnie zaszkodzić jego starannie opracowanemu
harmonogramowi dnia.
Przyspieszył kroku, decydując
się udać na najbliższy przystanek autobusowy. Choć nie przepadał za
podróżowaniem komunikacją miejską, wychodząc z założenia, że przemieszczanie
się o własnych siłach jest bardziej praktyczne i pozwala utrzymać dobrą formę, to
jednak czas go naglił i chciał jak najszybciej znaleźć się w oddalonym o 5
kilometrów domu. Na zewnątrz jak zwykle panowała duchota i Seijurou poczuł, że
zaczyna się pocić w swojej dość obszernej, szarej bluzie z kapturem. Jeśli
chodziło o klimat, to znacznie bardziej odpowiadało mu Tokio, w którym okres
letni nie był aż tak upalny i duszny jak tutaj. Nie zatrzymując się, zdjął
bluzę przez głowę i zostając w samym podkoszulku, dość niedbale przewiesił ubranie
przez ramię. Wtedy też usłyszał jak coś niezbyt ciężkiego upada na chodnik tuż
pod jego stopami. Skierował tam swój wzrok i dostrzegł kolorową okładkę książki,
którą dziś po treningu pożyczył mu Chihiro Mayuzumi. Seijurou często widywał
kolegę, który w przerwach podczas treningów siedział zatopiony z nosem w
jakiejś lekturze i gdy w końcu zapytał go, co tak namiętnie czyta, ten wręczył
mu tomik, uśmiechając się przy tym w dość podejrzany sposób. Seijurou zupełnie
zapomniał, że włożył książkę do kieszeni bluzy, z zamiarem przeczytania jej w
drodze do domu. Schylił się by podnieść niewielkich rozmiarów tomik a następnie
spojrzał przed siebie. W oddali zamigotał znak przystanku autobusowego, jednak
nic nie wskazywało, żeby za chwilę miał na nim pojawić się autobus. Seijurou
podejrzewał, że w niedzielę, zwłaszcza o takiej porze, autobusy muszą jeździć
znacznie rzadziej niż w dni powszednie. Ruszył w tamtą stronę, przy okazji
uważnie oglądając okładkę trzymanej w ręce książki. Dowiedział się, że ma do
czynienia z „lekką nowelką młodzieżową”,
cokolwiek ten termin mógłby znaczyć. Jej tytuł brzmiał „Magiczny las” a obrazek
na śliskiej obwolucie przedstawiał skąpo ubraną dziewczynę z króliczymi uszami.
Otworzył książkę na losowej stronie.
„Kręta
ścieżka zdawała się prowadzić zupełnie do nikąd. Przy każdym kolejnym kroku Matilde
zaczęła tracić nadzieję, że uda jej się kiedykolwiek dotrzeć na polanę, o
której opowiedział jej spotkany przed dwoma dniami śnieżny królik. Według jego
słów powinna już dawno dotrzeć na miejsce, jednak gęsto porośnięty las wcale
się nie przerzedzał. Myśl o tym, że zwierzę, które wcześniej wzięła za swego
przyjaciela mogło ją oszukać wywołała na jej plecach nieprzyjemne ciarki.
Poczuła się bardzo samotna i nagle zapragnęła zjeść watę cukrową.”
Seijurou przebiegł wzrokiem po
kolejnym literach i zmarszczył brwi. Te kilka zdań było tak abstrakcyjnych, że
poczuł się zirytowany od samego na nie patrzenia. Po zaledwie kilku linijkach
mógł stwierdzić, że czytanie podobnych bzdur nie wnosiło do życia niczego
sensownego, a nawet podejrzewał, że mogło przyczyniać się do cofnięcia w
rozwoju. Szczerze wątpił, by ktokolwiek rozsądny fascynował się takim gatunkiem
literatury, o ile w ogóle można to było nazwać literaturą. Przeszło mu przez
myśl, że padł ofiarą żartu, jednak nie sądził, że Mayuzumi mógłby odważyć się
na coś podobnego.
Nagle jak na ironię, do jego
uszu dobiegł melodyjny śmiech i stanął jak wryty. Znał ten dźwięczny głos.
Szybko rozejrzał się na wszystkie strony w poszukiwaniu jego właścicielki. Po
drugiej stronie ulicy szła jakaś para, z lewej strony jechał wolno rowerzysta.
W okolicy nie było żadnych domów, jedynie sklepy i restauracje, które były już
o tej porze zamknięte, i Seijurou zaczął się zastanawiać, czy miał jakieś omamy
słuchowe. Po chwili jednak śmiech rozbrzmiał ponownie i tym razem udało mu się
zlokalizować jego źródło. Kilkadziesiąt metrów dalej, tuż przy skrzyżowaniu
dwóch ulic znajdował się plac zabaw. Gdy podszedł bliżej, przed oczami mignęła
mu charakterystyczna, jasna czupryna i po sekundzie zniknęła za blaszaną zjeżdżalnią.
Bezwiednie skierował swoje kroki pod żeliwną bramkę i lekko zdezorientowany tą niecodzienną
sytuacją, utkwił wzrok w dziewczynie. Jej długie blond włosy szorowały o piasek,
w którym zawzięcie grzebała ręką. Po chwili odchyliła głowę do tyłu i
roześmiała się tak donośnie i dźwięcznie, że teraz wcale go nie dziwiło, iż
usłyszał ją z drugiego końca ulicy. Coś mu tu jednak nie pasowało. Uniósł brwi
i zacisnął dłonie na przerdzewiałym ogrodzeniu. Poza nią dostrzegł jedynie
dwójkę dzieciaków bawiących się w znacznej odległości od piaskownicy. Jakby na
to nie patrzeć, wszystko wskazywało na to, że dziewczyna śmiała się sama do
siebie.
W tym momencie gdzieś z lewej
strony, Seijurou dosłyszał charakterystyczny warkot silnika. Zerknął w tamtą
stronę i zobaczył wjeżdżający na przystanek autobus. Gdyby teraz tam podbiegł,
miałby jeszcze szansę do niego wsiąść. Spojrzał ponownie na siedzącą w
piaskownicy April. Choć było to do niego zupełnie niepodobne, zawahał się nad
decyzją o kilka sekund za długo i drzwi autobusu w końcu się zamknęły. Seijurou
westchnął cicho i przymknął powieki, czując nagłe rozdrażnienie. Po chwili
popchnął przerdzewiałą bramkę i zamaszystym krokiem wszedł na teren placu
zabaw. Zatrzymał się kilka metrów od skulonej sylwetki dziewczyny i włożył ręce
do kieszeni czarnych spodni.
– Co ty tu robisz? – zapytał
bezceremonialnie, a ona prawie straciła równowagę. Zaskoczona zwróciła twarz w
jego stronę i lekko wytrzeszczyła oczy.
– Akashi Seijurou….? – gdy w
końcu odzyskała rezon, wstała i otrzepując przybrudzone piaskiem czarne spodnie
uśmiechnęła się do niego. – Co ty tu
robisz?
Seijurou posłał jej chłodne
spojrzenie i April natychmiast zrozumiała, że nie powinna mu odpowiadać
pytaniem na pytanie. Choć jego obecność w tym miejscu bardzo ją zaskoczyła, to
w duchu poczuła dziwną ekscytację. Był dokładnie taki, jakiego go widziała tuż
przed jej wyjazdem do Tokio. Doskonały w całej swej okazałości, zimny jak lód i
gardzący nią z całego serca. Patrzyła na niego z niesłabnącym zainteresowaniem.
Biała, przylegająca do ciała koszulka wspaniale podkreślała jego piękne kości
obojczykowe. Szkarłatne, opadające na oczy kosmyki błyszczały miękko w blasku
zachodzącego słońca. Gdy w końcu zreflektowała się, zamrugała kilkakrotnie
oczami i przywołała na twarz przyjazny uśmiech.
– Przyszliśmy się tu pobawić. –
wyjaśniła mu krótko a on popatrzył na nią bez zrozumienia.
– Przyszliśmy…? – powtórzył za
nią powoli i w tym momencie zza jej ramienia wychyliła się twarz jasnowłosego
chłopca. – Kto to? – zapytał machinalnie, unosząc wysoko brwi.
– To jest…
– Jestem Allen. – przerwał jej
odważnie chłopiec i przybrał ciekawską minę. – A ty?
– Akashi Seijurou. –
odpowiedział mu pozbawionym emocji głosem i przeniósł wzrok z powrotem na
April. – Kto to? – ponowił pytanie, a ton jego głosu, choć pozornie
spokojny, wyraźnie wskazywał na to, że
domagał się natychmiastowego wyjaśnienia.
– Allen jest moim znajomym ze
szpitala. – April nie wiedziała jak ma lepiej wytłumaczyć mu co ją łączyło z
chłopcem. – O, z tamtego. – wskazała palcem ponad ramieniem Seijurou na biały
gmach widniejący w oddali.
– April przychodzi do nas i
zawsze jest fajnie! – wciął się podekscytowany Allen i zbliżył się ufnie do
Seijurou. – Ty też jesteś jej przyjacielem?
– Nie jestem. – zaprzeczył natychmiast, a w jego głosie można było wyczuć cień pogardy wywołany tym absurdalnym przypuszczeniem. – Co to znaczy, że
przychodzi do was?
– Jestem wolontariuszką. –
przyznała w końcu April spokojnym głosem, instynktownie kładąc rękę na ramieniu
Allen’a.
Seijurou rozchylił lekko wargi,
podczas gdy jego umysł przetrawiał tę zaskakującą informację.
– To znaczy, że przychodzi do
nas się bawić. – wytłumaczył mu Allen poważnym głosem, będąc przekonanym, że
Seijurou nie zrozumiał znaczenia słowa wolontariuszka.
– Dziś uciekliśmy po kryjomu ze szpitala i przyszliśmy budować tu zamki z
piasków! April… – zwrócił się do niej nagle podekscytowanym głosem. – Mogę iść
się pohuśtać?
April machinalnie skinęła głową
i uszczęśliwiony Allen pobiegł w podskokach w kierunku huśtawki. Zapadła cisza.
April skrzyżowała ręce za plecami i spojrzała wyczekująco na Seijurou. Z jego
twarzy nie dało wyczytać się jakichkolwiek emocji.
– Zbudowaliśmy naprawdę piękny
zamek z piasku. – zagaiła w końcu wesołym głosem. – Allen jest naprawdę
świetnym budowniczym. Szkoda tylko, że zaraz będziemy musieli się zbierać. – dodała
z miną zawiedzionego dziecka, lecz wtedy przyszła jej do głowy pewna myśl i
cała się rozpromieniła. – Może chcesz iść z nami? Moglibyśmy potem wrócić razem
do domu!
Seijurou nie odpowiedział. Wpatrywał
się w nią w milczeniu, z lekko ściągniętymi brwiami i April miała wrażenie, że
jego dwukolorowe oczy przeszywają ją na wylot. Nie miała pojęcia co kryje się
za tą ciszą i tym intensywnym spojrzeniem, i poczuła się odrobinę nieswojo.
– Jesteś kompletnie bezmyślna. –
oświadczył w końcu całkowicie wypranym z emocji głosem i April zdębiała.
– C-co…?
– Wracam do domu.
Obserwowała jak odwraca się do
niej plecami i kieruje do wyjścia, kompletnie zszokowana tym niespodziewanym obrotem
sprawy. Pod wpływem impulsu złapała go
za rękę, a on nagle cały zesztywniał.
– Co miałeś na myśli…?
Seijurou powoli przekręcił
głowę w jej stronę i obdarzył ją spojrzeniem, które mogłoby wbijać w ziemię.
– Narażasz chore dziecko na
niebezpieczeństwo. Nie przyszło ci do głowy, że osłabiony chorobą organizm
szybko może złapać infekcję, zwłaszcza w miejscu takim jak to? Najwyraźniej
jesteś pozbawiona wyobraźni.
Odwrócił się i odszedł, a ona
patrzyła tępo w piach, poruszona jego ostrymi słowami do głębi serca.
Powrót do domu zajął Seijurou
znacznie mniej czasu niż podejrzewał. O 21, gdy słońce całkowicie schowało się
za linią horyzontu, siedział już w swoim pokoju i przygotowywał raport z
działalności finansowej rady uczniowskiej. Oczywiście robienie takich
przyziemnych rzeczy nie należało do obowiązków przewodniczącego rady, jednak ku
jego rozdrażnieniu, większość z jej członków w tym skarbnik, wyjechali na
wakacje i te niewdzięczne zadanie spadło niestety na niego. Wystukał na
klawiaturze swojego wysokiej klasy laptopa ostatnie zdanie podsumowujące i przy
pomocy maila wysłał sprawozdanie opiekunowi rady. Usatysfakcjonowany szybkim
wykonaniem zadania z cichym trzaskiem opuścił pokrywę laptopa. Podniósł się z
fotela i sennie się przeciągając, udał się do garderoby. Nałożył wcześniej
przygotowane czarne sportowe spodenki i szarą koszulkę bez rękawów i wrócił do
pokoju z zamiarem wykonania wieczornych ćwiczeń. Tradycyjnie włączył znajdujący
się nad łóżkiem telewizor i robiąc na podłodze serię brzuszków oglądał
informacje z kraju i ze świata. Po dziesiątej serii, gdy krople potu spływały
mu po skroniach, zrobił sobie przerwę i chwytając butelkę wody wypił na raz pół
zawartości. W programie informacyjnym prezenter ogłosił, że właśnie wybiła 22.
Chwilę później rozpoczął się reportaż o serii tajemniczych zaginięć na terenie
całej Japonii i Seijurou, nie wiedzieć czemu, nagle pomyślał o April. Nie miał
pewności, ale wydawało mu się, że jeszcze nie wróciła do domu. Czując coś na
kształt zniecierpliwienia, zaczął zastanawiać się, czy dobrze postąpił
zostawiając ją samą sobie na tym placu zabaw. Kioto było względnie bezpiecznym
miejscem, zarówno za dnia jak i w nocy, jednak nigdy nie wiadomo co mogłoby
przytrafić się włóczącej się samopas dziewczynie, która bądź co bądź zwracała
uwagę swoja egzotyczną urodą.
Seijurou prychnął pod nosem, zdegustowany tym niedorzecznym przejawem troski z
własnej strony. Szybko jednak wytłumaczył to sobie tym, że nie chciałby, aby
ktokolwiek miał do niego pretensje w razie gdyby dziewczyna została porwana lub
zgwałcona. Albo jedno i drugie. Po plecach przebiegł mu dziwny dreszcz. W
przypływie impulsu ruszył do drzwi i z impetem pociągnął za klamkę. Osłupiały, ustał twarzą w twarz z April.
– Właśnie miałam pukać. –
wytłumaczyła się szybko. Stała tak blisko, że mógłby policzyć wszystkie piegi
na jej policzkach. Nadal lekko oszołomiony, zrobił krok do tyłu. – Mogę z tobą
porozmawiać?
Nie odpowiedział, wiec bez
żenady wyminęła go w progu i weszła do jego sypialni, rozglądając się przy tym
z zainteresowaniem.
– Nie zaprosiłem cię do środka.
– powiedział cicho, złowrogo mrużąc oczy.
– Bo jak zwykle nic nie mówisz
i obdarzasz mnie tylko tymi swoimi groźnymi spojrzeniami. – odpowiedziała mu
spokojnie i po chwili uśmiechnęła się przepraszająco, widząc jak jego tęczówki niebezpiecznie
pociemniały. – Możemy pójść do mnie, jeśli chcesz. Albo do salonu. A może do
ogrodu…? O, to świetny pomysł, pójdźmy na spacer!
– Zostaniemy tu. – zarządził
cierpkim głosem, studząc jej entuzjazm. Wilgotne od potu włosy nieprzyjemnie przyklejały
mu się do twarzy, więc odgarnął je do tyłu nonszalanckim ruchem dłoni. –
Słucham.
Uśmiech April nieco pobladł i
przycupnęła na miękkiej, kremowej sofie, jednak po kilku sekundach z powrotem
się podniosła. Seijurou nie wyglądał, jakby miał zamiar usiąść razem z nią, a
ona nie czułaby się komfortowo, gdyby przez cały ten czas patrzył na nią z góry.
– Wiesz… – zaczęła powoli i
nagle poczuła, że jej zwyczajna pewność siebie ulatuje gdzieś w powietrze. –
Kto by pomyślał, że mogłabym przyjść i kajać się przed jakimś gówniarzem. –
zaśmiała się krótko i na powrót spoważniała. – To, co powiedziałeś mi na placu…
Miałeś wtedy rację, Akashi Seijurou. Zachowałam się bezmyślnie zabierając tam
Allen’a. W sumie przez większość czasu tak się zachowuję.
Seijurou utkwił w niej lekko
zmrużone oczy i słuchał jej wywodu w milczeniu.
– Jednak musisz wiedzieć Akashi
Seijurou… – kontynuowała, a jej głos z każdą sekundą zyskiwał na sile – Ja
jestem bezmyślna, bo robię to co podpowiada mi serce a nie rozum. I wydaje mi
się, że moje serce często jest o wiele mądrzejsze niż moja głowa. Miałeś rację,
że mogłam narazić Allen’a na niebezpieczeństwo… Gdy mi to uświadomiłeś, czułam
się strasznie. Ale jednocześnie, gdzieś głęboko w sobie czułam, że zabranie go
tam to najlepsze, co mogłam dla niego zrobić. – April uśmiechnęła się
delikatnie i spojrzała w jego kamienną, nie wyrażającą żadnych emocji twarz. –
Nie wiem dlaczego ci o tym mówię. Wiem, że mnie nie znosisz. Po prostu
chciałam, żebyś o tym wiedział.
Odwróciła się do niego plecami
i udała się do drzwi. Seijurou obserwował jej płynne ruchy, które wprawiły jej
długie pasma w falowanie i zanim zdążył się zorientować, usłyszał swój własny
głos.
– Dlaczego nigdy mi nie
powiedziałaś czym się zajmujesz ?
Ręka April zawisła kilka centymetrów
nad klamką.
– Nigdy mnie o to nie pytałeś.
– odpowiedziała i wyszła zatrzaskując za sobą drzwi, a Seijurou mógłby
przysiąc, że usłyszał cichy śmiech dobiegający z korytarza.
Yay, pierwsza!
OdpowiedzUsuńKurczeeee, ja chciałam opis spotkania z Taigą ;_; Taiguuuuś, tęsknię.
Czy mi się zdaje, czy coraz bardziej czuć miętę między Akashim i April?
Szczególnie urzekł mnie ostatni akapit <3 Blondyna miesza Seijuurou w głowie, jak słodko.
Miętowo.
To April ma chorobę psychiczną? Czy nie ma w końcu? O.o
Spodobał mi się ten "gorszy dzień April". Pokazuje jej słabe strony, więc wreszcie wiem, że jakieś ma xD
Ogółem cały rozdział był jak zawsze fantastyczny.
A nieobecność wybaczam. Zwłaszcza, że znalazłam tego bloga dopiero jakiś tydzień temu XD
Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny~~
No cześć ;) Widzę, że mam nową czytelniczkę, cieszy mnie to niesłychanie! Od razu dziękuję Ci za wszystkie komplementy, które mi sprawiłaś w tym i w poprzednim komentarzu, to co piszesz jest konkretne i rzeczowe a jednocześnie mega miłe i bardzo podnosi na duchu :)
UsuńJako autorka chciałabym dogodzić wszystkim czytelnikom i przy tym pozostać w zgodzie ze sobą i swoimi przekonaniami, ale widzę, że to marzenie ściętej głowy :) Jedni dla przykładu Kagamiego nie lubią i narzekają na jego obecność, inni z kolei chcieliby go więcej. Tak samo taka April – zauważyłam, że albo jest lubiana albo znienawidzona. Wiem, że po takiej ilości rozdziałów większość z czytelników mogła wyrobić sobie pewne zdanie na temat ocetki i pozostałych bohaterów. Wcale mnie to nie dziwi. Jednak ja już dawno temu zdecydowałam, by nie ujawniać wszystkiego na raz i w miarę powoli, wraz z rozwojem wydarzeń odkrywać kolejne karty. Wymarzyłam sobie, aby wraz z kolejnymi rozdziałami moi bohaterowie dorastali, zmienili się lub też okazywali się nieco innymi niż mogłoby się wydawać. Ot, taka tam mała fanaberia z mojej strony :D
Co do mięty pomiędzy April i Seijurou… Hmmm, mnie samą ciekawi co się tam kłębi w tej czerwonej głowie :D (Lol, autorka i nie wie -.-‘ ). Mam nadzieję, że szybko się dowiemy :D
Dziękuję za życzenia weny, bo ta jest na wagę złota :)
Ja również pozdrawiam, tak bardzo jak tylko się da :*
Tak przeczytałam sobie jeszcze raz Twój komentarz i przyszło mi do głowy, że może pominęłaś rozdział VIII, który opisywał spotkanie z Taigą??? Jeśli tak się stało to koniecznie musisz go przeczytać! Co prawda nie był to nie wiadomo jak wyczerpujący opis, ale zawsze coś :D
UsuńPrawda, pominęłam xD Dzięki za uświadomienie <3
UsuńI widzę, że Ama troszkę dokucza. Heh, jak ja to znam.
Dzięki przypomnieniu, że jest jeszcze VIII rozdział do przeczytania, uratowałaś mnie od moich upierdliwych koleżanek, dziękuję stokrotnie XD
Kagami i Kuroko... jak można ich nie kochać ;w;
Niedosyt Taigi już zażegnany *q*
Jej! Heilleen wróciła!
OdpowiedzUsuńCud się stał! :D
Bardzo się cieszę, że napisałaś nowy rozdział, bo już podejrzewałam, że się tutaj w ogóle nie pojawisz. Na szczęście moje podejrzenia się nigdy nie sprawdzają! ;)
Rozdział jak zawsze genialny. Akashi boski do kwadratu. ♥‿♥
Super, że dodałaś mu jakieś "uczucia", a wątek ze zdjęciem dobrze wymyślony. ;)
Ach ta April nieogarnięta... Mam nadzieję, że ten chłopiec nie umrze przez ten "mały" spacer.
Pozdrawiam!
Och matko, tak właśnie się obawiałam, że ktoś może pomyśleć, że uciekłam i już nie wrócę! Ogólnie to już kiedyś pisałam jakieś bzdety i zwykle po jakimś czasie rezygnowałam, jednak ten blog traktuje jak moje własne dziecko i nigdy w życiu nie mogę go porzucić! :) Zwłaszcza, że cała historia została już dawno temu wymyślona i zaplanowana od prologu do epilogu, także nie ma opcji, bym nie doprowadziła tego do końca.
UsuńCieszę się, że nie zniechęciłaś się i pozostałaś ze mną! :)
Pozdrawiam :*
Och Heileen, Heileen.... :D A kiedy następny next, można wiedzieć? :)
UsuńWolf kuu, nie bede tu bujac bo jestem na wyjezdzie teraz i nie mam dostepu do komputera wiec w poniedzialek albo wtorek dopiero. Wiem ze to znowu dosc dluga przerwa ale...Od wrzesnia powinno byc lepiej z czestotliwoscia rozdzialow. Pozdrawiam ��
UsuńSzczerze, ja tam za długo to nie czekałam, ale przeprosiny przyjęte i sama przepraszam za lekko spóźniony komentarz :) Czy mi się zdaje, czy April coś dolega? I ten wątek z szpitalem.... Chyba niedługo to wyjaśnisz :P Zdjęcie Akashiego małego musiało być naprawdę słodkie i niewiarygodne, bo dość długo się patrzyła U_U Coś go zaczyna ruszać, hehe może normalny Akashi powoli wraca? Jej reakcja, gdy pozna tego drugiego będzie ciekawa <3
OdpowiedzUsuńTak żebyś wiedziała to czekam na następny <3
Kiedyś w końcu wszystko się wyjaśni :D Sama mam nadzieję, że jak najszybciej ale niestety mój tryb życia nie sprzyja niestety częstemu zasiadaniu do komputera. Chyba zacznę pisać nocami, przynajmniej wtedy nikt ode mnie nic nie chce i mam święty spokój :)
UsuńPozdrawiam i obyś nie musiała długo czekać na następny :D
Czy czytasz KnB Extra Game? Pytam dla ciekawości :)
UsuńTak, oczywiscie! Jestem na biezaco, a jak niedawno przeczytalam 5 chapter to mi oczy na wierzch wyszly co ten Akashi.... ^^
UsuńI krzyczalam na caly dom "omg omg!!!" a moj A. nie wiedzial o co chodzi i tylko popukal sie w glowe jak mu wytlumaczylam... :D
Moja reakcja była bardzo podobna do tego stopnia, że sprzątałam z uśmiechem ( co w normalnych warunkach nie przeszłoby XD ) bo wciąż myślałam o powrocie tego "innego" Akashiego i byłam po prostu zbyt podekscytowana <3
UsuńZnalazłam twoj blog przez przypadek i przyznając się bez bicia nie miałam zamiaru go czytać ,ale patrząc na to że głównym bohaterem jest akashi postanowilam sprobowac, szczególnie ze nie znalazłam wiele historii z nim w roli głównej. I musze powiedziec ze spodobalo mi sie. Postać April jakoś mnie nie denerwuje jak to zazwyczaj robia inne bohaterki. Lubię ją i podziwiam że zachowuje się tak spokojnie przy Akashim. A co do samego Akashiego to myślę że jest to strasznie trudna postać i dobrze ci wyszło przedstawienie jego charakteru. Zawsze byłam fanką aomine ( ten testosteron XD) ale myślę że dla Akashiego też znajdzie się miejsce. Dużo weny życzę .
OdpowiedzUsuńPs : sorki za brak znaków interpunkcyjnych ale komórka , leń i te sprawy.
Cieszę się niesłychanie, że jednak zdecydowałaś się poczytać :) Wiesz, ja też jestem fanką Aomine! Tzn. zostałam nią całkiem niedawno, bo zawsze jakoś tak trochę drażniło mnie jego podejście do życia, ale jak się ogląda po 1542543254356 razy odcinki KnB a zwłaszcza te końcowe, to chyba nie sposób go nie pokochać. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że tu mój drugi po Seijurou ulubieniec z GoM. Kiedyś nawet postanowiłam napisać o nim jakiegoś one shota, mam nadzieję, że w końcu uda mi się to zrealizować :D
UsuńPozdrawiam i dziękuję za życzenia weny! :)
Jeeej :D
OdpowiedzUsuń(Samael euforia z powodu "znaleziska") :D
Postanowiłam że WRESZCIE skomentuję :D
Po 1- Helleen! Zbyt długa nieobecność! =.=
Po 2- masz dziewczyno niesamowitego bloga :D szalenie podoba mi się jak piszesz. Sam prolog mnie zaczarował i postanowiłam trochę pocztać :D > świetna decyzja
Hah, kwiecień....
Pisz pisz pisz pisz pisz (kilka dni później) pisz! Szybko!
Jeżeli chcesz- zajrzyj do mnie
drzac-w-szkarlacie.blogspot.com
Pozdrawiam :D
Samael
Yayyy! Ja też się cieszę z powodu Twojego znaleziska :D
UsuńPo 1 - Ach, coż za wstyd do końca życia, chyba nigdy tego nie przeboleję. Głupio mi, że trzeba było na mnie tyle czekać, do tej pory mam czerwone z zażenowania policzki a mama myśli, że tak mnie słońce spaliło... -.-'
Po 2 - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jestem bardzo łasa na komplementy, teraz siedzę i puszę się przed lustrem :D A tak serio, to naprawdę cieszę się, że postanowiłaś zostać i trochę poczytać! :) To jak miód na moje zmaltretowane serce!
Dzięki za adres bloga, wnioskuje po adresie (ach ten szkarłat, coż za piekny kolor), że dotyczy pewnego pana, którego kocham całym sercem <3
Pozdrawiam i do zobaczenia u ciebie! :)
Czy rozdział pojawi się w tym albo w następnym tygodniu?
OdpowiedzUsuńJak Heileen odpowiadała na mój komentarz, to mówiła, że w poniedziałek lub we wtorek, a rozdziału niestety nie ma dalej. :( Trzeba czekać. Pisała, że jest na wyjeździe.
UsuńCztery komentarze wyżej. ;)
Widziałam, ale czas mija i dlatego postanowiłam się spytać :)
UsuńOk. Ok. :) ;)
Usuń