wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział V





Późnym wieczorem Seijurou został wezwany do gabinetu ojca. Nie wiedział się z nim cały dzień, toteż nie miał jeszcze okazji porozmawiać z nim na temat jego decyzji o goszczeniu w ich domu dziewczyny i jej ojca. Na samym początku był zdeterminowany, by dobitnie wyrazić swoje niezadowolenie, jednakże gdy już ochłonął i przeanalizował wszystko dwa razy, zrozumiał, że raczej nie miałoby to większego sensu. Swoim sprzeciwem i tak by już nic nie zdziałał, a jedynie pogorszyłby swoją sytuację.
Ze strategicznego punktu widzenia, najlepiej było udawać, że posunięcie ojca nie zrobiło na nim większego wrażenia. W innym wypadku Masao mógłby zrobić się podejrzliwy i zacząć uważniej obserwować poczynania Seijurou, a to oczywiście nie byłoby mu na rękę.
Zapukał cicho do ciężkich, dębowych drzwi i nie czekając na zaproszenie wszedł do gabinetu. Pokój był pogrążony w półmroku a jedynym źródłem światła była mosiężna lampka stojąca na blacie imponującego, dębowego biurka.
Ojciec siedział na ciężkim, obrotowym krześle z opuszczoną głową. Wyglądał jakby drzemał.
– Seijurou. – odezwał się po chwili sennym głosem, nawet nie podnosząc na niego wzroku.
–Ojcze. – odpowiedział i ustał naprzeciwko biurka. –Wzywałeś mnie.
– Tak, usiądź proszę.
Seijurou nie ruszył się z miejsca i wpatrywał się w ojca z lekkim zniecierpliwieniem.
– Nie ma takiej potrzeby, ojcze. Ta rozmowa nie potrwa długo, zgadza się?
Masao podniósł w końcu swój zmęczony wzrok i spojrzał badawczo na Seijurou.
Odrobinę zaskoczyły go te dość aroganckie słowa, które padły przed chwilą z ust syna; teraz też wyraźnie dostrzegał jego przepełnioną dumą postawę i wyniosły wzrok. Jednak koniec końców, Masao nie mógł mieć o to do niego pretensji. Przecież był jego synem, jedynym dziedzicem rodzinnej fortuny i fakt, że przejawiał takie cechy, mógł świadczyć jedynie o tym, że doskonale nadawał się na godnego następcę swojego ojca.
Masao westchnął przeciągle i oparł zmęczone plecy o wygodne oparcie fotela.
– Zgadza się, synu, to nie będzie długa rozmowa. – potwierdził wreszcie i ponownie przymknął powieki. – Powiedz… Co myślisz o naszych gościach?
– Są bardzo… Interesujący. – odrzekł Seijurou cichym, pozbawionym emocji głosem – Anthony Van Rosenberg sprawia wrażenie dobrze wychowanego człowieka.
­ Masao skinął głową, nadal nie otwierając oczu.
– A co z dziewczyną?
– Dogadujemy się. – odpowiedział mu gładko.
– Więc nie masz nic przeciwko, by ich tu gościć przez jakiś czas?
Seijurou uśmiechnął się lekko pod nosem. Ojciec go sprawdzał, jednak on nie miał zamiaru dać mu jakiejkolwiek przewagi w tym małym starciu.
– Byłem zaskoczony, ale… Nie, nie mam nic przeciwko. Właściwie, to pomoże mi to pogodzić moje obowiązki z dotrzymywaniem jej towarzystwa.
Ojciec wydawał się być usatysfakcjonowany taką rzeczową odpowiedzią.
– Cieszę się, że w ten sposób do tego podchodzisz, Seijurou. W związku z negocjacjami nie będzie mnie w domu przez większość czasu, dlatego wszystko tutaj powierzam tobie. Jesteś już prawie dorosły i wiem, że potrafisz podejmować dorosłe decyzje. Liczę na to, że mnie nie zawiedziesz. – Masao spojrzał na niego wymownie. – W końcu masz na nazwisko Akashi.
– Nie zawiodę… Ojcze.
Z chłodnym uśmiechem na ustach opuścił gabinet ojca i ruszył schodami w stronę  swojej sypialni. Przechodząc przez długi korytarz musiał minąć drzwi do sypialni gościnnych, które zajmowali aktualnie brytyjscy goście. Seijurou zwolnił trochę kroku, jednak do jego uszu nie dotarły żadne odgłosy. Zastanowił się, czy dziewczyna już śpi, czy może znowu włóczy się gdzieś na zewnątrz. Od incydentu w kuchni nie zamienił z nią słowa. Co prawda widział ją raz, jak podejrzanie ucieszona przechadzała się po ogrodzie, lecz zaraz po tym zamknął się w bibliotece i od tamtej pory nie był przez nią niepokojony. Najwyraźniej dotarło do niej, że miał na głowie też inne obowiązki i nadmierne naprzykrzanie się nie wyszłoby jej na dobre.
Niemniej jednak zdawał sobie sprawę, że jutro będzie musiał przez jakiś czas dotrzymać jej towarzystwa, by choć w minimalnym stopniu spełnić ojcowskie oczekiwania. Najpewniej zaproponuje jej przejażdżkę konno, lub coś innego, co pozwoli na zachowanie pewnego dystansu, który utrudni jej zadręczanie go swoją bzdurną paplaniną.  
W jego jasnej, minimalistycznie urządzonej sypialni panował przyjemny chłód, a w powietrzu dało się wyczuć kwiatowy zapach. Seijurou rozejrzał się po pokoju i po chwili zlokalizował źródło tej woni. W porcelanowym wazonie, stojącym na mahoniowej komodzie tuż przy jego łóżku, stał jeden samotny amarylis.  Trochę zdziwił go ten widok, gdyż nigdy nie prosił pokojówki, by przyozdabiała jego sypialnię kwiatami. Nie lubił, gdy służba podejmowała jakiekolwiek decyzje na własną rękę, jednak tym razem wyjątkowo go to nie zirytowało. Zapach, który wydzielał amarylis, w jakiś sposób podziałał na niego relaksująco. 

Ciężko mu było to przed sobą przyznać, ale od wczorajszego incydentu na tarasie czuł w duszy lekki niepokój. Właściwie to przeczuwał, że coś jest nie tak, od momentu, gdy po raz pierwszy spojrzał w turkusowe oczy April van Rosenberg. Wtedy jednak dziwne sensacje, które temu towarzyszyły, usprawiedliwił nieprzyjemnym snem sprzed kilku nocy.
Teraz Seijurou już wiedział, że te osobliwe, niekontrolowane odczucia były spowodowane powolnym odzyskiwaniem świadomości przez jego drugą tożsamość.
Co prawda udało mu się uciszyć tę miernotę, ale zdawał sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu, nim znowu się odezwie. Najwyraźniej nie był aż takim słabeuszem, za jakiego miał go na początku. Od tej pory powinien być bardziej ostrożny, jeśli nie chciał narazić się na jego ponowne objawienie się w najmniej odpowiednim momencie.
Zatopiony w myślach podszedł powoli do wysokiego lustra stojącego w rogu pokoju i niespiesznie, niemal z pewnym namaszczeniem zaczął zdejmować kolejne części garderoby. Gdy został już w samej bieliźnie, obejrzał się uważnie w tafli lustra.
Zawsze był wyjątkowo szczupłej budowy, jednak teraz dostrzegał, że lata treningów i ciężkich ćwiczeń zaowocowały  doskonale wyrzeźbionymi mięśniami. Nie zależało mu na tym, by komukolwiek zaimponować swoją sylwetką. Po prostu uważał, że tak właśnie powinien wyglądać ktoś, kto posiadał wysoką pozycję społeczną. Zwłaszcza, ktoś, kto nosił nazwisko Akashi.
Po chwili wahania, zmierzył się wzrokiem ze swoim własnym odbiciem. Heterochromiczne oczy błyszczały intensywnie, odbijając światło stojącej obok lampy. Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku.
Seijurou uśmiechnął się nieznacznie, przymykając powieki. Chyba niepotrzebnie tak się stresował z powodu jednego, nic nie znaczącego epizodu. Zwłaszcza, że dzierżył w dłoni naprawdę silną kartę przetargową, która dawała mu znaczącą przewagę w całej tej sytuacji.
Powoli zbliżał się bardzo ważny turniej, w którym będzie miał okazję zagrać przeciwko kolegom z byłej drużyny i przewidywał, że będzie to naprawdę interesujące doświadczenie. Jednak nie to było w tym wszystkim najważniejsze. Seijurou doskonale wiedział, że wygra przeciwko nim wszystkim, a jego alter ego nie będzie mu w tym przeszkadzać.

W końcu przecież on, druga, ulepszona wersja Akashiego Seijurou, narodziła się za sprawą palącego pragnienia zwycięstwa swego nieudolnego pierwowzoru, więc dlaczego teraz marny oryginał miałby przeszkodzić mu w osiągnięciu czegoś, czego sam tak rozpaczliwie potrzebował…?
Tylko on, udoskonalony Akashi Seijurou mógł przetrwać w świecie, w którym jedyne, co miało znaczenie to zwycięstwo. 
Był niczym reprodukcja przeciętego obrazu, która po naniesieniu nań odpowiednich poprawek, stawała się doskonalsza od swego oryginału pod każdym względem. 

Ostatni raz zerknął w swoje różnokolorowe tęczówki i już całkowicie spokojny, nałożył luźne spodnie od piżamy i udał się do łóżka.
Kojący zapach amarylisa sprawił, że tej nocy spał spokojnie niczym dziecko.

~~*~~

Następny dzień rozpoczął się dla Seijurou jak każdy inny. Wstał wraz ze wschodem słońca i pospiesznie ubrawszy luźny strój treningowy opuścił rezydencję. Chwilę porozciągał sztywne jeszcze po nocy mięśnie, po czym ruszył stromą ścieżką w dół wzniesienia, na którym mieściła się posiadłość.
Utrzymując równe tempo przebiegł pierwsze dwa kilometry. Mimo wczesnej pory było już wyjątkowo ciepło, jednak ocieniające ścieżkę drzewa iglaste dawały wrażenie przyjemnej wilgoci, która nieco ochładzała parne powietrze.
Jak zwykle zatrzymał się przy małej kapliczce, poświęconej starożytnej bogini słońca, by wykonać krótką serię ćwiczeń rozciągających.
Nie licząc odgłosów natury, wokół było zupełnie cicho i spokojnie. Większość terenów rozciągających się w promieniu kilku kilometrów od rezydencji Akashich, stanowiły dziewicze lasy iglaste i nawet w ciągu dnia rzadko kiedy ktoś się tu zapuszczał. Czasami tylko można było spotkać kapłanów z okolicznych górskich świątyń, którzy poszukiwali w lasach ziół do swoich leczniczych maści i naparów.
Seijurou oparł dłonie o pień wiekowego dębu rosnącego tuż obok kapliczki i zaczął rozciągać mięśnie nóg. Czując przyjemny prąd biegnący wzdłuż napinanych muskułów, zamknął oczy a jego myśli zaczęły krążyć wokół ewentualnych poprawek, które mógłby wnieść do swojego planu treningowego, aby jeszcze bardziej poprawić jego efektywność. Nie wystarczało mu bycie w szczytowej formie. Mierzył jeszcze wyżej, musiał być jeszcze lepszy.

Absolutny. Niepokonany.

Nagle usłyszał, że ktoś się do niego zbliża. Zaskoczony podniósł głowę, a jego oczom ukazała się biegnąca w jego kierunku ostatnia osoba, którą spodziewał się w tym momencie zobaczyć. Była jeszcze dość daleko, jednak błyszczące, jasne włosy czyniły niemal niemożliwym pomylenie jej z kimkolwiek innym. Z lekko szeroko otwartymi oczami obserwował, jak nieumiejętnie przebierając nogami, zbliża się do niego April van Rosenberg.
– A..A-Akashi Sei-jurooo – wysapała, gdy w końcu nieludzko zmachana zatrzymała się tuż obok niego. Pochyliła się na rozdygotanych nogach i rozpaczliwie próbowała złapać oddech, a kompletnie zdezorientowany Seijurou patrzył na nią z lekko rozchylonymi ustami, zachodząc w głowę jakim cudem go tu znalazła.
– Co ty tu robisz? – zapytał po chwili bez ogródek, nawet nie siląc się na uprzejmy ton. Zaskoczenie z wolna ustępowało uczuciu irytacji, które dziwnym trafem, towarzyszyło mu za każdym razem, gdy znajdowała się blisko niego.
Dziś ubrana w jakieś przedpotopowe, ortalionowe dresy, z twarzą czerwoną jak burak i mokrą, klejącą się do czoła grzywką, wyglądała wyjątkowo odpychająco. 
Gdy ustabilizowała w końcu swój oddech, uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i odgarnęła z twarzy przepocone włosy.
– Zauważyłam cię przez okno, gdy rozciągałeś się przed domem, więc szybko ubrałam dresy i chciałam do ciebie dołączyć, ale ty już sobie pobiegłeś! – odpowiedziała mu lekko oskarżycielskim tonem, jednak po chwili się roześmiała. – Naprawdę szybko biegasz! Myślałam, że umrę gdy próbowałam cię dogonić!
Seijurou uniósł brwi w zaskoczeniu słuchając jej tłumaczenia. Ciężko mu było uwierzyć w to, że przez taki kawał drogi nie zorientował się, że ma za plecami ogon.
­– Chyba nie jesteś w najlepszej kondycji – powiedział w końcu, mierząc kpiącym wzrokiem jej czerwoną od wysiłku twarz.
– Och, ja nie jestem w żadnej kondycji. – przyznała beztrosko i oparła dłonie na biodrach. – Widzisz, nie jestem najlepsza jeśli chodzi o uprawianie sportu.
No tak, tego akurat mógł się domyślić, zważając na to jaka była niezdarna. Nawet zwykle operowanie igłą czy schodzenie po schodach zdawało się być dla niej nie lada wyzwaniem.
– Więc dlaczego za mną pobiegłaś?
– A dlaczego nie?
Seijurou prychnął, patrząc na nią jakby była niespełna rozumu. Mógł się spodziewać takiej idiotycznej odpowiedzi.
– To całkowicie nierozważne dla osoby pozbawionej jakiejkolwiek kondycji, by bez uprzedniej rozgrzewki narażać organizm na taki wysiłek. 
– Oj, naprawdę? Być może masz rację, to dość…
Mam rację. To wiedza ogólna. – przerwał jej kategorycznym tonem, kładąc nacisk na każde pojedyncze słowo. Nawet kompletni ignoranci pokroju Daikiego Aomine zdawali sobie sprawę z takich oczywistych rzeczy, a ona patrzyła na niego, jakby właśnie zdradził jej jakąś fascynującą ciekawostkę. – Poza tym strój który nałożyłaś kompletnie nie nadaje się do biegania. Nie zauważyłaś, że nie przepuszcza powietrza?
– Ale tylko taki miałam… – powiedziała lekko zafrasowana, lecz po chwili uśmiech powrócił na jej usta. Zaczęła energicznie wymachiwać pięściami w powietrzu. – No to ćwiczymy dalej, czy nie? Już mi lepiej! Chciałabym mieć taką kondycję jak ty! A może nauczysz mnie robić pompki…?
Seijurou milczał, obserwując jej poczynania z przymrużonymi oczami.
– Wracam do domu. – zdecydował po chwili i nie oglądając się na nią, ruszył w drogę powrotną. Był naprawdę zły, że przeszkodziła mu w jego porannym rytuale, jednak po szybkim przeanalizowaniu sytuacji doszedł do wniosku, że jedynym sensownym wyjściem jest zaprowadzenie jej z powrotem do rezydencji.
Choć fakt ten był ciężki do przełknięcia, Seijurou zauważył, że jako jedna z nielicznych osób, zupełnie nie reagowała na jego standardowe akty perswazji. I jeśli miał być szczery, to było to dość… frustrujące. Już dawno nie miał do czynienia z kimś, kto tak otwarcie ignorował jego sugestie, jednocześnie nie przejawiając wobec niego najmniejszych oznak wrogości.
Był niemalże przekonany, że gdyby nakazał jej wracać tam skąd przyszła, a sam zdecydowałby się kontynuować trening, to ona i tak pobiegłaby za nim. Ostatecznie mógłby zignorować jej obecność, patrząc jednak na jej tragiczną kondycję, prawdopodobnie wyzionęłaby ducha po następnych dwóch kilometrach, a myśl, że musiałby przeprowadzić na niej sztuczne oddychanie, całkowicie nie mieściła mu się w głowie.
– Czyli już nie ćwiczymy? Więc co będziemy teraz robić? – zapytała z dziecięcą ekscytacją, gdy po chwili dorównała mu kroku. – Czy może masz jakieś własne plany? Dziś też masz trening? Powiesz mi co trenujesz?
– Trenuję wiele sportów. – odpowiedział krótko i przyspieszył jeszcze bardziej kroku.
April znowu została w tyle, jednak nie miała zamiaru się poddawać. Zdawała sobie sprawę, że jej nieustanne pytania najprawdopodobniej doprowadzają go do szewskiej pasji, ale po pierwsze nie mogła powstrzymać swej ciekawości, a po drugie wierzyła, że stawiając go w podbramkowej sytuacji, uda jej się szybciej go złamać.
– Nie jest zbyt rozmowny ten mój gospodarz!… – zawołała za nim trochę zaczepnie, na co Seijurou prychnął z irytacją.
Coraz ciężej mu było mu opanować negatywne uczucia, które w nim wzbudzała i nie był z tego zbyt zadowolony. Nie lubił tracić swej zwyczajnej powściągliwości.
– Wybacz, że nie jestem w stanie odpowiadać na kilka pytań jednocześnie – rzucił przez ramię lodowatym głosem. – Ty chyba jednak lubisz prowadzenie monologów.
Słysząc jego słowa, April puściła się za nim biegiem i po chwili zagrodziła mu drogę swym ciałem.
– Hej, nie gniewaj się na mnie Akashi Seijurou – powiedziała miękko i złapała go za rękaw podkoszulka. Seijurou przystał, zaskoczony jej śmiałym gestem. Stała naprawdę bardzo blisko i po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzał prosto w jej oczy. Biła z nich jakaś dziwna, nieznana mu dotąd życzliwość, jednak nie bardzo go to teraz obchodziło. Z ulgą stwierdził, że turkusowe tęczówki już nie wzbudzają w nim żadnych osobliwych sensacji.
 – Wiesz… – kontynuowała, wodząc wzrokiem po jego jasnej twarzy – ja strasznie lubię pleść głupoty. Zniechęca cię to do mnie, prawda? Nie przejmuj się, wkrótce się przyzwyczaisz.
Uśmiechnęła się do niego jakby pokrzepiająco i pokiwała głową na potwierdzenie swych słów.
Seijurou patrzył na nią w milczeniu, nie mogąc uwierzyć, że z taką łatwością mówiła o swoich wadach. Ona chyba naprawdę nie miała w sobie za grosz dumy. Westchnął z politowaniem i wyminął ją.
Ech. Dlaczego w ogóle zaprzątał sobie tym myśli? Wystarczy, że będzie ją tolerował i wkrótce zniknie z jego życia.     
– Chodźmy. Konako pewnie przygotowała już śniadanie – powiedział spokojnym, pozbawionym emocji głosem i lekko zwolnił, by mogła dotrzymać mu kroku.
Piegowata twarz April aż pokraśniała z zadowolenia na samo wspomnienie posiłku. Od tego biegania zdążyła już zgłodnieć i czuła nieprzyjemną pustkę w brzuchu.
– Też jesteś taki głodny?
– Nie jestem.
– A wiesz, że Konako mówi w 4 językach?
– ….

April spojrzała z boku na twarz Seijurou, która nie wyrażała żadnych emocji. Jakby się zastanowić, to od momentu gdy go poznała, widziała jedynie, że zdarzało mu się unieść brwi, westchnąć ze znużeniem lub irytacją, ze dwa razy też uśmiechnął się z wymuszonej uprzejmości. Jednak jego różnobarwne oczy zawsze pozostawały niewzruszone i zimne jak lód.  
Nie wiedziała jednak, czy zachowuje się tak tylko wobec osób, do których nie pała sympatią, czy też jest taki względem wszystkich.
A może był zupełnie inny wśród przyjaciół? Czy on w ogóle miał jakichś przyjaciół?
Najchętniej zapytałaby go o to wprost. O to i o milion innych rzeczy, tak jak lekarz wypytuje swojego pacjenta, chcąc postawić trafną diagnozę.
Nie zrobiła tego jednak i tylko uśmiechnęła się do siebie lekko. Była bezpośrednia, ale nie bezmyślna. Wiedziała, że na razie nie powinna przekraczać pewnej granicy.

Resztę drogi spędzili w milczeniu. To znaczy Seijurou milczał, całkowicie pogrążony w swoich myślach, April natomiast mruczała pod nosem jakieś oldskulowe kawałki, gdyż tylko w ten sposób mogła powstrzymać się przed lawinowym zadawaniem pytań.
Gdy dotarli do rezydencji, od razu zostali poinformowani przez kamerdynera, że ich ojcowie już wybyli. April poczuła się odrobinę zawiedziona, bo od dwóch dni nie miała praktycznie żadnej okazji, by porozmawiać dłużej z Anthonym. Zastanawiała się, co takiego było w tych całych negocjacjach, że musiały trwać od bladego świtu do późnej nocy. Miała tylko cichą nadzieję, że po intensywnym starcie, z czasem wszystko się uspokoi i będzie mogła spędzić trochę więcej czasu z ojcem.
– Idę wziąć prysznic, poinformuj Konako, żeby podała śniadanie za 20 minut. – Sijurou zwrócił się rzeczowym tonem do kamerdynera i ruszył w stronę schodów, nawet nie oglądając się na April.
– Akashi Seijurou! – zawołała za nim, gdy był już w połowie drogi na pierwsze piętro. Zatrzymał się, jednak nie odwrócił głowy – Lubisz jajecznicę?
– To bez znaczenia czy coś lubię, czy też nie. Jednak jeśli już musisz wiedzieć… Wolę tamago.
Po chwili zniknął jej z pola widzenia a ona zachichotała pod nosem. Seijurou Akashi był naprawdę interesującą osobą.
– Ale co to tamago? – wymruczała do siebie po chwili, przygryzając usta.
– To nazwa japońskiego omletu, panienko. – stojący obok kamerdyner pośpieszył z odpowiedzią, na co April uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
– Myślisz, że możemy poprosić Konako, by taki zrobiła?
Mężczyzna odwzajemnił jej uśmiech i skinął głową.
– Nie ma problemu panienko, powiem jej o tym. Tymczasem sugerowałbym panience pospieszyć się i iść się odświeżyć przed śniadaniem.
– Prysznic! No tak! – uderzyła się w czoło wewnętrzną stroną dłoni i roześmiała się z własnego nierozgarnięcia. – Czasem jestem taką straszną gapą. Mój tato ciągle musi mi przypominać o najzwyklejszych rzeczach. No nic, lecę! Do zobaczenia później!
Pomachała przyjaźnie kamerdynerowi, po czym podskakując lekko udała się do swojej łazienki.

~~*~~

– Ciężko nam będzie rozmawiać, skoro siedzisz tak daleko ode mnie – powiedziała lekko stroskana April, gdy pół godziny później została posadzona na przeciwko Seijurou przy nieprawdopodobnie długim stole.
Seijurou nie skomentował jej sugestii w żaden sposób i przeżuwał wolno każdy kęs tamago, które przygotowała na śniadanie Konako. Nie wiedzieć czemu, gdy wszedł do jadalni i zobaczył na stole podane omlety, poczuł lekkie rozdrażnienie.
– Co robisz zwykle po śniadaniu?
Seijurou przymknął leniwie powieki. Kolejny potok pytań.
– Czytam.
– A później?
– Jeżdżę konno.
–Masz konie?! – zawołała podekscytowana wymachując w powietrzu widelcem.
– Za domem jest stadnina. – poinformował ją beznamiętnie. – Wymachiwanie sztućcami jest niebezpieczne.
April odłożyła widelec, rozbawiona tą rzeczową uwagą. Oparła podbródek na splecionych dłoniach i zaczęła obserwować Seijurou znad żeliwnego świecznika stojącego na środku stołu. Jadł swego omleta z niesłychaną elegancją a czerwone, lekko przydługie pasma włosów opadały miękko na jego oczy i zgrabny nos. Na ramionach miał szarą marynarkę spod której wystawał biały, obcisły podkoszulek.
April nieszczególnie interesowała się mężczyznami, lecz nawet ona musiała w duchu przyznać, że prezentował się całkiem przyjemnie. Przez chwilę nawet chciała go skomplementować, ale zaraz odpuściła sobie ten zamiar. Nie chciała, by źle zrozumiał jej intencje.
– Dziś chyba też zapowiada się upał. Nie zgrzejesz się w tej marynarce, Akashi Seijurou?
– To lekki materiał. – odparł lekceważąco.
Ledwie zwracał uwagę na to co mówiła. Przeżuwając kolejne kawałki omleta, myślał tylko o lekturach, za które będzie musiał zabrać się po śniadaniu.  
April westchnęła cicho, trochę niepocieszona przebiegiem rozmowy, jednak nie dawała za wygraną.
– Powiesz mi, o czym tak intensywnie myślisz?
– To bez znaczenia. – padło z jego ust kolejny raz tego dnia i April pomyślała, że chyba bardzo upodobał sobie ten zwrot.
– Pewnie obmyślasz plan, jak pozbyć się moich zwłok, prawda?
Seijuro oderwał wzrok od swojego talerza i po raz pierwszy od dłuższego czasu skierował oczy w jej stronę.
Wcześniej wyszedł z założenia, że dziewczyna jest po prostu namolna, zbyt gadatliwa i lubi wtykać nos w nieswoje sprawy, jednak teraz przeszło mu przez myśl, że może jej specyficzne zachowanie było przejawem jakiejś zawoalowanej złośliwości. Czyżby obrała sobie za cel wyprowadzenie go z równowagi?
Na jej piegowatej twarzy nie dostrzegł jednak żadnych oznak przebiegłości czy wyrachowania. Po prostu patrzyła na niego wyczekująco, przeżuwając kawałek bułki.
– Czy to miał być żart? – zapytał chłodno i wyprostował się na krześle.
April nie wytrzymała i w końcu zaśmiała się radośnie. Teraz Seijurou Akashi miał minę, jakby naprawdę chciał ją zabić.
– Sztywniak. – nadęła policzki i przechylając figlarnie głowę, spojrzała prosto w jego dwukolorowe oczy.
Sztywniak…?  
Na moment w jadalni zapadła całkowita cisza.
– Konako… ­– Seijurou wymówił powoli imię gosposi, która właśnie doniosła na stół dzbanek wody. Dziewczyna zamarła, przenosząc na niego pytający wzrok, jednak on wpatrywał się w twarz April, a w jego oczach można było dostrzec niepokojący błysk – Dziękujemy ci za śniadanie. Jednak… Czy mogłabyś teraz wyjść na krótki spacer?
Słysząc słowa padające z ust Seijurou, April zaczęła krztusić się kawałkiem pieczywa. Zanosząc się kaszlem machnęła ręką do Konako chcąc ją zatrzymać, jednak dziewczyna zdążyła już pokłonić się grzecznie i skierować w stronę wyjścia. Po chwili drzwi do jadalni zamknęły się za nią z cichym trzaskiem.
– To nie było miłe z twojej strony, Akashi Seijurou. – powiedziała April spokojnie, gdy uporała się w końcu z napadem kaszlu. – Mam nadzieję, że Konako się na ciebie nie pogniewa…
– Dosyć. – przerwał jej cicho aczkolwiek wyraźnie i odsunął od siebie talerz. – Powiedz mi… Czy ty sobie ze mnie kpisz?
April popatrzyła na niego z ożywieniem, nie spodziewając się takiej nagłej zmiany w jego nastawieniu.
– Nie tak bardzo, jak myślisz. – odpowiedziała mu po chwili z nutą rozbawienia w głosie. – Pewnie czasem źle mnie odbierasz.  
– Tak jak wtedy gdy nazywasz mnie emo, lub sztywniakiem? – dopytywał się a jego oczy z sekundy na sekundę zwężały się coraz bardziej. – Albo gdy zadajesz mi te wszystkie dziwne pytania…?  
April wstała od stołu i pokręciła głową lekko unosząc kąciki ust, na co on również się podniósł i oparł dłonie o blat stołu.
– Taka już jestem, mówiłam ci wcześniej.
– Czyżby…? – Prychnął drwiąco i spojrzał na nią wyniośle. – Powiedz, co chcesz przez to osiągnąć?
Nieporuszona agresywnym tonem jego głosu, April zbliżyła się do niego i obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
– Och, to nic takiego, Akashi Seijurou. – stwierdziła i wycelowała palec wskazujący w jego pierś. – Po prostu z całego serca chcę się z tobą zaprzyjaźnić.


W tamtym momencie Seijurou, patrząc w kompletnym oszołomieniu na jej lekko zarumienioną, pokrytą piegami twarz, po raz pierwszy w życiu zrozumiał jak to jest, gdy człowiekowi zwyczajnie zabraknie słów.







-----------------------------------------------
Och, jakże strasznie spóźniony ten rozdział! 
Miał być w weekend, ale na ostatnią chwilę obudziłam się, że mam teraz egzaminy. 
Cóż, to dość kiepska wymówka zważywszy na to, że i tak się do nich nie uczę, tylko oglądam po raz 15371437146472542425 epizody Kuroko, w których Seijurou tak chętnie wszystkim rozdaje swoje psychopatyczne uśmieszki.  
Muszę się opanować. 
Bo nawet śni mi się po nocach, że chodzę z Murasakibarą a później Midorima mi wytyka, że źle się prowadzę. 
Miłego czytania!
I przepraszam jeśli są błędy, ale naprawdę jestem ostatnio lekko nieprzytomna. 
Ciao! 

11 komentarzy:

  1. Cóż..... Właśnie zyskalas nowa czytelniczke. Świetnie piszesz, nabyła też dobra. Czekam na next. Sun Killer

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że tu zajrzałaś! Zyskiwanie nowych czytelników jest dla autora chyba najlepszą możliwą motywacją :) Dziękuję, że poświęciłaś swój czas na napisanie komentarza, miło jest przeczytać czyjąś opinię.
      Następny już wkrótce.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Cześć :) Czytam sobie od prologu i w końcu dorwałam laptopa taty (mój mi zdechł, biedaczek), a telefon nie chciał się ze mną porozumieć jeśli chodzi o konta na Bloggerze, także ten, przepraszam, że dopiero teraz. A wiem, jak istotne dla autora są komentarze. :)
    Pierwszy raz trafiłam na Twój blog w Pradze, siedząc pod jakimś pomnikiem, gdzie było wi-fi. Różowy kolor lekko mnie odepchnął, ale wszystko było lepsze od słuchania nieogarniętego przewodnika... Jak bardzo dziękuję za to, że tak przynudzał i znalazłam to opowiadanie!
    Pomysł na tę historię bardzo, bardzo mi się podoba. Nie jest to kolejny schemat, gdzie jakaś dziewczyna wraca z Ameryki do Japonii i Akashi od razu wpada jej w ramiona, czego pełno na Wattpadzie. Ucieszyłaś mnie tym. Dalej było tylko lepiej i lepiej.
    Wielki plus za nietuzinkowych bohaterów. April ze swoim nieogarnięciem, niezdarnością i infantylnymi tekstami jest taka urocza. A jej tata tak bardzo mi kogoś przypomina... Kiedy w końcu dopadnę tę myśl, kto to taki, obiecuję dać znać!
    Najlepiej wyszedł Ci Akashi. To chyba pierwszy raz, kiedy widzę świat z jego perspektywy i okazuje się być dokładnie taki, jakiego go sobie wyobrażam. Oddajesz jego cechy tak idealnie, tak umiejętnie dobierasz słowa, że wydaje się żywy, wyjęty z mangi czy anime. Oryginalny c:.
    Brawo, brawo, brawo! Pisz dalej, jestem bardzo ciekawa, jak wszystko się potoczy. Nie opisałam tu wszystkich swoich przemyśleń co do tej historii, ale obiecuję, że kiedy w szkole wszystko ucichnie i w końcu będę mogła spokojnie sobie wagarować, przeczytam wszystko jeszcze raz i wyrażę bardziej konstruktywną opinię.
    Dziękuję, że jesteś. Trzymaj się ciepło (choć lepiej chłodno ;)) w te upalne dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj na moim blogu! :) Na początek – to ja jestem bardzo, bardzo wdzięczna temu przynudzającemu przewodnikowi, że dzięki niemu tu trafiłaś! Każdy nowy czytelnik jest dla mnie na wagę złota. Nie znam was osobiście, ale już mogę stwierdzić, że was wszystkich uwielbiam! A każdy nowy komentarz sprawia, że umieram ze szczęścia i zaczynam się zachowywać jak wiecznie wszystkim podniecony Kise Ryouta :D
      Bardzo, bardzo mnie podbudowały twoje słowa, szczególnie te o Akashim. Staram się jak mogę, by wejść w jego skórę, by spojrzeć na świat jego oczami. Jednak jeśli mam być szczera, to jest to dla mnie bardzo trudne zadanie i ciągle mam pewien niedosyt, wrażenie, że coś mi umyka. Jak już gdzieś napisałam – to nie lada wyzwanie by być nim :)
      Naprawdę ci dziękuję, że znalazłaś trochę czasu (i dorwałaś laptopa taty :D) by napisać ten wspaniały, długi komentarz.
      Ty także trzymaj się chłodno :D Bo mi to bardzo się przyda, gdyż naprawdę źle znoszę upały!
      Pozdrawiam! :)
      Ps. Co do różowej odsłony bloga… :D Po burzliwym i buntowniczym okresie w liceum, gdzie byłam czarnowłosym metalem, w końcu dotarło do mnie, że nie dam rady dłużej wypierać mojej prawdziwej natury. Jestem trochę infantylną i naiwną blondynką z krwi i kości, a różowy jest moim zodiakalnym kolorem :D Kiedyś tam nadejdzie czas, by zmienić szablon i wtedy uwzględnię, że nie wszyscy ( Jak to?! Ja tego absolutnie nie przyjmuję do wiadomości, że nie wszyscy!!! ) są fanami tego cudownego koloru :D

      Usuń
  3. Oho cudowne opowiadanie, dodam do zakładek i będę odwiedzać często :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję z całego serca :) Odwiedzaj mnie i czuj się tu jak u siebie! :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Trochę się rozpisałam w spamie, ale i tutaj spróbuję #^.^# Jednak muszę Cię ostrzec, że czasami zbaczam z tematu, a zdania posiadają sens tylko dla swojej autorki i jakoś dziwnie mi to czasami wychodzi...XD Żeby potem nie było, że nie ostrzegałam (>_<)
    Przeczytałam wszystkie Twoje cudowne (☆。☆) rozdziały i jestem zachwycona! Akashi jest tutaj tak pięknie pokazany, tak chłodno i naturalni (moim zdaniem).
    (///∇//) Szkoda, że nie mogę Ci zabrać tego talentu i uczynić go swoim (płacze w poduszkę) też chcę tak dobrze go opisywać!! Dlaczego nie mam takiego talentu? To nie fair... Wracając do tematu.
    Mamy dwie wersje Sei-chana (-^□^-) Tak fajnie~~ W dodatku ta druga chce wyjść i to wszystko sprawa April. Muszę zgodzić się z Rudziczką z ⇑ i przyznać, że masz nietuzinkowych bohaterów jak i wykraczasz poza szablony wattpad'a. Chwała Ci za to! *składa pokłony*
    Akcja w opowiadaniu jest żwawa chodź przewidziałam, że April ze swoim ojcem zamieszkają u nich XD Za dużo opowiadań się naczytałam i teraz mam wizje przyszłości (*゚ー゚*). Mój muzg(błąd zamierzony) chyba wyparował (nie stać mnie na mózg) jestem taka biedna (p_q)... XD
    Dobra przyznaję się, że trochę dawno czytałam rozdziały i nie za dużo pamiętam XD, dlatego mój komentarz jest taki ogólnikowy jednak wiedząc z własnego doświadczenia wiem jak ważne dla autora są komentarze jego czytelników, więc jestem! XD ( Jakby ktokolwiek na mnie czekał...)
    Przyznaję się nie lubię różu jednak jestem w stanie to znieść na rzecz Twojego, Sei-chana (mówiłam już, że kocham go w Twojej wersji??)
    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały i przygotuj się na dręczenie z mojej strony, bo nie zamierzam dać Ci spokoju (^ε^)♪ *pogwizduje niewinnie*

    http://odcienie-czerwieni.blogspot.com/
    O.O Ale się rozpisałam O.O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodałam po długiej przerwie rozdział, zaglądam sobie na stary a tam komentarz!!! Łaaa, oczywiście od razu się podekscytowałam ( chyba już gdzieś napisałam, że jestem w tym bardzo podobna do Kise :D) i chciałam zaraz zabierać się za odpisywanie, ale że mój A. wydziera się, że mam lecieć do biedronki, bo zaraz zamkną (ach, daję sobą pomiatać mężczyźnie :P ) no to musiałam podkulić ogon i biec na łeb na szyję, ale juz jestem i od razu odpisuję! Przy okazji kupiłam sobie piwko i od razu jakoś tak mi weselej huhuhu, pewnie zaraz będę wstawiona :D Cieszę się, że tu trafiłaś, jak dokończę skrobać ten komentarz to od razu ja trafiam do ciebie! To fajnie, że ktoś w końcu podaje mi adres swojego bloga, bo ja też chcę mieć co czytać!!!
      Dziękuję za wszystkie miłe słowa, ja naprawdę zawstydzam się gdy czytam takie rzeczy i od razu chcę zaprzeczać, że wcale nie fajne, że to, że tamto mogłoby być lepiej… Ale mama mówi, że jak chwalą to trzeba pierś wypiąć i być z siebie dumnym… A więc jestem! :) I naprawdę się cieszę, że komuś się to podoba. W zasadzie już mam wakacje, więc będę teraz miała dużo więcej czasu, zarówno na pisanie jak i czytanie, więc Ty też się szykuj że będę u Ciebie gościem, bo nie mogłam się powstrzymać i w czasie pisania komentarza zajrzałam do Ciebie na główną i od razu zwróciłam uwagę, że bardzo ładnie piszesz! <3 Więc kończę moje wywody i zabieram się za czytanie! Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. GENIALNE! :D Bedę tu często zaglądać i mam nadzieję, że nowy rozdział szybko sie pojawi. ;) Życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytając wypowiedzi April czuje się jakbym widziała siebie XD
    masz like XD szkoda tylko że nie mówi po japońsku :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystko wyszło świetnie i cieszę się, że nie zrobiłaś z Akashi'ego szablonowego psychopaty, który co chwila próbuje kogoś zabić. Ja nie rozumiem, czy osoby, które coś takiego piszą są ślepe, czy mają coś z mózgiem (A tak dokładnie jego brak), że widzą w nim kogoś takiego, mimo, że on taki nie jest. Ułożony, spokojny i na pewno co chwila nie mówi komuś, że ta osoba ma niezłe kłopoty, skoro się na niego spojrzała. Jego pewność siebie przez cały czas jest wyolbrzymiana.
    Mimo, że raczej nie polubię April, to jednak miło się czyta o tym, kiedy denerwuje Akashi'ego. Czekać tylko na to, aż straci cierpliwość, a nożyczki pójdą w ruch. Oczywiści, lepiej, aby jej nie zabił. Nie może przecież ucierpieć nazwisko rodziny ;)
    Ojciec Akashi'ego jest właśnie taki, jaki powinien być. Chłodny i wymagający, mimo, że Seijuuro stara się, jak tylko może. Pomiędzy nimi raczej nigdy nie będzie typowej, pięknej relacji, o jakiej Sei-chan by marzył :/
    Pomysł na wyjście pobiegać też fajny. Jednak Akashi musiał być naprawdę wciągnięty w trening, aby nie zauważyć, że ona z nim próbuje nadążyć. Dobre to jednak, że postanowił wrócić, a nie biec dalej i później ratować April.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    Paola-Vea ^^

    OdpowiedzUsuń

Gorąco zachęcam do pozostawiania opinii, wskazówek itp :)