– Zamieszkać… tutaj?
–
Tak, paniczu Seijurou, to słowa pańskiego ojca.
–
Jesteś pewna, że wszystko dobrze zrozumiałaś?
–
Tak paniczu. Pan dodał na koniec: „To ostateczna decyzja i nie podlega żadnej
dyskusji”.
Na samo wspomnienie porannej
rozmowy z gosposią, Seijurou ogarnęło rozdrażnienie. Choć pierwszy szok już
minął i starał się chłodno spojrzeć na całą sytuację, to nadal nie mógł zrozumieć
motywów postępowania ojca. Co go skłoniło
do tego, by zaproponować tym ludziom zamieszkanie w ich rezydencji? Czy aż tak
mu zależało na tej umowie, że chwytał się wszelkich środków by przypodobać się
temu Anthony’emu van Rosenbergowi, nawet jeśli to było wbrew jakiejkolwiek
obyczajności?
Tego typu pytania przepływały
przez jego głowę, gdy całkowicie samotnie odbijał piłkę w hali sportowej
należącej do liceum Rakuzan. Za kilkanaście minut miał rozpocząć się trening,
jednak on zjawił się tutaj ponad godzinę wcześniej. Po porannych rewelacjach nie
miał ochoty przebywać w domu dłużej, niż było to konieczne. Ustawił się na
środku boiska i rzucił piłkę w stronę kosza. Wpadła bez problemu. Przynajmniej w
tej kwestii nic się nie zmieniło.
Nagle drzwi wejściowe do hali
otworzyły się z hukiem i pojawiła się w nich nad wyraz muskularna, męska
sylwetka.
– Akashi! Dobrze cię widzieć! –
zagrzmiał głębokim basem Eikichi Nebuya, uśmiechając się szeroko do kapitana
drużyny.
– Eikichi. – powitał go, odwzajemniając
uśmiech– To niepodobne do ciebie, by być tak wcześnie. Reszty z tobą nie ma?
– Nie, na razie jestem tylko
ja. Hayama dzwonił, że coś go zatrzymało i może się spóźnić.
Oczy Seijurou błysnęły
niezadowoleniem.
– Oby to było coś naprawdę ważnego. Chyba wiecie jak
bardzo nie lubię spóźnień, prawda? – zapytał cicho, podrzucając piłkę jedną
ręką. – W każdym razie, Eikichi… Jak ci mijają wakacje?
– W porządku, głównie pomagam
wujowi w jego restauracji, a wieczorami chodzimy z kumplami poodbijać piłkę na
okolicznym boisku. Tylko popatrz jak od tego wyrabiają się mięśnie! – zadudnił
zadowolony z siebie, naprężając swoje imponujące muskuły.
Seijurou uśmiechnął się delikatnie.
– Cieszę się, że nie
zaniedbujesz treningu nawet podczas wakacji. Na Winter Cup musimy być w jak najlepszej
formie.
– Ma się rozumieć! Hej, Akashi,
a tobie jak mijają wakacje?
Nebuyę, z resztą tak samo jak
resztę członków drużyny, zawsze intrygowało co ich kapitan porabia, gdy nie
jest w szkole.
Seijurou milczał przez chwilę,
zastanawiając się nad odpowiedzią. Jak mu
mijają wakacje…? Dość zwyczajnie, nie licząc faktu, że od tej pory będzie
je spędzał w nieustającym towarzystwie tej irytującej angielskiej dziewczyny.
– Niespodziewanie… interesująco.
– odpowiedział w końcu niskim głosem a jego twarz okryła się dziwnym cieniem.
Nabuya poczuł, że po plecach
przebiegają mu dreszcze. Czasami widywał taki wyraz twarzy u Akashiego i nigdy
nie zwiastowało to niczego przyjemnego. Czyżby
czas wolny od szkoły był dla niego aż taką udręką? Wolał nie dochodzić tego
przyczyny, by czasem nie zdenerwować kapitana jeszcze bardziej.
– Niemniej jednak… – Seijurou odezwał
się po chwili, a jego twarz znowu emanowała stoickim spokojem – Muszę teraz iść
do trenera, by coś z nim omówić. Idź w tym czasie się przebrać, Eikichi. Jeśli
reszta w końcu się zjawi, możecie zacząć beze mnie.
Odwrócił się do niego plecami i
szybkim krokiem opuścił halę. Nebuya patrzył przez chwilę na zamykające się za
nim drzwi, po czym wzruszając ramionami, ruszył żwawo w stronę przebieralni. Po
drodze wystukał smsa do Hayamy, informując go, że wybrał sobie wyjątkowo
pechowy dzień na spóźnienie.
W ciągu kolejnych piętnastu
minut zjawiła się reszta chłopaków z
drużyny, wliczając w to zasapanego jak lokomotywa Kotarou Hayamę,
któremu ostrzegawcza wiadomość od Nebuyi najwyraźniej silnie podziałała na
wyobraźnię. Akashiego nadal nie było, więc zgodnie z jego wcześniejszymi
słowami, sami zaczęli standardową rozgrzewkę.
– Hej, Nebuya! Chyba ci się
przytyło! – zawołał złośliwie Mibuchi, gdy bezskutecznie próbował wyminąć rosłego
chłopaka.
– To wszystko są mięśnie! –
roześmiał się rubasznie w odpowiedzi, prezentując mu swoją imponującą
muskulaturę. – Powiedz, co tam ostatnio porabiałeś, Reo?
– Byłem u Sei-chana na
przyjęciu, wiesz? – pochwalił się dumnym głosem, opierając ręce na biodrach.
– Serio, siostrzyczko Reo?! I
jak było?! Dlaczego w ogóle zostałeś zaproszony?! – do rozmowy wciął się zaintrygowany Hayama, dla którego wszelkie
plotki były nie lada gratką.
– Co z tym niezdrowym
zainteresowaniem? – zapytał karcąco Mibuchi, zdzielając wścibskiego chłopaka po
głowie. – To był bardzo elegancki bankiet zorganizowany przez tatę Sei-chana i
takich nieobytych dzikusów jak ty, po prostu nie zapraszano!
– Ej, to nie było miłe! – poskarżył się Hayama i
wystawił mu język. – I jak, fajnie ma w domu? Słyszałem, że to chata nie z tej
ziemi!
– Więc dobrze słyszałeś, ten
dom to prawie pałac!
– I co, rozmawiałeś na tym
przyjęciu z Akashim? – dołączył się Nebuya, którego również zainteresował ten
temat. Rzadko kiedy mieli okazję, by dowiedzieć się czegoś o życiu prywatnym
Akashiego.
– Tylko chwilę – odpowiedział
zawiedzionym tonem, krzyżując ramiona na piersi. – Ale potem przyszła ta
dziewczyna….
– Jaka dziewczyna?! Jakaś
ładna?! – wykrzyknął podekscytowany Hayama, a jego oczy zaświeciły się jak
gwiazdy. – Opowiadaj wszystko co wiesz!
Mibuchi westchnął ostentacyjnie,
jednak w duchu odczuwał niemałą satysfakcję, iż w przeciwieństwie do reszty, posiadał
takie cenne informacje o ich kapitanie.
– Nie wiem co to za dziewczyna,
miała europejską urodę i mówiła po angielsku.
– Serio? Jego rodzina to
dopiero ma szerokie znajomości…
– No ale czy ładna? – dopytywał
się uparcie Kotarou, gdyż bardzo chciał ją sobie zwizualizować.
– Szczerze mówiąc była
naprawdę śliczna. – odpowiedział z
uznaniem Reo, przywołując w pamięci jej delikatną urodę. – Ale… Była też bardzo
eeee… dziwna.
Hayama i Nebuya popatrzyli po
sobie, nie bardzo wiedząc co Mibuchi ma na myśli.
– W jakim sensie dziwna…?
– No, gdy podeszła do mnie… – wybąkał
Reo lekko się czerwieniąc – P-podeszła do mnie i zaczęła mnie w-wąchać…
– Wąchać?! – przerwali mu
chórem z kompletnym niedowierzaniem wymalowanym na twarzach. – Jak to wąchać…?
– No… Powąchała mnie i
stwierdziła, że pachnę jak ogród niezapominajek… Czy jakoś tak… I zapytała, czy
jestem ogrodnikiem…
To co powiedział im Mibuchi
kompletnie nie mieściło im się w głowach.
– Ach…Europejki… – Wymamrotał
półprzytomnie Hayama, próbując wyobrazić sobie całą sytuację. Jego samego jeszcze
nigdy w życiu nie powąchała żadna dziewczyna i
poczuł się trochę zazdrosny, że to nie on był na miejscu Mibuchiego.
– No i co dalej? – zapytał
dociekliwie Nebuya, gdy otrząsnął się z pierwszego szoku. Ta historia była
naprawdę nieprawdopodobna, jednak wiedział, że Mibuchi nie ma tendencji do
naginania prawdy. – Co na to wszystko Akashi?
– Chyba też był w lekkim szoku,
ale jak to Sei-chan, zachował stoicki spokój. Potem ona zaczęła mówić coś
bardzo szybko i połowy nie zrozumiałem. – przyznał Reo z lekką konsternacją.
Hayama przestał do siebie
mamrotać i na powrót zbystrzał, chcąc wyłapać jak najwięcej z tych pikantnych
nowinek.
– No i co, i co???
– Nie jestem pewien, ale chyba
poprosiła go, żeby zabrał ją do ogrodu. Więc Sei-chan pożegnał się ze mną,
wziął ją za ramię i poprowadził do wyjścia. I tyle. – Reo zakończył swoją
opowieść z niepocieszoną miną. Zaczął żałować, że nie udał się wtedy dyskretnie
za nimi.
– Heeeę? Za ramię? Ciekawe
gdzie poszli! Nie wiesz? Może to jego dziewczyna, co?
– Dlaczego się nie
rozgrzewacie? – rozległ się za ich plecami głos, na dźwięk którego prawie
podskoczyli w miejscu – Rozumiem, że dyskutujecie o czymś ważnym?
Odwrócili się powoli,
wstrzymując oddechy. Akashi stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi a jego
chłodny wzrok przeszywał ich na wskroś. Coś w wyrazie jego oczu mówiło im, że
doskonale wiedział o czym rozmawiali.
– Sei-chan – odezwał się
potulnym głosem Mibuchi – My tylko…
– To prawda, że masz
dziewczynę, Akashi? – przerwał mu podekscytowany Hayama, który za nic w świecie
nie mógł poskromić swojej ciekawości, nawet jeśli miał tym rozgniewać kapitana.
– Co to za niedyskretne
pytania, Hayama! – pouczył go Reo kopiąc go w kostkę, jednak nie mógł
zaprzeczyć, że sam był równie ciekawy co Seijurou zamierza im odpowiedzieć.
– Skąd czerpiecie takie
informacje?
– No bo ta Europejka… – wydukał
Mibuchi, czerwieniąc się. Nie chciał wyjść na jakiegoś plotkarza, zwłaszcza w
oczach ich kapitana, którego przecież darzył takimi ciepłymi uczuciami.
– Co z nią? – zapytał Seijurou,
mierząc ich twarze przenikliwym wzrokiem.
Nebuya i Hayama stali z
pokornie opuszczonymi głowami i Mubuchi poczuł, że musi ratować tę napiętą
sytuację.
– Wyszliście razem na tym
przyjęciu i tak się zastanawiałem czy Sei-chan…
– Niepotrzebnie. – przerwał mu
nieznoszącym sprzeciwu głosem i ustał do nich bokiem, przymykając na chwilę
oczy. – Ta osoba jest tylko moim gościem i wy nie musicie zawracać sobie
tym głowy.
– Więc… Nie masz dziewczyny?
– Nie mam. – Wszyscy trzej byli
lekko zawiedzeni taką lakoniczną odpowiedzią, ale żaden z nich nie odważył się
na dalsze drążenie tego tematu. – Wspaniale. Jeśli nie macie już żadnych pytań
to wracajcie do treningu. Nie nadużywajcie zbytnio mojej cierpliwości. Ach i
Kotarou…
Hayama spojrzał na niego, w
napięciu oczekując na słowną chłostę lub coś równie nieprzyjemnego.
– Pamiętasz chyba, że gdy masz
zaplanowany trening, to wszystko inne powinno zejść na dalszy plan, prawda?
– Jasne, Akashi… Ale udało mi
się zdążyć na czas!
– Dobrze. Więc dla utrwalenia
pamięci zostaniesz dziś pół godziny dłużej.
Hayama sapnął z niedowierzaniem,
jednak Nebuya położył rękę na jego ramieniu i
popchnął go w kierunku środka boiska.
Seijurou patrzył jeszcze przez
chwilę na oddalające się sylwetki kolegów, po czym usiadł na ziemi i zaczął energicznie
rozciągać mięśnie nóg. Być może potraktował ich trochę zbyt ostro, jednak
insynuacje, że coś może go łączyć z tą dziewczyną były dla niego całkowicie
niedopuszczalne. Pomyśleć, że ten
niewygodny temat powracał do niego niczym bumerang, nawet w takim
miejscu jak to.
Nadal lekko rozdrażniony natrętną
wizją piegowatej twarzy, Seijurou zamknął oczy i skupił całą swą uwagę na coraz
bardziej intensywnych ćwiczeniach. Wzmożony wysiłek zawsze był dla niego niezastąpionym
lekarstwem na wszelkie niepożądane myśli.
~~*~~
W wyjątkowo parne południe, April
zaszyła się w przyjemnie chłodnej bibliotece mieszczącej się w rezydencji
rodziny Akashi i przeglądała wyrywkowo wybrane książki.
– Nic nie rozumiem. Nic a nic.
– powiedziała do siebie zawiedziona, gdy poległa przy kolejnej próbie
rozszyfrowania tajemniczych japońskich znaczków. Imponujący księgozbiór
wyglądał bardzo kusząco, jednak kompletna nieznajomość japońskiego alfabetu,
skutecznie uniemożliwiała jej przeczytanie czegokolwiek w tym języku.
Postanowiła tymczasowo dać
sobie z tym spokój i udać się do rozległych ogrodów znajdujących się z tyłu
domu. Nie licząc pracowników krzątających się w różnych zakamarkach rezydencji,
April na chwilę obecną została tu całkiem sama. Jej ojciec i Masao pojechali
niedawno do siedziby firmy rodziny należącej do rodziny Akashi, a Seijurou, z
tego co zrozumiała, był na jakimś treningu.
Swoją drogą nie widziała go od wczorajszego przyjęcia i była ciekawa,
jak zareagował na wieść, że ona i ojciec zamieszkają tu na jakiś czas. Coś jej
mówiło, że raczej nie był z tego powodu zbyt uszczęśliwiony.
Ona sama również nie widziała
potrzeby, by tu się wprowadzać; uważała, że hotel w którym zamieszkali na
początku, był jak najbardziej satysfakcjonującym lokum. Jednak Masao Akashi
wydawał się bardzo zdeterminowany, by ich tu ugościć, dlatego też ojciec po
kilku uprzejmych odmowach dał w końcu za wygraną. Przed niecałą godziną przetransportowano
tu wszystkie ich bagaże i umieszczono ich w pięknych gościnnych sypialniach. Ten
nadmierny przepych, którym wręcz ociekała cała posiadłość, nie robił na niej
najlepszego wrażenia, jednak mimo wszystko nie chciała krytykować tego, co
niektórzy ludzie robią ze swoimi pieniędzmi. Już dawno doszła do wniosku, że to
najzwyczajniej w świecie nie jest jej sprawa i każdy żyje tak jak chce. Ona
miała prawo rozliczać tylko samą siebie.
Gdy wyszła przez przeszklone
drzwi na tyły rezydencji, w jej nozdrza od razu uderzyła kompozycja
najróżniejszych zapachów. Od razu przypomniał się jej wczorajszy wieczór. Dziś
pod wpływem wysokiej temperatury, wszelka roślinność pachniała jeszcze bardziej
intensywnie. Pochyliła się nad najbliższą rabatą, na której rosły czerwone
amarylisy. Ich słodki zapach zawsze kojarzył jej się z matką. Za życia była wytrawną ogrodniczką i najwięcej czasu zawsze
poświęcała właśnie amarylisom, twierdząc, że to najpiękniejsze kwiaty jakie
rodzi ziemia. April uśmiechnęła się pod nosem na samo wspomnienie swojej
pięknej, łagodnej matki, która odeszła z tego świata zdecydowanie zbyt
wcześnie.
Nie mogąc się powstrzymać,
wyrwała z ziemi jeden z kwiatów i schowała między połami zwiewnej sukienki. Katherine
van Rosenberg z pewnością skarciłaby córkę za tak obcesowe potraktowanie rośliny,
ale April bardzo chciała by w jej tymczasowej sypialni pachniało choć w ułamku
tak pięknie, jak w tym ogrodzie. Pokręciła
się jeszcze przez chwilę miedzy krzewami róż, nie mogąc nacieszyć oczu ich
pięknem, jednak grzejące coraz mocniej słońce dało jej się we znaki i musiała prędko
wrócić do środka.
Z głębi domu dochodziły odgłosy
szurania garnkami, więc wabiona tymi dźwiękami dotarła do przestronnej,
nowocześnie urządzonej kuchni. Niewiele od niej starsza dziewczyna była właśnie
w trakcie obierania marchewki, a na widok niespodziewanego gościa aż upuściła
nóż.
– Panienko. – pochyliła się
przed nią nisko i przy okazji zgarnęła z ziemi upuszczone narzędzie. – Czy
czegoś panienka potrzebuje?
April uśmiechnęła się do niej
przyjaźnie.
– Nie, po prostu szukam
towarzystwa – odpowiedziała lekko i podeszła bliżej wyciągając do niej rękę. –
Proszę, mów mi April. Te „panienko” trochę mnie onieśmiela.
– Nie wiem czy powinnam… –
odparła skonsternowana, jednak po chwili wahania odwzajemniła jej gest.
– No więc, jak tobie na imię? –
zapytała April, nadal ściskając jej drobną dłoń. Dziewczyna była niewiele
wyższa od niej i miała bardzo subtelną, wschodnią urodę.
– Hinata Konako, panienko
April.
– Po prostu April. Miło mi,
Konako.
– Racja… April. Mi również jest
bardzo miło.– powiedziała już trochę śmielej i zdobyła się nawet na delikatny
uśmiech.
– Przy okazji… Bardzo dobrze
mówisz po angielsku, Konako. Czy to był wymóg, by dostać tu pracę? – zażartowała
April, puszczając jej dłoń.
– W istocie tak było –
przyznała Konako, nadal się uśmiechając. – Pan Akashi zatrudnia tylko osoby
władające minimum dwoma językami obcymi.
– Naprawdę? – zapytała
kompletnie zaskoczona. – Więc jakie języki jeszcze znasz?
– Koreański i francuski.
April zagwizdała cicho z
podziwem. Sama znała tylko jako tako hiszpański i kilka zwrotów po japońsku,
których nauczyli ją przyjaciele, gdy mieszkała w Los Angeles.
– W takim razie jestem przy
tobie kompletnie niedouczona – roześmiała się i zaczęła rozglądać się po
kuchni. – Przygotowujesz obiad, Konako? Czy mogę ci w czymś pomóc? Bardzo
chciałabym zobaczyć, jak robi się japońskie potrawy!
– Czy umiesz gotować April?
– Staram się jak mogę, ale nie
zawsze mi wychodzi…
– A więc nie możesz mi pomóc. –
odparła poważnym tonem, jednak po chwili się uśmiechnęła. April bardzo
ucieszyło, że Konako przestała być w końcu taka formalna. – Tutaj wszystko musi
być przygotowane z najwyższą starannością. Ale nie zabronię ci popatrzeć.
April obserwowała
zafascynowana, jak sprawnie pracują drobne dłonie Konako, gdy obierała, kroiła
i mieszała kolejne składniki.
– A co to takiego? – wskazała
na bulgoczący na ogniu garnek.
– Zupa z tofu. Ulubione danie
panicza Seijurou. Powinien niedługo wrócić do domu – poinformowała ją Konako,
uprzedzając jej kolejne pytanie.
A
więc lubi zupę z tofu…, zanotowała sobie w pamięci April, ciesząc
się, że dowiedziała się o nim czegoś nowego.
– Hej, Konako…– zagaiła po
chwili poufałym tonem – długo znasz Seijurou?
Dziewczyna drgnęła lekko,
najwyraźniej zaskoczona tym pytaniem.
– Od momentu, gdy się tu
wprowadził, czyli od jakichś 4 miesięcy. – odpowiedziała trochę ściszając
głos.
– Czy on zawsze był taki… –
April nie mogła znaleźć właściwego słowa, opisującego osobowość chłopaka. –
Taki…
– Jaki? – rozległ się głos za
ich plecami, a oczy Konako rozszerzyły się w nagłym popłochu.
– Witaj z powrotem w domu,
Paniczu Seijurou – powiedziała po japońsku lekko drżącym głosem i pochyliła
nisko głowę.
April odwróciła się szybko i
uśmiechnęła się z beztrosko na widok chłopaka. W przeciwieństwie do Konako,
wcale nie czuła się zażenowana faktem, że zostały przyłapane na tej, jakby nie
patrzeć, poufnej rozmowie.
Seijurou stał oparty o futrynę
z rękoma skrzyżowanymi na piersi i wbijał w nią lodowate spojrzenie.
– Więc jaki według ciebie
jestem? – ponowił cicho swoje pytanie, ledwo opanowując falę irytacji, która
zalewała jego ciało. Bardzo nie spodobało mu się fakt, że dziewczyna węszy na
jego temat wśród służby. Jej swawolne zachowanie wykraczało według niego poza
wszelkie normy, o czym zdążył się przekonać już wczoraj. Resztki cierpliwości
ulatywały z niego tak szybko, jak powietrze z przebitego balona.
– Straszny, to miałam zamiar powiedzieć. – odparła melodyjnym głosem
i zaklaskała w dłonie. – Witaj w domu,
Akashi Seijurou! Mamy dla ciebie pyszną zupę z tofu, twoją ulubioną, prawda?
– Straszny…? Interesujące…– szepnął prawie bezdźwięcznie, kompletnie
ignorując jej wesołą paplaninę, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny
błysk. Zanim April zdążyła zareagować, odwrócił się do nich plecami i westchnął
przeciągle na odchodnym. – Wybacz, ale zjem później, Konako.
Opuścił szybkim krokiem
pomieszczenie, nie mogąc dłużej znieść widoku tej irytującej, piegowatej
dziewczyny, ubranej dziś w wyjątkowo paskudną, staromodną sukienkę.
Lekko zawiedziona April
patrzyła jeszcze przez chwilę na jego oddalającą się sylwetkę, zachodząc w
głowę dlaczego był do niej tak wrogo nastawiony.
– Chyba go zdenerwowałam. –
April zwróciła się do podminowanej Konako i rozłożyła bezradnie ramiona. – Już
nie wiem, jak mam do niego dotrzeć. Przepraszam, że naraziłam cię na nieprzyjemności.
Konako skinęła półprzytomnie
głową i wróciła do mieszania w garnku.
– April… Proszę, uważaj co
mówisz w obecności panicza Seijurou – odezwała się szeptem, zerkając na nią
znad wonnych oparów. – On bardzo nie lubi, gdy ktoś mu się sprzeciwia…
April oparła się plecami o
chłodną ścianę i zaczęła analizować każdy szczegół osobowości Seijurou, który
zdążyła poznać. Z tego co zaobserwowała był dobrze ułożony i trzymał się
konwenansów, ale też w pewnych sytuacjach emanował specyficznym rodzajem
biernej agresji. Był chłodny i zdystansowany, ale intuicja podpowiadała jej, że
posiadał też bardziej wrażliwą, ludzką stronę. Może to przez sposób, w jaki patrzył na obraz swojej matki… Albo ten
moment, gdy uchronił ją przed upadkiem ze schodów. Nie wierzyła w to, że
może być całkowicie złym człowiekiem.
Zwykle potrafiła czytać z ludzi
jak z otwartej księgi, ale tym razem natrafiła na jedną, wielką zagadkę. Zagadkę,
która była pełna niezrozumiałych sprzeczności, utrudniających dotarcie do
prawdy.
Czasami jednak bywało tak, że
prawda, nawet ta najskrzętniej ukryta, była tak prosta i zwyczajna, że dostępna
na jedno wyciągniecie ręki.
I gdzieś w głębi serca April czuła, że znała tę
prawdę od momentu, gdy ich oczy spotkały się po raz pierwszy.
Zagadka
była po prostu bardzo, bardzo nieszczęśliwa.
– Podjęłam decyzję, Konako –
odezwała się po dłuższej chwili a jej głos był
przepełniony niespotykaną determinacją – Uratuję tego chłopaka, choćby
nie wiem co. Chcę, żeby Seijurou Akashi znowu cieszył się życiem.
--------------------------------------------------------
Jest numer 4!
Seijurou chyba bardzo lubi niepostrzeżenie pojawiać się za czyimiś plecami! Może pozazdrościł Tetsu jego umiejętności? :)
To tyle ode mnie na dziś, miłego czytania!
Mam nadzieję, że się spodoba.
Ciao!
Znów mnie zachwyciłaś. Twój styl pisania podoba mi się coraz bardziej i bardziej. Już nie wspomnę o April, która po prostu podbiła moje serce. Nie mogę się doczekać dalszych wydarzeń. I coś czuję, że Akashi nie będzie zbyt zadowolony z decyzji April.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! :)
Ach, aż się cała rumienię gdy czytam takie miłe rzeczy :) Tak się cieszę, że podoba Ci się to, co piszę. Muszę przyznać, że nawet ja jestem zadowolona z ostatnich rozdziałów. Jakoś tak łatwo mi się je pisało w porównaniu do początkowych, gdzie zmagałam się z blokadą twórczą i przerostem formy nad treścią.
UsuńMam nadzieję, że uda mi się dopracować na czas kolejny rozdział i w weekend już opublikuję.
Pozdrawiam, buziaczki, ciao! :)
Super rozdział. Aż brak mi słów. Twój styl pisania jest wspaniały. Mam nadzieję że kiedyś (czyt. niedługo) zobaczę to opowiadanie w wersji papierowej w empiku i w księgarniach ^^
OdpowiedzUsuńJak ja kocham takie sceny jak przyłapują na poufnej rozmowie <3
OdpowiedzUsuńŁooooooj będzie ratowanko
Będzie będzie się działo
i znowu Akash będzie słodki,
będzie będzie rołmansik
w końcu przetańczą razem całą noc
taaa na mózg mi pada :P
Seijuuro ma po prostu wyczucie, aby pojawiać się w momencie, kiedy mówią coś o nim. Chce po prostu pokazać, że nikt nie powinien go obgadywać, jeśli chce żyć, bez koszmarów z nożyczkami w roli głównej :)
OdpowiedzUsuńAkashi ma mieć dziewczynę? To, że obchodzi się do nich z szacunkiem (Bo tak wypada) nie znaczy, że jakąkolwiek się zainteresuje. To Akashi, a April nie jest w jego stylu. Jego idealna dziewczyna musi mieć dumę, ale nie sprzeciwiać mu się. Trochę to siebie wyklucza, ale jednak jest to możliwe.
Mimo, że postać April nie przypadła mi do gustu (I raczej nie zmienię zdania o niej), to jednak gratuluję jej spostrzegawczości na temat osobowości Akashi'ego. Gdyby jeszcze pamiętała, jak powinna się zachować przy nim i nie mówiła wszystkiego, co wymyśli wprost, może i bym ją polubiła.
Rozdział i stanowczość Seijuuro bardzo mi się podobały. To, co piszesz, jest świetne :)
Paola-Vea ^^