Słońce
prażyło niemiłosiernie a powietrze było tak ciężkie, że ledwie można było
zaczerpnąć tchu. Taki stan rzeczy był jednak na porządku dziennym w Mieście
Aniołów i jego mieszkańcy nauczyli się sobie z nim radzić na różne sposoby.
Niektórzy owijali głowy turbanami zrobionymi z mokrych ręczników, inni tachali
ze sobą wielolitrowe butelki wody, by w razie przegrzania wylać na siebie ich
zawartość. To tylko niektóre z wielu patentów, które klasa robotnicza musiała
stosować, by jakoś przetrwać w pracy okresy największych upałów. Ci, którzy
mogli sobie na to pozwolić, brali urlopy na całe tygodnie i nie wyścibiali nosa
ze swoich klimatyzowanych domów.
Udręka
panujących latem upałów zdawała się całkowicie omijać dzieci i młodzież.
Najmłodsi przesiadywali na placach zabaw i w przydomowych piaskownicach, ci
trochę starsi oblegali tłumnie miejsca, gdzie mogli uprawiać ulubione sporty
bądź po prostu spędzić czas na świeżym powietrzu w gronie znajomych. Nikt nie
narzekał na spieczoną słońcem skórę ani na pot zalewający oczy. Młodzieńcza
ekscytacja czasem wolnym od szkoły była ponad wszystkie te niedogodności.
Dwoje
przyjaciół w wieku gimnazjalnym – świeżo upieczona absolwentka i młodszy od
niej, ledwo opierzony pierwszak – nie należeli wcale do wyjątków, jednak ich
sposób spędzania wolnego czasu można by uznać za co najmniej niecodzienny. Od kilku
kwadransów siedzieli bez ruchu na rozżarzonym do granic możliwości boisku od
koszykówki, a po ich błyszczących twarzach spływał ciurkiem pot.
–
Poddaję się! – krzyknął chłopak i zerwał się z miejsca jak poparzony. Jego
ciemno bordowe włosy kleiły się do opalonej twarzy, która była umorusana bliżej
nieokreśloną substancją. Jego towarzyszka posłała mu pełne satysfakcji
spojrzenie i po chwili, jak gdyby nigdy nic, sama podniosła się z ziemi. W
przeciwieństwie do swojego przyjaciela nie mogła pochwalić się zdrowo
wyglądającą opalenizną. Większość jej ciała była szczelnie zakryta, a te
fragmenty skóry, które wyzierały spod przydużych ubrań były silnie
zaczerwienione, co mogło wskazywać na poparzenie słoneczne. Jedynie jej twarz
pozostawała blado różowa, a to za sprawą kapelusza z szerokim rondem, z którym
ostatnio się nie rozstawała.
–
Cienias. – skomentowała złośliwym tonem i poprawiła nakrycie głowy, spod
którego tu i ówdzie wystawały jasne, bardzo krótko obcięte kosmyki. Gdyby nie
jej dość subtelnie zarysowana linia szczęki, w pierwszej chwili można by wziąć
ją za mizernego, słabo odżywionego chłopca. – Mówiłam ci od początku, że
przegrasz. Taki dzieciak jak ty nie ma ze mną szans.
–
Sama jesteś cienias! I żaden ze mnie dzieciak, bo jesteś starsza tylko o rok!
Znowu wszczynasz bójkę?
–
Ponad rok. – poprawiła go natychmiast wyniosłym tonem. – Poza tym ty jesteś
zbyt głupi, by się z tobą bić! – zawołała i natychmiast rzuciła się do
ucieczki, widząc że przyjaciel robi krok w jej stronę.
Takie
przyjacielskie przepychanki nie były w ich wykonaniu niczym niezwykłym. Ganiali
się wokół boiska przez dobrych kilka minut a ich beztroski śmiech przeszywał na
wskroś ciężkie powietrze. W końcu umęczeni padli na najbliższą ławkę i w
milczeniu zaczęli obserwować grupkę czarnoskórych chłopaków, która właśnie
przekroczyła teren boiska.
–
O widzisz, jednak będziesz miał z kim pograć.
Chłopak
skinął głową i wyszczerzył się dostrzegając znajome twarze. Od rana się palił
by zagrać z kimś mecz, a jego przyjaciółka była niestety dość marnym
przeciwnikiem.
–
Zostaniesz popatrzeć?
–
A która godzina?
Chłopak
wyszperał w kieszeni spodenek telefon komórkowy i spojrzał na wyświetlacz.
–
O, mam smsa… „Jesteśmy już w klinice i Satoru odmawia przyjęcia kroplówki
dopóki nie zobaczy się z A. Gdzie ona jest???” – przeczytał na głos treść
wiadomości a dziewczyna natychmiast poderwała się z miejsca.
–
Cholera jasna! – wykrzyknęła spanikowana i zaczęła naprędce poprawiać
zmierzwione włosy i otrzepywać przybrudzone ubrania. – Przez ciebie i twoje
durne pomysły znowu się spóźnię na…!
–
Hej, to twoja wina! – odparował i wycelował w nią palec wskazujący. – To ty
zawsze wymyślasz jakieś idiotyczne zakłady!
–
Cicho! Ech, ten idiota znowu będzie mi robił wyrzuty, że nie znam się na
zegarku i zlewam swoje obowiązki… Gdyby nie Satoru, to już dawno… – mruknęła do
siebie dziewczyna i podniosła walająca się po ziemi torbę. – Lecę tygrysie! Odpisz
mu na smsa i wytłumacz, że to twoja wina. Albo wciśnij jakiś kit.
–
Nie umiesz się przyznać, że jak zwykle nawaliłaś, co? – zawołał za nią, jednak
nic nie odpowiedziała i tylko zaśmiała się bezczelnie, biegnąc do bramki
wyjściowej. Po drodze pozdrowiła lekceważącym ruchem reki mijaną grupkę
chłopaków i po chwili zniknęła mu z pola widzenia.
Chłopak
pokręcił głową ze zrezygnowaniem i wystukał do przyjaciela krótką wiadomość, po
czym chwytając leżącą pod nogami piłkę, udał się na środek boiska.
– Zmieniłaś się. – stwierdził
Kagami patrząc z boku na twarz April. Ona tylko uśmiechnęła się filuternie i
potrząsnęła głową. – Nie mówię tylko o wyglądzie. Ogólnie wydajesz się trochę…
inna.
– Czy to zmiana na gorsze?
– Tego nie powiedziałem…
Zmierzali w stronę okolicznego
parku, który April mijała wcześniej po drodze i teraz uparła się, by do niego
wstąpić. Kuroko szedł za nimi w odległości kilku kroków i dotychczas niewiele
miał do powiedzenia, mimo usilnych prób April wciągnięcia go w rozmowę. Kagami
zastanawiał się, czy przyjaciel czuje się niezręcznie w towarzystwie
dziewczyny, czy po prostu nie ma wiary w swoje umiejętności językowe. Sam czuł
się trochę dziwnie, zważywszy na tak długą rozłąkę i pewne niejasne zmiany,
które nastąpiły w April.
– Ciężko mi będzie się
przyzwyczaić do twoich długich włosów. Jak to się stało, że tak szybko urosły?
– zapytał gdy w końcu znaleźli się na terenie parku i przysiedli przy jednej z
fontann. Przy takiej pogodzie tryskająca na wszystkie strony woda była niemal
wybawieniem dla ich zgrzanych organizmów. – Wydawało mi się, że zawsze byłaś przeciwniczką
takich… eee… dziewczyńskich fryzur.
April zachichotała i zanurzyła
opuszki palców w chłodnej wodzie.
– Mówi się: dziewczęcych, Tygrysie. Po prostu
zamarzyło mi się, żeby kiedyś zapleść sobie warkocz na głowie. Ale popatrz… –
zagarnęła spływające na twarz włosy i ukazała mu przystrzyżony bok głowy –
zostawiłam sobie tu krótkie, tak na pamiątkę. Co o tym myślisz?
Kagami podrapał się z dziwną
miną po głowie.
– Eee… Tego… Już myślałem, że
wyglądasz teraz jak normalna dziewczyna.
Milczący dotychczas Kuroko
spojrzał na niego z boku z jawnym politowaniem.
– Kagami-kun, nie wypada mówić
takich rzeczy kobiecie.
– No co?! Mówię prawdę! Ona
zawsze była jakąś dziwaczką!
– Kagami-kun! Muszę cię prosić,
byś zachował chociaż pozory dobrego wychowania.
April roześmiała się głośno na
ich zabawną wymianę zdań, podczas gdy Taiga poczerwieniał ze złości i zaczął
wygrażać koledze pięścią. Przekomarzali się tak przez chwilę i pomyślała
zadowolona, że musi ich łączyć jakaś specjalna więź.
– Nie przejmuj się tym Tetsuya,
zarówno on jak i ja jesteśmy specjalistami w opowiadaniu rzeczy, których nie
wypada. – zmierzwiła przyjacielsko włosy Kagamiego. – Pewnie dlatego tak szybko się ze sobą
dogadaliśmy.
Kuroko popatrzył na nią z
nieodgadnionym wyrazem w oczach jednak po chwili uśmiechnął się lekko.
April spodobał się nowy znajomy
Taigi. Był dość małomówny i roztaczał wokół siebie dziwną aurę tajemnicy,
jednak miała co do niego dobre przeczucia. Cieszyła się, że Taiga odnalazł w
Japonii dobrych znajomych i miał szansę grać z nimi w jednej drużynie. Choć
nigdy nie interesowała się koszykówką, a tym bardziej nie przejawiała żadnych zdolności
w tej dziedzinie, to obserwując grę Taigi na boiskach Los Angeles, zdążyła
podłapać o co chodzi i teraz ją ciekawiło, czy przyjaciel zrobił jakieś
postępy.
– Więc jesteście tuż po obozie
treningowym, co? Fajnie było? Nauczyliście się jakichś przydatnych umiejętności?
Obaj jak na zawołanie przybrali
niepocieszone miny. Na samo wspomnienie udręki jaką zgotowała im ich trenerka,
bolały ich wszystkie mięśnie.
– Było potwornie ciężko… –
westchnął Kagami, próbując zwalczyć wizję złośliwego uśmieszku Riko, który
pojawiał się na jej twarzy za każdym razem, gdy wymyślała im jakieś nieludzkie
ćwiczenia. – Jednak było warto. Tym razem wygramy!
Pokiwali żarliwie głowami a ich
twarze wyrażały ogromną determinację. April uniosła oba kciuki w górę i posłała
im pełne aprobaty spojrzenie.
– Będę wam kibicować! I może
nawet uda mi się zobaczyć jakiś mecz z waszym udziałem!
– Serio?! Zostaniesz w Japonii
aż tak długo?
– Przecież mówiłam ci, że
cokolwiek kombinuje mój tatko, to jest to wyjątkowo skomplikowana sprawa i tak
szybko stąd nie wyjedziemy. A Z Kioto nie jest aż tak daleko…
April zamilkła i zaczęła
obserwować ukrytą w cieniu drzew parę, która nieśmiało trzymała się za ręce.
Śliczna ciemnowłosa dziewczyna o zarumienionych policzkach, wbijała zawstydzony
wzrok w ziemię, podczas gdy jej towarzysz opowiadał jej coś z przejęciem,
najwyraźniej równie speszony co ona. Ten widok wydał się jej trochę groteskowy
a nawet nierealny, zważywszy na to, że przywykła do widoku par, które bardzo ostentacyjnie okazywały sobie czułość w miejscach publicznych. Jednocześnie było w tym
coś nostalgicznego i chwytającego za serce, i jakoś nagle odeszła jej ochota na
kontynuowanie rozmowy z Taigą i jego kolegą. Poczuła dziwną pustkę w brzuchu
pomieszaną z kłującym uczuciem zazdrości.
– Co jest? – Kagami pomachał
jej ręką przed nosem i poczuła z tego powodu dziwne rozdrażnienie. Szybko
jednak opanowała się i przywołała na twarz najbardziej naturalny uśmiech, na
jaki było ją teraz stać. W końcu była tu dla niego, od tak dawna chciała się z
nim spotkać, więc nie mogła pozwolić na to, by jej huśtawka nastrojów zepsuła
atmosferę.
– April-san, jak ci się podoba
w Kioto?
Przekrzywiła głowę i popatrzyła
w pozbawione jakichkolwiek emocji oczy Tetsuyi, zastanawiając się chwilę nad sensem
jego pytania.
– Jest… Tak… Podoba mi się. –
zaczęła dość nieskładnie, cały czas kątem oka widząc siedzącą pod drzewem parę.
Potrząsnęła głową, starając się wziąć w garść. – To piękne miasto, jednak nie
miałam zbyt wiele czasu by je porządnie zwiedzić. Na ogół siedzę w szpitalu…
– No właśnie – przerwał jej
Kagami z podejrzliwą miną – mówiłaś wcześniej, że znowu łazisz do dziećmi z
rakiem, ale ty przecież nie znasz japońskiego…?
– Na całe szczęście trafiłam na
placówkę, gdzie jest dużo Amerykanów. To nie tylko kwestia języka, ale… nie
sądzę, że na dłuższą metę dogadałabym się z Japończykami.
– Dlaczego tak myślisz,
April-san?
Machnęła nonszalancko ręką i
uśmiechnęła się blado. Starała się być beztroska jak zwykle, jednak coś stało
na przeszkodzie.
– Poznałam kilka fajnych osób,
ale… Zauważyłam, że nie przepadacie za otwartością. To chyba przekreśla mnie na
dłuższą metę.
W tym momencie na myśl przyszła
jej Konako, która początkowo zdawała się przekonywać do jej osoby, jednak po
incydencie z Seijurou, April wyczuła, że dziewczyna utrzymuje pewien dystans w
ich wzajemnych stosunkach. Nie wspominając już o samym Seijurou i jego jawnie
wrogim nastawieniu. Od początku pielęgnowała w sobie dziecięce przekonanie, że
z czasem zbliżą się do siebie i wszystko będzie tak, jak sobie to zaplanowała,
jednak teraz w przebłysku przytłaczającej rzeczywistości nie była już tego taka
pewna. Nagle uświadomiła sobie, jak bardzo jej beztroskie podejście do życia
potrafi przyćmić racjonalny osąd. Poczuła się z tego powodu bardzo
przygnębiona.
Nieświadomy dziwnych zmian w
jej nastroju, Kagami zbagatelizował jej ostatnie słowa twierdząc, że może i
jest dziwna, ale przy tym bardzo towarzyska i szybko znajdzie przyjaciół. Po
chwili zaczął coś ględzić o koszykówce i April kiwała potakująco głową,
starając skupić się na jego opowieści i uśmiechać w odpowiednich momentach.
Zdawało się jednak że jej zwyczajny, dobry nastrój zniknął bezpowrotnie. A
wszystko to przez jedną, bogu ducha winną zakochaną parę, która koniec końców nijak
się miała do jej obecnego stanu ducha.
Rozglądając się półprzytomnie
po parku i usilnie szukając czegoś, co pomogłoby jej oderwać się od dręczących
myśli, kątem oka dostrzegła, że Kuroko mierzy ją badawczym wzrokiem. Nie
wiedziała o co mu chodzi, jednak skojarzyło jej się to z prześwietlaniem
rentgenem i spanikowała lekko, mając wrażenie, że zaraz zostaną odkryte
wszystkie zakamarki jej duszy. Podniosła się trochę zbyt energicznie na co
Taiga urwał w pół zdania i posłał jej pytające spojrzenie.
– Wybaczcie, ale chyba z głodu
zaczynam odlatywać. – powiedziała gładko, instynktownie unikając przy tym spojrzenia
Tetsui. – Znacie jakieś przytulne miejsce, gdzie moglibyśmy zjeść coś smacznego
i uczcić nasze spotkanie?
Kagami niemalże natychmiast zaproponował,
że najlepszym sposób na świętowanie ich spotkania będzie zjedzenie góry
hamburgerów w najbliższym barze szybkiej obsługi, jednak April szybko wybiła mu
ten pomysł z głowy, wyjaśniając przy tym jego zawiedzionej twarzy, że dopóki
jest w Japonii, to woli próbować tutejszych specjałów zamiast bułek z kotletem
i serem. Po tak kategorycznej odmowie, zaczął zaczął usilnie główkować, gdzie
mogą w takim razie się wybrać jednak w końcu wyszło na to, że przychodziło mu na
myśl żadne konkretne miejsce.
Po raz kolejny tego dnia Kuroko
westchnął z politowaniem i postanowił skarcić swojego niewydarzonego kolegę.
– Kagami-kun, muszę cię prosić
o to, abyś przestał się ośmieszać. Jesteś Japończykiem i mieszkasz w Tokio już
od dłuższego czasu, a znasz tylko miejsca, gdzie podają hamburgery.
Jak można było się domyślić,
Taidze nie przypadła do gustu ta dość złośliwa uwaga i swoim starym zwyczajem
zaczął ciągać Tetsuyę za fraki i wymyślać mu od najgorszych.
Obserwując ich kuriozalne
zachowanie, April mimowolnie zaniosła się śmiechem i momentalnie poprawiło się
jej samopoczucie. Czuła jeszcze dziwny ciężar na sercu, jednak doszła do
wniosku, że tak bardzo wyczekiwane przez nią wcześniej spotkanie, nie może się
popsuć przez jej dziwne obawy i wahania nastrojów.
Gdy tylko Kuroko uwolnił się od
napastliwego Kagamiego, postanowił przejąć stery i zaprowadzić ich do najbliższej
rameniarni, co oboje przyjęli z dużym entuzjazmem. April była pod wrażeniem
różnorodności smakowej serwowanych potraw i żałowała, że nie może spróbować
wszystkiego. Miała jednak na względzie, że czasy, w których mogła opychać się
do woli bez przybierania na wadze minęły bezpowrotnie, a ona nie miała ochoty
wymieniać całej swojej garderoby. Nawet jeśli była ona dość uboga.
Taiga, który jak zwykle jadł
jak za pięciu, nie mógł się nadziwić, że jego towarzysze skończyli o wiele
wcześniej od niego.
– Nie jadłaś wcześniej ramenu,
April-san? – zapytał uprzejmie Kuroko, próbując zignorować odgłosy mlaskania i
siorbania które wydawał siedzący naprzeciwko nich Kagami.
– Nie, to mój pierwszy raz. Jestem
dosłownie wniebowzięta, że tak dobrą macie tu kuchnię!
– Ale zaraz, zaraz – wybełkotał
z pełną buzią Taiga, ściągając przy tym w zabawny sposób swoje rozdwojone brwi.
– Przecież wspominałaś na początku, że pomieszkujecie u jakiejś rodziny. Nie
karmią was tam takimi rzeczami?
April pokręciła głową i
uśmiechnęła się lekko, próbując sobie wyobrazić któregoś z Akashich podczas
jedzenia Rameau, jednak średnio jej to wychodziło.
– Oni są bajecznie bogaci i
afiszują się z tym jak mogą. Podejrzewam, że takie potrawy są dla nich zbyt…
plebejskie. – powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Nie lubiła wypowiadać
się o kimś źle w towarzystwie innych osób.
Kagami na wieść, że tak pyszne
jedzenie można uznać za plebejskie aż czknął z oburzenia i trochę opluł stół,
na co Kuroko natychmiast chwycił chusteczkę i przetarł blat, tym razem jednak
powstrzymując się od jakiegokolwiek komentarza.
– Nie lubię takich typków –
burknął w końcu Taiga, gdy udało mu się przełknąć ostatni łyk zupy. – Ten
chłopak, co to on nim mówiłaś na początku też tak się puszy?
April otworzyła usta i przez
chwilę miała ochotę opowiedzieć im ze szczegółami jak dziwną i złożoną osobą
jest Seijurou Akashi, lecz ostatecznie uznała to za średni pomysł, zwłaszcza,
że Kuroko znała tylko od kilku godzin i nie chciała przy nim wdawać się w
podobne dyskusje.
– On jest… – zaczęła, szukając
odpowiedniego słowa – Jest taki… nie wiem jaki.
– Czyli jakieś cielę. –
skwitował zadowolony z siebie Kagami.
– Nie! – zaprzeczyła szybko
czym ich najwyraźniej zaskoczyła. Poczuła się trochę głupio lecz szybko
odzyskała rezon i zaśmiała się – Po prostu… Nie wiem jak go opisać. Pierwszy
raz spotykam się z kimś takim. Jest trochę straszny. Ale na posesji widziałam
boisko do koszykówki, więc skoro gra w kosza to nie może być taki zły, prawda?
– dokończyła wesoło i Kagami przytaknął jej z przekonaniem, natomiast Kuroko
poruszył się niespokojnie.
– Coś się stało? – zainteresowała
się natychmiast, dostrzegając jego lekko rozszerzone oczy.
– Nie. – pokręcił powoli głową
a na jego ustach pojawił się po chwili cień uśmiechu. – Po prostu coś mi się
przypomniało, April-san.
– April-san, April-san. –
zaczęła go przedrzeźniać – Zabawnie do mnie się zwracasz. Nie wystarczyłoby
April?
– Wybacz, April-san. –
odpowiedział – To chyba byłoby zbyt poufałe. Nie chcę cię urazić.
– Nie przejmuj się nim, on lubi
takie formalności. – wtrącił się Kagami
krzyżując ramiona na piersi, zadowolony z siebie, że zna takie trudne słowa.
– A czy ja urażam cię, gdy
mówię Tetsuya? Mogę tak mówić, prawda? Albo może Tetsu? – w jej głowie
rozpoczęła się gonitwa myśli i kompletnie zignorowała fakt, że Kuroko raz po
raz otwierał usta próbując coś jej odpowiedzieć. – Ooo, to ładnie brzmi, tak
Tetsu. A wiecie, że mnie tam w tym domu w Kioto nazywają panienką? Rozumiesz to
Taiga? Trochę mi głupio, ale jednocześnie czuję się taka wyrafinowana z tego
powodu. Jak księżniczka. To chyba trochę próżne z mojej strony. Ostatnio…
Kagami przewrócił oczami w
reakcji na jej monolog, jednak nie wtrącał się. Z kolei Kuroko siedział
wyprostowany jak struna i wbijał w nią swoje zwyczajne, pozbawione wyrazu spojrzenie
i co jakiś czas potakiwał cicho „Tak April-san”, „Masz rację, April-san” choć
Taiga był pewien, że jego kolega nie rozumie połowy z tego, co ględziła. Sam ledwo
wyłapywał sens jej opowieści.
Wcześniej wydała mu się inna,
jakby dojrzalsza i lekko przygaszona, lecz teraz te wrażenie prysło. Znowu była
tą samą, irytującą paplą, którą pamiętał z Los Angeles.
Sięgnął po leżący tuż przy
ramieniu dziewczyny portfel i zaczął w nim grzebać w poszukiwaniu gotówki.
Nawet tego nie zauważyła, pochłonięta wymienianiem dziwnych nazw, które chyba wymyślała
na poczekaniu. Ledwo wyskrobał odpowiednią sumę i rzucił ją na stół, po czym
wstał i skierował się do drzwi. Obejrzał się za siebie, jednak April nie
ruszała się z miejsca, zaśmiewając się tym razem z jakiegoś własnego żartu i
Kuroko posłał mu znaczące spojrzenie.
Kagami westchnął przeciągle i
wrócił do stolika po czym zdecydowanym ruchem chwycił ramię dziewczyny i
podniósł ją z siedziska.
– Dość tego. – przywołał ją do
porządku stanowczym głosem. – Co ty w ogóle opowiadasz? Idziemy stąd,
zapłaciłem z twojej kasy.
April przeniosła na niego
pytające spojrzenie i zamrugała kilkakrotnie, kompletnie zbita z pantałyku.
– Nie dręcz w ten sposób
Kuroko, bo później będzie opowiadać chłopakom, że zadaję się z jakimiś
dziwolągami.
– Nie będę, Kagami-kun. –
zaprzeczył szybko i zwrócił się do April – Pies to inu, nie ibu April-san.
– O, dziękuję Tetsu, to
zupełnie zmienia postać rzeczy! – ucieszyła się i zaczęła mruczeć coś do siebie
pod nosem.
Kagami zachodził w głowę jakim
cudem rozmowa między nimi, o ile to w
ogóle można było nazwać rozmową zeszła na taki dziwny tor, jednak szybko
popchnął April w stronę drzwi, uniemożliwiając jej dalsze ględzenie.
– Chyba by się nie dogadała z
Kise. – rzucił po japońsku w stronę drepczącego za nimi Kuroko.
– Dlaczego tak sądzisz,
Kagami-kun?
– Bo jedno i drugie, jakby
złapało swoją fazę paplania bez tołku to niczego by się absolutnie od siebie
nie dowiedzieli.
Kuroko uśmiechnął się ze
zrozumieniem, z kolei April zaczęła się zachwycać jakimś kolorowym straganem,
który dostrzegła gdy wyszli przed lokal. Kagami zerknął na Kuroko.
– Sorki za nią, jest starsza od
nas a czasem zachowuje się jak dziecko. Myślałem, że już z tego wyrosła. –
powiedział drapiąc się po głowie. Kuroko uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.
– Nie musisz przepraszać,
Kagami- kun. To dość… ciekawe doświadczenie.
– Co tam szepczecie między
sobą? – zapytała podejrzliwie April, odzyskując nagle bystrość umysłu. –
Przecież wiecie, że nie rozumiem Japońskiego! Ale z was koledzy!
– Mówimy, że… O koszykówce
mówimy. Za dwa tygodnie koniec wakacji, a my musimy dobrze wykorzystać ten czas.
– zmyślił na poczekaniu Kagami i zaczął ich prowadzić w bliżej nieokreślonym
kierunku.
Do późnego popołudnia włóczyli
się po ulicach Tokio, zatrzymując się przy co ciekawszych budynkach i obiektach,
które April koniecznie musiała
obejrzeć ze wszystkich stron.
W momencie gdy właśnie
opuszczali sklep z mangą i gadżetami anime, zadzwonił do niej ojciec nalegając,
by już kończyła spotkanie. Trochę niepocieszona tym faktem pozwoliła, by
chłopcy odprowadzili ją do najbliższej stacji metra, skąd miał ją odebrać
kierowca.
– Do zobaczenia, mam nadzieję
że szybko – pożegnała się z nimi pogodnie, a Kagami prychnął złośliwie za co
oberwał od niej w brzuch. – Trenujcie ciężko, by pokazać tej całej… Generacji
Cudów gdzie raki zimują.
Pomachała im energicznie i
wsiadła do samochodu, który właśnie po nią podjechał. Stali jeszcze przez
chwilę, obserwując jak auta włącza się do ruchu i po chwili znika im z pola
widzenia.
– Dobra! W końcu mamy ją z
głowy! – zawołał Kagami i podniósł w geście tryumfu zaciśniętą pięść, omal nie uderzając
przy tym przechodzącej obok staruszki. – Zbieramy się, co?
Kuroko skinął głową i ruszyli
na pobliski peron, gdzie za kilkanaście minut miał przyjechać ich pociąg.
– Kagami-kun…?
– Co jest?
Tetsyua milczał przez chwilę,
zastanawiając się jak ubrać swoje myśli w słowa.
– Zdajesz się być w bardzo…
braterskich stosunkach z April-san… Nigdy nie widziałem, byś rozmawiał w ten
sposób z dziewczyną. Albo żebyś rozmawiał z jakąkolwiek dziewczyną oprócz
Riko-san. – dokończył lekko uszczypliwym tonem za co natychmiast oberwał przez
łeb.
– No bo… W sumie ona nie jest
dziewczyną. – Kuroko uniósł brwi w zaskoczeniu, rozmasowując sobie głowę w
miejscu uderzenia. – Eee. To znaczy jest, ale kiedyś, gdy dopiero co się
poznaliśmy… W sumie to długa opowieść. – mruknął niechętnie.
– Mamy jeszcze sporo czasu,
Kagami-kun.
Taiga westchnął i schował ręce
do kieszeni. Nie bardzo lubił długo się produkować, jednak Kuroko patrzył na
niego wyczekująco, więc w końcu się ugiął.
– Przyprowadził ją mój przyjaciel… Z resztą
nieważne. Na początku była trochę ponura i nic się nie odzywała, ale gdy
zobaczyła, że zamierzamy grać w kosza, to chciała się przyłączyć. Wtedy ja
zaprotestowałem, że nie możemy grać z dziewczyną. – uśmiechnął się lekko,
przypominając sobie tamtą sytuację. – Ona oburzyła się i powiedziała, że ona nie jest żadną dziewczyną tylko
człowiekiem, a to, że jest ładna nie ma nic do rzeczy. Wkurzyłem się, że taka
cwaniara próbuje mnie usadzać przy kolegach i jej odpyskowałem, że w takim
razie nie mam zamiaru jej traktować nawet jak człowieka, bo go ani trochę nie
przypomina.
Kuroko posłał mu pytające
spojrzenie, na co Kagami podrapał się po głowie z lekkim zakłopotaniem.
– No wiem, że teraz się
wyrobiła i już wygląda jak człowiek… Ale kiedyś była obcięta na jeża, miała ciągle
czerwoną od słońca skórę i przypominała małego pomidora. – Zaśmiał się z tego
określenia, przywołując w pamięci jej oburzoną minę, gdy ją tak kiedyś nazwał.
– Wtedy prawie się pobiliśmy no i jakoś tak później… Jakoś wyszło, że już
zawsze się z nami włóczyła.
– Z nami…?
– Co jest z tymi pytaniami? To
jakiś wywiad, czy co? – obruszył się lekko, bo już mu język ścierpł od tych
opowieści.
– Kagami-kun, zachowuj się ciszej,
jesteś w miejscu publicznym. – pouczył go w odpowiedzi Kuroko spokojnym głosem.
– Po prostu nigdy nie opowiadałeś o swojej przeszłości i jestem trochę ciekawy.
Kagami prychnął z irytacją,
jednak po chwili wziął głęboki wdech.
– Miałem na myśli mojego
przyjaciela. Tego co ją przyprowadził, bo brat go o to poprosił. Poznał ją w
szpitalu, bo miała tam wo-worontariat.
– Wolontariat, Kagami-kun. –
poprawił go Kuroko i odsunął się na wszelki wypadek, by znowu nie oberwać. – I
co dalej?
Twarz Kagamiego niespodziewanie
okryła się dziwnym cieniem.
– Później sprawy się
pokomplikowały, dużo się zmieniło a April po jakimś czasie wróciła do Anglii.
Tyle, na dziś wystarczy tych opowieści. – burknął oschle i zapatrzył się przed
siebie, jasno dając mu do zrozumienia, że na tym zakończyła się jego wypowiedź.
Kuroko widząc zaskakującą
zmianę w zachowaniu Kagamiego zamilkł i zaczął zastanawiać się, co takiego
mogło wydarzyć się w jego przeszłości, że na samo wspomnienie tak bardzo się zjeżył.
Wiedział, że nie ma prawa się o to dopytywać, więc stali obok siebie, bez słowa
wyczekując na pociąg.
Po chwili jednak Kagami westchnął
przeciągle i zaczął kopać butem leżący na ziemi kamień.
– Eeech, w-wybacz, że tak
zareagowałem… – mruknął trochę zawstydzony, patrząc na niego kątem oka. – Po
prostu nie mam za specjalnie przyjemnych wspomnień z tamtego okresu. Lepiej ty
mi powiedz o co ci chodziło tam wtedy w ramieniarni! – rzucił wyzywającym
tonem, chcąc zmienić temat.
Kuroko popatrzył na niego
pytająco, nie wiedząc do czego nawiązuje.
– No wtedy, gdy April
opowiadała o tej swojej podejrzanej rodzince w Kioto… Zrobiłeś jakąś dziwną
minę.
– Aach…
Zdziwił się, że Kagami to
dostrzegł, gdyż zwykle nie był zbyt lotny w odczytywaniu cudzych emocji.
Pomyślał chwilę jak mu odpowiedzieć. W sumie sam nie do końca wiedział o co mu
wtedy chodziło, po prostu naszło go wtedy dziwne przeczucie, ale nie był
przekonany, czy chce się nim z kimkolwiek dzielić. Ostatecznie jednak Kagami
opowiedział mu dziś trochę o swojej przeszłości, więc i on mógł zdobyć się na
szczerość.
– Po prostu przypomniało mi
się, że w Kioto mieszka teraz mój dawny… przyjaciel.
Niektóre rzeczy, które opowiadała April-san o tamtym chłopaku trochę mi się z
nim skojarzyły, to wszystko.
– To czemu nie zapytałeś o
imię? Myślisz, że to może być ta sama osoba…?
Kuroko zawahał się nad
odpowiedzią. W sumie wiele na to wskazywało, jednak nie miał żadnej
pewności. Równie dobrze mógł to być czysty przypadek. Kioto było ogromne i
mogło tam mieszkać wiele innych osób, odpowiadających temu, jakby nie patrzeć,
dość ubogiemu w fakty opisowi.
– Nie jestem pewien.
Kagami zmarszczył brwi myśląc
intensywnie i po chwili uśmiechnął się, jakby go olśniło.
– Skoro mówiła, że ten chłopak
gra w koszykówkę, a ty twierdzisz, że to może być twój jakiś tam kumpel… Nie
mów, że masz na myśli… Kogoś z Generacji Cudów?! – zawołał z niedowierzaniem,
jednocześnie niesłychanie dumny ze swojej umiejętności dedukcji.
Tetsuya przytaknął głową po
dłuższej chwili.
– Jeszcze go nie znasz. –
odpowiedział mu dziwnie odległym głosem. – Nie osobiście. – dodał cicho.
– Jeśli to nie Kise, ani
Aomine, ani Midorima… – Taiga zerknął kątem oka na Kuroko i poczuł jak po
plecach przebiega mu nieprzyjemny dreszcz. Jeszcze nigdy, od kiedy się znali nie widział, by chłopak miał tak poważny i zacięty wyraz twarzy.
– W Kioto mieszka kapitan
Generacji Cudów. A k a s h i - k u n . April-san jest dobrą osobą, prawda, Kagami-kun...? Dlatego, jako jej przyjaciel... Powinieneś mieć nadzieję, że to nie o niego chodzi, a ona nigdy go nie poznała. I że nigdy nie zdarzy się jej go poznać.
--------------------------------------------------------------------
Cześć wam!
Wiem, że niektórzy będą
zawiedzeni, że w rozdziale nie pojawia się Sei-chan, za to dużo jest waszego ulubieńca Kagamiego, jednak
rozdział był na tyle długi, że musiałam go podzielić na dwie części i gdy tylko
wprowadzę poprawki (tzn. popsuję coś tu i ówdzie) to wstawię drugą. Mam
nadzieję, że nie zajmie mi tu dużo czasu.
Rozdział niespecjalnie energiczny,
jednak jest istotny dla całości fabuły. Całkiem niedawno Amaterasu (którą
pozdrawiam serdecznie mimo drobnych
różnic w naszych poglądach :D ) napisała mi, że oczekuje z mojej strony na coś
dojrzalszego. Odpowiedziałam mniej więcej tak, że ja i dojrzałość literacka to
dwie różne bajki, po prostu wolę lekkie, niezbyt ambitne, często kiczowate
podejście do tematu romansów (i ogólnie wszystkiego)… Nie oznacza to jednak, że rezygnuję z pogłębiania
postaci i wyjaśniania czynników kształtujących ich osobowość i tłumaczących ich
postępowanie, bo to jest według mnie ważne.
Staram się stopniowo dozować pewne fakty i powoli odkrywać karty, by wszystko
jakoś sensownie ułożyło się na koniec w jedną całość.To może niestety nużyć osoby, które preferują szybkie przechodzenie do sedna sprawy, no ale cóż...
Tyle ode mnie, więc zadzieram
kiecę i lecę, gary czekają. Kura domowa to zawód jak każdy inny.
Ciao! :)