Kotarou
Hayama był najbardziej wścibskim człowiekiem pod słońcem. I do tego bezmyślnym
jak stado owiec pasących się na hali.
To
właśnie pomyślał sobie Reo Mibuchi, obserwując z ukosa nieudolne próby kolegi w
podsłuchaniu czegokolwiek przez grube, przeciwpożarowe drzwi prowadzące do hali
gimnastycznej.
– To
się źle dla ciebie skończy, Kotarou. Lepiej stąd chodźmy, zanim Sei-chan…
Hayama
machnął tylko ręką i dalej przyciskał twarz do drzwi.
Reszta
drużyny rozpierzchła się do domu, został tylko on, Reo, Nebuya i pochmurny, jak
zwykle, Mayuzumi.
Wszyscy
przyglądali się staraniom Hayamy z pewnym politowaniem, choć nie mogli
powiedzieć, ze sami nie byli ciekawi wydarzeń rozgrywających się aktualnie w
hali.
–
Myślicie, że ją zabije…? Coś długo nie wychodzą…
Jak na
ironię, metalowe drzwi szarpnęły z impetem i zdezorientowany Hayama wylądował
tyłkiem na ziemi. Przed nosem zatrzepotały mu długie, jasne pasma, po czym w
mgnieniu oka zniknęły za rogiem budynku.
– O
rzesz ty… Ile pary w łapach. – stęknął, podnosząc się niezdarnie z trawnika –
Widzieliście to…?
Nikt mu
nie odpowiedział. Wpatrywali się z konsternacją w miejsce, gdzie jeszcze przed
sekundą mogli dostrzec drobną sylwetkę odzianą w czerwoną sukienkę.
– Chyba
była trochę wkurzona… – stwierdził odkrywczo Nebuya i podrapał się po głowie. –
Jak myślicie, co tam mogło się wydarzyć…?
–
Chodźmy stąd. – nalegał Mibuchi a w jego głosie zabrzmiała błagalna nutka. –
Chcecie zdenerwować go jeszcze bardziej…?
–
Zerknę do środka, co? – Hayama był głuchy na prośby kolegi. Z wymalowaną na
twarzy ekscytacją sięgnął ręką w kierunku klamki.
– Życie
ci niemiłe…? – zapytał z przestrachem Mibuchi – Jak Sei-chan cię zobaczy, to
nie chce nawet myśleć co…
Nie dokończył,
gdyż Hayama zdążył już uchylić drzwi do hali i wsadzić nos do środka.
Pozostali,
niewiele myśląc, poszli za jego przykładem.
Akashi
stał na środku boiska, dokładnie w tym samym miejscu, w którym widzieli go wychodząc
z budynku. Ręce miał opuszczone wzdłuż ciała a jego kark był lekko pochylony ku
ziemi. Coś w jego postawie sprawiło, że Kotarou obleciał nagły strach i chciał
się wycofać, gdy nagle wielkie cielsko Nebuyi naparło z całej siły na jego
plecy. Hayama stracił równowagę i z cichym jękiem wtoczył się do środka. Akashi
odwrócił się gwałtownie i utkwił w nim wzrok.
–
Kotarou… – jego cichy głos przeszył powietrze – Co tu robisz…?
Hayama
przełknął ślinę, wyrzucając sobie w duchu kompletny brak rozsądku.
– Eee,
bo… Chyba z-zostawiłem w szatni tego, no… T-telefon. – zmyślił na poczekaniu rozdygotanym
głosem, licząc na to, że ta marna wymówka brzmi choć odrobinę wiarygodnie.
–
Telefon znajduje się w twojej kieszeni, Kotarou. – odpowiedział mu kapitan,
nawet na moment nie odrywając wzroku od jego twarzy. – Trening na dziś jest
skończony, wracaj do domu. To samo tyczy się was. – zwrócił się do tłoczących
się za plecami Hayamy reszty członków pierwszego składu.
Nie
musiał im dwa razy tego powtarzać. Pokornie wycofali się z hali, z ulgą
przyjmując, że nie spotkała ich żadna kara.
– No
i…? Co o tym myślicie…? – zapytał Hayama konspiracyjnym szeptem, gdy tylko
oddalili się na bezpieczną odległość od hali. – Widzieliście jego wzrok?! Wyglądał
jakby… Jakby…
– Jakby
był całkowicie rozbity… – dokończył
za niego Reo, nie mogąc się oswoić z irracjonalnym brzmieniem własnych słów.
Popatrzyli
po sobie, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Tylko Mayuzumi nie włączył się
do tej niemej debaty o stanie emocjonalnym ich kapitana.
Skrzyżował
ręce na piersi i prychnął cicho.
– O co
chodzi Chihiro…? – zapytał lekko podirytowany Kotarou, podejrzewając ze kolega drwi
sobiez ich poruszenia.
– O nic
takiego. – odpowiedział mu cicho. – Zbieram się.
–
Dokąd? Wyglądasz jakbyś coś kombinował.
– Ach
tak…? No cóż, być może tak właśnie jest. – Chihiro uśmiechnął się kpiąco,
patrząc na ich zdumione twarze. – Po prostu… Zainteresowała mnie osoba, która
doprowadziła do takiego stanu wspaniałego
Seijurou Akashiego.
– Nie
mów, że chcesz…
–
Owszem. – potwierdził i odwrócił się do nich plecami. – Do jutra.
Odszedł
wyjątkowo żwawym jak na niego krokiem, zostawiając swoich kolegów z drużyny w
kompletnym osłupieniu.
– Ja
wam mówię… – mruknął Hayama wkładając ręce do kieszeni – Akashi to jedno. Ale
ten koleś… Z nim też jest coś mocno nie w porządku.
~*~
April
szła tak szybko, że ledwie łapała oddech. Nie myślała o tym dokąd zmierza. Była
odurzona silnym gniewem, który buzował w całym jej ciele i przesłaniał
racjonalne myślenie. Mijała nieznane uliczki, co chwilę potrącając kogoś na
swojej drodze, jednak zupełnie nie zwracała na to uwagi. Chciała tylko znaleźć
się jak najdalej od liceum Rakuzan i przede wszystkim – jak najdalej od
Seijurou Akashiego.
Gdzieś
po prawej zamajaczyła jej furtka prowadząca do parku. Skręciła tam
instynktownie i opadła na najbliższą ławkę, skrytą w cieniu rozłożystego dębu.
Rozejrzała się wokół półprzytomnie, z trudem łapiąc powietrze w płuca. Wszystko
wokół wydawało się być nienaturalnie jaskrawe i wypaczone, jak w jakimś złym
śnie.
Roztrzęsionymi
rękoma zaczęła grzebać w swojej małej torebce, nie do końca wiedząc czego w
niej szuka. Znalazła klika walających się luzem chusteczek higienicznych, plik
paragonów i innych kwitków, kartę kredytową, telefon komórkowy i paczkę gum rozpuszczalnych
o smaku truskawkowym.
Chaotycznym
ruchem rozerwała plastikowe opakowanie i wepchnęła wszystkie gumy do ust. Z
trudem przeżuwając mdlącą masę, April poczuła, że silne wzburzenie powoli
zaczyna słabnąć i ustępować miejsca bezradności.
Jej
wzrok padł z powrotem na telefon i przyszło jej do głowy, by do kogoś zadzwonić.
Poskarżyć się, że Seijurou Akashi jest tak okrutnym człowiekiem, że aż dech w
piersiach zapiera. Chciała, by ktoś razem z nią przeżywał jego straszne
zachowanie, a potem uspokoił i pocieszył, że wszystko będzie dobrze.
Im
dłużej sobie to wyobrażała, tym boleśniej uświadamiała sobie jedną rzecz – nie
przychodził jej na myśl nikt, z kim mogłaby lub chciałaby podzielić się swoimi
troskami. Oprócz swego ojca i Kagamiego, April nie posiadała żadnych zaufanych
osób. Z tym pierwszym jednak nadal nie rozmawiała, a Taiga… Nie sądziła, by
zrozumiał jej poruszenie w tej sprawie. Pewnie zbagatelizowałby jej odczucia
słowami w stylu : „Ogarnij się
dziewczyno, nie masz większych problemów? Olej tego dupka i tyle”.
April
nie potrzebowała teraz twardego sprowadzania na ziemię. Chciała zrozumienia i
ukojenia skołowaciałych nerwów.
Czując
nieprzyjemną pustkę w brzuchu, zaczęła gorączkowo wertować w pamięci wszystkie
twarze i imiona ludzi, z którymi miała kontakt przez ostatnie półtora roku. Liczyła
na to, że z tłumu znajomych – czy to ze szkoły średniej w Londynie, czy też ze
szpitali, w których zwykła być wolontariuszką – uda się jej wyłowić kogoś
bliższego jej sercu. W głębi duszy wiedziała jednak, że to bezcelowe.
April lubiła
otaczać się ludźmi i zawierać nowe znajomości. Jednak zawiązywanie
jakichkolwiek głębszych więzi było zupełnie inną historią. Zawsze zachowywała
bezpieczny dystans z jednego względu – wychodziła z założenia, że przyjaciołom
należy się zwierzać, a ona miała z tym pewien problem. Choć wszystkim wokół
mogło wydawać się, że jest otwarta i bezpośrednia, to w rzeczywistości jak
ognia unikała mówienia o swoich prawdziwych uczuciach. Nie lubiła obarczać
ludzi swoimi problemami. A jeszcze bardziej nie lubiła okazywać, że
jakiekolwiek problemy mogą jej dotyczyć.
Westchnęła
przeciągle i podkurczyła kolana pod brodę, nie przejmując się, że w takiej
pozycji ktoś może zobaczyć jej bieliznę. Jedyne o czym była w stanie teraz
myśleć, to obezwładniające uczucie samotności.
Ktoś
przysiadł obok niej. Instynktownie przesunęła się na drugi brzeg ławki, nadal
wpatrując się przed siebie tępym wzrokiem.
Minuty
mijały. Ludzie wchodzili i wychodzili z parku, dzieci biegały po trawniku i
krzyczały radośnie. April miała wrażenie, że siedząc na tej ławce jest kompletnie
odcięta od otaczającego ją świata.
Przypomniało
jej się, że jakiś czas temu ktoś się do niej przysiadł. Mimowolnie zerknęła z
ukosa na swojego towarzysza i wstrzymała oddech. Szare, pozbawione
jakiegokolwiek wyrazu tęczówki zdawały się prześwietlać ją na wskroś.
–
Cześć. – dobiegło ją beznamiętne pozdrowienie i przekręciła głowę w tamtym
kierunku.
– Znamy
się? – usłyszała swój własny, lekko poirytowany głos. Nie miała ochoty na
zaczepki ze strony nieznajomych, jednak nie mogła odeprzeć wrażenia, że już
gdzieś widziała tego chłopaka.
Przyjrzała
mu się dokładniej. Miał jasne włosy wpadające w szarawy odcień, nieco jaśniejszy
od koloru jego oczu. Dość przystojna twarz nie wyrażała żadnych emocji.
– Nie
wiem, ty mi powiedz czy się znamy. – uśmiechnął pod nosem w sposób, który
niespecjalnie jej się spodobał. Nagle przypomniała sobie, skąd kojarzy tego chłopaka.
–
Jesteś z drużyny… Z drużyny koszykówki. – powiedziała powoli, lustrując go od
góry do dołu. – Co tu robisz? On cię przysłał?
– On…?
Chciałabyś, by tak było?
April
obruszyła się lekko. Dziwny ton, w którym przemawiał chłopak, również nie
przypadł jej do gustu.
– O co
chodzi? – zapytała ostrym głosem, spinając się w sobie.
–
Spokojnie, nie musisz się tak denerwować. Nikt mnie nie przysłał.
Jego
słowa wcale jej nie uspokoiły. Wręcz przeciwnie, poczuła dziwny niepokój
związany z nieproszonym towarzystwem. Coś jej nie grało w zachowaniu rozmówcy i
zaczęła zastanawiać się, czy nie jest czasem przewrażliwiona. Powoli wypuściła
powietrze z płuc i siląc się na opanowanie posłała mu pytające spojrzenie.
–
Więc…? Dlaczego tu przyszedłeś i ze mną rozmawiasz?
–
Zainteresowałaś mnie. Chciałem przekonać się na własnej skórze, kim jest osoba,
która nie przejawia nawet cienia strachu względem naszego kapitana. Czyżbyś…
była z nim… blisko? Może jesteś jego ukochaną?
April
prychnęła jak najeżona kotka.
– Nie
mogłabym być ukochaną kogoś takiego.
Po
chwili dotarło do niej, że zachowywała się wyjątkowo wrogo i nieuprzejmie.
Zrobiło jej się głupio, że wyżywa się na kimś, kto w zasadzie nie zrobił jej
nic złego.
– Wybacz…
Byłam niemiła. Zacznijmy od początku. – zwróciła się do niego pokojowo – Jak
się nazywasz?
–
Mayuzumi Chihiro. Miło mi.
–
Jestem April.
– Wiem
jak masz na imię.
–
Skąd…? – zdziwiła się.
Mayuzumi
poprawił się na ławce i skrzyżował w kostkach swoje długie nogi.
– Od
jakiegoś czasu jesteś tematem numer jeden wśród moich kolegów z pierwszego
składu. Wszyscy zastanawiają się kim może być Europejka, która pojawiła się w
życiu Akashiego. Cóż… – uśmiechnął się podejrzanie – Po dzisiejszym dniu ta
ciekawość osiągnęła punkt krytyczny.
April
starała się przetrawić tą informację. Nie zdawała sobie sprawy, że swoją
obecnością wywołała aż takie zainteresowanie.
– Nie
wiedziałam, że stanowię aż taką sensację. To trochę dziwne, nie uważasz?
Mayuzumi
prychnął z niedowierzaniem.
– Ty chyba
naprawdę zupełnie inaczej postrzegasz świat, co? Jesteś jeszcze bardziej
interesująca niż przypuszczałem.
April
pokręciła głową.
– Nie
wiem jak mam to rozumieć. Mayzumi Chihiro, zgadza się? – spojrzała na niego na
co skinął głową. –Więc posłuchaj, Mayuzumi Chihiro… Wbrew temu co sobie o mnie
myślisz… Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego.
Tym
razem to on potrząsnął głową.
– Sam
fakt, że sprzeciwiłaś się absolutowi
i to jeszcze w taki sposób, można uznać za nadzwyczajny. Kto by sądził, że
kiedykolwiek zobaczę go w takiej rozsypce…
April
nie miała w tej chwili najmniejszej ochoty, by dyskutowaćz nim o zachowaniu
Seijurou, jednak coś w tonie głosu chłopaka nie dawało jej spokoju.
– Nie
darzysz go sympatią. – stwierdziła po chwili ciszy.
– Nie
darzę sympatią nikogo, przed kim muszę czuć respekt. – odpowiedział spokojnie,
ale w jego oczach błysnęło niezadowolenie.
April
poczuła się nienaturalnie wstrząśnięta tym krótkim zdaniem.
–
Dlaczego… – zaczęła powoli, zastanawiając się nad właściwym doborem słów. – Co
jest w nim takiego, że wszyscy…
– Chylą
przed nim głowę? Boją się go? – dokończył za nią Mayuzumi a ona skinęła głową.
– Sam chciałbym wiedzieć. Dlatego tak mnie zaciekawiłaś. Wydaje się, że ciebie
to nie dotyczy.
– Nie
dotyczy… – powtórzyła za nim głucho, przywołując w pamięci uczucie odrętwienia,
które ogarnęło ją ostatnio w sypialni Seijurou. – Nie wiem, czy mnie to nie
dotyczy. Po prostu nie godzę się na to, co uważam za nienormalne i sprzeczne z
moimi przekonaniami.
– Cóż,
jego samego z pewnością nie możesz nazwaćnormalną
osobą.
– A
jednak słuchacie go. Pozwalacie mu na takie traktowanie.
Mayuzumi
zaśmiał się jakby opowiedziała mu dobry żart i powiódł wzrokiem za grupką
dzieci, które przebiegły tuż przed nimi.
– Nie
wyciągaj pochopnych wniosków. Choć go nie znoszę, to muszę przyznać, że jest
pewnie najlepszym kapitanem w historii drużyny. Traktuje nas bardzo dobrze. Drużyna
okazuje mu swój respekt, a on odpłaca się tym samym.
–
Rzeczywiście. – odparowała gorzko. – Okazuje to w niebywały sposób.
– To
czego byłaś dziś świadkiem jest tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę.
– Nie
rozumiem! – zawołała gniewnie – Przychodzisz do mnie i dajesz mi do zrozumienia,
że coś jest z nim nie tak, by później go usprawiedliwiać! Skoro to była
pojedyncza sytuacja, skoro tak wspaniale was traktuje, to dlaczego nikt nie
zareagował? Dlaczego nikt nic nie powiedział?!
Wstała
z impetem z ławki i wbiła w Mayzyumiego świdrujące spojrzenie.
–
Pewnie dlatego, że w głębi serca wszyscy zgadzali się z jego decyzją. Naszą
doktryną jest absolutne zwycięstwo. Skoro ktoś nie potrafi tego udźwignąć…
Najwyraźniej nie powinien być w tej drużynie.
– Co
jest z wami wszystkimi…? Musicie być nienormalni.
Odwróciła
się na pięcie i na rozdygotanych nogach ruszyła w stronę wyjścia z parku. Nie
obejrzała się za siebie ani razu. Nie chciała patrzeć na nikogo, kto podzielał
chore poglądy Seijurou Akashiego.
Z
pewnością też nie chciała oglądać samego Seijurou. Nawet wizja powrotu do domu
w którym mieszkał – i w którym niestety mieszkała także i ona – wywołała u niej
mdłości.
April
uzmysłowiła sobie, że nie ma co ze sobą począć ani dokąd się udać. Mogłaby iść
do kliniki, ale uznała, że jest w zbyt wielkiej rozsypce i nie może w takim
stanie przebywać z pacjentami.
W jej
głowie zatliła się pewna myśl, która z sekundy na sekundę zaczęła nabierać kształtów.
Nie był to może najwspanialszy z pomysłów na jakie kiedykolwiek wpadła, jednak w
tej chwili nie potrafiła wymyślić nic innego. Zerknęła na zegarek oplatający
jej lewy przegub.
Było
piętnaście minut po południu.
Wyciągnęła
z torebki telefon i drżącymi rękoma napisała krótkiego smsa.
~*~
Dworzec
centralny w Tokio był chyba najbardziej zatłoczonym miejscem na Ziemi. April
przedzierała się z wysiłkiem przez gwarny peron, zastanawiając się czy aby na
pewno dobrze postąpiła. Czuła się trochę jak wygnaniec, który pokornie pogodził
się ze swoim losem i odszedł, zamiast stawić czoła wyzwaniu i walczyć o swoje.
Nie,
przecież nikt jej nie wygnał. Ona uciekła, jak ostatni tchórz. Uciekła od
myśli, że przegrała. „Naszą doktryną jest absolutne zwycięstwo”. Cały czas miała
w głowie słowa Mayuzimiego.
Tak
bardzo ją rozgniewało takie podejście do życia, a przecież sama się temu poddała.
Próbowała wygrać za wszelką cenę. Wygrać Seijurou Akashiego. Miała wrażenie, że
to dążenie ją zgubiło.
Ogarnęło
ją przygnębienie. Wyciągnęła szyję, próbując wypatrzyć w nieprzebranym tłumie
znajomą twarz.
Nagle
poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się z przestrachem.
–
April-san. Miło cię znów widzieć.
Przed
nią stał przyjaciel Taigi, Tetsuya. Uśmiechał się do niej łagodnie.
– Ach,
to ty, Tetsu. Przestraszyłeś mnie trochę. – odwzajemniła jego uśmiech. – Ciebie
też dobrze widzieć.
Rozejrzała
się wokół, jednak nigdzie nie dostrzegła Taigi.
–
Kagami-kun nie mógł przyjść. – pospieszył z wyjaśnieniami Kuroko, widząc, że
April wypatruje swojego przyjaciela. – Został na jakiś czas uziemiony.
–
Uziemiony…?
– Nie
może chwilowo ruszać się z łóżka. Ma kontuzję nogi.
– Ojej…
– zmartwiła się – W takim razie może niepotrzebnie się napraszałam. Mógł mi
powiedzieć o tym przez telefon.
– Jego
stan nic nie zmienia, April-san. Ucieszył się, że zamierzasz go odwiedzić.
Akurat byłem u niego, więc zaoferowałem, że odbiorę cię z dworca i dostarczę do
jego mieszkania.
– Ach…
To bardzo miło z twojej strony. Jak w ogóle wypatrzyłeś mnie w tym tłumie?
– To
nie było zbyt trudne zadanie – Tetsuya spojrzał znacząco na jej włosy i April w
lot pojęła aluzję. Roześmiała się.
– No
tak, już rozumiem. Muszę tu wyglądać jak przybysz z obcej planety. Chociaż… – tym
razem to ona zawiesiła wzrok na jego niebieskich kosmykach. – Ty też wyróżniasz
się z tłumu.
– Tak
myślisz April-san? Zawsze wydawało mi się, że ludzie niespecjalnie zwracają
uwagę na mój kolor włosów. Albo na mnie samego. – dodał i uśmiechnął się,
widząc brak zrozumienia w jej oczach. Nie chciał jednak zagłębiać się w ten
temat. – Idziemy, April-san? Kagami-kun z pewnością już się niecierpliwi.
April
zawahała się. Nagle spotkanie z Taigą – zwłaszcza z kontuzjowanym Taigą –
wydało jej się niezbyt kuszące. Podejrzewała, że był w kiepskim nastroju i
pewnie to ona musiałaby pełnić rolę jego pocieszycielki, a nie na odwrót.
Kuroko
zauważył jej wątpliwości.
–
Wszystko w porządku, April-san? Może masz ochotę wcześniej coś zjeść?
April
uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, jednocześnie zaskoczona, że tak
trafnie odczytał targające nią uczucia.
–
Szczerze mówiąc… Tak, chciałabym coś zjeść.
– W
porządku. Zabiorę cię do naszego ulubionego miejsca.
–
Naszego…?
– Ja i
Kagami-kun lubimy tamtejsze jedzenie.
– Czy
to nie będzie dla ciebie problem, Tetsu?
– Skądże,
April-san. W końcu są wakacje. Poza treningami nie mam zbyt wielu zajęć.
April
odetchnęła w duchu, ciesząc się z takiego obrotu sprawy. Jednocześnie poczuła
się podle, że specjalnie odwleka spotkanie z Taigą, który pewnie potrzebował
teraz otuchy.
Potrząsnęła
głową. Nie chciała teraz myśleć o tym, jaka zrobiła się samolubna.
Opuścili
dworzec i ruszyli w kierunku, który Kuroko wskazał wcześniej ruchem ręki.
Po
drodze ucięli sobie luźną pogawędkę, chociaż to April głównie mówiła, a Tetsuya
słuchał. Nie przeszkadzało jej to zupełnie. Zauważyła, że bezbrzeżny spokój,
który bił od chłopaka, podziałał na nią wyjątkowo kojąco. Już prawie zapomniała
o całym swoim przygnębieniu.
Dotarli
do knajpki i rozsiedli się wygodnie na czerwonych kanapach. Panował gwar typowy
dla miejsca, w którym serwowano fastfoody.
April
sięgnęła po menu i zaczęła studiować kolejne pozycje. Na jej szczęście oprócz
japońskich znaczków było także tłumaczenie w języku angielskim.
–
Wezmę… – jej wzrok padł na zdjęcie charakterystycznie wyglądających kubeczków
ze słomką – Shake’a waniliowego.
Kuroko
spojrzał na nią z zaskoczeniem i po chwili uśmiechnął się lekko.
–
Bardzo lubię tutejsze shake’i. Też wezmę jednego.
Poszedł
złożyć zamówienie a April obserwowała go do momentu, w którym wrócił niosąc ze
sobą dwa dość spore kubeczki.
–
Pycha. – zachwyciła się, pociągnąwszy przez słomkę porządny łyk napoju.
– Jesteś
pewna, że ci to wystarczy, April-san?
April
skinęła głową.
– Jeśli
mam być szczera, to jestem niespecjalnie głodna. Po prostu chciałam… – ugryzła
się w język, zanim zdążyła wypaplać, że wolała odwlec spotkanie z Kagamim. – No
właśnie, to co znów nawywijał ten oszołom, że nie może ruszyć się łóżka? –
zapytała, zmieniając temat.
Kuroko
westchnął i odłożył shake’a na stół.
–
Zignorował zalecenia naszej trener i grał pomimo nadwyrężonego mięśnia.
–Cały
Taiga. Bezmyślny jak zwykle. – April zaśmiała i po chwili ucichła. – W sumie
nie mogę powiedzieć, że sama błyszczę intelektem. Zwłaszcza ostatnio.
Tetsuya
nie był pewien jak ma zareagować na jej słowa. Wyczuł jednak wyraźnie, że kryło
się za nimi coś poważniejszego. Coś, co tłumaczyłoby jej niespodziewaną wizytę
w Tokio.
–
Wszystko w porządku April-san? – zapytał po chwili ostrożnie.
April otworzyła
usta, mając zamiar zbyć go jakąś banalną odpowiedzią. Po chwili uzmysłowiła
sobie, że wcale nie miała ochoty tego robić. Chciała z kimś pogadać. Nie, wcale
nie z kimś. Chciała pogadać właśnie z nim.
Dosączyła
do końca swojego shake’a i wyrzuciła pusty kubeczek.
– Nie
wiem Tetsu. Chyba nie jest w porządku, skoro natychmiast potrzebowałam wyjechać
z Kioto. Nie mogę tam na razie wrócić. – przyznała cicho. – Czy to nie dziwne,
że prawie się nie znamy, a ja nagle mam ochotę opowiedzieć ci o całym swoim
życiu…?
– Ani
trochę, April-san. – zaprzeczył Kuroko i popatrzył na nią z wyrozumiałym uśmiechem.
– Jeśli chciałabyś o czymś pomówić, z chęcią cię wysłucham.
– Masz
ochotę na randkę? – wypaliła nagle i podniosła się z miejsca.
– Na randkę…?
April
zaśmiała się, rozbawiona tym, co mógł sobie pomyśleć o jej propozycji.
–
Oczywiście na taką przyjacielską randkę. Jakiś spacer, czy coś. Jeśli mam być
szczera, nie spieszy mi się do spotkania z Taigą.
–
Rozumiem. Chodźmy. – odpowiedział po prostu i podniósł się z siedzenia, a April
ucieszyła się, że nie zadawał żadnych zbędnych pytań.
Poszli
pobliskim bulwarem, otoczonym z dwóch stron szpalerem kwitnących wiśni.
Pachniały tak intensywnie, że aż zakręciło im się w głowach.
Przez
jakiś czas żadne z nich się nie odzywało, napawając się tym przyjemnym, wonnym
odurzeniem.
– Wiesz
Tetsu… – zaczęła w końcu April, zerkając na niego z ukosa. – Prawdę mówiąc
kompletnie nie przemyślałam przyjazdu do Tokio. Jak się okazało Taiga ma swoje
zmartwienia… Mogłam wziąć pod uwagę podobną sytuację, ale jak zwykle okazałam
się wyjątkowo samolubna. Naprawdę doceniam, że chciało ci się po mnie przyjść.
W sumie jestem dla ciebie obcym człowiekiem.
– W
porządku April-san. – Kuroko uśmiechnął się do niej lekko i wskazał ręką na
najbliższą ławkę. – Kagami-kun jest moim przyjacielem i może zabrzmi to
banalnie, ale jego przyjaciele są także moimi.
Przysiedli
obok siebie na drewnianym siedzisku, które było przyjemnie zagrzane od słońca. Przez
kilka minut rozmawiali jeszcze o błahych sprawach, po czym April spoważniała i
utkwiła wzrok w wirujących w powietrzu płatkach wiśni.
– Nie
jestem zbyt dobra w opowiadaniu o swoich uczuciach.
– Nie
przejmuj się April-san. Ja również nie jestem mistrzem w tej dziedzinie.
April
rozluźniła się na te słowa, jednocześnie czując do Kuroko coraz większe
zaufanie.Nie mogła pojąć, że ktoś, kogo dopiero co poznała, wzbudzał w niej
taką dziecięcą ufność.
Odetchnęła
głęboko.
– Dziś…
Ktoś bardzo mnie zawiódł. Wpadłam w straszną złość, nie mogłam tego opanować.
Nie poznawałam samej siebie. – wyznała, nadal wodząc wzrokiem za unoszącymi się
wokół różowymi płatkami. – Teraz gdy już trochę ochłonęłam… Nie mogę nawet
znaleźć powodu, dla którego tak emocjonalnie zareagowałam. Nic mnie właściwie
nie łączy z tą osobą.
Zamilkła,
czując bolesne ukłucie w okolicach serca, na samo wspomnienie tego, o którym
mówiła.
Jednocześnie
uzmysłowiła sobie, że płoną jej policzki. Przejęła ją wewnętrzna niepewność,
spowodowana obnażaniem przed kimś swoich myśli i uczuć.
Chwilę
jej zajęło, by pozbierać się w sobie i doceniła fakt, że Tetsuya jej nie
pospieszał.
– Ta
osoba… – celowo wyrażała się w ten sposób, nie chcąc wdawać się w niepotrzebne
szczegóły – Od początku dała mi się poznać od niezbyt dobrej strony. A mimo to
uparłam się, by się z nią zaprzyjaźnić. Nie mam pojęcia dlaczego, po prostu
ubzdurałam coś sobie. I dziś uświadomiłam sobie, że moje starania poszły na
marne. Nie jestem w stanie pomóc komuś, kto tego nie chce.
Kuroko nadal
milczał, jednak nie przeszkadzało jej to. Pomimo przygnębienia zrobiło jej się
jakoś lżej na duszy.
– Nie
wiem, co sobie myślałam. – uśmiechnęła się blado i wbiła wzrok w ziemię. –
Muszę być strasznie naiwna, nie uważasz?
–
Naiwność to nie jest zła rzecz, April-san. – stwierdził łagodnym głosem Tetsuya
i dotknął lekko jej ramienia, zmuszając ją tym samym, by na niego spojrzała. – Myślę,
ze jest wręcz przeciwnie. Dzięki naiwności ludzie pokładają wiarę w innych i w
samych sobie. Gdyby nie to… Wszyscy byliby samotni, nie mając odwagi na
zaufanie drugiemu człowiekowi.
April
przymknęła powieki rozważając jego słowa. Były dojrzałe i kojące, jednak nie
rozwiewały jej wątpliwości.
– Ale
co wtedy, gdy ktoś nie chce by pokładać w nim wiarę? Co wtedy, kiedy zamieniamy
się w ślepców i głupców, którzy brną w coś, co nie ma najmniejszego sensu…?
Tetsuya
westchnął przeciągle i zapatrzył się przed siebie.
–
Szczerze mówiąc, nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie, April-san. – zawahał
się przez chwilę i wziął głęboki wdech. – Kiedyś… Sam miałem podobny dylemat.
Prawdę mówiąc do tej pory nie daje mi to spokoju.
Nie do
końca wiedział, dlaczego zdecydował się to powiedzieć. Tak jak stwierdziła sama
April-san – byli dla siebie praktycznie obcymi ludźmi. A on nie był wylewny
nawet względem osób, z którymi był w bliskich stosunkach.
Być
może zaufanie, którym zdecydowała się go obdarzyć, podziałało również w drugą
stronę. A może po prostu coś w jej oczach, tak czystych i przejrzystych jak
wody Pacyfiku… Wywołało w nim nieznane do tej pory odczucia.
–
Opowiedz mi o tym, Tetsu. – poprosiła cicho, a on ze zdziwieniem pomyślał, że
zrobiłby to nawet, gdyby nie powiedziała zupełnie nic.
–W
mojej byłej drużynie… Zaczęły dziać się złe rzeczy. Osoby, które miałem za
swych przyjaciół, w pewnym momencie zmieniły się nie do poznania. Nie chciały
już mojej przyjaźni, nie chciały mojego zaufania. Próbowałem to naprawić, ale
moje starania zdawały się przynosić odwrotny skutek– westchnął cicho, do tej
pory odczuwając cień dawnej frustracji – Jednak było coraz gorzej i w końcu…
Przestałem walczyć. Wycofałem się.
– Żałujesz
tego…?
– Teraz
już nie. Gdybym tego nie zrobił, to pewnie źle by się to skończyło. Ale do tej
pory nie wiem, czy zrobiłem wszystko co w mojej mocy.
April wysłuchała
go z przejęciem. Pocieszył ją fakt, że Tetsuya miał podobne doświadczenia a
jednocześnie jego słowa przepełniły ją smutkiem.
– Szkoda,
że nie posiadam w sobie tyle dojrzałości co ty. Jedyne co mam, to swoja własna
głupota, tak wielka, że nawet nie wiem o co mi chodzi.
– Nie
doceniasz siebie, April-san.
April
pokręciła głową.
– Nie
znasz mnie, Tetsu. Czasem wydaje mi się, że jestem najgorszą osobą na świecie.
To przygnębiające.
– Ktoś
kto sam o sobie myśli w ten sposób, nie może być najgorszą osobą na świecie.
– Masz
rację, gorszy ode mnie jest tylko ten, który doprowadził mnie do takiego stanu,
że jadę pociągiem ponad 400 kilometrów tylko po to, by pozadręczać porządnych
ludzi swoimi błahymi problemami – April zaśmiała się cicho i popatrzyła lekko
zawstydzona na swoje buty. – Nie… Nie powinnam w ten sposób myśleć. Teraz do
mnie dotarło, że ktoś taki jak ja nie ma prawa kogokolwiek osądzać.
Kuroko
popatrzył na nią, czując pewnego rodzaju uznanie dla jej słów.
– Kim
dla ciebie jest ta osoba, April-san? – wyrwało mu się z ust całkowicie
bezwiednie.
– Nie
wiem, Tetsu… – westchnęła przeciągle. – Kimś kto, według mnie zrobił coś niewybaczalnego.
Kimś kto mnie zawiódł i doprowadził do takiego stanu, że przestałam odróżniać
to co jest dobre i złe. Jest więc kimś od kogo powinnam trzymać się z daleka a
mimo to… – głos jej zadrżał, gdy uświadomiła sobie pewną prawdę – Myśl o tym,
że miałabym go zostawić… Jest dla mnie całkowicie nie do zniesienia.
Tetsuya
był poruszony jej słowami do głębi serca.
– Myślę,
że naprawdę zależy ci na tej osobie, April-san.
April
nie odpowiedziała. Mimo panującego upału przejął ją niespodziewany chłód.
Milczała przez dłuższą chwilę.
– Co
mam robić Tetsu…? – zapytała w końcu brzmiąc wyjątkowo żałośnie. – Dalej rzucać
się na oślep, czy poddać się? Myślałam, że uciekłam z wściekłości i żalu, a tak
naprawdę… Uciekłam, bo bałam się podjąć jakąkolwiek decyzję. Mam wrażenie, że każda
będzie zła. Ile mam jeszcze czekać, by w końcu zrozumieć co mam robić?
– April-san…
– Tetsuya wymówił jej imię wyjątkowo miękkim głosem – Nie mogę ci powiedzieć,
jaką powinnaś podjąć decyzję. Ale pomyśl… Czy czekanie cokolwiek zmieni?
– Co
chcesz przez to powiedzieć?
– Mam
na myśli, że jak trudna nie byłaby decyzja, to odwlekanie jej niczego nie
ułatwi. Czasem sami sobie komplikujemy pewne sprawy i nie widzimy, że w
rzeczywistości wszystko jest prostsze niż się wydaje.
April
popatrzyła prosto w jego łagodne, jasnoniebieskie tęczówki. Powoli docierało do
niej znaczenie jego słów i poczuła jak jej puls przyspiesza.
– Masz
rację… – wyszeptała. – Boże, masz rację. Tetsu… Jestem tak głupia.
–
April-san…? – Tetsuya był zdezorientowany nagłą zmianą, która zaszła na jej
twarzy.
– Muszę
wracać. – podniosła się pospiesznie i posłała mu roztargniony uśmiech. – Jesteś
najwspanialszą osobą pod słońcem, Tetsu. Naprawdę cieszę się, że cię poznałam. Spotkajmy
się jeszcze! I błagam, przeproś ode mnie Taigę!
Zanim
Kuroko zdążył jakkolwiek zareagować, April odwróciła się i pobiegła przed
siebie bulwarem, machając mu ręką przez ramię.
– Ale
przecież… – szepnął do siebie, obserwując trzepoczące w powietrzu jasne włosy. Czuł się oszołomiony i nie do końca docierał
do niego sens tego, co właśnie się stało.
Nagle
jego telefon rozdzwonił się w kieszeni. Półprzytomnie odebrał połączenie.
– No,
gdzie wy się podziewacie, co? – w słuchawce rozległ się gderliwy głos
Kagamiego. – Przyjechała ona w ogóle czy nie?
– Tak,
przyjechała. – odpowiedział mu machinalnie, nie spuszczając wzroku z coraz
bardziej oddalającej się sylwetki dziewczyny – Przyjechała, ale… już pojechała.
– Co?!
O czym ty mówisz, Kuroko?
Tetsuya
nie odpowiedział. Skupiał się na tym, by nie stracić z oczu jasnych włosów i
czerwonej sukienki. Po kilku sekundach zniknęły mu jednak z pola widzenia.
– Ej,
jesteś tam?
Kuroko
westchnął cicho.
– Tak
Kagami-kun. April-san… musiała jednak wracać. Później ci o tym opowiem.
– Stało
się coś? – zapytał Kagami zaniepokojonym głosem.
Tetsuya
milczał przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Nie,
Kagami-kun. Wszystko w porządku. Do jutra.
Rozłączył
się.
„Wszystko
w porządku” dźwięczały mu w głowie jego własne słowa. Przecież taka była
prawda. Nic takiego się nie stało. Nie rozumiał jednak, dlaczego czuł się tak,
jakby okłamał przyjaciela.
Czyżby
zawód z powodu zniknięcia z horyzontu czerwonej sukienki był czymś, co
zaliczało się do kategorii „Coś Się Jednak Stało”…?
~*~
Podróż powrotna do Kioto zabrała April mniej niż 3 godziny.
Gdy wybiła 19 była już w rezydencji, nie mogąc uwierzyć, że wyjeździła dziś
pociągiem około 900 kilometrów. Czuła się zmęczona i przerażona wizją tego co
ją czekało, ale też zdeterminowana jak nigdy.
Tetsu miał rację. Nie mogła zwlekać.
W holu wejściowym wpadła na swojego ojca. Pierwszy raz od
dwóch dni stanęła z nim twarzą w twarz.
– April… Dawno się nie widzieliśmy. Czy słyszysz jak to
głupio brzmi? – zapytał Anthony, świdrując ją wzrokiem. – Gdzie się podziewałaś
ostatnimi czasy?
– Przecież wiesz, że zajmowałam się unikaniem ciebie, tato.
– przyznała z rozbrajającą szczerością – A jeśli pytasz o konkrety, to właśnie
wróciłam z Tokio. Tak w ogóle to jestem winna ci przeprosiny.
– Tokio…? – Anthony wytrzeszczył lekko oczy – Przecież byliśmy
tam dwa dni temu! Tłukłaś się sama pociągiem?! Nie, nawet nie będę dopytywać o
szczegóły. Ostatnio twoje zachowanie jest doprawdy istną udręką.
– Nie obchodzi cię, że chcę cię przeprosić? Zachowywałam się
wyjątkowo głupio.
– Cóż, to miłe z twojej strony, ale dobrze wiesz, że cię nie
obwiniam.
– Tato. – powiedziała z ostrzegawczą nutą w głosie. –
Właśnie, że powinieneś mnie o to obwiniać. Przestań mnie w końcu
usprawiedliwiać. Jesteś względem mnie całkowicie bezkrytyczny. Przyjmij w końcu
do wiadomości, że wbrew twoim teoriom sama odpowiadam za swoje wątpliwe
poczynania.
Anthony westchnął jednak nie ciągnął tematu. Cieszył się, że
April przestała się na niego boczyć. Spojrzał jej w oczy i nagle dostrzegł w
nich coś dziwnego.
– Stało się coś? – zapytał z troską – Może pójdziemy do
salonu pogadać? Opowiesz mi co robiłaś ostatnio, jak tam w szpitalu…
– Chciałabym, ale… – uśmiechnęła się tak smutno, że prawie
pękło mu serce. –Najpierw muszę coś załatwić. Do zobaczenia później.
~*~
Pierzaste jak wata cukrowa chmury sunęły leniwie po
zaróżowionym niebie.
Seijurou obserwował je w zamyśleniu, trzymając w rękach
pomarańczową piłkę o przyjemnie chropowatej powierzchni. Chciał pograć, ale
boisko znajdujące się na tyłach rezydencji wydało mu się nagle zbyt duże, by odbijać
piłkę w samotności.
Zamiast tego zapatrzył się w niebo i po raz pierwszy w życiu
marnotrawił swój czas na całkowitej bezczynności.
Cały dzień czuł się kompletnie rozbity. Oszukiwał samego
siebie, że nic się nie zmieniło. Machinalnie wykonywał wszystkie czynności,
jednak jedna, nieznośna myśl powracała do niego niczym bumerang.
Pomylił się.
Wmawiał sobie, że była to pomyłka błaha, w nieistotnej dla
niego sprawie. Tym bardziej nie mógł pojąć, dlaczego nie jest w stanie puścić
tego w niepamięć i funkcjonować jak zazwyczaj.
Odbił piłkę od twardej nawierzchni boiska i ponownie złapał
ją w dłonie. Nie, nie miał ochoty grać. Właściwie nie miał pojęcia, czy miał
ochotę na cokolwiek.
Poczuł się, jakby nie wiedział kompletnie nic. To było żałosne.
Usłyszał cichy szelest za plecami. Będąc przekonanym, że to
jedna z pokojówek przyszła zaprosić go na kolację, nawet nie fatygował się, by
odwrócić głowę.
– Dziś nie będę jadł kolacji.
– Nie mam pojęcia co powiedziałeś, ale niech ci będzie.
Na dźwięk tego głosu, Seijurou poczuł jak serce drgnęło mu w
piersi. Jego dłonie zacisnęły się mocniej na trzymanej piłce.
Starając się zmyć z twarzy wszystkie emocje, odwrócił się
powoli.
Stała na krańcu boiska i pierwsze co dostrzegł, to jej
zaróżowione policzki. Jasne włosy spływały dość smętnie wzdłuż szczupłych
ramion. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, jak bardzo drobnej była postury.
To odkrycie zaskoczyło go równie bardzo, jak sama jej
obecność. Był przekonany, że nie będzie chciała go widzieć przez najbliższy
czas. Stała jednak – tu i teraz – i Seijurou pomyślał, że nie ma bladego
pojęcia, czego jeszcze może spodziewać się z jej strony.
Raz po razie przełamywała wszelkie konwencje, wybiegała poza
utarte w jego głowie schematy.
Błąd statystyczny,
przeszło mu przez myśl.
April van Rosenberg uparcie wpasowywała się w granice błędu
statystycznego, dlatego jego przewidywania ciągle mijały się z rzeczywistością.
Był tym zmęczony.
Otworzył usta, nawet nie wiedząc co chce powiedzieć.
– Przyszłaś. – stwierdził w końcu i pomyślał, że zabrzmiał
jakby jej oczekiwał. Cóż, jakoś go to nie obeszło. Nagle wszystko wydało mu się
kompletnie bez znaczenia. – Niepotrzebnie.
April poczuła, że zaciska jej się gardło a żołądek zawiązuje
w supeł. To, jak Seijurou wyglądał na tle tego niemal bajkowego nieba wcale nie
dodawało jej odwagi, by wprowadzić swój zamiar w życie.
– Potrzebnie. – odpowiedziała w końcu, starając się opanować
drżenie w głosie. – Musiałam przyjść. Musiałam przyjść by… cię przeprosić.
Seijurou uniósł mimowolnie brwi. Przeprosić…?
Po raz kolejny to co robiła i to mówiła wprawiło go w
osłupienie. Chyba powinien przywyknąć do takiego stanu rzeczy. Niemal
uśmiechnął się do własnych myśli.
April nie czekała na odzew z jego strony. Chciała uporać się
z tym wszystkim jak najszybciej, zanim własne tchórzostwo odbierze jej resztki
determinacji.
– Dziś… Powiedziałam ci coś, czego nie powinnam. Dlatego
przepraszam. Nadal uważam, że to co zrobiłeś… – urwała i popatrzyła na niego
spod przymkniętych powiek. – Było podłe. I nigdy czegoś takiego nie zrozumiem.
Jednak nie mam prawa by cię oceniać. Nie
ja. – powiedziała z naciskiem. – Nie mam pojęcia kim jesteś. Jesteśmy dla
siebie po prostu parą obcych ludzi. Ludzi pochodzących z zupełnie odmiennych
światów. Ty nie zrozumiesz nigdy mnie, ja nie zrozumiem nigdy ciebie.
Próbowałam, ale uzmysłowiłam sobie, że mi się nie uda. Ty… Ty po prostu tego nie
chcesz.
Przykucnęła i zaczęła bawić się leżącymi pod jej stopami kamykami,
by ukryć jakoś swoje roztrzęsienie.
– Dlaczego…? – jego dziwnie odległy głos dotarł do jej uszu
i miała wrażenie, że zaraz coś w niej pęknie. – Dlaczego od początku tak ci na
tym zależało? Mimo moich ostrzeżeń ty dalej w to brnęłaś. Czy nie powiedziałem
ci, że nauczka będzie bolesna?
– Po prostu… byłam naiwna. Nadal jestem. Nie mogę tak… się
poddać. – wyszeptała i już nie wiedziała, czy próbuje przekonać jego czy samą
siebie. Podniosła się z ziemi. – Jesteś podły. Okropny. Ciężko mi na ciebie
patrzeć. A mimo to coś nie pozwala mi odpuścić.
– Powinnaś.
– Masz rację. Powinnam. Tak mi nakazuje zdrowy rozsądek. –
przyznała i popatrzyła jak zachodzące powoli słońce odbija się słabym blaskiem
w jego dwukolorowych, zimnych jak lód oczach. Serce krajało jej się z bólu a
ona nadal nie wiedziała dlaczego. – Tak też zrobię.
Seijuro poczuł jak po plecach przebiega mu dreszcz. Nie takich
słów się spodziewał.
– Doskonale. – stwierdził tylko i odwrócił się, starając się
zwalczyć niezrozumiałe uczucia, które zawładnęły nim od środka. Piłka, którą
dotychczas trzymał kurczowo w dłoniach upadła na ziemię, i po kilku niemrawych
podskokach potoczyła się do stóp April.
Podniosła ją i przebiegła palcami po jej szwach.
– Zagrajmy, Akashi Seijurou. – powiedziała nagle – Jeśli
wygram, pozwolisz mi spróbować ostatni raz. Ostatni raz spróbuję cię uratować.
Usłyszała jego ciche prychnięcie.
– A jeśli przegrasz?
– Wtedy dam sobie spokój. Poddam się z czystym sumieniem, że
zrobiłam wszystko co w mojej mocy. Spakuję się i wrócę do domu. Zniknę raz na
zawsze z twojego życia.
Seijurou drgnął. Ostatnie zdanie odbiło się głuchym echem w
jego głowie.
– To bezcelowe. – stwierdził w końcu cicho – Ja nie
przegrywam. Dobrze o tym wiesz. Do czego dążysz?
April wzruszyła ramionami.
– Po prostu chcę to zakończyć z klasą. Jeśli mam przegrać to
przegram. Chcę, żebyś to ty mi pokazał moją porażkę. Bo sama pewnie nigdy jej
nie pojmę.
Jej głos był wyprany z emocji.
Nie mógł się powstrzymać, by na nią nie spojrzeć.
Miała spierzchnięte usta i przygaszony wzrok. Niespodziewany
podmuch wiatru sprawił, że pojedyncze kosmyki zawirowały wokół jej twarzy.
Seijurou poczuł dziwną suchość w przełyku. Jeżeli wygra, to
teraz widzi ją po raz ostatni w życiu. Jeżeli…
Co za bzdura, skarcił się myślach. Nie było żadnego jeżeli. On zawsze
wygrywał.
– Zgoda. – powiedział w końcu.
April uśmiechnęła się blado i zdjęła buty, po czym weszła na
powierzchnię boiska.
– Chcę, żebyś wiedział, że dam z siebie wszystko.
– Do ilu?
– Do 50. – palnęła i nagle, mimo całego swego przygnębienia,
roześmiała się głośno. Jeszcze bardziej rozbawił ja fakt, że na Seijurou nie
zrobiło to najmniejszego wrażenia.
– Jeśli masz ochotę przegrać aż tyloma punktami.
– Nie zakładaj proszę, że nie uda mi się zdobyć żadnego.
Skąd wiesz, że nie potrafię grać?
– Po prostu to widzę.
Seijurou ustawił się pod koszem. April ustała naprzeciwko
niego i zaczęła odbijać piłkę. Nim zdążyła się obejrzeć, straciła posiadanie.
– Oo? – zadziwiła się obserwując, jak Seijuro wykonuje
niedbały rzut. Piłka wpadła do kosza. – To nie fair. Oszukujesz. W takim razie
ja też będę.
Pobiegła po piłkę i znowu ustała naprzeciwko Seijurou. Tym
razem nie miała zamiaru wypuszczać przedmiotu z rąk. Przytuliła go do piersi i
uśmiechnęła się złośliwie.
– Co robisz? – zapytał, patrząc na nią jakby była niespełna
rozumu.
April w mgnieniu oka wykorzystała, że stracił czujność. Wyminęła
go i rzuciła w stronę kosza. Ku jej rozczarowaniu piłka odbiła się od obręczy i
wpadła prosto w ręce Seijurou.
Prychnął kpiąco.
– Żałosne. Nawet gdy pozwalam ci oszukiwać, ty nie jesteś w
stanie trafić do kosza. Dlaczego uparłaś się na coś, o czym nie masz bladego
pojęcia?
– Lubię koszykówkę. Jest sympatyczna.
– Sympatyczna… – powtórzył za nią i wykonał rzut, zdobywając kolejny punkt.
April nie zniechęcała się tym jak kiepsko jej idzie.
Uzmysłowiła sobie, że zaczęła dobrze się bawić i pragnęła, by ten stan trwał
jak najdłużej. Nie chciała myśleć o momencie, w którym gra dobiegnie końca.
– No to co, Akashi Seijurou, jak masz zamiar zabrać mi ją
teraz? – włożyła piłkę między łydki i zaczęła skakać po boisku.
Seijurou westchnął.
– Nic prostszego – zrobił krok w jej stronę, jednak zdążyła odskoczyć
i uciekła na drugi koniec boiska. Z gardła wyrwał jej się radosny śmiech.
– A teraz? – zawołała, pokazując mu język.
– W takim razie poczekam, aż tu wrócisz i spróbujesz trafić
do kosza.
– Nie wrócę!
– Twoja sprawa. Zamierasz grać na zwłokę?
– Nie zamierzam. Będę rzucać stąd!
– Powodzenia. Nie byłaś w stanie trafić z odległości pół
metra.
– Trafię, zobaczysz! Miej we mnie trochę wiary.
Seijurou westchnął i ruszył w jej stronę z zamiarem
zakończenia tej farsy, jednak April znowu uciekła mu sprzed nosa.
– Jak długo masz zamiar przeciągać strunę? Dobrze wiesz, że
w końcu cię złapię.
– Spróbuj! – zawołała prowokująco i zaczęła podrzucać piłkę
nad głową.
– Sama się o to prosiłaś.
Ruszył biegiem w jej stronę, zastanawiając się w którym
momencie ta irracjonalna sytuacja zaczęła sprawiać mu przyjemność.
Wyciągnął dłonie by odebrać jej swoją własność i wtedy stało
się coś zdumiewającego.
April wyrzuciła piłkę wysoko w powietrze. Oboje obserwowali,
jak leci niebotycznie wysokim łukiem i po chwili wpada prosto do obręczy.
April
roześmiała się gardłowo i zaczęła klaskać w dłonie jak małe dziecko.
–
Widziałeś to?! Widziałeś? Ale jestem dobra! – zawołała z podnieceniem i znowu
zaczęła się śmiać, rozbawiona swoim niewiarygodnym szczęściem. – Mówiłam ci, że
trafię!
Przeniosła
rozentuzjazmowany wzrok na twarz Seijurou i śmiech zamarł jej w gardle.
To, co
zobaczyła sprawiło, że wszystko wokół jakby straciło swoje barwy. April
wstrzymała oddech, zastanawiając się, czy wzrok jej nie zawodzi.
Nieprawdopodobne.
Seijurou Akashi uśmiechał się.
Nie z wymuszonej uprzejmości. Nie szyderczo, kpiąco, czy cynicznie.
Po raz
pierwszy była świadkiem, jak kąciki jego ust unosiły się w szczerym, łagodnym
uśmiechu.
April napawała
się tym nadzwyczajnym widokiem przez kilka długich sekund, podświadomie przeczuwając,
że zaraz stanie się coś, co sprawi że czar chwili pryśnie.
Intuicja
jej nie zawiodła.
Wszystko
potoczyło się bardzo szybko.
Ich
oczy się spotkały. Wpatrywali się w siebie przez ułamek sekundy i nagle Seijurou
pochylił się ku ziemi, jakby zebrało mu się na wymioty.
April
zamarła. Nie miała zielonego pojęcia co
się dzieje i poczuła jak przejmuje ją strach. Wyciągnęła ku niemu dłoń, lecz
odtrącił ją lekko swoją własną.
Zaraz
potem wyprostował się i zerknął na nią przelotnie, po czym gwałtownie się od
niej odwrócił.
–
W-wybacz. Ja...
Nie
dokończył i oddalił się szybkim krokiem w stronę rezydencji.
April odprowadzała
go wzrokiem, dopóki nie zniknął za żywopłotem otaczającym ogród.
Nie
zawołała za nim. Nie próbowała też go dogonić, albo zatrzymać w jakikolwiek
inny sposób.
Nie zrobiła
tego, bo najzwyczajniej w świecie nie była w stanie wykonać najmniejszego
ruchu.
Serce załomotało jej w piersi.
To była
chwila.
Ich
oczy spotkały się zaledwie na moment, tuż przed tym, jak tak niespodziewanie ją
tu zostawił. Ten moment jednak wystarczył.
To,
czego była świadkiem wydawało się nielogiczne i pozbawione jakiegokolwiek
sensu.
A jednak April była więcej niż pewna.
Obie tęczówki Seijurou Akashiego błyszczały
szkarłatnym odcieniem czerwieni.
--------------------------------------
! Ach Seijurou, mój ty najdroższy. Przyprawiasz mnie o zawał.
<3