Sierpniowe słońce wznosiło się mozolnie nad sennym jeszcze o tej porze Kioto. Wyłaniające się znad licznych wzgórz promienie słoneczne, leniwie wkradały się do wnętrz górujących nad miastem świątyni i kapliczek, sygnalizując mieszkającym tam kapłanom porę na rozpoczęcie porannych obrzędów. Obok jednej z takich świątyni przebiegł truchtem czerwonowłosy chłopak w stroju treningowym. Krople potu spływały po jego pięknej twarzy w kolorycie kości słoniowej, a on sam oddychał już dość ciężko, jednak ani na moment nie zwolnił tempa biegu. Jego celem było jak najszybsze dotarcie do znajdującej się na najwyższym wzniesieniu eleganckiej rezydencji w stylu europejskim. Gdy po kilku minutach dobiegł na teren ogrodzonej żywopłotem posiadłości, w końcu mógł rozluźnić obolałe mięśnie i odetchnąć pełną piersią. Porozciągał się jeszcze przez chwilę, po czym otarł twarz przygotowanym wcześniej ręcznikiem i ruszył w stronę drzwi frontowych.
Ten piękny, stylowy budek, wraz
z zadbanymi ogrodami w stylu francuskim, stadniną koni i rozciągającymi się na
południe, kilku hektarowymi terenami zielonymi, był jedną z wielu posiadłości
należących do rodziny Akashi. Rodzina ta była jednym z tych wiekowych,
szanowanych powszechnie rodów, kontrolującym znaczną część japońskiej
gospodarki. Natomiast kierujący się w stronę wejścia przystojny chłopak o
nietypowym kolorze włosów i szlachetnych rysach twarzy, który biegał o
wschodzie słońca, niezmiennie każdego ranka – był jedynym synem głowy rodu i
dziedzicem rodzinnej fortuny. Jego dumna postawa i stanowczy chód od razu
zdradzały nie tylko jego wysokie urodzenie, ale także doskonałe przygotowanie
do pełnienia powierzonej mu roli.
Seijuro Akashi wkroczył do
pogrążonego w ciszy holu wejściowego a jego kroki odbiły się głuchym echem od
wysokich ścian. Wnosząc po braku jakichkolwiek innych odgłosów, stwierdził, że
jest obecnie jedyną przebywającą w domu osobą. Nie miał jednak czasu
zastanawiać się nad tym, gdzie podziała się cała służba, gdyż czekał go szybki
prysznic, po którym miał do zrealizowania szereg innych obowiązków wynikających
z jego napiętego do granic możliwości harmonogramu.
Mimo iż miał zaledwie
siedemnaście lat, to jego tryb życia raczej mało przypominał ten, który
prowadziła większość jego rówieśników. Był przecież spadkobiercą rodu Akashi i
fakt ten definiował wszystkie jego powinności i zachowania. Od dziecka
przyświecała mu idea zostania dumnym następcą swojego ojca i cała jego
egzystencja była podporządkowana dążeniu do tego celu. Jakakolwiek porażka była
w jego przypadku niedopuszczalna.
Akashi udał się szybkim krokiem
do przestronnej łazienki na drugim piętrze i zrzuciwszy z siebie przesiąknięte
potem ubrania wszedł pod lodowaty strumień wody. Zamknął oczy i pozwolił swoim
myślom odpłynąć w bliżej nieokreślonym kierunku. Jego nadzwyczaj pięknie
wyrzeźbione mięśnie napięły się pod wpływem niskiej temperatury i Seijuro rozchylił
usta w lekkim uśmiechu, czerpiąc przyjemność z tej małej, cielesnej tortury. Nie
pozwolił sobie jednak na zbyt długie rozkoszowanie się tym orzeźwiającym
doznaniem, bo zaraz po śniadaniu miał zaplanowaną lekcję szermierki z prywatnym
nauczycielem. Mimo, iż był początek sierpnia i większość jego rówieśników
cieszyła się międzysemestralną przerwą od szkoły, Akashi nie narzekał na
nadmiar czasu wolnego. Swój wakacyjny terminarz zapełnił jak zwykle tak, by jak
najefektywniej wykorzystać czas wolny od zajęć. Podczas gdy inni nastolatkowie
włóczyli się z przyjaciółmi po centrach handlowych, bądź wylegiwali się na
piaszczystych morskich plażach, on miał lekcje szermierki, strzelania z łuku,
malarstwa, czy języków obcych. Jednakże taki stan rzeczy zupełnie mu nie
przeszkadzał, a wręcz przeciwnie; tylko konstruktywne gospodarowanie czasem,
które prowadziło do zamierzonych wyników, było w stanie go usatysfakcjonować.
Odświeżony szybkim prysznicem,
przepasał się w biodrach puchatym ręcznikiem i udał się do swojej sypialni. Na
łóżku dostrzegł przygotowany przez pokojówkę zestaw ubrań, co oznaczało, że nie
jest już w domu sam. Szybko nałożył uszykowaną dla niego czarną, dość obcisłą
koszulkę i kremowe spodnie, po czym szybkim krokiem udał się na dół.
– Dzień dobry paniczu Seijuro –
przywitała go od progu kuchni młoda gosposia i od razu podała mu kubek z gorącą
kawą.
– Witaj Konako-san. Czy zjawił
się już Asahura-sensei?
Gosposia poruszyła się
niespokojnie i zamrugała nerwowo, co nie uszło jego uwadze. Wpatrywał się w nią
w niemym oczekiwaniu, przeczuwając, że zaraz usłyszy coś, co mu się nie
spodoba.
– Nie, paniczu. Poleciłam mu
dziś nie przychodzić. – powiedziała cicho i spuściła głowę, nie mogąc dłużej
znieść presji jego wzroku. Atmosfera wyraźnie zgęstniała, jak kiepsko zrobiony
kisiel.
Jej młody pan był na co dzień bardzo
uprzejmy i posiadał nienaganne maniery, jednak Konako i tak czuła się dziwnie onieśmielona
i spięta w jego towarzystwie. Coś w jego oczach, zarówno ich wyraz, jak i
osobliwy kolor… To powodowało, że miała ciarki na całym ciele. Nigdy wcześniej
nie widziała u nikogo takich dziwnych oczu.
Teraz dodatkowo przeczuwała, że
zrobiła coś nie po jego myśli i wyrzucała sobie w duchu, że na własną rękę
podjęła idiotyczną decyzję. Chciała jedynie być pomocna ale wszystko wskazywało
na to, że przekroczyła swoje kompetencje. A gdy panicz Seijuro był zawiedziony
czyimś bezmyślnym zachowaniem, stawał się naprawdę… przerażający.
– A zrobiłaś to, gdyż…? –
zapytał w końcu chłodno, mierząc wzrokiem zatrwożoną gosposię.
– Dzwonił pański ojciec,
paniczu Seijuro – pospieszyła z tłumaczeniem, przestępując z nogi na nogę –
Dziś przed południem przyjedzie do Kioto i kazał… polecił paniczowi przygotować
się do jego wizyty.
Akashi był zaskoczony usłyszaną
nowiną. Zwykle ojciec informował go ze znacznym wyprzedzeniem o swoich
odwiedzinach i teraz zastanawiał się, co mogło być powodem jego nagłej decyzji.
– Rozumiem. – powiedział w końcu
w stronę skonsternowanej dziewczyny, która z ulgą zarejestrowała, że nie
zdenerwowała go aż tak bardzo – Jednak następnym razem postaraj się skonsultować ze mną zmiany w moim harmonogramie.
– Oczywiście paniczu, proszę o
wybaczenie. – pochyliła się nisko i po chwili oddaliła się pospiesznie w głąb
domu. Seijuro obserwował przez chwilę jej drobną sylwetkę, po czym sam ruszył do
wyjścia na taras.
Powoli dochodziła 9 rano, a
termometr wskazywał prawie 20 stopni – zapowiadał się naprawdę przyjemny dzień.
Jeśli ojciec miał zamiar zjawić się około południa, oznaczało to, że miał
jeszcze trochę wolnego czasu, którego nie zamierzał zmarnować na bezczynne
siedzenie. Skierował swe kroki w stronę stojącej w cieniu drzew stajni, instruując
przy okazji krzątającego się wokół ogrodnika, by przyozdobił wnętrze domu
świeżymi kwiatami.
W stajni osiodłał karego
angloaraba i ruszył nim na przejażdżkę w dół łagodnego zbocza, prowadzącego do
ukrytego w cieniu drzew jeziorka. Akashi był wybornym jeźdźcem i koń doskonale
odczytywał wszystkie intencje dosiadającego go chłopaka. Jazda konna była z
jedną z niewielu rzeczy, która sprawiała mu prawdziwą przyjemność. Żałował
tylko, że nie mógł dosiąść swojego ulubionego, białego jak śnieg wierzchowca,
który wabił się Yukimaru. Niestety został on w Tokio, w głównej rezydencji
rodziny Akashi, gdzie aktualnie mieszkał jego ojciec, Masaomi.
Od kiedy Seijuro zdecydował się
iść do renomowanego liceum w Kioto, on i jego ojciec widywali się raczej
rzadko. I jeśli miał być szczery, to taki stan rzeczy mu odpowiadał. Szanował
ojca i podziwiał jego osiągnięcia, jednak irytowało go ciągłe podkreślanie
przez niego konieczności bycia najlepszym we
wszystkim. Tak jakby Seijuro sam o tym nie wiedział i trzeba mu było o tym
przypominać. Zwracając się do niego, Masaomi zwykł mawiać: „Tylko ten, który
odnosi sukces we wszystkich dziedzinach, jest godny bycia członkiem rodziny
Akashi” a ton głosu, którym wygłaszał te podniosłe frazesy, nie do końca
podobał się Seijuro. Za każdym razem wydawało mu się, że ojciec próbuje w ten
sposób okazać swoje powątpiewanie w jego doskonałość. Jakby wszystko to, co
osiągnął, nadal nie było wystarczające, by spełnić ojcowską wizję perfekcyjnego
następcy.
Akashi zmarszczył z
niezadowoleniem brwi do swoich własnych myśli. Nie wiedział, co kryje się za
niespodziewaną wizytą ojca, jednak dopóki nie stanie z nim twarzą w twarz,
wolał sobie nie zaprzątać nim głowy.
Dotarłszy do jeziorka,
zeskoczył zgrabnie z konia i pochylił się nad wodą by sprawdzić jej
temperaturę. Była ciepła i niespodziewanie doznał uczucia deja vu. Po chwili
uzmysłowił sobie, że jego mózg nasuwa mu obrazy ze snu, który miał kilka nocy
temu. W tamtym śnie stał nad oceanem i woda w nim była tak samo ciepła, jak w
tym jeziorku. Pamiętał, że ocean był niezwykle spokojny a promienie słoneczne
odbijały się na jego tafli tworząc barwną mozaikę. Wydawało mu się, że z kimś
rozmawiał, jednak za nic nie mógł sobie przypomnieć kim był jego rozmówca.
Najbardziej jednak utkwiło mu w pamięci dziwne poczucie bezradności, które
zawładnęło jego ciałem i umysłem, gdy tak stał nad brzegiem i wpatrywał się w
horyzont.
– Niedorzeczne. – szepnął do
siebie, czując nagły przypływ irytacji. W realnym życiu uczucie bezradności
było mu całkowicie obce, i nie podobało mu się, że dosięgnęło go ono podczas
jakiejś kuriozalnej wizji sennej. Akashi nie miał jednak zamiaru tego
rozpamiętywać, bo zawracanie sobie głowy bezsensownymi rozważaniami było całkowicie nie w jego stylu. Ostatni raz
spojrzał w przejrzystą taflę wody, w której odbiła się jego przystojna twarz. Wszelkie
bezużyteczne myśli zdążyły opuścić jego umysł.
Zbliżała się dziesiąta, więc
wskoczył z powrotem na konia i ruszył w stronę domu, zostawiając za sobą ukryte
w cieniu drzew jeziorko i wszystkie wiążące się z nim przemyślenia. Wkrótce w
Kioto zawita jego ojciec, a on bardzo chciał poznać powody jego przyjazdu i
jaki to będzie miało wpływ na jego wakacyjny harmonogram. I miał szczerą
nadzieję, że będzie to coś naprawdę ważnego.
Chociaż Seijuro Akashi był niemalże
specjalistą we właściwym odczytywaniu wszystkich znaków na niebie i ziemi, to
nie mógł w tej chwili wiedzieć, że wizyta jego ojca zapoczątkuje coś, co
wkrótce miało odmienić jego niczym niezmącone do tej pory życie.
------------------------------------------------
Wiem, że na razie nie ma zbyt ekscytujących rzeczy, ale proszę o wyrozumiałość :)
Zaczęłam czytać, ale oczy mi się już zamykają ze zmęczenia, więc jutro bardzo chętnie dokończe. Ciekawie się zapowiada. Nie wiem czy to przez moją głupotę, ale nie jestem pewna kto jest głównym, ponieważ w innych opowiadaniach dziewczyna była główna, ale każde opowiadanie jest inne. Jak mówiłam na początku jeszcze to przeczytam dalej c: Z góry przepraszam za błędy, bo pisze na telefonie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sookie
Tak więc miło mi poznać, komentuje każde opowiadanie z Akashim jakie uda mi sie znaleźć, uprzedzam z góry moje komentarze są ogromnie pogrzane i myśle że da sie do nich przyzwyczaić
OdpowiedzUsuńWięc życze duuuuuuuużo weny i pijaństwa na sylwku
Niby nic specjalnego się nie działo, ale jednak te wszystkie przemyślenia... Zaskakujące, jak ciekawe mogą być zwykłe myśli Seijuuro.
OdpowiedzUsuńMuszę chyba zacząć od napisania, że odwzorowanie charakteru Akashi'ego Ci wyszło. Nie zawsze tak łatwo jest skopiować kogoś (Trzeba by poprosić Kise o jakieś korki), ale tutaj wyczuwa się, że to na pewno jest Seijuuro. Pewny siebie i władczy, a jednak spokojny i nie przypominający słownie o tym, kim jest. Sama postawa i spojrzenie jego (Pięknych) oczu mówi za siebie.
Bardzo podoba mi się cały pomysł. Rozdział nie był jakiś ciężki, dawał do myślenia, ale jednak pozwalał się zrelaksować. Nie wiem jak inni, ale ja uwielbiam takie rozdziały, kiedy nie trzeba skupiać się na pędzącej akcji. Tutaj jedynce co pędziło, do koń Akashi'ego :D
Pozdrawiam i życzę weny :)
Paola-Vea ^^