Seijurou siedział samotnie przy stole w jadalni, czekając z posiłkiem na ojca. Masaomi Akashi, zgodnie z zapowiedzią zjawił się w rezydencji nim wybiło południe, i po dość oficjalnym przywitaniu z synem, udał się do jednej z sypialni na piętrze, by odpocząć i odświeżyć się po długiej podróży.
Nastała
pora obiadowa, więc lada moment powinien zejść na dół i Seijurou w końcu
usłyszy powody tej zaskakującej wizyty.
Paradoksalnie,
w domu panowała jeszcze większa cisza, niż kiedy przebywał tu zupełnie sam.
Służba zdawała się być głęboko poruszona przyjazdem pana domu i wszyscy
poruszali się niemal bezszelestnie, w obawie przed zakłóceniem jego spokoju. Jedynymi
odgłosami były przytłumiony dźwięk stawiania na stole coraz to nowych potraw i
tykanie stojącego w przedpokoju zegara. Seijurou cenił sobie ciszę, jednak to
wydało mu się przesadą.
W
końcu do jego uszu dobiegł odgłos stawianych na schodach kroków. Po chwili
ojciec wkroczył do jadalni i nie zaszczycając go jednym spojrzeniem, zajął miejsce
po przeciwnej stronie stołu. Długość blatu zdawała się idealnie odzwierciedlać
dystans, jaki panował w ich wzajemnych relacjach. Seijurou obserwował go z
kamiennym wyrazem twarzy, w oczekiwaniu na jakiś ruch z jego strony. Nigdy nie
zaczynał rozmowy jako pierwszy. Dopiero po chwili zauważył, że coś się zmieniło
w wyglądzie Masao. Jego przystojna twarz, zwykle napięta i surowa, wydawała się
teraz jakaś zmęczona i pozbawiona swej zwyczajnej stanowczości. Nie była to
jakaś kolosalna zmiana i prawdopodobnie nikt inny tego nie dostrzegał, jednak
Seijuro był doskonałym obserwatorem i z łatwością zauważał rzeczy, których nie
widział przeciętny człowiek.
–
Seijurou – odezwał się w końcu Masao, nakładając na talerz duszone warzywa –Nie
będę cię zadręczał pytaniami o szkołę i zajęcia pozalekcyjne, bo jestem przekonany,
że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Akashi
popatrzył na niego ze ściągniętymi brwiami, nie spodziewając się takich słów z
jego strony. Każda jego rozmowa z ojcem przebiegała według pewnego schematu, w
którym wypytywanie o postępy syna było kluczowym elementem.
–
Tak właśnie jest, ojcze. – odpowiedział cicho po dłuższej chwili.
–
Więc pozwolisz, że przejdę od razu do sedna sprawy. Pewnie interesuje cię powód
mojej nagłej wizyty – Seijurou nie odpowiedział i tylko obserwował jak ojciec nalewa
sobie wina do kieliszka – W ostatnim czasie niespodziewanie wypłynęła
propozycja współpracy w interesach z ważnym europejskim producentem samochodów.
Nie ukrywam, że bardzo zależy mi na tej współpracy.
–
Rozumiem ojcze. – odparł, segregując na talerzu warzywa zgodnie z kolejnością,
w jakiej zamierzał je zjeść. Właściwie nie musiał już o nic pytać, bo zdążył
wywnioskować powód wizyty.
–
Negocjacje będą odbywać się w Kioto – wyjaśnił ojciec zgodnie z jego przewidywaniami.
– Lecz to nie wszystko synu.
Seijurou podniósł głowę i posłał mu pytające
spojrzenie znad dzbanka z wodą.
–
Tak?
–
Ten inwestor przyjechał ze swoją córką. Jest chyba w podobnym wieku co ty. Z
resztą dziś wieczorem ich poznasz, bo zdecydowałem się zorganizować przyjęcie. –
Akashi uniósł brwi. Huh…? To dopiero
ciekawe. – Rzecz w tym, że To Brytyjczycy i z pewnością nie posługują się
japońskim. Ty z kolei doskonale władasz angielskim, więc liczę na to, że w
czasie gdy ja będę prowadził negocjacje z tym Anglikiem, ty zajmiesz się jego
córką.
–
Zajmę się…?
–
To znaczy, że nie pozwolisz jej się nudzić. Negocjacje potrwają przynajmniej
miesiąc, więc na ten czas zapewnisz jej rozrywkę. Przecież obaj chcemy, żaby
zarówno ojciec, jak i córka byli zadowoleni, prawda? – zapytał Masao, kładąc
szczególny nacisk na słowo zadowoleni.
–
Tak… Ojcze. – potwierdził po dłuższej chwili, choć jeszcze nie do
końca dotarł do niego sens ojcowskich słów. Czy właśnie zlecono mu pełnienie
rolę bawidamka dla jakiejś rozwydrzonej, europejskiej bogaczki…? Pomijając
fakt, że polecenie ojca wydało mu się co najmniej śmieszne i zupełnie nie w
jego stylu, to bardziej zastanawiało go, w jaki sposób miał to pogodzić ze
wszystkimi swoimi zajęciami.
–
Masz teraz wakacje, więc nie musisz przejmować się szkołą – powiedział po
chwili ojciec, najwyraźniej zauważając jego sceptyczne nastawienie – a całą
resztę zorganizujesz tak, by nie ucierpiała na tym ani ona, ani twoja nauka.
Mam nadzieję, że się rozumiemy. – dokończył nie znoszącym sprzeciwu tonem.
–
Tak, ojcze. – powtórzył po raz kolejny pozbawionym emocji głosem i zajął się
krojeniem pieczonej wołowiny. Jeśli ojciec tak postawił sprawę, to chcąc nie
chcąc musiał się do tego dostosować. A jeżeli w grę wchodziło dobro rodzinnych
interesów, to tym bardziej nie powinien okazywać sprzeciwu.
Dokończyli posiłek w milczeniu, po czym
Seijurou wstał z zamiarem opuszczenia jadalni.
–
Seijurou. Jeszcze jedno – głos ojca zatrzymał go w progu – Nie powiedziałem ci
najważniejszego. Z tego co się dowiedziałem, to ci Brytyjczycy są dość specyficznymi ludźmi, więc ufam, że
wykażesz się cierpliwością i doskonałymi manierami, tak jak na członka rodziny
Akashi przystało.
–
Ach tak…? – zapytał cicho Seijurou, nie odwracając głowy w jego kierunku – W takim razie dam z siebie wszystko… Ojcze.
Opuścił
pomieszczenie dostojnym krokiem i skierował się do biblioteki, a jego usta
rozchyliły się w dwuznacznym uśmiechu.
Dochodziła
18 a cała służba uwijała się jak w ukropie, by dopiąć wszystko na ostatni guzik
przed rozpoczęciem przyjęcia. Zapowiadało się naprawdę wystawne przyjęcie i
Akashi pomyślał, że ojciec musi pokładać naprawdę wielką nadzieję w interesach
z tym Anglikiem. Cóż, jeśli ta umowa naprawdę jest dla nich taka ważna, w takim
razie on też postara się, by pomóc w
jej szybkiej finalizacji. Inne plany i zajęcia mogą wyjątkowo poczekać.
Udał
się do swojej garderoby i nałożył przygotowane wcześniej szare spodnie od
garnituru oraz śnieżnobiałą koszulę na spinki- oczywiście wszystko najwyższej
jakości. Na koszulę nałożył kamizelkę od garnituru, jednak odpuścił już sobie należącą do kompletu marynarkę. Był przekonany, że dostojniej prezentuje się bez niej. Po
dopięciu ostatniego guziczka, ustał naprzeciwko wysokiego lustra. Dwukolorowe
oczy błysnęły z satysfakcją, gdy mierzył się wzrokiem od góry do dołu.
Wiedział, że zrobi na gościach dobre wrażenie. Nie, żeby zależało mu na imponowaniu
ludziom swoim wyglądem – nie interesowały go takie przyziemne rzeczy. Po prostu
uważał, że pozycja społeczna, jaką zajmowała jego rodzina wiązała się z godną prezencją.
Na
koniec przeczesał palcami trochę niesforne, opadające na oczy kosmyki i
zanotował sobie w pamięci, by w najbliższym czasie je skrócić. Zakończywszy
przygotowania udał się na dół, do przestronnej sali balowej, by zorientować się
w sytuacji. Wynajęta orkiestra właśnie dostrajała instrumenty i Akashi podszedł
do nich, by porozmawiać o repertuarze. Sam grał na skrzypcach i fortepianie od
czwartego roku życia, niedawno również podjął lekcje gry na klarnecie. Pewnie
gdyby nie ranga tego przyjęcia i fakt, że musiał dziś wieczór zabawiać córkę
tego angielskiego biznesmena, to ojciec kazałby mu robić za jednoosobową
orkiestrę. Rzadko przepuszczał okazję, by zaimponować gościom umiejętnościami
syna.
W
czasie gdy Akashi pouczał jednego z członków orkiestry, dlaczego powinni zagrać
na początek Liszta a nie Mozarta, w oddalonym o kilka kilometrów od rezydencji
hotelu, April van Rosenberg mocowała się z wiązaniami od pięknej yukaty, którą
zdecydowała się włożyć na wieczorne przyjęcie. Nigdy nie była zbyt uzdolniona
manualnie, więc kokarda, którą próbowała zawiązać co rusz się rozwalała, ale że
nie dawała za wygraną, w końcu udało się jej zrobić w miarę eleganckie
wiązanie. Niesłychanie z siebie dumna podziwiała efekt w wielkim lustrze
zajmującym pół ściany hotelowego pokoju. Całe szczęście, że zrobiła wcześniej
jako taką fryzurę, bo teraz będąc odzianą w sztywny i ciężki materiał pewnie
niewiele udałoby się jej zdziałać na tym polu. Część włosów ułożyła w wysoki
kok, a pozostałe pasma, które
pozostawiła luźno, szeleściły cicho na plecach z każdym jej ruchem.
Mimo, że była rodowitą Brytyjką, posiadała
bardzo delikatną i nietypową dla tego kraju urodę. Sięgające do pasa, jasne jak
pszenica włosy, w połączeniu z ciemno- turkusowymi oczami, porcelanową cerą i
piegami, które pokrywały znaczą część jej twarzy, przywodziły na myśl
kombinację chłodnej nordyckiej urody ze znacznie cieplejszą kolorystycznie
celtycką. Zawdzięczała swój wygląd matce, której przodkowie będący wikingami,
osiedlili się na terenach ówczesnej Irlandii.
April
nigdy jakoś za specjalnie nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu i stroju,
nigdy też nie potrafiła się porządnie umalować, więc teraz stojąc przed lustrem
w strojnej yukacie i z transparentną pomadką na ustach, czuła się odrobinę
nieswojo. Bardzo jednak chciała zrobić przyjemność swojemu ojcu, który często
powtarzał, że jest wdzięczny losowi, że jego córka tak bardzo przypomina zmarłą
przed laty matkę. A gdy kiedyś mała April odkopała w rodzinnych pamiątkach
zdjęcie, na którym jej mama była ubrana w yukatę, wtedy postanowiła, że gdy
nadarzy się okazja, ona sama też nałoży ten tradycyjny japoński strój. I oto
właśnie dziś wieczorem nadarzała się ku temu wprost idealna sposobność.
Dwa
dni temu, wraz z ojcem przylecieli do Kioto w Japonii, gdzie miały odbywać się
negocjacje z potencjalnym partnerem w interesach. April była bardzo podekscytowana tymczasowym
pobytem w Kraju Kwitnącej Wiśni. W niecałe dwa dni zdążyła zwiedzić
najważniejsze miejsca w Kioto, przy okazji też zajrzała do słynnej,
międzynarodowej kliniki onkologii dziecięcej. Od dobrych kilku lat była wolontariuszką
pomagającą dzieciom z rakiem i ich rodzinom, a w związku z osobistymi
doświadczeniami w tej kwestii, stanowiło to bardzo ważną część jej życia. Nawet
teraz, będąc w obcym kraju nie zamierzała rezygnować ze swojej misji niesienia
pomocy potrzebującym.
Miesiąc
temu skończyła szkołę średnią i rozważała pójście na studia medyczne. Była
jednak rozdarta wewnętrznie, bo choć marzyła o zostaniu lekarzem, to zdawała
sobie sprawę że medycyna jest bardzo ciężkim kierunkiem i nauka pochłonęłaby większość
jej czasu. April była człowiekiem czynu i
bardzo nie chciała, by faktyczny kontakt z chorymi dziećmi ucierpiał
przez to, że ona siedziałaby z nosem w książkach. Ostateczną decyzję odwlekała
jak mogła i miała nadzieję, że podczas pobytu w Japonii nastąpi coś, co
pomogłoby jej w dokonaniu właściwego wyboru.
Była
mile zaskoczona, gdy w klinice, mimo ogólnego zdziwienia, powitano ją z
otwartymi ramionami. Wcześniej wyobrażała sobie, że powściągliwi, dbający o
konwenanse Japończycy popukają się w głowę na jej propozycję. Faktem było
jednak, że jako klinika międzynarodowa, placówka zatrudniała bardzo wielu
obcokrajowców, w szczególności Amerykanów. A z tymi April potrafiła doskonale
się dogadać, jako że ostatnie kilka lat spędziła z ojcem w Los Angeles.
Szpital był doskonale wyposażony, nie
brakowało tam świetnych specjalistów, jednak poza nimi, nie było tam raczej wielu
osób, które byłyby psychicznym wsparciem i pomocą dla dzieci podczas ich zmagań
z chorobą. Dlatego też ordynator jednego z oddziałów, sympatyczny Amerykanin po
pięćdziesiątce, był bardzo rad, że zgłosiła się do nich osoba z kilkuletnim
doświadczeniem w tej kwestii. Szybko omówili warunki współpracy i pożegnali się
w bardzo przyjaznej atmosferze. Miała stawić się w przyszłym tygodniu na okres
próbny.
Chociaż
czas ich pobytu w Japonii był bliżej nieokreślony, to z doświadczenia
wiedziała, że tego typu wyjazdy w interesach potrafiły przeciągać się
miesiącami. Miała więc pewność, że w nowym szpitalu zagrzeje miejsca
przynajmniej do października. Może do tego czasu uda się jej wymyślić, co dalej
począć ze swoim życiem.
–
Wyglądasz olśniewająco moja Kwietniowa Dumo – usłyszała za plecami głos ojca i
po chwili dojrzała jego odbicie w lustrze. Uśmiechnęła się do niego promiennie.
On też wyglądał olśniewająco, choć jak na swój wiek trochę niekonwencjonalnie.
Anthony van Rosenberg był atrakcyjnym czterdziestolatkiem z piaskowymi włosami
często pozostawionymi w totalnym nieładzie i dość specyficznymi upodobaniami
modowymi. Miał bowiem zamiłowanie do kolorowych, często błyszczących ubrań o
nietypowym kroju, które znacznie wyróżniały go spośród tłumu. Dziś zdecydował
się na jednolity, wściekle niebieski garnitur i czerwone, oxfordzkie pantofle.
–
Żadnych cekinów i dziwnych kapeluszy? I tylko dwa kolory? Tato, chyba się
starzejesz – powiedziała cmokając z przekąsem.
Anthony roześmiał się serdecznie na ten przytyk ze strony córki. Jak
zwykle nie szczędziła mu przyjacielskich uszczypliwości. Istna kopia swojej
wspaniałej matki.
–
No cóż, nawet ja znam pewne granice. – powiedział wesoło i podszedł do córki by
złożyć jej czuły pocałunek na czubku głowy. Był bardzo wysokim człowiekiem i
April ze swoimi 160 centymetrami wzrostu ledwie sięgała mu do przedramienia. –
Nie chcę tak na wstępie zaszokować tych biednych Japończyków, bo jeszcze
wycofają się zanim przystąpimy do jakichkolwiek negocjacji.
–
Jestem pewna, że gdy tylko cię zobaczą, to podpiszą z tobą w ciemno każdą
umowę. Masz niesłychany dar do natychmiastowego zjednywania sobie ludzi.
–
Chyba mówisz w tym momencie o sobie. Twój urok jest bardzo przydatny, dlatego
też zawsze cię ze sobą zabieram, gdy ubijam interesy. – powiedział żartobliwie,
na co April wybuchnęła śmiechem i pokazała mu język. Ona sama uważała, że nie
ma w sobie za grosz wdzięku, chociaż ojciec był z goła odmiennego zdania.
Och,
jak bardzo go kochała. Był najwspanialszym człowiekiem, jakiego znała. Szczodry
i dobroduszny, wspierał ją aktywnie we wszystkim co robiła. Jak nikt inny
rozumiał znaczenie pomocy potrzebującym i znaczną część zysków firmy
przekazywał na finansowanie szpitali i podobne szczytne cele. Mając go przy
swoim boku, April czuła, że faktycznie jest w stanie zdziałać coś dobrego dla
świata.
–
Jestem gotowa, możemy ruszać.
O
19 w progu rezydencji rodziny Akashi pojawili się pierwsi goście. Byli to
przede wszystkim szanowani biznesmeni z Kioto i okolic, ważniejsi stopniem
pracownicy miejscowych oddziałów, oraz przyjaciele rodziny. Kamerdynerzy witali uprzejmie przybyłych i kierowali ich do Sali
balowej, gdzie pod swoje skrzydła przejmował ich Masao, a kelnerzy wręczali im kieliszki
z szampanem bądź winem. Zgodnie z zaleceniem Seijurou orkiestra zagrała Liszta
i po chwili przestronne wnętrze wypełniło dźwiękami skrzypiec, szumem rozmów i
stukaniem kieliszków.
Akashi
jak zwykle koncertowo spisywał się jako syn gospodarza. Umiejętnie lawirował
między kolejnymi grupkami gości, by wymienić się standardowymi grzecznościami i
zabawić ich błyskotliwymi uwagami. Nie przepadał za brylowaniem w towarzystwie,
jednak z uwagi na pozycję swojej rodziny opanował tę sztukę do perfekcji.
Nagle
rozmowy nieco przycichły i spojrzenia zebranych skierowały się w stronę wejścia
do sali, gdzie tuż przy boku Masao pojawił się krzykliwie ubrany, blondwłosy
mężczyzna. Swoim niekonwencjonalnym wyglądem wyraźnie wyróżniał się spośród
innych gości, więc musiał to być nie kto inny, jak wyczekiwany brytyjski
inwestor. Seijurou westchnął w duchu z politowaniem. Nigdy nie miał zbyt
dobrego zdania o Europejczykach, a ten tutaj nie potrafił nawet stosownie się
ubrać. Niemniej jednak podszedł, by się
przedstawić.
–
Akashi Seijurou, syn gospodarza. Jestem zaszczycony mogąc pana poznać. – powiedział płynnym angielskim i ukłonił
nisko głowę. Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął do niego dłoń.
-Anthony
van Rosenberg, bardzo mi miło. Szczerze mówiąc, to ja jestem zaszczycony mogąc
się tu pojawić. To naprawdę wspaniałe przyjęcie.
Seijurou
uśmiechnął się uprzejmie i odwzajemnił uścisk dłoni. Mimo swego dziwacznego
wyglądu, mężczyzna wydał mu się całkiem normalny, a nawet jeśli był jakimś
ekscentrykiem, to przynajmniej potrafił zachować towarzyskie konwenanse.
–
Seijurou – odezwał się pospiesznie jego ojciec – Pan van Rosenberg przed chwilą
mi wyjaśnił, że przy wysiadaniu z samochodu jego szanownej córce rozerwała się
yukata. Twoja pokojówka obiecała się tym zająć, ale czy mógłbyś sprawdzić czy
wszystko jest w porządku?
–
Byłbym niezmiernie wdzięczny, Seijurou – dodał Anthony i posłał mu przepraszające
spojrzenie – Moja córka jest trochę… niezdarna,
wybaczcie nam, że od początku sprawiamy jakieś kłopoty.
–
Oczywiście, to żaden problem – odpowiedział gładko i pochylił lekko głowę. –
Obiecuję, że zaraz przyprowadzę ją całą i zdrową.
Ojciec
wyjaśnił mu, że pokojówka zaprowadziła dziewczynę do jednej z gościnnych
sypialni, więc udał się pod wskazane drzwi szybkim krokiem. Odczekał kilka
chwil zanim zapukał. W tym momencie miał szczerą nadzieję, że dziewczyna nie
będzie mu sprawiać żadnych problemów. Jeśli jednak uprze się, by utrudniać
współpracę… No cóż, będzie musiał uciec się do pewnych środków by wymóc na niej posłuszeństwo, a tego wolał póki
co uniknąć.
Drzwi uchyliły się lekko i w szczelnie pojawiła się twarz pokojówki.
–
Yuukino, jak wygląda sytuacja?
–
Paniczu Seijurou…- wydukała, czerwieniąc się ze zmieszaniem – Ta panienka poprosiła mnie o igłę i nitkę i
uparła się, że sama zaszyje te rozdarcie. Proszę mi wybaczyć paniczu, ale za
nic nie chciała przyjąć mojej pomocy.
Zanim
zdążył cokolwiek odpowiedzieć, z głębi pokoju dobiegł cichy krzyk, więc lekko zaniepokojony, wszedł do pomieszczenia by zobaczyć co się stało. Niewysoka blondynka w kolorowej yukacie, stała zgrabiona tuż przy oknie i trzymała się za
odsłoniętą przez rozerwany materiał nogę. Twarz miała ukrytą za kaskadą
długich, jasnych włosów i mruczała pod nosem coś niezrozumiałego. Akashi
podszedł bliżej i zauważył strużkę krwi spływającą po bladej łydce dziewczyny.
Jej źródło uciskała prawą dłonią.
–
Mogę…? – zapytał pochylając się nad jej nogą z zamiarem obejrzenia rany.
–
Och… To nic takiego, poradzę sobie – zapewniła go beztrosko i odgarnęła włosy z
twarzy.
–
Nalegam. – powiedział z lekkim naciskiem i podniósł głowę by spojrzeć jej w
oczy.
Och.
--------------------------------------------------------------------
Postanowiłam
dodać dwa rozdziały jeden po drugim, ot tak, aby był już jakiś kontent. Pojawia
się April!!! Powiedzcie, co myślicie o "moim" Seijurou??? :)
Przyznam, że przed rozpoczęciem pisania opowiadania studiowałam dokładnie
wszystkie odcinki, w których się pojawiał, doszukiwałam się wskazówek w mandze,
light novels i wszystkich innych oficjalnych źródłach, byle tylko poznać go
trochę bardziej, jego nawyki, zachowania itp. Uważam, że jego osobowość jest
bardzo złożona i jego zachowania są w dużej mierze zależne od sytuacji,
miejsca i jego humoru. Dlatego też doszłam do wniosku, że nie powinnam mu
przykleić jednej jedynej łatki np. agresywnego socjopaty, który wszystkich
dręczy i rzuca się na nich z nożyczkami w każdej sytuacji, bo to po prostu....
mija się z prawdą. Jednakże, mimo iż tak skrupulatnie starałam się
przestudiować jego osobę, to i tak ciężko idzie mi opisywanie jego odczuć i
tego co się dzieje w jego problematycznej łepetynce. To naprawdę nie lada
wyzwanie, by być nim :P Tak więc ten Seijurou Akashi jest taki, jakim ja go
postrzegam, kto inny może widzieć go trochę inaczej. No ale nic, wkrótce April
rozgości się w opowiadaniu na dobre i pojawi się także jej perspektywa, nie
tylko jego.
No
to wszystko, ciao!
Ach, jestem tak samotna na swoim blogu! Tak bardzo, że aż postanowiłam napisać do samej siebie!
OdpowiedzUsuńBuziaczki Heileen, obyś często zamieszczała nowe rozdziały! :*
Dopiero trafiłam na twój blog i muszę stwierdzić że jest cudowny *o* kocham akasia <3 i jestem trochę zazdrosna o April. No cóż na razie skończyłam na tym rozdziale, ale zamierzam przeczytać co do końca. Żebyś nie musiała pisać sama sobie komentarzy obiecuję zostawiać po sobie komentarz :* choć muszę powiedzieć że jestem jak Kuroko nikt mnie nie zauważa xD nawet nauczyciele w szkole tak więc gdy po raz pierwszy obejrzałam KnB to był dla mnie znak xD. Maruta-chan :*
OdpowiedzUsuńOMG OMG to jest piękne o shitencjo
OdpowiedzUsuńkońcówka mnie powaliła aaaaaaaa chce więcej ^^
Pozdro :*
Ja także nie widzę w Seijuuro tylko i wyłącznie psychopaty, który rzuca się na każdego sprzeciwiającemu mu się osobnika z nożyczkami. Oczywiście, on już taki jest i nie daje na siebie patrzeć z góry, ale pamiętajmy, że to jednak jest człowiek. Nie pokazuje uczuć, ale także je czuje, a poza tym przez cały czas czuje presję. Na pewno ma już dość i czasem chciałby, aby nie było mówione mu, że MUSI być najlepszy. Oczywiście, nie widać tego po nim :)
OdpowiedzUsuńTaka wersja, jaką ty tworzysz, idealnie do niego pasuje. Przyzwyczajony do wygranej, pamięta, że musi być najlepszy. Idealnie zachowujący się w towarzystwie, drwi z innych tylko w myślach. To, w jaki sposób go przedstawiasz, naprawdę mi się podoba.
Jeśli chodzi o samą postać April (WOW, jest pierwszą postacią żeńską w jakimś opowiadaniu, której imię od razu zapamiętałam) to jeszcze nie wiem, co o niej myśleć. Szalona i niezdarna chce nieść pomoc całemu światu... Czuję, że będzie niezwykle irytująca w oczach Akashi'ego.
Relacje pomiędzy Seijuuro, a jego ojcem, także udało ci się świetnie przedstawić. Choć tak właściwie, pomiędzy nimi panuje taki dystans, że trudno określić to jakąkolwiek relacją.
We wcześniejszych rozdziałach nie skupiałam się tak bardzo na tym, jak piszesz, ale jednak tutaj zauważyłam coś, o czym muszę wspomnieć (Paola-Vea zawsze znajduje coś, co można skrytykować). Chodzi o Twój lekko błędny zapis dialogu. Na pierwszy rzut oka, które nie potrafi wyłapywać błędów, wszystko jest dobrze, jednak po kilku miesiącach wyszukiwania wszystkiego co błędne, moje oczy szybko coś zauważają (Tak jak Akashi, ja także widzę wszystko, co jest źle). Chodzi o błędy interpunkcyjne, które się pojawiają. Głównie o stawianie kropek w miejscach, w których ich nie potrzeba ;)
Pozdrawiam i życzę weny :)
Paola-Vea ^^