środa, 20 maja 2015

Rozdział II





Seijurou siedział samotnie przy stole w jadalni, czekając z posiłkiem na ojca. Masaomi Akashi, zgodnie z zapowiedzią zjawił się w rezydencji nim wybiło południe, i po dość oficjalnym przywitaniu z synem, udał się do jednej z sypialni na piętrze, by odpocząć i odświeżyć się po długiej podróży.
Nastała pora obiadowa, więc lada moment powinien zejść na dół i Seijurou w końcu usłyszy powody tej zaskakującej wizyty.
Paradoksalnie, w domu panowała jeszcze większa cisza, niż kiedy przebywał tu zupełnie sam. Służba zdawała się być głęboko poruszona przyjazdem pana domu i wszyscy poruszali się niemal bezszelestnie, w obawie przed zakłóceniem jego spokoju. Jedynymi odgłosami były przytłumiony dźwięk stawiania na stole coraz to nowych potraw i tykanie stojącego w przedpokoju zegara. Seijurou cenił sobie ciszę, jednak to wydało mu się przesadą.
W końcu do jego uszu dobiegł odgłos stawianych na schodach kroków. Po chwili ojciec wkroczył do jadalni i nie zaszczycając go jednym spojrzeniem, zajął miejsce po przeciwnej stronie stołu. Długość blatu zdawała się idealnie odzwierciedlać dystans, jaki panował w ich wzajemnych relacjach. Seijurou obserwował go z kamiennym wyrazem twarzy, w oczekiwaniu na jakiś ruch z jego strony. Nigdy nie zaczynał rozmowy jako pierwszy. Dopiero po chwili zauważył, że coś się zmieniło w wyglądzie Masao. Jego przystojna twarz, zwykle napięta i surowa, wydawała się teraz jakaś zmęczona i pozbawiona swej zwyczajnej stanowczości. Nie była to jakaś kolosalna zmiana i prawdopodobnie nikt inny tego nie dostrzegał, jednak Seijuro był doskonałym obserwatorem i z łatwością zauważał rzeczy, których nie widział przeciętny człowiek.
– Seijurou – odezwał się w końcu Masao, nakładając na talerz duszone warzywa –Nie będę cię zadręczał pytaniami o szkołę i zajęcia pozalekcyjne, bo jestem przekonany, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Akashi popatrzył na niego ze ściągniętymi brwiami, nie spodziewając się takich słów z jego strony. Każda jego rozmowa z ojcem przebiegała według pewnego schematu, w którym wypytywanie o postępy syna było kluczowym elementem.
– Tak właśnie jest, ojcze. – odpowiedział cicho po dłuższej chwili.
– Więc pozwolisz, że przejdę od razu do sedna sprawy. Pewnie interesuje cię powód mojej nagłej wizyty – Seijurou nie odpowiedział i tylko obserwował jak ojciec nalewa sobie wina do kieliszka – W ostatnim czasie niespodziewanie wypłynęła propozycja współpracy w interesach z ważnym europejskim producentem samochodów. Nie ukrywam, że bardzo zależy mi na tej współpracy.
– Rozumiem ojcze. – odparł, segregując na talerzu warzywa zgodnie z kolejnością, w jakiej zamierzał je zjeść. Właściwie nie musiał już o nic pytać, bo zdążył wywnioskować powód wizyty.
– Negocjacje będą odbywać się w Kioto – wyjaśnił ojciec zgodnie z jego przewidywaniami. – Lecz to nie wszystko synu.
Seijurou podniósł głowę i posłał mu pytające spojrzenie znad dzbanka z wodą.           
– Tak?
– Ten inwestor przyjechał ze swoją córką. Jest chyba w podobnym wieku co ty. Z resztą dziś wieczorem ich poznasz, bo zdecydowałem się zorganizować przyjęcie. – Akashi uniósł brwi. Huh…? To dopiero ciekawe. – Rzecz w tym, że To Brytyjczycy i z pewnością nie posługują się japońskim. Ty z kolei doskonale władasz angielskim, więc liczę na to, że w czasie gdy ja będę prowadził negocjacje z tym Anglikiem, ty zajmiesz się jego córką.
Zajmę się…?
– To znaczy, że nie pozwolisz jej się nudzić. Negocjacje potrwają przynajmniej miesiąc, więc na ten czas zapewnisz jej rozrywkę. Przecież obaj chcemy, żaby zarówno ojciec, jak i córka byli zadowoleni, prawda? – zapytał Masao, kładąc szczególny nacisk na słowo zadowoleni.
– Tak… Ojcze. – potwierdził po dłuższej chwili, choć jeszcze nie do końca dotarł do niego sens ojcowskich słów. Czy właśnie zlecono mu pełnienie rolę bawidamka dla jakiejś rozwydrzonej, europejskiej bogaczki…? Pomijając fakt, że polecenie ojca wydało mu się co najmniej śmieszne i zupełnie nie w jego stylu, to bardziej zastanawiało go, w jaki sposób miał to pogodzić ze wszystkimi swoimi zajęciami.
– Masz teraz wakacje, więc nie musisz przejmować się szkołą – powiedział po chwili ojciec, najwyraźniej zauważając jego sceptyczne nastawienie – a całą resztę zorganizujesz tak, by nie ucierpiała na tym ani ona, ani twoja nauka. Mam nadzieję, że się rozumiemy. – dokończył nie znoszącym sprzeciwu tonem.
– Tak, ojcze. – powtórzył po raz kolejny pozbawionym emocji głosem i zajął się krojeniem pieczonej wołowiny. Jeśli ojciec tak postawił sprawę, to chcąc nie chcąc musiał się do tego dostosować. A jeżeli w grę wchodziło dobro rodzinnych interesów, to tym bardziej nie powinien okazywać sprzeciwu.
 Dokończyli posiłek w milczeniu, po czym Seijurou wstał z zamiarem opuszczenia jadalni.
– Seijurou. Jeszcze jedno – głos ojca zatrzymał go w progu – Nie powiedziałem ci najważniejszego. Z tego co się dowiedziałem, to ci Brytyjczycy są dość specyficznymi ludźmi, więc ufam, że wykażesz się cierpliwością i doskonałymi manierami, tak jak na członka rodziny Akashi przystało.
­– Ach tak…? – zapytał cicho Seijurou, nie odwracając głowy w jego kierunku  – W takim razie dam z siebie wszystko… Ojcze.
Opuścił pomieszczenie dostojnym krokiem i skierował się do biblioteki, a jego usta rozchyliły się w dwuznacznym uśmiechu.  




Dochodziła 18 a cała służba uwijała się jak w ukropie, by dopiąć wszystko na ostatni guzik przed rozpoczęciem przyjęcia. Zapowiadało się naprawdę wystawne przyjęcie i Akashi pomyślał, że ojciec musi pokładać naprawdę wielką nadzieję w interesach z tym Anglikiem. Cóż, jeśli ta umowa naprawdę jest dla nich taka ważna, w takim razie on też postara się, by pomóc w jej szybkiej finalizacji. Inne plany i zajęcia mogą wyjątkowo poczekać.
Udał się do swojej garderoby i nałożył przygotowane wcześniej szare spodnie od garnituru oraz śnieżnobiałą koszulę na spinki- oczywiście wszystko najwyższej jakości. Na koszulę nałożył kamizelkę od garnituru, jednak odpuścił już sobie należącą do kompletu marynarkę. Był przekonany, że dostojniej prezentuje się bez niej. Po dopięciu ostatniego guziczka, ustał naprzeciwko wysokiego lustra. Dwukolorowe oczy błysnęły z satysfakcją, gdy mierzył się wzrokiem od góry do dołu. Wiedział, że zrobi na gościach dobre wrażenie. Nie, żeby zależało mu na imponowaniu ludziom swoim wyglądem – nie interesowały go takie przyziemne rzeczy. Po prostu uważał, że pozycja społeczna, jaką zajmowała jego rodzina wiązała się z godną prezencją.
Na koniec przeczesał palcami trochę niesforne, opadające na oczy kosmyki i zanotował sobie w pamięci, by w najbliższym czasie je skrócić. Zakończywszy przygotowania udał się na dół, do przestronnej sali balowej, by zorientować się w sytuacji. Wynajęta orkiestra właśnie dostrajała instrumenty i Akashi podszedł do nich, by porozmawiać o repertuarze. Sam grał na skrzypcach i fortepianie od czwartego roku życia, niedawno również podjął lekcje gry na klarnecie. Pewnie gdyby nie ranga tego przyjęcia i fakt, że musiał dziś wieczór zabawiać córkę tego angielskiego biznesmena, to ojciec kazałby mu robić za jednoosobową orkiestrę. Rzadko przepuszczał okazję, by zaimponować gościom umiejętnościami syna.

W czasie gdy Akashi pouczał jednego z członków orkiestry, dlaczego powinni zagrać na początek Liszta a nie Mozarta, w oddalonym o kilka kilometrów od rezydencji hotelu, April van Rosenberg mocowała się z wiązaniami od pięknej yukaty, którą zdecydowała się włożyć na wieczorne przyjęcie. Nigdy nie była zbyt uzdolniona manualnie, więc kokarda, którą próbowała zawiązać co rusz się rozwalała, ale że nie dawała za wygraną, w końcu udało się jej zrobić w miarę eleganckie wiązanie. Niesłychanie z siebie dumna podziwiała efekt w wielkim lustrze zajmującym pół ściany hotelowego pokoju. Całe szczęście, że zrobiła wcześniej jako taką fryzurę, bo teraz będąc odzianą w sztywny i ciężki materiał pewnie niewiele udałoby się jej zdziałać na tym polu. Część włosów ułożyła w wysoki kok, a pozostałe pasma, które  pozostawiła luźno, szeleściły cicho na plecach z każdym jej ruchem.
 Mimo, że była rodowitą Brytyjką, posiadała bardzo delikatną i nietypową dla tego kraju urodę. Sięgające do pasa, jasne jak pszenica włosy, w połączeniu z ciemno- turkusowymi oczami, porcelanową cerą i piegami, które pokrywały znaczą część jej twarzy, przywodziły na myśl kombinację chłodnej nordyckiej urody ze znacznie cieplejszą kolorystycznie celtycką. Zawdzięczała swój wygląd matce, której przodkowie będący wikingami, osiedlili się na terenach ówczesnej Irlandii.
April nigdy jakoś za specjalnie nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu i stroju, nigdy też nie potrafiła się porządnie umalować, więc teraz stojąc przed lustrem w strojnej yukacie i z transparentną pomadką na ustach, czuła się odrobinę nieswojo. Bardzo jednak chciała zrobić przyjemność swojemu ojcu, który często powtarzał, że jest wdzięczny losowi, że jego córka tak bardzo przypomina zmarłą przed laty matkę. A gdy kiedyś mała April odkopała w rodzinnych pamiątkach zdjęcie, na którym jej mama była ubrana w yukatę, wtedy postanowiła, że gdy nadarzy się okazja, ona sama też nałoży ten tradycyjny japoński strój. I oto właśnie dziś wieczorem nadarzała się ku temu wprost idealna sposobność.
Dwa dni temu, wraz z ojcem przylecieli do Kioto w Japonii, gdzie miały odbywać się negocjacje z potencjalnym partnerem w interesach.  April była bardzo podekscytowana tymczasowym pobytem w Kraju Kwitnącej Wiśni. W niecałe dwa dni zdążyła zwiedzić najważniejsze miejsca w Kioto, przy okazji też zajrzała do słynnej, międzynarodowej kliniki onkologii dziecięcej. Od dobrych kilku lat była wolontariuszką pomagającą dzieciom z rakiem i ich rodzinom, a w związku z osobistymi doświadczeniami w tej kwestii, stanowiło to bardzo ważną część jej życia. Nawet teraz, będąc w obcym kraju nie zamierzała rezygnować ze swojej misji niesienia pomocy potrzebującym.
Miesiąc temu skończyła szkołę średnią i rozważała pójście na studia medyczne. Była jednak rozdarta wewnętrznie, bo choć marzyła o zostaniu lekarzem, to zdawała sobie sprawę że medycyna jest bardzo ciężkim kierunkiem i nauka pochłonęłaby większość jej czasu. April była człowiekiem czynu i  bardzo nie chciała, by faktyczny kontakt z chorymi dziećmi ucierpiał przez to, że ona siedziałaby z nosem w książkach. Ostateczną decyzję odwlekała jak mogła i miała nadzieję, że podczas pobytu w Japonii nastąpi coś, co pomogłoby jej w dokonaniu właściwego wyboru.
Była mile zaskoczona, gdy w klinice, mimo ogólnego zdziwienia, powitano ją z otwartymi ramionami. Wcześniej wyobrażała sobie, że powściągliwi, dbający o konwenanse Japończycy popukają się w głowę na jej propozycję. Faktem było jednak, że jako klinika międzynarodowa, placówka zatrudniała bardzo wielu obcokrajowców, w szczególności Amerykanów. A z tymi April potrafiła doskonale się dogadać, jako że ostatnie kilka lat spędziła z ojcem w Los Angeles.
  Szpital był doskonale wyposażony, nie brakowało tam świetnych specjalistów, jednak poza nimi, nie było tam raczej wielu osób, które byłyby psychicznym wsparciem i pomocą dla dzieci podczas ich zmagań z chorobą. Dlatego też ordynator jednego z oddziałów, sympatyczny Amerykanin po pięćdziesiątce, był bardzo rad, że zgłosiła się do nich osoba z kilkuletnim doświadczeniem w tej kwestii. Szybko omówili warunki współpracy i pożegnali się w bardzo przyjaznej atmosferze. Miała stawić się w przyszłym tygodniu na okres próbny.
Chociaż czas ich pobytu w Japonii był bliżej nieokreślony, to z doświadczenia wiedziała, że tego typu wyjazdy w interesach potrafiły przeciągać się miesiącami. Miała więc pewność, że w nowym szpitalu zagrzeje miejsca przynajmniej do października. Może do tego czasu uda się jej wymyślić, co dalej począć ze swoim życiem.   
– Wyglądasz olśniewająco moja Kwietniowa Dumo – usłyszała za plecami głos ojca i po chwili dojrzała jego odbicie w lustrze. Uśmiechnęła się do niego promiennie. On też wyglądał olśniewająco, choć jak na swój wiek trochę niekonwencjonalnie. Anthony van Rosenberg był atrakcyjnym czterdziestolatkiem z piaskowymi włosami często pozostawionymi w totalnym nieładzie i dość specyficznymi upodobaniami modowymi. Miał bowiem zamiłowanie do kolorowych, często błyszczących ubrań o nietypowym kroju, które znacznie wyróżniały go spośród tłumu. Dziś zdecydował się na jednolity, wściekle niebieski garnitur i czerwone, oxfordzkie pantofle.
– Żadnych cekinów i dziwnych kapeluszy? I tylko dwa kolory? Tato, chyba się starzejesz – powiedziała cmokając z przekąsem.  Anthony roześmiał się serdecznie na ten przytyk ze strony córki. Jak zwykle nie szczędziła mu przyjacielskich uszczypliwości. Istna kopia swojej wspaniałej matki.
– No cóż, nawet ja znam pewne granice. – powiedział wesoło i podszedł do córki by złożyć jej czuły pocałunek na czubku głowy. Był bardzo wysokim człowiekiem i April ze swoimi 160 centymetrami wzrostu ledwie sięgała mu do przedramienia. – Nie chcę tak na wstępie zaszokować tych biednych Japończyków, bo jeszcze wycofają się zanim przystąpimy do jakichkolwiek negocjacji.
– Jestem pewna, że gdy tylko cię zobaczą, to podpiszą z tobą w ciemno każdą umowę. Masz niesłychany dar do natychmiastowego zjednywania sobie ludzi.
– Chyba mówisz w tym momencie o sobie. Twój urok jest bardzo przydatny, dlatego też zawsze cię ze sobą zabieram, gdy ubijam interesy. – powiedział żartobliwie, na co April wybuchnęła śmiechem i pokazała mu język. Ona sama uważała, że nie ma w sobie za grosz wdzięku, chociaż ojciec był z goła odmiennego zdania. 
Och, jak bardzo go kochała. Był najwspanialszym człowiekiem, jakiego znała. Szczodry i dobroduszny, wspierał ją aktywnie we wszystkim co robiła. Jak nikt inny rozumiał znaczenie pomocy potrzebującym i znaczną część zysków firmy przekazywał na finansowanie szpitali i podobne szczytne cele. Mając go przy swoim boku, April czuła, że faktycznie jest w stanie zdziałać coś dobrego dla świata.
– Jestem gotowa, możemy ruszać.


O 19 w progu rezydencji rodziny Akashi pojawili się pierwsi goście. Byli to przede wszystkim szanowani biznesmeni z Kioto i okolic, ważniejsi stopniem pracownicy miejscowych oddziałów, oraz przyjaciele rodziny. Kamerdynerzy witali  uprzejmie przybyłych i kierowali ich do Sali balowej, gdzie pod swoje skrzydła przejmował ich Masao, a kelnerzy wręczali im kieliszki z szampanem bądź winem. Zgodnie z zaleceniem Seijurou orkiestra zagrała Liszta i po chwili przestronne wnętrze wypełniło dźwiękami skrzypiec, szumem rozmów i stukaniem kieliszków.
Akashi jak zwykle koncertowo spisywał się jako syn gospodarza. Umiejętnie lawirował między kolejnymi grupkami gości, by wymienić się standardowymi grzecznościami i zabawić ich błyskotliwymi uwagami. Nie przepadał za brylowaniem w towarzystwie, jednak z uwagi na pozycję swojej rodziny opanował tę sztukę do perfekcji.
Nagle rozmowy nieco przycichły i spojrzenia zebranych skierowały się w stronę wejścia do sali, gdzie tuż przy boku Masao pojawił się krzykliwie ubrany, blondwłosy mężczyzna. Swoim niekonwencjonalnym wyglądem wyraźnie wyróżniał się spośród innych gości, więc musiał to być nie kto inny, jak wyczekiwany brytyjski inwestor. Seijurou westchnął w duchu z politowaniem. Nigdy nie miał zbyt dobrego zdania o Europejczykach, a ten tutaj nie potrafił nawet stosownie się ubrać. Niemniej jednak  podszedł, by się przedstawić.
– Akashi Seijurou, syn gospodarza. Jestem zaszczycony mogąc pana poznać.  – powiedział płynnym angielskim i ukłonił nisko głowę. Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął do niego dłoń.
-Anthony van Rosenberg, bardzo mi miło. Szczerze mówiąc, to ja jestem zaszczycony mogąc się tu pojawić. To naprawdę wspaniałe przyjęcie.
Seijurou uśmiechnął się uprzejmie i odwzajemnił uścisk dłoni. Mimo swego dziwacznego wyglądu, mężczyzna wydał mu się całkiem normalny, a nawet jeśli był jakimś ekscentrykiem, to przynajmniej potrafił zachować towarzyskie konwenanse. 
– Seijurou – odezwał się pospiesznie jego ojciec – Pan van Rosenberg przed chwilą mi wyjaśnił, że przy wysiadaniu z samochodu jego szanownej córce rozerwała się yukata. Twoja pokojówka obiecała się tym zająć, ale czy mógłbyś sprawdzić czy wszystko jest w porządku?
– Byłbym niezmiernie wdzięczny, Seijurou – dodał Anthony i posłał mu przepraszające spojrzenie – Moja córka jest trochę… niezdarna, wybaczcie nam, że od początku sprawiamy jakieś kłopoty.
– Oczywiście, to żaden problem – odpowiedział gładko i pochylił lekko głowę. – Obiecuję, że zaraz przyprowadzę ją całą i zdrową.
Ojciec wyjaśnił mu, że pokojówka zaprowadziła dziewczynę do jednej z gościnnych sypialni, więc udał się pod wskazane drzwi szybkim krokiem. Odczekał kilka chwil zanim zapukał. W tym momencie miał szczerą nadzieję, że dziewczyna nie będzie mu sprawiać żadnych problemów. Jeśli jednak uprze się, by utrudniać współpracę… No cóż, będzie musiał uciec się do pewnych środków by wymóc na niej posłuszeństwo, a tego wolał póki co uniknąć.
Drzwi uchyliły się lekko i w szczelnie pojawiła się twarz pokojówki.  
­– Yuukino, jak wygląda sytuacja?
– Paniczu Seijurou…- wydukała, czerwieniąc się ze zmieszaniem  – Ta panienka poprosiła mnie o igłę i nitkę i uparła się, że sama zaszyje te rozdarcie. Proszę mi wybaczyć paniczu, ale za nic nie chciała przyjąć mojej pomocy.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, z głębi pokoju dobiegł cichy krzyk, więc lekko zaniepokojony, wszedł do pomieszczenia by zobaczyć co się stało. Niewysoka blondynka w kolorowej yukacie, stała zgrabiona tuż przy oknie i trzymała się za odsłoniętą przez rozerwany materiał nogę. Twarz miała ukrytą za kaskadą długich, jasnych włosów i mruczała pod nosem coś niezrozumiałego. Akashi podszedł bliżej i zauważył strużkę krwi spływającą po bladej łydce dziewczyny. Jej źródło uciskała prawą dłonią.
– Mogę…? – zapytał pochylając się nad jej nogą z zamiarem obejrzenia rany.
– Och… To nic takiego, poradzę sobie – zapewniła go beztrosko i odgarnęła włosy z twarzy.
– Nalegam. – powiedział z lekkim naciskiem i podniósł głowę by spojrzeć jej w oczy.


Och. 





--------------------------------------------------------------------
Postanowiłam dodać dwa rozdziały jeden po drugim, ot tak, aby był już jakiś kontent. Pojawia się April!!! Powiedzcie, co myślicie o "moim" Seijurou??? :) Przyznam, że przed rozpoczęciem pisania opowiadania studiowałam dokładnie wszystkie odcinki, w których się pojawiał, doszukiwałam się wskazówek w mandze, light novels i wszystkich innych oficjalnych źródłach, byle tylko poznać go trochę bardziej, jego nawyki, zachowania itp. Uważam, że jego osobowość jest bardzo złożona i  jego zachowania są w dużej mierze zależne od sytuacji, miejsca i jego humoru. Dlatego też doszłam do wniosku, że nie powinnam mu przykleić jednej jedynej łatki np. agresywnego socjopaty, który wszystkich dręczy i rzuca się na nich z nożyczkami w każdej sytuacji, bo to po prostu.... mija się z prawdą. Jednakże, mimo iż tak skrupulatnie starałam się przestudiować jego osobę, to i tak ciężko idzie mi opisywanie jego odczuć i tego co się dzieje w jego problematycznej łepetynce. To naprawdę nie lada wyzwanie, by być nim :P Tak więc ten Seijurou Akashi jest taki, jakim ja go postrzegam, kto inny może widzieć go trochę inaczej. No ale nic, wkrótce April rozgości się w opowiadaniu na dobre i pojawi się także jej perspektywa, nie tylko jego. 
No to wszystko, ciao!

4 komentarze:

  1. Ach, jestem tak samotna na swoim blogu! Tak bardzo, że aż postanowiłam napisać do samej siebie!
    Buziaczki Heileen, obyś często zamieszczała nowe rozdziały! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero trafiłam na twój blog i muszę stwierdzić że jest cudowny *o* kocham akasia <3 i jestem trochę zazdrosna o April. No cóż na razie skończyłam na tym rozdziale, ale zamierzam przeczytać co do końca. Żebyś nie musiała pisać sama sobie komentarzy obiecuję zostawiać po sobie komentarz :* choć muszę powiedzieć że jestem jak Kuroko nikt mnie nie zauważa xD nawet nauczyciele w szkole tak więc gdy po raz pierwszy obejrzałam KnB to był dla mnie znak xD. Maruta-chan :*

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG OMG to jest piękne o shitencjo
    końcówka mnie powaliła aaaaaaaa chce więcej ^^
    Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja także nie widzę w Seijuuro tylko i wyłącznie psychopaty, który rzuca się na każdego sprzeciwiającemu mu się osobnika z nożyczkami. Oczywiście, on już taki jest i nie daje na siebie patrzeć z góry, ale pamiętajmy, że to jednak jest człowiek. Nie pokazuje uczuć, ale także je czuje, a poza tym przez cały czas czuje presję. Na pewno ma już dość i czasem chciałby, aby nie było mówione mu, że MUSI być najlepszy. Oczywiście, nie widać tego po nim :)
    Taka wersja, jaką ty tworzysz, idealnie do niego pasuje. Przyzwyczajony do wygranej, pamięta, że musi być najlepszy. Idealnie zachowujący się w towarzystwie, drwi z innych tylko w myślach. To, w jaki sposób go przedstawiasz, naprawdę mi się podoba.
    Jeśli chodzi o samą postać April (WOW, jest pierwszą postacią żeńską w jakimś opowiadaniu, której imię od razu zapamiętałam) to jeszcze nie wiem, co o niej myśleć. Szalona i niezdarna chce nieść pomoc całemu światu... Czuję, że będzie niezwykle irytująca w oczach Akashi'ego.
    Relacje pomiędzy Seijuuro, a jego ojcem, także udało ci się świetnie przedstawić. Choć tak właściwie, pomiędzy nimi panuje taki dystans, że trudno określić to jakąkolwiek relacją.
    We wcześniejszych rozdziałach nie skupiałam się tak bardzo na tym, jak piszesz, ale jednak tutaj zauważyłam coś, o czym muszę wspomnieć (Paola-Vea zawsze znajduje coś, co można skrytykować). Chodzi o Twój lekko błędny zapis dialogu. Na pierwszy rzut oka, które nie potrafi wyłapywać błędów, wszystko jest dobrze, jednak po kilku miesiącach wyszukiwania wszystkiego co błędne, moje oczy szybko coś zauważają (Tak jak Akashi, ja także widzę wszystko, co jest źle). Chodzi o błędy interpunkcyjne, które się pojawiają. Głównie o stawianie kropek w miejscach, w których ich nie potrzeba ;)
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    Paola-Vea ^^

    OdpowiedzUsuń

Gorąco zachęcam do pozostawiania opinii, wskazówek itp :)